Refleksje nad bytem
„Trzewiczek Amalii albo umarłych z żywymi obcowanie” (2016 i 2019), „Opisze to noc” (2018), „Tratwy Nostradamusa” z 2020 roku – to tytuły ostatnio wydanych książek poetyckich Jana Tulika, a w dorobku ma ich dwanaście. Wszystkie były zauważone przez krytyków literackich i bardzo dobrze przyjęte. „Powroty światła” są najnowszą propozycją poety z Miejsca Piastowego na Podkarpaciu. Tomik wydany jest z najwyższą starannością przez Stowarzyszenie Literacko-Artystyczne „Fraza”, które w swej bibliotece edytorskiej ma już kilka tytułów tego autora. W „Powrotach” zwracają uwagę graficzne akcenty, które niejako przedwstępnie rejestruje oko; stanowią nierozerwalną jedność ze słowem, zostały wyprowadzone z poetyckiego obrazu, ze słowa, niekiedy nawet przybierają formę gry z „wyłowionym” słowem. Konsekwentnie prowadzona grafika towarzyszy wierszom, lecz nie stanowi równoległego nurtu. Pełni rolę usłużną. W takim układzie nie ma mowy o przypadkowości czy dobieraniu do wierszy plastycznych przedstawień z istniejących już kolekcji. Pieczołowite podejście do opracowania graficznego* warte jest odnotowania, jako że coraz rzadziej jest praktykowane. Cieszy to tym bardziej, że poezja Jana Tulika zrośnięta jest ze sztuką, nosi znamiona artystycznego przekazu i po wielokroć odwołuje się do niej.
Jan Tulik uwrażliwiony jest na sztukę, i wszystko jedno jakim językiem ona przemawia, czy dźwiękiem, słowem czy obrazem – znajduje odbicie w jego poetyckich odsłonach. Zapewne wynika to z czułego z nią obcowania. Sztuka zrodzona z wyobraźni człowieka i ubrana w formę jest dla niego taką samą zagadką, jak natura, dająca wszelakie wzorce. NATURA i SZTUKA – dwa kosmosy, z których czerpie garściami; oba wynikłe z niepojmowalnego aktu kreacji – więc i nieprzeniknione, skłaniające do zastygania w namyśle i wpędzające w naturo-zoficzne stany. Tak wiele daje się nimi tłumaczyć. Sztukę można też pojmować jako antytezę przemijalności i nietrwałości życia, które są tak naoczne we wszystkich zjawiskach natury. Dwie niezależne od siebie i zarazem uzupełniające się sfery, dostępne człowiekowi, stwarzają świetny grunt do snucia poważnych refleksji nad kondycją człowieka i nad bytem. I być może dlatego zaprzątają twórczą uwagę Jana Tulika, dlatego przygląda im się dociekliwie i z rozwagą godną wytrawnego poety.
ptaki ozdoby traw i drzew
klejnoty powietrza
odlecę od was znad moich popiołów
odlecę od was ponad moim popiołem
czy pomkniecie za mną do gniazd aniołów
w świetlistych jedwabiach
na krańce wieczności
w bezczas
który jest
który był
który będzie
(„Ptaki moje”, s. 45)
Nadzwyczaj gładko i niewymuszenie płynie ta mowa. Słowa lgną do siebie i do ucha. Wyjątkowa muzyczność jest jedną z cech poezji Tulika, i bynajmniej nie bierze się ona z rymów czy rytmów. Ona po prostu jest w kodzie tej poezji niczym współbrzmienie dźwięków (unisono?), jak coś najbardziej naturalnego, jak „szeleszczące liście krok w krok”, „szmer kukurydzy” czy „jęk komarów i bąków pod ciężarem naszej krwi”. Nie należy doszukiwać się w niej dawnych wzorców czy stylistyk, co najwyżej podziwu dla nich, jako że cała optyka, konstrukcja i struktura wierszy z gruntu jest współczesna.
na drzewie wiadomości sroka
jak ją namalować
na drzewie wiadomości
deszcz śnieg
i melancholia bez gwiazd
(„dość już gwiazd”, fragm., s. 8)
Autor nie goni za poetyckimi nowinami, wyznaje zasadę „złotego środka”. Ceni sobie harmonię i stonowany język, unika emocjonalnej przesady i skrajności. Rozwiązań szuka w przestrzeni między „dawniej” a „dziś” i to na różnych poziomach: językowych, skojarzeniowych czy wyobrażeniowych. Ba, Tulik tę przestrzeń poszerza i po swojemu zagospodarowuje. Przykład? A choćby łączenie i zestrajanie ze sobą języka potocznego z metonimicznym, dyskursywności z krótkimi frazami wywołującymi poetyckie przeskoki myśli. Wypracował tym samym osobliwe obrazowanie myśli, autorską pojęciową retorykę. Autor słusznie zawierza własnym zdolnościom kognitywnym, wykorzystuje nadzwyczajną sprawność percepcyjną i asocjacyjną, zdolności zmysłowe łączy z pozazmysłowymi. Wystarczy przyjrzeć się, jak buduje sytuację liryczną. Czasem wrzuca kilka sprawdzonych słów kluczy, by zasygnalizować symboliczny przestwór, a ten stanowi wymarzone środowisko dla tropienia poetyckiej myśl nad wyraz głębokiej. W konsekwencji wiersz prowadzi do doświadczenia impresyjnego i doznaniowego, które można nazwać aktem uwewnętrzniania świata. Podobnie dzieje się, gdy przygląda się niepozornym rzeczom i „poddaje badaniom” prozaiczny szczegół. Jakby ich nieszczególność skrywała metafizyczny czar. I tu znów przeczucia nie zawodzą. Wewnętrzne oko dla poety jest tak samo ważne jak „szkiełko i oko”. Liryczne „ja” ze wszystkiego wysnuwa jakieś prawdy. Okazuje się, że „dziejami sznurka” można opowiedzieć historię świata, a nie tylko „jednej marnej cywilizacji”. Los zwykłego sznurka splata się z losem człowieka; „sznurek kręgosłup rosochatych konopi / trzymał pod kłódką guzełka tajemnicę / korespondencji / wiązał grzeszne dłonie przynosił dochody pocztom // lecz zasznurowane usta łykały łapczywie powietrze / przez sploty sznura wsączała się na język mgła i wilgoć / zasznurowane usta lepką pulpą skazują / płuca na wieczne wysychanie („dzieje sznurka”, s. 12).
Utwory Tulika są wspaniałym przykładem poetyckich rozważań, metafizycznego zadumania, zastygania w bezruchu wobec najmniejszego przejawu życia, które takie ulotne. Wyostrzanie poetyckiego zmysłu pozwala na błyskotliwe przeskoki myślowe z dookolnego pejzażu w wymiary transcendentne. Obcując z taką poezją ma się nieodparte wrażenie przekraczania raz po raz jakichś granic. Jest to nieustanne uzmysławianie sobie świata zobaczonego.
las w deszczu jest mniej smutny
niż miasto w deszczu
las w deszczu sączy melancholię
miasto w deszczu cierpi boleść
nie spodziewałem się jak wiele człowiek może
unieść rozpaczy boję się
że potrafi jeszcze więcej bardzo się boję
śpiewa miasto
zaczynam coraz mniej się dziwić
przywykam a to nieszczęście
to powietrze umiera nie my
krztuszący się łapczywie wdychający resztki lasu
(„las w deszczu,” s. 47)
W „Szeleście miłości” – drugiej części „Powrotów światła” – bohater liryczny przygląda się miłosnej ekstazie, kobiecie, własnym doznaniom – a w tym wszystkim przegląda się świat. Głód poznania zostaje więc zaspokojony aktem miłosnym. Ale nawet tu zmysłowe powody łączą się z przeżyciem metafizycznym. Spójrzmy, z jaką otwartością buduje obrazy.
to nie mleko to kropla potu kończy jej sutek
pot z czterech nisz na brzuchu spływa do konchy
przegrzebki jakuba
już pielgrzymuje do composteli
(„szmer kukurydzy”, fragm., s. 56)
Takie wiersze pisać może tylko znakomity obserwator życia, w tym również społeczno-politycznych przesileń i zwrotów dziejących się na najbliższym podwórku i tych odleglejszych. W wierszach „lustro pokonuje grawitację”, „zbrodniarze” i „sex pistols znad wisły” daje upust wewnętrznej niezgodzie na nieakceptowalne poczynania. Robi to z wielkim wyczuciem, a mimo to przekaz nie traci na mocy. W „sex pistols znad wisły” zastosował metonimiczny zabieg z ironicznym wdziękiem, co czyni wiersz konceptualny. Niby wszystko zostało ukryte – dlaczego więc jest jasne dla czytelnika znad Wisły? I znów mamy retoryczny popis.
8 XII 1980 lenona zabił fan sex pistols
zawsze znajdzie się rzekomy
bezkarny szaleniec
wierny ideologii sex pistols
i będzie zabijał
słońce mazowsza
wraz ze swą kamarylą
rozpostarło cienie nienawiści
od karpat po bałtyk
nienawidzą oni potworów którzy nie są fanami
sex pistols znad wisły
(„sex pistols znad wisły”, fragm., s.11)
Jan Tulik należy do poetów myślicieli. Można więc z nim odkrywać nieprzebyte ścieżki wyobraźni i poznania i zatapiać się w myślach obrazach. Gdy wiersz ustawia w optyce „przeglądać się w zwierciadle natury” – wprawia nas w poczucie zbliżone do stanu medytacyjnego, lecz jest to kontemplacja. Gdy słowem poetyckim odmierza rzeczywistość zastaną (często poddawaną ambicjom i skazom moralnym ludzi) – widzimy jak na dłoni obraz tej rzeczywistości, związki i powody. Jest to poezja myśli, może dlatego, że jej twórca myśli poezją.
Elżbieta Musiał
Jan Tulik – „Powroty światła”; Wydawnictwo FRAZA, Rzeszów 2022, s. 68
*Idea i opracowanie graficzne: DUET WOLWO (Grzegorz Wolański i Jan Wolski)