José María Paz Gago – wiersze

0
138
Fot. José Cabalar

Żywe przypływy

Pocałunek morza
dla pierwotnych piaszczystych brzegów,
wyznanie miłości
w nieczytelnym języku
wobec prastarych urwisk.

Jego odpływ jest pieszczotą
dla skorupy ziemskiej
które się łagodnie rozciąga
niespokojną tęsknotą
wiecznego ruchu.

Przypływ i odpływ,
zmiana świateł
w grze cieni,
wieczne wahadło
życia i śmierci.


Planeta w cieniu

Planeta utraciła
swe żywe barwy.
Codzienne hekatomby
malują wyblakłą akwarelą
morza i dusze.

Z chronologiczną dokładnością
pojawiają się czarne przypływy
jak wojownicze cienie
co zaciemniają płynną skórę
tego błękitnego dryfującego ciała.

Gazy i płyny,
paliwa płynne lub stałe,
malują cuchnącą czernią
lodowy błękit nieb i oceanów
z nieoczekiwanym uporem.

Wrażliwe istnienia podmorskie
są zagrożone zabójczymi wylewami,
które szerzą swą krwistą plamę,
z perfidną stanowczością
po całej twarzy Ziemi.


Urquiola[1]

Lęki mego dzieciństwa
mają dziwne
współbrzmienie spółgłosek.
Potwory mego dzieciństwa
nie były olbrzymami, gigantami
ani fantastycznymi smokami.

Widywałem w moich snach
piekielną maszynę,
która wypluwała hausty ognia
i ciemne wymioty.

Rybacy płakali,
jakby martwe ryby
były ich własnymi dziećmi,
krwią z ich krwi.

Płakali rozpaczliwie
z ową rozpaczą
nad nieodwracalnym.
Nikt już nie mógł odwrócić
okrutnego i niedorzecznego losu,
który roznosił wokół tchnienie śmierci.

Ten przeklęty okręt
rozgrywał im nieszczęsną partię
przeznaczenia,
unicestwił życie,
miłości, pragnienia,
przyszłość i domowe ogniska.
Moje i ich koszmary
były wypełnione dymem i głodem,
rozlewały zatruty kwas,
który wypełniał żołądki lękiem
i wklejał się w pancerze
ludzi i skorupiaków.


Morze Egejskie

Morze amfor
i niezliczonych wysp,
morze żywych posągów.
Morze, które opiewał Homer,
które ukochała Safona
ze swymi muzami,
zostało zbezczeszczone
przez krwawe machiny
wyrachowanej misji cywilizacyjnej
i zaplanowanego zniszczenia.

Zima świtała
w pierwszych dniach
mrocznego grudnia.
Zdwojone echo
cichego wybuchu
i trwożny głos natury
wybrzmiewały w krystalicznym przestworzu,
które podstępne knowania
jednogłośnie mąciły
w zawrotnym tempie.
Słup ciemnego dymu,
bardzo ciemnego,
jak dusze armatorów,
unosił się złowieszczo
nad miastem światła,
pokrywał radosne galerie
cieni i luster,
by odbić światło nocy
pod owym zgaszonym niebem,
podbitym przez mrok.

Podobny do pływającego klocka
potwór gniewnie ryczał,
z jego gardzieli dobywała się
ciemna chmura,
która malowała go
w żałobne barwy,
w dołującą czerń.
Niepocieszony smutek
spowił nadmorskie miasto,
na wieczność zatopione.


Powrót do początku

Oceany powrócą
do swej pierwotnej naturalnej czystości,
odzyskają subtelny morski dotyk,
orzeźwiający aromat
swej wielobarwnej przejrzystości.

Ich powolne falowanie
darują nam znów
pieszczoty płynnego erotyzmu,
szarże białej piany
i pocałunki skradzione perfidnym syrenom.

Horyzont zapala się
poranną tęczą
namalowaną przez jakiegoś półboga,
który pragnie nas ocalić
od masy petrochemicznego koszmaru.

Błyskają tysiące refleksów,
błękity czyste i morskie
wspinając się po tej tęczy
namalowanej na widnokręgu
na znak nowego czasu.

Ludzkość restartuje,
zmienia czas, rytm i kierunek.
oceany odzyskują oddech
i wracają pomału do swego początku,
do swego upragnionego stanu pierwotnego.

Rozebrano machiny wojenne,
powracają z mocą litery słowa MORZE
ze swą krótką nowelistyczną kaligrafią
i swą dwuwargową dźwięcznością,
jego imię nie będzie już nie do wymówienia.


José María Paz Gago pochodzi z Galicji, jest profesorem literatur porównawczych na Uniwersytecie w La Coruña. Jest poetą, eseistą i krytykiem literackim oraz działaczem ekologicznym. To pierwsza publikacja jego utworów w Polsce.


[1] Tankowiec, którego zatonięcie 12 maja 1972 roku u wybrzeży Galicji spowodowało katastrofę ekologiczną

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko