liczby pojedyncze
coraz bardziej przyzwyczajam się do liczb pojedynczych.
samotny w pustym pokoju w którym
brakuje okien i drzwi. żonę wczoraj
zabito w drodze do pracy. syna
na froncie. zostałem sam.
patrzę w miejsce po oknie. widzę tylko samotnego
ptaka.
linie papilarne
pozostaną linie papilarne. ślady dłoni
na murach miast w których żyli
ludzie a dzisiaj włóczą się szczury roznoszące
dokoła swąd dżumy
cholery. po latach pozostaną
po nich odciśnięte w pamięci ślady
małych nóżek niczym zapisy
linii papilarnych.
nadeszli barbarzyńcy
nadeszli barbarzyńcy a my tacy bezbronni. zaskoczeni
chwilą nieuwagi nie potrafimy zrozumieć naszej słabości.
zaciskamy pięści i mielimy w nich nic nie znaczące
słowa sprzeciwu. oni zaś krok po kroku zagarniają nasze
przestrzenie i budują w nich swoje zamki. jeszcze
łudzimy się że z piasku i że wiatr je rozwieje lub zmyje
nadchodząca fala. coraz bardziej bezsilni
kryjemy się za tarczami liter szukając tam
ocalenia.
nadzieja
stoi na dworcu z córeczką na ręku. obok torba. jedyna
jaką zdążyła zabrać z tego co pozostało
po domu. pociągi ogłuszone
hukiem bomb straciły poczucie czasu i orientację.
nie potrafią odnaleźć stacji. jednak czeka.
jak tłumy na peronach wierzące że za granicą
czeka na nich życie. ma nadzieję że powróci
do wolnego już kraju. nadzieja przecież
umiera ostatnia.
odejmowanie
w naszej szkole zmieniono program nauczania. skupiono się
na działaniach. w wyniku wojennych zniszczono
przedszkole w którym dorastało
nasze dzieciństwo. pojawiło się
coraz więcej znaków odejmowania.
sąsiadka z naprzeciwka minus zabity mąż
równa się wdowa. z mojej rodziny
odjęto rodziców i postawiono przy mnie znak
sierota. daremnie szukam
znaków dodawania.
otwarte okno
jestem sam. nie mieszczę się w pokoju a ulica jest dla mnie
zbyt szeroka. ludzie szarzy jak dzień przed zaśnięciem
przechodzą przeze mnie tak cicho jak cienie.
nie potrafię ich zatrzymać. ktoś staje na balustradzie
mostu inny wywija sztandarem jak złamanym skrzydłem.
dwa ptaki szykujące się do odlotu. wracam
do swego gniazda pod parasol z liter.
otwieram okno. patrzę na samotne ptaki
spadające w niebo.
słowo wojna
do niedawno traktowałem wojnę jak słowo
wyjęte z podręcznika do historii. obłożone
rygorami dat i bitew. nie potrafiłem
dopasować do niego czasu teraźniejszego.
pojawiało się w krajach tak odległych
że niemal nierzeczywistych.
dopiero gdy zaczęło łasić się do moich drzwi
zrozumiałem jak łatwo przez nieuwagę
wpuścić je do domu.
siergiej
do tej pory tylko pisał wiersze o wojnie. niedawno
założył prawdziwy mundur. poezja
stała się prozą. dzisiaj
zabił żołnierza o twarzy niemalże
chłopca który był
podobno najlepszym strzelcem
w pułku. zastrzelił więcej ludzi niż on napisał
wierszy
tańce lady makbet
hordy dzikich zwierząt przekraczają granice.
podobni do ludzi by zmylić atakowanych. gwałcą
ich kobiety dziewczynki. nawet dzieci. ich suki
w zrabowanych trupom futrach tańczą przed lustrami
czekając na moment gdy po powrocie samców
będą z ich sierści wylizywać
ślady zbrodni
i gwałtów.
widok z okna III
stoję na ósmym piętrze otwartego na przestrzał
bloku. tu było moje mieszkanie. na prawo
sypialnia w której nie obudzi się już
dwójka małych dzieci, w kuchni żona zasnęła
przy przygotowywaniu śniadania. to moja
rodzina. i ja w miejscu okna
patrzący na sunące ulicą czołgi
żałując że nie jestem
koktajlem mołotowa.
zabawy w wojnę
kiedyś bawili się z kolegami w wojnę. z patyków
robili karabiny z których później strzelali
do germańców. rany zadawane pomidorami zastępowały
prawdziwe. najgorsza była niewola kiedy matki
za karę nie pozwalały wyjść z domu
a same znęcały się nad poplamionymi mundurami.
wczoraj przyniesiono jego ciało do domu. matka
wciąż bezskutecznie próbuje zetrzeć z niego
krew.
Bardzo wymowne wersy…