Prezentacje literackie 2022 – Wielka Brytania, USA, Australia, Niemcy, Brazylia, Francja, Belgia i Włochy. Opracowanie: Anna Maria Mickiewicz (Wielka Brytania) i Danuta Błaszak (USA)

0
534
Filip Wrocławski
Filip Wrocławski

W tak ważnej chwili jaką jest pięćsetne wydanie dwutygodnika literacko – artystycznego Pisarze.pl i dzięki zaangażowaniu Redaktora Naczelnego Bohdana Wrocławskiego, nasz zespół redakcyjny zajmujący się od kilku lat prezentacją twórczości literackiej powstającej poza granicami kraju, nie tylko w środowiskach emigracyjnych, ale również wśród twórców międzynarodowych na całym świecie, prezentuje z tej okazji szerokie grono autorów.

Należą do tej grupy osoby, które opuściły kraj w różnych okresach i z różnych powodów. Są wśród nich również twórcy urodzenie poza krajem, którzy posiadają korzenie polskie. Wszystkich jednak łączy miłość do twórczości literackiej, której są j oddani. Przez ostatnie lata prezentowałyśmy, przede wszystkim, utwory poetyckie, biogramy autorów i wiele tłumaczeń. Tym razem ukazujemy zarówno już drukowane, bardzo cenne wiersze i te zupełnie nowe, nieznane. Przedstawiamy również prozę. Chcemy w ten sposób podkreślić, że twórcy poza krajem wciąż tworzą wspólnotę pisarską a portal Pisarze.pl przyczynia się do jej wzmocnienia i upamiętnienia.

Gratulujemy portalowi wysokiego poziomu edytorskiego i życzymy dalszych sukcesów! Życzymy Redaktorowi Bohdanowi Wrocławskiemu i Zespołowi wytrwałości wielu ciekawych artykułów!

Anna Maria Mickiewicz (Wielka Brytania)

Danuta Błaszak (USA)


John Guzlowski (USA)

Do Emily Dickinson w niebiosach

A więc Emily,
powiedz mi
co to jest –
co tak w końcu
uprzejmie nas zatrzymuje –
Czy to serce
w końcu mówi “tak”
 
cholesterolowi
blokadzie
aorty wstępującej?
Uderzenie
w nie w pełni chromowany zderzak
 
nasze kości tak szybko
jak dzieci zmieniają
zdanie wśród huśtawek
zjeżdżalni i małpiego gaju?
 
Czy to jest życie
które mija
przed naszymi oczami
jak para
 
syczy z główki prysznica
nóż przedziera,
niedźwiedź rozpościera
swoje ramiona,
kochanek
wprowadza się w półkole
naszego widzenia?

Tłumaczenie: Anna Maria Mickiewicz


Oriana Ivy (USA)

Pszenica

Mieszkańcom wioski Ponikla
             
Kłosy spływają z mojej ręki,
koraliki zboża toczą się w poprzek
łupiny mojej dłoni.
Pochylam się nad zaginionym

ogniem chwastów:
niebieski płomień
chabrów,
papierowe usta maków.

Stoję głęboko po ramiona
w pszenicznym świetle.
Wiatr trzyma mnie
i pozwala mi odejść.

Rolnik zatrzymuje swojego konia,
wskazuje na mnie swoim biczem:
Czarna głowa, mocna głowa.
Nigdy nie oszalejesz.

Ile lat pianie koguta
może podróżować echem –
Wcześnie poznałam miłość
i pozwoliłam jej odejść.

Jestem teraz żniwem.

Tłumaczenie: Anna Maria Mickiewicz


Marianne Szlyk (USA)

W którym piosenkarka zostaje pielęgniarką

W białym płaszczu narzuconym na sukienkę z nefrytowego poliestru,
piosenkarka kończy szkołę pielęgniarską.

Stoi z przyjaciółką
kobietą z Gambii,
koleżanką z klasy, z którą śpiewała hymny
przy łóżku niewidomego.

Uśmiech piosenkarki jest poprawny,
taki jak wtedy, gdy pracowałyśmy razem,
kiedy siedziałyśmy przy biurkach, odbierałyśmy telefony,
wystukiwałyśmy notatki na ostatnich maszynach do pisania,

kiedy suszyłyśmy nasze fryzury na chłopaka, prasowałyśmy bluzki,
lakierowałyśmy oczka na ściegach pończoch.

Zastanawiam się, czy wiedziała, w co się pakuje,
pracuje w centrum pandemii
w Bronksie, gdzie nakładanie ochronnej odzieży oznacza

ponowne używanie masek i fartuchów,
plastikowych osłon i worków na śmieci,
pranie lateksowych rękawic.

W innym miejscu w mieście
umierają lekarze w prywatnej praktyce
z powodu wirusa; pracownicy, którzy wydają
maski, którzy rozdają tace
umierają z powodu wirusa.

Może to jest cud.

Piosenkarka wstaje przed świtem
i wraca do domu w ciemności,
wspinając się na cztery kondygnacje schodów
jakby nadal była siostrą Blanche

córką szlachcica
która wchodzi na rusztowanie,
z obnażoną głową, w białym habicie
w ostatniej scenie
Dialogów Karmelitów.

Tym razem piosenkarka odnajduje drogę
do swego pianina,
by dalej śpiewać

Tłumaczenie: Anna Maria Mickiewicz


Teresa Podemska – Abt (Australia)

drogi erosa w trybach istnienia

dziś istniejesz bardziej niż wtedy
gdy myślałam że jesteś człowiekiem na zawsze
ukonstytuowany na pograniczu śmierci i nieśmiertelności
żyjesz
karmiąc moją wyobraźnię na półboskim półludzkim śnieniem
w którym do końca spełnia się miłość w pełni gotowa na skok w przepaść
albo na zejście w czeluść wszelkich stanów nieistnienia
gdzie nikt nie kataloguje ludzkich rodowodów
które wracają milionami embrionów
w każdy dzień kolejnych narodzin erosa i świata
pogrążonych w ciągle tej samej mrocznej tajemnicy ducha
przekraczającego granice konfliktu tworzenia i unicestwienia namiętności

teraz istniejesz bardziej niż wtedy
gdy myślałam że jesteś kochankiem na zawsze i szukałam w tobie siebiecałej
lub kreowałam cię z mgły snów i wartkiego strumienia
jesteś epifanią gestaltem których nie da się rozdzielić
w uniesieniu i znużeniu
i w każdej sekundzie mojej egzystencji
wypełniasz mnie sekretami niedosytu wizji nicości
dalszych kolei losu tęsknoty do ciebie

dziś zatrzymałam cię w sobie
i nareszcie
jest znowu we mnie lato

© Teresa Podemska – Abt


Gregory Spis (Wielka Brytania)

Wimbledon, lato

… tramwaj na Croydon* …

kolorowi ludzie
stoją na przystanku
chodnik
jak ślepe lustro
nie odbija ich barw ochronnych
czasami
kałuże deszczu
powstają w ich obronie
zachowując na krótko
ich tożsamość
zmąconą szybko
stopą obojętnego przechodnia

w tobołach przywieźli
piętno pstrokatej klątwy
osobiste getto
ich białe zęby
jak klify Anglii
wyrastają masowo
z brzegu hamburgera
podmywane gorącą falą
czarnej kawy

na zesłaniu z własnej woli
w starych opakowaniach
boją się
wściekłych jupiterów reklam
bezradni w swojej szarości
zakotwiczeni w starości
nie odpłyną daleko
różowym tramwajem nadziei
do krętej doliny szafranowego krokusa
gdzie prawdziwy kolor
zdeptany przez tysiące innych
kolorowych stóp
przenikał ostry
gryzący zapach miodu

oszukańcza dolina
zdradziła ich
już dawno
trójdzielne
ciemno-pomarańczowe
znamię szafranu
cicho poddało się
w okolicach kamienia bożego*
przygniecione przez świętą trójce
arkę nowego przymierza
naszych czasów
żelazo
beton
szkło

*nazwa Croydon oznacza dolinę krokusa.
*godstone – Godstone, mała miejscowość w południowo wschodniej Anglii.


Janusz Kliś (USA)

Wróciły bizony

te milczące i ruchome pagórki
zarysowane w błękicie
na nowo rdzewieją

porośnięte rudym mchem
amerykańskiej cywilizacji
dźwigają na wygiętych grzbietach
wiekową nieobecność
i spocone powietrze – namiastkę
wolności

dziś nad wzgórzami istnienia
w szeleście kwitnących traw
uniósł ręce zachwytu
ciepły wiatr nadziei
i jak indiański czarownik
szeptem wędrujących chmur
wywołuje wiersze z prerii
rogate duchy natchnienia

…w pośpiechu

nim zjawi się myśliwy – redaktor
z wielkim obiektywem
by upolować dorodną sztukę
zza ogrodzenia
albo całe stado

nim zawinie je w gazetę
z okrzykiem
WRÓCIŁY BIZONY!
do Nachusa Grasslands

nim uleci z pejzażu
ostatnie piórko wyobrażni
          
Nachusa Grasslands
Nature Preserve Illinois – wiosna 2015 r.
(ze zbioru pt. ZAPISKI Z AMERYKAŃSKICH PODRÓŻY – Chicago 2019 r.)


Anna Frajlich (USA)

Powiew

Kto by pomyślał
że po upalnym bezdusznym dniu
dotrze do mnie
tu na jedenaste piętro
czysty i bezinteresowny
powiew
z podwórza tych budynków
utkanych każdy z innej cegły
z innego kryzysu
doleci do mojego okna
i każe mi zapomnieć
o tłumach które biegną
przez skażone miasta
do odlatujących samolotów
w pośpiechu podając przez mur
swe dzieci obcym ludziom
nie wiedząc co kogo czeka

kto by pomyślał
że to właśnie dziś wieczór
dotrze do mnie
leżącej bez maski
ten powiew
uratowany przed burzą.

Publikowany: Wyspa, nr. 3/59, Warszawa

Sylvia Martin (USA)

Przed wyjazdem

tyle mam wokół spraw myślałam
teraz mieszczę się w kilku papierowych ścianach na wynos
teraz nie wiem czy tam dokąd się wybieram będę prawdziwie sobą
czy zamiast iść pod prąd nie utknę na mieliźnie wspomnień
w obcym środku świata
jeszcze tu jestem i już domu nie poznaję
echo nowy gospodarz rozbija się bezpardonowo po pustce kwadratowej
zamiast poczekać na zewnątrz aż wymyję podłogi
i zgaszę światło na do widzenia
na koniec pogłaskam jeszcze tylko kurki i klamki
i udam że wrócę ucałować dłoń matki
zanim sama nią zostanę


Marta Brassart (Wielka Brytania)

Nasz

zarys domu się pamięta
nawet odchodząc

od zmysłów
od przyzwyczajeń
od człowieka

pamięć narysowała miodem uśmiech
i chroni pancerzem

bezpański pies co u nogi
jak my
drogi ma wydeptane
w progi chałup z wiązanką suszu na zapiecku
zarys domu się pamięta

dom, którego nie znamy jest nasz


Alexander Saszka Drohobyczer (USA)

Wolność. Każdy chce wolności
Szczególnie kiedy ktoś jest jej pozbawiony
Kiedy ma zabronienia, nie mówiąc o tabu
Tabu jest do zniesienia
Nie wolno, ogranicza wolno, a szybko już wolno?
Tabu… ta bu, ma żeńskiego rodzaju początkówkę
Co najbardziej ogranicza wolność?
Zakazy, rozkazy, nakazy, polecenia, obowiązki
Zmuszenie, więzienie, areszty, kajdany, dyby
Zawiązania, łańcuchy, sznury, przywiązanie, zamknięcie
Pozbawienie, ograniczenie, granice, w piwnicy uwięzienie
Lochy, wieże, twierdze, wygnania, prześladowanie
Dyskryminacja, potępienie, nietolerancja, okupacja
Ataki, niebezpieczeństwo , zagrożenie, strach
Obawa, niepokój, depresja, chandra, ból, choroba, kalectwo
Amputacja, bezruch, nierównowaga, ślepota
Głuchota, hołota, tłum, blokowanie, zaułek, brak wyjścia
Brak alternatyw, los, przeznaczenie, tułaczka
Niezrozumienie, brak wiedzy, brak wizji, beznadziejność
Zimno, głód, pragnienie, bezdomność
Powiększenie, przesada, egzageracja, kłamstwo
Manipulacja, spisek, bezprawie, delegalizacja
Szykany, groźby, szantaże
Rzeczywistości aberracja
Twoja, jego, ich racja
Inna nacja, inność, obcość, nie-akceptacja
Odrzucenie, nie-przyjęcie do grona, zmuszona rezygnacja
Upływ czasu, terror czasu, ultimatum
W szachach szachy, w szachach maty, brak dostępu do tronu
Detronizacja, ograniczona widoczność, zła pogoda
Niewygoda, niedostępność.

20200730 ASD


Adam Siemieńczyk (Wielka Brytania)

Alfabet tańca

nie można prosić o szept
nie można czekać na czułość
nie można zabiegać o uważność

tego wieczora poszła jeszcze skończyć wojnę
w pokoju
obok
zasnęła

obudziła dobre myśli o poranku

latawce zapowiadają wiosnę

pomieszały się śmiech z ciszą
wejrzenie zmieniło się w ruch
gest niespieszny

to miejsce jest
tu
    p
tup
tup
tup
bezszelestny taniec
pradawny alfabet
wir

u
   u
      u
         lotność


Danuta Błaszak (USA)

pociągi

tata niósł dwie walizki
duże kwadratowe
mama ściskała dłońmi koszyk nerwów
w każdej podróży tłukł się termos

pociągi niosły w świat
brudne buzie z soczystym arbuzem
kanapki i ciepłą herbatę

a potem kolejka WKD
do Milanówka mknie

we śnie słychać stukot pociągu


Anna Błasiak (Wielka Brytania)

Zawsze się wzdrydałam

na dźwięk swojego imienia. Anna.

W pierwszym kraju
liczne Anny bez pytania zamieniały się
w miałkie Anie.

Zawsze wolałam Ankę chrupiącą jak faworki.

Imię wybrano w głosowaniu.
Brała w nim udział cała rodzina:
Anna lub Marcin – wiem, znalazłam losy.

Sama wybrałam przyjście na świat w dzień Świętej Anny.

W drugim kraju
zmieniłam się w An(n)ę.
Straciłam siebie wraz z jednym “N”.

Ale przynajmniej zachowałam kostium symetrii.


Tadeusz Hutyra (Belgia)

Na bruku!

I gorzej! Niczym zapomniana róża jerychońska
Rzucona na rozległe pustynie życia
Przez wichry przeciwności…

Dźwięki muzyki Pana, co jak światło wiekuiste
Na Jego własnym parkiecie
Olśniewające!

A mimo to w moim życiu nagły, ciemny tunel
Niczym piekło, zaraz jak tylko jego wrota
Zatrzasnęły się!

Ach! Wszak jam na Ziemi
Oblubienicy Pana!

Dlaczegóż więc niepokój
W moich myślach i sercu?!

Ach, czyż świat tonie?
I nigdzie widoku Arki Noego?

Korona światła niechaj mi całunem
Z piekła domeny niechaj mnie wyrwie
Zjednoczy świat i wszechświat ze mną, Panie.

Bym na nowo w pełni odżył
I niczym Orfeusz stał się pieśniarzem
Swojego własnego życia, tak mi dopomóż, Panie!


Agata Kalinowska – Bouvy (Francja)

Jedynie wspomnieniem

W mojej głowie brzmi
i pulsuje wspomnienie
dreszczem emocji przenika serce
z nurtem krwi uniesienie
Wizje przeszłości w udręce
biją jak fale o brzeg
słabną i powracają
z wezbranym natężeniem
Dziś żyją wszyscy we mnie
Żyją – jedynie wspomni


Anna Kłosowska (USA)

Na krawędzi

Siedzisz w cieniu,
w ostatnim rzędzie

Daleko od gry, punktowania

Po co być blisko krawędzi

Nie tobie przyjdzie
znad niej wracać!


Izabella Teresa Kostka (Włochy)

8.15 (ku pamięci ofiar Hiroszimy i Nagasaki)

Miasto pod wiśnią
jest mikrofalówką,
w której smażą się jak kurczaki
matki, ojcowie i dzieci.

Ktoś wyłączył zasilanie
zatrzymując krzyki
jak dzwonek czasomierza
co eksplodował o ósmej piętnaście.


Dariusz Adam Zeller (Wielka Brytania)

Pozostałym

a na koniec wszyscy spłyną z płócien
rozejdą się po drogach
zmierzając ku horyzontom

chciałbym napisać o pozostaniu
ale ich już nie będzie
nie będzie świtów pełnych natchnienia
i słów na wiatr

cudne manowce zbieleją w ramach
złuszczy sie pozostałość
i pozostaną jedynie spojrzenia
niewinnie bezpowrotne

chciałbym przekazać sens
ale spływam farbą
ku źródłom

autorzy pozostaną wierni kolorom
pomimo i na przekór
z improwizacją na ustach
niechcianego namaszczenia


Maria Fafrowicz Childs (USA) 

Dałam ci usta
 
Dałam ci usta pełne i świeże,
do piersi serca tuliłam szczerze,
dałam

kochałam gościłam,

dałam ci wszystko jak nikomu jeszcze….


Barbara Orlowski (Niemcy/Brazylia)

Czas

gdzie marzenia w pełnej magii
mają smak namiętności

a szepty aniołów
dotykają lekko wierzchołków gór    

gdzieś tam kamienie
wyrzeźbione w cieniu – milczą

gdzie chwile pachną rozkoszą
a w dłoniach trzymasz inne dłonie

tęsknota stała się mottem życia
mądrość odpowiada sarkazmem

pomimo zakurzonych zegarów 
wiesz – jak czas szybko ucieka


Klaudia Jaissle (Niemcy)

Skarga

Dlaczego mną pogardzasz? 
– pyta widok stukając w szybę okna.
Jestem morzem, plażą, drzewem, 
ptakiem szybującym na horyzoncie, 
liściem zmieniającym kolory, 
domkiem z czerwonym dachem, 
parą trzymającą się za ręce 
i skaczącym wokół niej psem.
Zachęcam cię do patrzenia 
tworząc różowopomarańczową łunę na niebie, 
po którym wspina się i z którego opada słońce.
Czasem też zalewam mleczną mgłą krajobraz 
zbliżając się do ciebie, do tej szyby, 
która nas oddziela.
Krzyczę do ciebie szumem fal, śpiewem ptaka, 
szelestem liści i szczekaniem psa.
Czy ci nie żal kiedy mnie opuszczasz 
kierując swój wzrok na własną codzienność
– jak parzysz herbatę, przygotowujesz posiłek, 
obmywasz swe ciało w zamkniętej szczelnie łazience, 
lub kiedy śpisz?
Gwiazdy też potrzebują pilnego widza, 
który podziwiałby ich występ na nocnej scenie.
Cóż mi pozostaje?
Muszę zadowolić się twym 
od czasu do czasu zerkaniem, 
kilkuminutowym spojrzeniem 
lub zwykłym wpatrywaniem się 
w moje szczegóły.
Akceptuję 


Włodzimierz Holszyński (USA)

atlas

atlas zapewnia że
z wybrzeża zachodniego do wschodniego
jest równie daleko jak
ze wschodniego do polski
a kalendarz dawno rozstrzygnął
że od urodzenia do emigracji jest bliżej
niż od emigracji do śmierci
że pogoda jest piękna
kalifornijska
udowodni kamera cyfrowa
o przewspaniałej rozdzielczości
trudniej o szczegóły w obrazach
które maluje pamięć
wh,
2006-05-05


Kazimierz Braun (USA)

Kometa

Matka
pokazała mi zżółkłą litografię
kometa
zastygła nad struchlałą rodziną
zapaliła dalekie miasto
po horyzoncie biegli
uciekinierzy wysiedleńcy wypędzeni emigranci
drogę oświetlała łuna
kometa
byli obciążeni

Matka
powiedziała to namalował pan Grottger
wielki artysta i patriota wielki
pukający w okno palec
walczący w okrążeniu powstańcy
zabici w obronie dworu
upiór nawiedzający dom wyobraźnię dziecka
pies wierny tylko go poznaje

Matka
przewracała karty
to Polonia to Lithuania to Wojna

Ale ja wpatrywałem się w kometę
była jak gwiazda wiodąca trzech mędrców
była jak diament z pióropuszem blasku
była jak pocisk ze świetlistą smugą
była jak obłok ślad po odrzutowcu
była jak uśmiech kuszący kobiety
była jak strzała w łuku Apollina
była jak iskra z nocnego ogniska
była jak droga do tajemnic nieba

Matka
powiedziała
synku
twój dziad poszedł za kometą i nie wrócił
a ty zostań

Nie zostałem Matko
Matko moja Matko Bolmińska Matko Częstochowska
módlcie się o mój powrót


Leonard Kress (USA)

Majowe Święto, Kraków,1986 (May Day, Kraków, 1986).

Przyznaję, jesteś teraz wolny,           
Żeby mnie skruszyć…

Puszkin, Eugeniusz Oniegin

Jesteśmy więc tu, w Krakowie. Maj, połowa
lat osiemdziesiątych, dekada Solidarności,
socjalistycznej partii robotniczej święto –

pochody, sztandary, transparenty, irytujące
przemówienia – trochę jakby powróciła Wielkanoc.
Ryczą podłączone do akumulatorów głośniki,

By the Rivers of Babylon Boney M
i Jeszcze Polska nie zginęła śpiewane
przez chór dziecięcy. Jeszcze nie wiemy

że w Czarnobylu eksplodował reaktor
numer dwa, że – na co patrzymy:
świecące obłoki, kłębiące się nad dziwnie

rozradowaną ciżbą w sentymentalnym Krakowie,
puchną od radu, stąd do Finlandii. Nie będziemy
o niczym wiedzieć zanim nie powie nam BBC.

Następnego dnia usłyszymy o tym, że owce
skubiące trawę na halach niedaleko Bochni
padły. Potem usłyszymy, że nie powinniśmy

byli brodzić na bosaka po mokrych od rosy łąkach
ani wzniecać pod nogami radioaktywnego pyłu, krocząc
średniowiecznym traktem w stronę domu. Nasz rok mamy już
prawie za sobą. Mania robi te swoje akwaforty na Akademii,
co do mnie przesiaduję w kawiarniach i czytelniach – równie
rozchwiany jak żywioł rewolucji rozgrywającej się na zewnątrz
na ulicach – orbitując elektronami kolejnych stron powieści,
którą piszę, żyję życiem połowicznego rozpadu, podrzędny,
wydalony z kraju kompozytor zakochuje się w mezzosopranistce

wykonującej partię Tatiany w Eugeniuszu Onieginie Czajkowskiego,
zarazem zostaje wplątany w konspirację Solidarności.
Akcję osadziłem w scenerii sławnej Jamy Michalika


2

gdzie w przerwach między próbami pojawia się liryczny Kraków:
blondwłosa Tatiana z francuskim warkoczem, w obszernym kostiumie
wpada codziennie na herbatę i deser.

Tyczkowaty, niezdarny Eugeniusz czai się w szatni
ledwie widoczny zza swojej peleryny. Och, jak chciałbym
znaleźć się pośród nich. Nic z tego. Angielski

bardziej i bardziej staje się mi obcym językiem,
wymęczonym, zdeprecjonowanym dialektem.
Spędzam pół dnia w kolejkach – za papierem

toaletowym, słoweńskim winem, kiełbasą
nie końską. Dziś nawet wielkie piece Huty imienia Stalina
milczą – radośnie przechadzam się z Manią

po całej scenie rosnącej w siłę rewolucji. Wygląda na to,
że nie będzie żadnych działań w celu jej stłumienia, sam
Generał daleki jest od tego, żeby użyć swoich czołgów

a służba bezpieczeństwa to woli teraz koniak i operowe
loże. Jedyną istotą z Rosji, która dla gościa coś znaczy
to smutna Tatiana, która chętnie ulżyłaby jego

niedoli. Słońce jak spadające serpentyny,
słońce jak ciepła pierś okolicy.
Katastrofa zażegnana, Majowe Święto. Majowe Święto!

Tłumaczył: Henryk Cierniak


Thaddeus Rutkowski (USA)

Główka Szpilki
 
Szpilogłówstwo wypełnia ten pokój,
powiększony jak szpilobalon.

Poruszając się na szpilonóżkach
przez blady szpilostrach
ta główka szpilki
obejmuje swą szpilorączką
pomniki ostrza igły.

Słychać westchnienia i pociąganie nosem.

Zasmuciliśmy się jak fastryga
widząc jak główka szpilki odchodzi,
poruszając się jak ćwiek
wyprostowana jak pinezka
wyglądając jak zszywka,
nieszczęśliwa jak sztyft,
maleńka jak kolec,
ale ludzka Jak cierń,
podskakująca główka szpilki, która jest.

Tłumaczyli:  Dobroslawa i Janusz Zalewscy



Anna Maria Mickiewicz (Wielka Brytania)

Rozkwitają poetyckie śmietniki historii

Niezauważeni
Londyńscy poeci
Miastem
Czerwonym autobusem
Zakoleni

Mitycznie zauroczeni
Metalowym wózkiem z supermarketu
Arbuzami wypchanym
Nie na śmietnik, lecz do sklepików pchanym
Turków ramionami

Przygnieceni
Przytułkiem Norwida 
Symbolami zakwitłym
Sentymentami nasyconym

Zeschłymi literami
Historiograficznie zasypani

Katarzyna Zechenter ( Paro – Timphu – Londyn)
Bhutan

Przed górami za lasami
jest taki kraj
którego nie ma
bo być nie może.

Królestwo smoka
z dobrym monarchą, gdzie cztery piękne królowe
pomagają biednym i chorym
i gdzie młody król
uśmiecha się do maleńkiego synka.

Król, o którym jakże doskonale złe wiersze
pełne oddania i niewinnej miłości
pisują młodzi poddani.

Są tam ptaki
których nie ma gdzie indziej
góry wyższe od wszystkiego
tygrysy, których nie widać
i dziwne grubawe zwierzę
złożone razem przez tamtejszych bogów
dosyć dawno
i w nieprzyzwoitym pośpiechu.

Na białych domach malują tygrysy 
wierząc naiwnie
w swoje istnienie
na skraju przepaści,
otwarci na pożarcie
przez współczesny świat
tanie plastiki
i zachwyconych turystów.

Bezbronni w swojej wierze w niezabijanie,
wagę cierpienia
i w siłę lasów,

w melodie błękitnych drozdów,
w melodie modlitwnych młynków,
w potęgę dziewiczych potoków,
które na pewno,
na pewno,
ocalą ich
przed potopem…


PROZA

Aleksandra Ziółkowska-Boehm (USA)

Nazywano ich szyfrantami, „Indian code talkers”.

Rozdział z książki:
Aleksandra Ziółkowska-Boehm „Otwarta rana Ameryki”, Wyd Debit. Bielsko Biała, 2007.
Aleksandra Ziolkowska-Boehm „Open Wounds A Native American Heritage”, Nemsi Books, Pierpont, South Dakota, 2009

„Time” z września 2004 roku (Przyp. Time, 6 września 2004, str.18) podał wiadomość, że w Tama w stanie Arizona zmarł Frank Sanache, 86- letni Indianin z plemienia Meskwaki, ostatni z ośmiu Indian Meskwaki-żołnierzy, którzy w czasie drugiej wojny światowej używali kodu swojego narzecza do szyfrowania tajnych komunikatów wojennych. Przy okazji podano krótki życiorys bohatera, pisząc, że po pięciu miesiącach, Frank Sanache jako żołnierz Marines (piechoty morskiej) został wysłany do Tunezji, został tamże schwytany przez Niemców i kolejne 29 miesięcy spędził, jak określił miesięcznik „Time” w „polskim obozie pracy”.
Nie pierwszy raz prasa amerykańska używała takie określenia, ale pierwszy raz w takim szczególnym kontekście, w powiązaniu z indiańskimi „code talkers”, którzy tak bardzo przyczynili się do zwycięstwa w drugiej wojnie światowej.

Norman napisał list do redakcji, prostując, że Polacy nie mieli obozów pracy, że były niemieckie obozy na terenie Polski. Dał przykład, jak nieprawdziwa i myląca byłaby np. wiadomość, że „iraccy więźniowie są przetrzymywani w kubańskim obozie więziennym w zatoce Guantanamo”. Niebawem dostał z „Time” odpowiedz, w której między innymi napisano:

„Przepraszamy za ten błąd, właściwie podwójny. Pisząc „polski” myśleliśmy o geograficznej lokalizacji, nie o tym, kto prowadził obóz (na końcu noty była wiadomość, że Sanache był więźniem Niemców). Przepraszamy także, bo powstały dwa błędy, oprócz dwuznaczności, lokalizacja także była błędna. Obóz pracy w Hammerstein, gdzie przetrzymywany był Sanache prowadzony był przez Niemców i był także ulokowany w Niemczech, w Pomeranii (Pomorze-przyp.AZ-B), która była terenem niemieckim aż do 1945 roku, kiedy została częścią Polski.
Dziękujemy za napisanie listu, nie wydrukowaliśmy go w piśmie, ale drukujemy inny 27 września. (…) Z poważaniem, Gloria Hammond

Wydrukowany zapowiadany inny list okazał się reakcją ambasadora Polski w Waszyngtonie, który napisał na ten sam temat. Zwróciłam uwagę, że użył trzykrotnie słowa „naziści” i raz „niemiecki”. Podaje w moim tłumaczeniu na polski:
„Więźniowie Nazistów.
Byłem zaskoczony widząc określenie „polskie obozy pracy” użyte w dziale Milestone, gdzie napisano na temat śmierci Navajo talker Franka Sanache (6 września). Naziści zorganizowali i prowadzili niemieckie obozy koncentracyjne, obozy pracy i POW (Prisons of war – jeńców wojny, przyp.A. Z-B) w czasie 2 wojny światowej (włączywszy ten, gdzie obecnie jest teren Polski i gdzie więziony był Sanache). Powinniśmy zachować prawdę o okrucieństwach dokonywanych przez nazistów zamiast kreować szkodliwe stereotypy, które dotyczą Polski.
Przemysław Grudzinski
Amabasador Polski w USA
Waszyngton

*

Indianie Meskwaki byli jednym z osiemnastu plemion indiańskich, które służyły w drugiej wojnie światowej, a wspominany wyżej Frank Sanache był jednym z legendarnych szyfrantów „code talkers” (używających swojego narzecza jako szyfr). Indianie plemienia Meskwaki nie zostali tak nagłośnieni, jak Navajo czy Komańcze i nie było ich tak wielu, bo jak wspomniałam na początku, Frank Sanache był jednym z ośmiu Indian Meskwaki przyuczonych do użycia swojego narzecza jako szyfru w czasie drugiej wojny światowej.

Kiedy byłam w Montanie, Curtis Yarlott, dyrektor szkoły indiańskiej w St. Labre, przytoczył zdanie wodza Plenty Coups z plemienia Crow:” Kiedykolwiek wojna przychodzi pomiędzy naszym krajem a innym, nasi ludzie zawsze dołączą się do Stanów”. (Przyp. Patrz: The Morning Star, zima 2002, Volume 40, Nr1).
Curtis Yarlott napisał sam w „The Morning Star” (Przyp. Patrz wyżej), że pomimo długiej historii połamanych zerwanych traktatów, Indianie amerykańscy w największym procencie, jeżeli chodzi o ludność etniczną – w dołączali do armii. Jako ochotnicy zgłaszali się by wziąć udział i w 1-wszej, i w 2-ej wojnie światowej. Bronili amerykańskiej konstytucji, mimo, że aż do 1924 roku nie mieli praw obywatelskich ani prawa do głosowania. (Najdłużej się opierały stany Arizona i Nowy Meksyk, gdzie dopiero w 1946 roku ją przeprowadzono. Po powrocie Indian z wojny, gdzie zapisali się tak piękną kartą, te ostatnie dwa stany dołączyły do reszty). Tymczasem co najmniej sześć indiańskich plemion wzięło udział w 1-ej wojnie światowej, zanim byli oficjalnie amerykańskimi obywatelami w 1924 roku.
Ameryka nie reagowała, gdy wybuchła 2 wojna światowa, gdy 1 sierpnia 1939 roku oddziały niemieckie wkroczyły do Polski. Nie reagowała, gdy Hitler zajął Francję w maju 1940 roki. Do sierpnia, gdy zaczęła się bitwa o Anglię i wojna w Europie rozszerzyła się i posuwała w niebezpieczny punkt, dla większości Amerykanów była ona sprawą zbyt daleką od ich codziennych zajęć. Tym bardziej oddalona od rzeczywistości była w indiańskich rezerwatach i małych wioskach.
Wszystko się zmieniło, gdy 7 grudnia 1941 roku zbombardowano bazę wojskową Pearl Harbor na Hawajach. Następnego dnia USA i Wielka Brytania wypowiedziały wojnę Japonii, 11 grudnia Niemcy wypowiedziały wojnę Stanom Zjednoczonym. Amerykanie weszli do wojny i ich udział 15 milionów żołnierzy, potencjał finansowy i produkcyjny przesądziły o losach wojny. Amerykanie stracili w 2-ej wojnie światowej pół miliona żołnierzy.

