Tadeusz Zawadowski – wiersze

1
152
Fot.: Andrzej Walter

liczby pojedyncze

coraz bardziej przyzwyczajam się do liczb pojedynczych.
samotny w pustym pokoju w którym
brakuje okien i drzwi. żonę wczoraj
zabito w drodze do pracy. syna
na froncie. zostałem sam.
patrzę w miejsce po oknie. widzę tylko samotnego

ptaka.


linie papilarne

pozostaną linie papilarne. ślady dłoni
na murach miast w których żyli
ludzie a dzisiaj włóczą się szczury roznoszące
dokoła swąd dżumy
cholery. po latach pozostaną
po nich odciśnięte w pamięci ślady
małych nóżek niczym zapisy

linii papilarnych.


nadeszli barbarzyńcy

nadeszli barbarzyńcy a my tacy bezbronni. zaskoczeni
chwilą nieuwagi nie potrafimy zrozumieć naszej słabości.
zaciskamy pięści i mielimy w nich nic nie znaczące
słowa sprzeciwu. oni zaś krok po kroku zagarniają nasze
przestrzenie i budują w nich swoje zamki. jeszcze  
łudzimy się że z piasku i że wiatr je rozwieje lub zmyje
nadchodząca fala. coraz bardziej bezsilni
kryjemy się za tarczami liter szukając tam

ocalenia.


nadzieja  

stoi na dworcu z córeczką na ręku. obok torba. jedyna
jaką zdążyła zabrać z tego co pozostało
po domu. pociągi ogłuszone
hukiem bomb straciły poczucie czasu i orientację.
nie potrafią odnaleźć stacji. jednak czeka.
jak tłumy na peronach wierzące że za granicą
czeka na nich życie. ma nadzieję że powróci
do wolnego już kraju. nadzieja przecież

umiera ostatnia.


odejmowanie

w naszej szkole zmieniono program nauczania. skupiono się
na działaniach. w wyniku wojennych zniszczono
przedszkole w którym dorastało
nasze dzieciństwo. pojawiło się
coraz więcej znaków odejmowania.
sąsiadka z naprzeciwka minus zabity mąż
równa się wdowa. z mojej rodziny
odjęto rodziców i postawiono przy mnie znak
sierota. daremnie szukam

znaków dodawania.


otwarte okno

jestem sam. nie mieszczę się w pokoju a ulica jest dla mnie
zbyt szeroka. ludzie szarzy jak dzień przed zaśnięciem
przechodzą przeze mnie tak cicho jak cienie.
nie potrafię ich zatrzymać. ktoś staje na balustradzie
mostu inny wywija sztandarem jak złamanym skrzydłem.
dwa ptaki szykujące się do odlotu. wracam
do swego gniazda pod parasol z liter.
otwieram okno. patrzę na samotne ptaki

spadające w niebo.


słowo wojna

do niedawno traktowałem wojnę jak słowo
wyjęte z podręcznika do historii. obłożone
rygorami dat i bitew. nie potrafiłem
dopasować do niego czasu teraźniejszego.
pojawiało się w krajach tak odległych
że niemal nierzeczywistych.
dopiero gdy zaczęło łasić się do moich drzwi
zrozumiałem jak łatwo przez nieuwagę

wpuścić je do domu.


siergiej

do tej pory tylko pisał wiersze o wojnie. niedawno
założył prawdziwy mundur. poezja
stała się prozą. dzisiaj
zabił żołnierza o twarzy niemalże
chłopca który był
podobno najlepszym strzelcem
w pułku. zastrzelił więcej ludzi niż on napisał

wierszy


tańce lady makbet

hordy dzikich zwierząt przekraczają granice.
podobni do ludzi by zmylić atakowanych. gwałcą
ich kobiety dziewczynki. nawet dzieci. ich suki
w zrabowanych trupom futrach tańczą przed lustrami
czekając na moment gdy po powrocie samców
będą z ich sierści wylizywać
ślady zbrodni

i gwałtów.


widok z okna III

stoję na ósmym piętrze otwartego na przestrzał
bloku. tu było moje mieszkanie.  na prawo
sypialnia w której nie obudzi się już
dwójka małych dzieci, w kuchni żona zasnęła
przy przygotowywaniu śniadania. to moja
rodzina. i ja w miejscu okna
patrzący na sunące ulicą czołgi
żałując że nie jestem

koktajlem mołotowa.


zabawy w wojnę

kiedyś bawili się z kolegami w wojnę. z patyków
robili karabiny z których później strzelali
do germańców. rany zadawane  pomidorami zastępowały
prawdziwe. najgorsza była niewola kiedy matki
za karę nie pozwalały wyjść z domu
a same znęcały się nad poplamionymi mundurami.
wczoraj przyniesiono jego ciało do domu. matka
wciąż bezskutecznie próbuje zetrzeć z niego

krew.

Reklama

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko