Otworzyłem ramiona – szeroko,
bym mógł przygarnąć nimi, objąć
to c a ł e s z c z ę ś c i e! –
wywoływane z ulgą i tryumfem.
(„Nie za wiele pragniesz?” –
ofuknął mnie wzgardliwie Rozum).
No cóż,
przykurczyłem się nieco:
niechby przylgnęło i p ó ł,
choćby tylko ć w i e r ć,
bodaj p e r e ł k a
przytulana drżącymi dłońmi skulonego
do serca
n a s z c z ę ś c i e w kąciku pociechy.