Do wiosny 1941 roku tysiące amerykańskich Indian zgłosiło się na ochotnika do służby wojskowej. Zgłaszali się Indianie plemion Navajo, Hopi, Comanche, Choctaw, Chippewa/Oneida, Menominee, Sac and Fox, Siux, Crow, Mississauga i Creek. W roku 1941 ponad 250 tysięcy Indian zgłosiło się do wojska, nie wszyscy zostali wybrani. Pod koniec wojny w wojskach amerykańskich służyło około 44 tysiące Indian (niektórzy historycy, jak Kenneth William Townsend, podają 25 tysięcy i 40 tysięcy w cywilnej obronie narodowej).
Dla wielu była to szansa na wyrwanie się ze swojego środowiska i wydobycie uśpionego „ducha walki”, sprawa honoru, sprawa patriotyzmu, bardzo często szansa lepszego zarobku, w rezerwatach mieszkała niezwykle biedna ludność, a także dla wielu był to krok w kierunku asymilacji z Amerykanami.
 
Jest faktem, jak powiedział cytowany wyżej Yarlott, że procentowo patrząc na grupy etniczne, Indianie zgłosili się w największym procencie. Pośród najwcześniejszych ochotników do wojska byli Indianie Komańcze, i to oni pierwsi zostali wyselekcjonowani do specjalnej grupy w amerykańskiej armii.
W czasie obu wojen światowych, pierwszej i drugiej, setki amerykańskich Indian służyło Stanom Zjednoczonym używając swoich narzeczy, aby wysyłać i odbierać zaszyfrowane raporty.
O „Indians code talkers”, Indianach, którzy posługiwali się swoim narzeczem jako szyfrem, nie wiedziano długie lata. Od zakończenia drugiej wojny światowej minęły pokolenia, zanim Amerykanie dowiedzieli się, że to Indianie pomogli im wygrać wojnę. Pierwszy raz narzecze Indian zostało użyte jako szyfr w czasie 1 wojny światowej, kiedy jeden z oficerów usłyszał rozmowę dwóch żołnierzy z plemienia Choctaw i zrozumiał natychmiast, że można wykorzystać ich język jako szyfr. Indianie Choctaw nie zostali nagłośnieni za swój wkład w zwycięstwo w pierwszej wojnie światowej, a zasługują na miejsce w historii jako ci, którzy zapoczątkowali code talking, używanie swojego narzecza jako szyfru. Narzecze Indian było doskonale jako szyfr. Mówili nim tylko Indianie mieszkający na terenie Stanów Zjednoczonych, ich narzecze nigdzie indziej nie było znane. Hitler widział, że w pierwszej wojnie użyto kodu indiańskiego, i zanim zaczął wojnę, wysłał dwudziestu antropologów, aby nauczyli się narzeczy indiańskich. Było to jednak zadanie niemożliwe do zrealizowania.

Historia amerykańskich Indian zwanych „code talkers” jest jedną z bardziej heroicznych opowieści z drugiej wojny światowej. Gdy ją wreszcie nagłośniono, prasa przywoływała konkretne osoby i ich wspomnienia.
Code Talkers – to byli Indianie plemion Navajo, Choctaw, Comanche, Creek, Ojibwa, Menominee i Hopi, którzy użyli swoich narzeczy do stworzenia szyfru. Szyfry były ważne dla armii, dzięki nim przekazywano wiadomości o lokalizacji żołnierzy, o planach i czasie ataku na wroga, itd.

William Karty, 30- letni Indianin z plemienia Komanczów, pracował jako dyrektor Fort Cobb Indian Conservation Corps, kiedy wojna rozpoczęła się w Europie.
Gdy do wojny włączyły się Stany Zjednoczone, jednymi z pierwszych ochotników byli Komańcze z okolic Lawton z Oklahomy. Karty zdawał sobie sprawę, że narzecze Komanczów może służyć jako szyfr i jego pomysł został przyjęty w armii z entuzjazmem. Wybrano dwudziestu Komanczów, którzy zostali włączeni do U.S. Army Signal Corps. Z tych dwudziestu, siedemnastu poszło do walki. Jednym z siedemnastu był Charles Chibitty.

Chibitty i inni Komańcze zostali wyselekcjonowani jako elitarny oddział żołnierzy znanych jako szyfranci. Urodził się niedaleko Medicine Park w Oklahomie. Pamiętał, gdy jako chłopiec w indiańskiej szkole podstawowej za używanie swojego narzecza Komanczów był karany chłostą lub zmuszaniem do czyszczenia podłóg. W 1940 roku poszedł do szkoły średniej w Haskell Indian School w Lawrence stanie Kansas. Kiedy Chabitty usłyszał o rekrutowaniu Komanczów nie wahał się i zgłosił do armii. Wspominał potem, że matka wolała, by kończył szkołę, a nie zapisywał się na ochotnika do armii.
Dwudziestu młodych ludzi w 1941 roku zostało zakwalifikowanych do Fourth Infantry Division w Fort Benning w stanie Georgia. Wkrótce dowiedzieli się, że ich zadaniem było trenowanie wyrazów swojego narzecza jako szyfru. Minęły czasy, gdy inni wyśmiewali się z ich mowy, teraz nawet niektórzy próbowali się jej nauczyć. Porucznik Hugh Foster (przeszedł na emeryturę w stopniu generała i osiadł w Wirginii), który był odpowiedzialny za grupę powierzonych mu dwudziestu Indian, po wojnie wspominał, że żołnierze –Indianie Komancze śmieli się z jego prób używania ich języka. A stał się on ważnym i jakże cenionym. Historia zatem odwróciła się o 180 stopni. Narzecze Komanczów, kiedyś zabronione, teraz pomogło zwyciężyć wojskom alianckim wojnę.
Komancze mieli początkowo problem z angielskimi słowami, które nie miały odpowiednika w ich rodzimym narzeczu. Chibitty i inni członkowie Fourth Signal Company zaczęli improwizować. Na przykład, „tugawee” znaczy pistolet, ale może to być „gun” – pistolet każdego typu, a więc żołnierze musieli powstawiać numery, aby określić rodzaj. Dźwięk rat-a-tat-tat karabinu maszynowego przypominał jednemu z Komanczów dźwięk maszyny do szycia. Połączyli więc słowa maszyny do szycia i pistoletu i utworzyli słowo oznaczające karabin maszynowy.
Sylwetka niemieckich czołgów przypominała im skorupę żółwi, więc słowa w narzeczu Komanczów oznaczające żółwi, określało czołg. Samoloty bombowe zrzucające bomby przypominały Komanczom nacięty brzuch ryby, z którego wylatywały jajka, a więc samoloty bombowe nazwane zostały „samolotami w ciąży”. W narzeczu Komanczów określenie „posah-tai-vo” odnosiło się do Hitlera, znaczyło dosłownie „crazy white man”, szalony biały człowiek.

„Code-talkers” uczestniczyli w wielu ważnych miejscach wojny. Byli jednymi z pierwszych żołnierzy oswobadzających Paryż, uczestniczyli w przedarciu się na Saint-Lo w lipcu 1944 roku. We wrześniu jechali przez linię Sigfrieda, w listopadzie i grudniu 1944 „code talkers” walczyli w bitwie Battle of Hurtgen Forest. Często byli na przedzie zaopatrzeni jedynie w hełm, radio i pistolet kaliber.45. Oddział Chibitty wylądował na plaży Utah w Normandii w D-Day. Jego pułk zaatakowali Niemcy, którzy strategicznie ustawieni byli na występach wokół plaż. -Kiedy mnie zapytano potem, czego się najbardziej obawiałem, odpowiedziałem, że najbardziej się bałem utonięcia, bo wylądowaliśmy w dużo głębszej wojnie niż przypuszczaliśmy, cytowano w prasie jego wypowiedź. Zapytywany, czy się bał, Chabitty odpowiadał: „Jeżeli ktoś mówi, że się nie bał, to był albo szalony albo kłamie”.
W 1945 roku kiedy wojna się skończyła Chabitty osiadł w mieście Tulsa w Oklahomie i wiódł spokojny żywot. Dopiero ponad 40 lat później przyszło zainteresowanie i odznaczenia rządowe. W 1989 roku francuski konsul w Oklahomie i Teksasie uhonorowali odznaczeniem trzech wciąż żyjących szyfrantów. Byli to: Charles Chibitty, Roderick Red Elk i Forrest Kassanavoid.  Wodzowie plemion Choctaw i Komańczy otrzymali „Chevalier de L’Ordre National du Merit” jako uznanie dla „code talkers” wywodzących się z ich plemion i walczących w obu wojnach. W listopadzie 1999 roku amerykańska armia przyznała specjalne odznaczenie Charlesowi Chibitty, wtedy już ostatniemu żyjącemu „code talker” z plemienia Komańczów.  W ceremonii, która odbyła się w Pentagonie „Hall of Heroes” Chabitty za swój udział w drugiej wojnie światowej otrzymał „Knowlton Award”. To odznaczenie przyznawane jest za wyjątkowo trudne i ważne dokonania. Chibitty powiedział”: „-Teraz nie moglibyśmy już tego powtórzyć. Wszystko wypiera elektronika i wideo”. Powiedział też, że żałuje, że inni Komancze nie doczekali tej ceremonii.
Charles Chabitty, ostatni z „Comanche code talker” zmarł w wieku 83 lat w 2005 roku.  

Komańcze jako szyfranci odegrali ogromną rolę w zwycięstwie Aliantów w 2 wojnie światowej, ale największy rozgłos otrzymali Indianie plemienia Navajo. Kiedy armia amerykańska używała niewielkiej grupy Indian Komanczów jako szyfrantów do walk prowadzonych w Europie, Indianie Navajo walczyli na frontach wybrzeży Pacyfiku. Ogólnie na różnych frontach służyło około 3600 żołnierzy Navajo. Około 375-420 było wytrenowanych jako szyfranci.

Pomysł użycia Indian Navajo jako szyfrantów przypisywany jest jednemu człowiekowi. Philip Johnston, późniejszy dziennikarz, fotograf, autor dwóch książek, był synem protestanckich misjonarzy i wychował się w rezerwacie Indian Navajo, gdzie dobrze poznał ich kulturę i język. Był jedynym nie-Indianinem, który znał ich język dobrze i oczywiście angielski. Jako 9-letni chłopiec pojechał jako tłumacz do Waszyngtonu, gdzie prezydent Thedore Roosvelt spotkał się z wodzami Navajo. W czasie pierwszej wojny światowej opuścił rezerwat i wstąpił do armii amerykańskiej, walczył we Francji. 
To Philip Johnston wpadł na pomysł, by użyto narzecza Navajo jako szyfru w 2-ej wojnie światowej. W początkach roku 1942 spotkał się z generałem Clayton
B. Vogel i przekazał mu swój pomysł na szyfr. Jego projekt spotkał się z entuzjazmem i generał Vogel polecił, by rekrutować ponad 200 Indian Navajos.
Niebawem wśród Indian Navajo rozpuszczono wieści, żeby włączali się do armii.
Po początkowych wahaniach, zachęceni przez wodza Chee Dodge, masowo zgłosili się do wojska.

W maju 1942 roku pierwszych 29 rekrutów przyszło do obozu. Ta pierwsza grupa Indian Navajo (Nawaho) utworzyła słownik-szyfr. Dołączono wiele słów, które nie istniały w narzeczu Komanczów. Słownik i szyfr wyrazów musiał być przez nich opanowany pamięciowo. Słownik Navajo nie był prosty, wiele słów miało więcej niż jedno znaczenie. Trzeba było znaleźć odpowiedniki do ponad 450 powszechnie używanych w wojsku terminów, które nie istniały w narzeczu Navajo. I tak, “besh- lo” (żelazna ryba) oznaczała łódź podwodną,” “dah-he- tih-hi” (koliber) oznaczał “samolot ostrzelujący” (fighter plane), “debeh-li-zine” (black street, czarna ulica) oznaczał meant “squad” (brygadę).
Atsá – znaczy “eagle”, orzeł w narzeczu Navajo. Paaki – jest słowem narzecza Indian Hopi znaczącym “houses on water”, domy na wodzie. Dla przeszkolonych żołnierzy Indian Navajo i Hopi, słowa te oznaczały “transport plane”, transportowy samolot i “ships” (statki).
Tajny szyfr Indian Navajo ustalony został we wrześniu 1942 roku. Po przeszkoleniu, polegającym także na nauce operowania radiem w komunikacji, Indianie Navajo zostali wysłani na scenę wojny rozgrywającej się na Pacyfiku. Służyli w sześciu dywizjach. W sumie ponad 380 Indian oddziału piechoty morskiej zostało wysłanych na Pacyfik, gdzie przekazywali wysoko tajne informacje szyfrowe na temat przemieszczania się i planów bitew.

W latach 1942-1945 indiańscy szyfranci z plemienia Navajo brali udział we wszystkich bitwach na Pacyfiku: Guadalcanal, Tarawa, Peleliu, Iwo Jima.
Także niewielka grupa Indian Hopi została rekrutowana do batalionu artylerii i stworzyli kod szyfr, który był wykorzystany w walkach na Filipinach.
Kodu, którym się posługiwali, Japończykom nigdy nie udało się złamać. Jak później powiedział japoński szef wywiadu, generał Seizo Arisue, nie byli w stanie rozszyfrować kodu Marines, chociaż w okresie II wojny światowej Japończycy systematycznie łamali amerykańskie szyfry. Dziś uważa się powszechnie, że to właśnie dzięki Indiańskim „code talkers” szala zwycięstwa w wojnie na Pacyfiku przechyliła się na stronę aliantów. .

Interesująca jest postać Joe Kieyoomia, Indianin Navajo, którego Japończycy schwytali jesienią 1942 roku na Filipinach. Początkowo uważano go jako „Japończyka-Amerykanina”, z więc zdrajcę. Po miesiącach tortur Japończycy zrozumieli, że jest Indianinem plemienia Navajo. Kolejno był torturowany, aby wydał szyfr. Ale Joe Kieyoomia nie był szyfrantem i nic nie wiedział. Tortury były wyszukane, na przykład nagiego wystawiano go godzinami na mrozie w śniegu. Gdy przymarzł do ziemi, popchnięty przez strażnika zostawił podbicia stóp przymarznięte do lodu. Po latach powiedział, że widział Amerykanów, którym Japończycy kazali kopać własny grób. Powiedział także, że gdyby znał szyfr, i tak by go nie wydał Japończykom.
Kieyoomia uwolniony został po trzech i pół latach. Wrócił do miejsca urodzenia, Albuquergue w stanie Nowy Meksyk. Zmarł w 1997 roku.

Ïndianin Navajo Teddy Draper Sr. dorastał w Canyon del Muerto w Arizonie, pomagał swojej rodzinie paść bydło, owce i indyki. Kiedy mając 14 lat poszedł do szkoły prawie nie znał języka angielskiego. W szkole na terenie rezerwatu i na zarządzanym przez rząd amerykański campusie był karany za mówienie w rodzimym narzeczu. Musiał klęczeć w rogu klasy, buntował się, wiele razy próbował ucieczek. Sytuacja się odwróciła i mając 19 lat, właśnie dzięki znajomości własnego narzecza, Teddy Draper Sr. znalazł się w elitarnej 400-osobowej grupie Indian Navajo „code talkers”.
Draper dołączył do Marines w San Diego. Wspominał po latach, że w wojskowej jadalni zobaczył jedzenie, którego smaku wcześniej nie znał. Nigdy wcześniej nie jadł na przykład masła.
W lutym 1945 roku został przetransportowany do Iwo Jima, gdzie przypisano do niego ochraniającego go żołnierza Marines, Henry Hisey.
Kiedy Hisey w wieku 80-ciu lat pokazany został w telewizji, zapytano go, czy to prawda, że gdyby Draper został schwytany, miał polecenie, aby go zabić (aby Draper nie wydał posiadanego szyfru). Kisey powiedział, że nie pamięta.
Draper, który stracił niemal słuch, po wojnie wrócił do Chinle w Arizonie i długo nie mógł znaleźć pracy. Kiedy pytany był, co robił w czasie wojny, odpowiadał, że nie może mówić, bo tak mu polecono. Nikomu nie mówił o sekretnej misji „code talkers”, do których należał.

-„Gdyby nie Indianie, nie zdobylibyśmy Iwo Jima””. Takie zdanie mieli niemal wszyscy.
36 dni walczono w lutym i marcu 1945 roku o Iwo Jima. Wyspa położona niedaleko Japonii miała ważne strategiczne znaczenie. Zwycięstwo Iwo Jima Amerykanie – podkreśla się – zawdzięczają także „code talkers”. W bitwie o Iwo Jima zginęło 22 tysięcy Japończyków i 6821 Amerykanów. Amerykanie uzyskali kontrolę na wyspie i uzyskali miejsca lotniskowe tam ulokowane.
Jest słynne zdjęcie Amerykanów umieszczających flagę na szczycie góry Suribachi. Było to 23 lutego 1945 roku. Zdjęcie wykonał Joe Rosenthal, amerykański fotograf, laureat Nagrody Pulitzera.  W 2006 roku pokazano film „Flags of Our Fathers” w reżyserii Clint Eastwooda (produkcja Steven Spielberg), który opowiada o losach tych, którzy umieszczali flagę na Iwo Jima.
Z sześciu żołnierzy na fotografii, trzech nie przeżyło wojny: Franklin Sousley z Kentucky, Harlon Block z Teksasu i Michael Strank z Pensylwanii. Franklin zginął mając 19 lat. Przeżyło trzech: John Bradley, Rene Gagnon I Ira Hayes, Indianin z plemienia Pima z Arizony.
Zaraz po wojnie Ira Hayes i inni zaproszeni zostali do Białego Domu. Prezydent Truman nazwał ich bohaterami… „-Jak mogłem się czuć bohaterem, gdy przeżyło jedynie 5 żołnierzy z mojego plutonu 45 żołnierzy? – powiedział Ira Hayes.
Indianin Ira Heyes zmarł później jako alkoholik w wieku 32 lat.

*

Powróciwszy do rezerwatów po zakończeniu wojny, Indianie dalej żyli w biedzie, ale wojna powoli odmieniła ich życie na lepsze. Dzieci zaczęły chętniej chodzić do szkoły. Dwóch byłych szyfrantów zostało wybranych wodzami. W 1970 roku Peter MacDonald i Wilson Skeet zasiedli w Radzie Starszych.
Wszyscy szyfranci zostali zaprzysiężeni, że nikomu nie powiedzą i wrócili do domów bez żadnych fanfar. Kod odtajniono w 1968 roku, ale udział i zasługi Indian także z plemienia Navajo nie były publicznie znane przez dziesiątki lat.
W 1971 roku Indianie sami zwołali zjazd szyfrantów, który odbył się w Window Rock w Arizonie. Także w roku 1971 roku prezydent Richard Nixon uznał publicznie ich patriotyzm i odwagę.
Ale dopiero prezydent Ronald Reagan w 1981 roku powiedział Amerykanom o   specjalnych zadaniach Ïndian code talkers” w czasie 2-ej wojny światowej, o ich ogromnym wkładzie w zwycięstwo wojny. Dzień 14 sierpnia ogłoszono narodowym świętem „Code Talkers”.
17 września 1992 roku w Pentagonie w Waszyngtonie zostali udekorowani.
Przyjechało 35 Indian. Wszyscy weterani U.S. Marine Corps zostali zaproszeni na otwarcie wystawy poświęconej Navajo code talkers. Na wystawie znalazły się fotografie, sprzęt i oryginalny szyfr, wyjaśniający, jak niektóre słowa zostały zapisane. Indianie Navajo i ich rodziny przyjechali z rezerwatów z Arizony, Nowego Meksyku i Utah. Przemawiał między innymi senator John McCain z Arizony i prezydent – wódz Indian Navajo: Peterson Zah.
Minęło niemal 60 lat od zakończenia 2-ej wojny światowej, gdy w grudniu 2000 roku prezydent George W. Bush nadał najwyższe odznaczenia Congressional Medal of Honor (inna nazwa: Congressional Gold Medal) dla 29 Indian Navajo – „code talkers”. Do Waszyngtonu przyjechało jedynie czterech. Innych, którym stan zdrowia nie pozwolił na podróż, reprezentowała rodzina. Podobnie, jak tych, którzy nie doczekali się uznania i tej uroczystości.
Wśród czterech obecnych na uroczystości był Allen Dale June z West Valley City w stanie Utah. Miał ledwie 17 lat, gdy zgłosił się do Marines, skłamał, że jest starszy. Obecny był także John Brown i Merril Sandova z Tuba City w Arizonie. Był także 80-letni Chester Nez z Albuquerque w Nowym Meksyku, który powiedział, że żałuje, że inni nie doczekali tego dnia. Że pamięta, gdy jako chłopiec w szkole w latach 1920-30-tych słyszał od nauczycieli: „” Nie mów w swoim języku Navajo. Pamiętał, że jako karę za mówienie w swoim narzeczu myto ich usta wodą z mydłem.

Prasa amerykańska odnotowywała śmierci indiańskich szyfrantów. 
Carl Gorman z Chinle z Arizony, który należał do pierwszych 29-ciu zwerbowanych, zmarł w styczniu 1998 roku. Gdy rekrutowano, skłamał, jak wielu innych, że jest starszy. W 1998 roku zmarł 79 letnie Narciso „Ciso”Platero Abeyeta. Code-talker, artysta malarz, którego obrazy są umieszczone w National Gallery od Art. w Waszyngtonie, w muzeach w Nowym Jorku, w Tulsie w Oklahomie, Museum of New Mexico w Santa Fe. Był znany jako malarz obrazów mitologizujących plemię Navajo. W czasie 2-ej wojny światowej był jednym z szyfrantów.
W 2004 roku zmarł Samuel Billison w Window Rock w Arizonie. Dołączył do Marines w 1943 roku, gdy skończył szkołę średnią. Po wojnie studiował prawo i otrzymał doktorat na Uniwersytecie w Albuquerue, został nauczycielem. Kolejno w 1971 roku zorganizował „Navajo Code talkers Associaton”.
Ernest Childers zmarł 17 marca 2005 roku w Tulsie w stanie Oklahoma. Miał 87 lat. Urodził się w Broken Arrow w Oklahomie i wychował się na farmie, która była oryginalną parcelą nadaną ojcu w ramach akcji „allotment”. Po śmierci ojca przejął na siebie obowiązki wyżywienia rodziny. Radzili sobie różnie, między innymi żywili się królikami, które hodował.

Powstały różne anegdoty związane z Indianami w armii amerykańskiej.

Jedna z nich głosi, że poproszono grupę Indian o pomoc. Amerykanie przetrzymywali więźniów niemieckich i ci nie chcieli słuchać rozkazów, byli niesubordynowani. Indian poinstruowano, o co chodzi.

Zaczęli się oni przechadzać między niemieckimi więźniami, obserwować starannie ich ostrzyżone głowy, porozumiewali się między sobą w swoim narzeczu. Żołnierze stojący na straży więźniów zareagowali wtedy (udając, że rozumieją, o czym Indianie mówią) głośną uwagą– Nie możecie poczekać, aż im włosy odrosną?

Wielu Niemców rozumiało angielski i usłyszawszy takie zdania, zmienili zachowanie i byli posłuszni strażnikom. Zapewne bali się, że będą oskalpowani przez Indian.
W Muzeum Smithsonian jest stała wystawa zatytułowana:” American Indian Code Talkers”, która pokazuje nadzwyczajną historię amerykańskich bohaterów drugiej wojny światowej, którzy tak bardzo przyczynili się do zwycięstwa.Ameryki i Aliantów w drugiej wojny światowej. Według Smithsonian, wtedy tylko można było złamać szyfr, gdyby szyfrant i kryptografolodzy współpracowali razem, co się nigdy nie stało. Pokazuje także, że wcześniej Anglicy używali języka Walijczyków jako szyfru.
Na wystawie jest także zaprezentowany hymn piechoty morskiej w narzeczu Navajo. Przetłumaczył go Jimmy King, Indianin Navajo.

W czerwcu 2002 roku pokazano w kinach film „Windtalkers”, przy jego okazji temat indiańskich szyfrantów powrócił na łamy prasy. Reżyser John Woo powiedział, że film zostawi ślad po tej wspaniałej akcji. Wcześniej, John Woo zapowiedział, że Indianie zagrają bohaterów. Minęły czasy, gdy Rock Hudson grał wodza indiańskiego w „Winchester 73”, czy Tony Curtis w „The Outsiders”. W „Windtalkers” zagrał Adam Meach, aktor znany z kilku innych fimów, Indianin z plemienia Saulteaux Ojibwa pochodzący z prowincji Manitoba w Kanadzie.
Zagrał także Roger Willie, Indianin Navajo z Nowego Meksyku, dla którego to była pierwsza rola filmowa. 
Film wywołał falę ogromnej sympatii i poparcia, nie zabrakło także kontrowersji.
Znany aktor Nicolas Page zagrał żołnierza sierżanta Marine przypisanego do pomocy Indianinowi Navajo (gra go Adam Beach). Według filmu, Marines byli poinstruowani, żeby zastrzelić Indianina, o ile znajdzie się w niebezpieczeństwie, groziło mu pojmanie przez Japończyków. Obawiano się, że z więźnia pod torturami mogą wydobyć szyfr.
Przywoływany wcześniej Teddy Draper Sr wierzył, że tak było, i że to jest prawda. -Chroniący nas Marines mówili nam, że gdybyśmy zostali schwytani, powinniśmy się sami zabić.
Inni weterani –Indianie Navajo podważali tę opinię, podobnie sami byli żołnierze piechoty morskiej. Mówili, że byli przypisani do „Indian code talkiers”, tylko aby nosić radio. Narzekali, że Hollywood zrobił z nich „ochraniarzy”.

Przy okazji filmu, prasa przypomniała postać Clarence L.Tinker z plemienia Osage, pierwszego Indianina, który doszedł do stopnia generała w amerykańskim lotnictwie. Był pierwszym amerykańskim generałem, który zginął w 2-ej wojnie światowej (zginął w walce w maju 1942 roku). Jego ciała nigdy nie znaleziono.
Indianin plemienia Kiowa, Pascal Cleatur Poolaw, został najbardziej wyróżnionym odznaczeniami żołnierzem Indianinem w amerykańskiej armii. Otrzymał 42 odznaczeń i medali. Służył w wojsku w 2-ej wojnie światowej, kolejno w wojnie w Korei i wojnie w Wietnamie, gdzie zginął 7 listopada 1967 roku.
Ernest Childers z plemienia Creek jest pierwszym Indianinem z XX wieku, który otrzymał najwyższe amerykańskie odznaczenie Congressional Medal of Honor. Za swój udział w 2 wojnie światowej otrzymał dodatkowo innych 5 medali Przeszedł na emeryturę jako podpułkownik /Lieutenant colonel) w 1965 roku.

Tematyka włączania się amerykańskich Indian w wojny pojawia się w prasie także w ostatnich latach.
Interesującą historię wyczytałam mieszkając w Teksasie. Dziennik „Houston Chronicle” (Przyp. Marty Racine” Not enough warriors”, Houston Chronicle, 28 kwietnia 1998) wydrukował artykuł o Indianinie Lawrence Sampson z plemion Delaware i Cherokee. W 1988 roku Sampson zaciągnął się do wojska, dokładnie do 82 Airborne Division. Wysłany został do bazy w Fort Bragg w stanie Północnej Karoliny. Wziął udział w zatrzymaniu przywódcy Panamy Manuela Noriegi. Sampson został ranny w nogę i zobaczył, jak na jego oczach został zabity jego kolega. Otrzymał odznaczenia wojskowe za wzięcie udziału w akcjach w Panamie, jak i potem w Desert Shield i Desert Storm.
Kiedy powrócił do domu nie chciał już mieć nic wspólnego z wojskiem. Zaczął odwiedzać miejscowe szkoły – nie jako weteran wojska amerykańskiego, ale jako Indianin Delaware i Cherokee. Bardziej czuł się Indianinem niż byłym żołnierzem armii amerykańskiej.
Kiedyś, kiedy przyszedł do szkoły podstawowej w Katy niedaleko Houston w Teksasie, przyniósł ze sobą kilka pudelek. Administratorka szkoły popatrzyła na nie i zażartowała, że nie chce mieć w szkole „ścieżki wojennej z Indianami”.
Sampson poczuł się dotknięty, nie podobała mu się ta uwaga.
W pudełkach były różne przedmioty, także tradycyjny kostium, który należał do jego ojca. Pokazał go, jak i inne rekwizyty, dzieciom.
-To nie jest kostium, jaki ubieracie na Halloween. My Indianie nic nie udajemy, nie pokazujemy się kimś, kim nie jesteśmy.
-Mam do was pytanie, ciągnął swoje dywagacje. Powiedzcie mi, jacy są Indianie?
Dzieci podniosły ręce.
– Noszą specjalne kostiumy. Nie mają prawdziwych domów i bawią się kijami, odpowiadały.
-Ile plemion istniało zanim przyszedł Krzysztof Kolumb? kontynuował pytania Sampson.
 – Dwa, może dziesięć, padały odpowiedzi.
-Nie, odpowiedział Sampson. Było 600 plemion indiańskich. Czerokezi nauczyli Europejczyków, jak budować kabiny z drewna, Irokezka konfederacja była modelem dla amerykańskiej konstytucji.

***


Leszek Szymański (USA)

Wspomnienia bez mundurka /zaraz po wojnie/
/fragment/

Jednak pracę obywatel milicjant Pasek stracił nie przez inicjatywę prywatną handlową i nie przez publiczne manifestacje religijne, lecz przez osobistą sprawę. Pewnego dnia został wezwany do porucznika. Porucznik obrzucił go poważnym, choć nie groźnym, wzrokiem i pokiwał głową.
– Oj Pasek, Pasek. Przeszłość macie bojową. Na zebrania chodzicie, na szkolenia ideologiczne także, ale co wam w głowie zostaje?
Pasek milczał, bo co miał mówić, a porucznik kontynuował – Te manifestacje religijne, rozumiem władza ludowa musi z ludźmi współżyć, uczyć nie siłą, ale sprawa osobista co innego! Wy marksista, prawda?
– Prawda, obywatelu poruczniku. I marksista, i leninowiec, i stalinowiec. – Pasek zastanowił się starając sobie przypomnieć, kim jeszcze jest i dodał – i anglista, przepraszam pokręciło mi się, engielsista….
Porucznik spojrzał pytająco wiec wyjaśnił.
– Ten drugi z brodą.
Chciał jeszcze dodać „trockista”, ale nie będąc całkiem pewny w ostatniej chwili zmienił:
– I dzierżynista, to znaczy feliksista.
– Taak, a waszą żonę widziano w kościele na Placu Trzech Krzyży jak dziecko do chrztu niosła.
– Co, na Placu Trzech Krzyży? – prawie krzyknął Pasek. – Idiotka! Mówiłem kobiecie, na Żoliborz albo Siekierki jechać.
Pasek po niewczasie się spostrzegł ze swego faux pas. Porucznik z trudem zachował powagę.
– Pasek, Pasek. Ja bym was zatrzymał, choć oleju w głowie nie macie, ale też mam przełożonych. Już za dużo na was donosów. To jest skarg. Ludzie socjalistyczną czujność wykazują! Rozumiem ludzki człowiek z was. Władza ludowa też ludzka, ale do tej pracy się nie nadajecie. Nie z ludźmi, których trzeba wychować. A jeszcze antyrządowe przedstawienia tolerujecie. No, ściśle mówiąc nie antyrządowe, ale można powiedzieć – monarchistyczne, no i bez zezwolenia Urzędu Kontroli Prasy i Widowisk!

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko