Michał Kaczmarek – wiersze

0
260
Filip Wrocławski
Filip Wrocławski


Ojciec

twoja śmierć
konieczna
namacalna jak wazon
miała owalny kształt
miała funkcje użytkowe
można wstawić kwiaty
wlać wodę

konieczna to znaczy nieodwracalna
wiadomość tata nie żyje
nie wyraża zgody na powrót
nie cofa się składnia
przed wykonaniem zadania
wyznaczonego
przez głos drżący w słuchawce

wazon jest przy nas
widzimy go gdy wracamy z pracy
próbujemy nawiązać rozmowę
odpowiada chłodem

jego istnienie
równa się twojemu odejściu
nie rozumiemy
nie wierzymy

zaistniało nieistnienie
zdanie niemądre
składa się z części
które do siebie nie pasują
mogłyby
wypychać siebie nawzajem
poza granicę
za którą nic nie widzimy
lecz
nie walczą o prawo
nie sprzeciwiają się
pozostają w zgodzie
jakby odmierzone
by ważyć tyle samo


Drzwi wejściowe 

dziewczynka która przyszła na świat 
obok lekarzy opowiadających kawały 
doznaje chłodu sali 
wagi na której leży 
narzędzi którymi ją badają 
braku uczuć ze strony dłoni 
wyuczonych w rutynie 

piętnaście minut w rękach matki 
piętnaście minut w rękach ojca 

boi się 
chciałby ją oddać 
Ojcze nasz
Zdrowaś Maryjo 
Wieczny odpoczynek 
bez znaczenia 
byle pielęgniarki widziały 
że porusza ustami 

matka patrzy z łóżka 
na drgające wargi 
ślina w kącikach
jak w czasie niepokoju 
 
wycinek nie bierze pod uwagę 
przed ani po
nawet teraz nie w pełni opisane 
ale sekunda jest prawdziwa 
suchy wianek 
zawieszony na drzwiach wejściowych 


Wiersz osoby dojrzałej 

deszcz zamienił się w mżawkę
uśpił czujność 

korzystne wydarzenia
doprowadziły do samotności 

zmęczenie dziecka które zasnęło 
łupieżcze najazdy domowników 
na centra handlowe 
dały odpoczynek 

jestem sam
w ciszy przed burzą 
właściwą dla osób dojrzałych

kataklizm rozwija się 
zapowietrzonym piecem 
który odmówi posłuszeństwa 
nieświadomym ojcem 
który dowie się o nieuleczalnej chorobie 
lub
odwrotnie 
ojciec przestanie wykonywać obowiązki 
piec zachoruje na astmę 
wykrztusi plastikowy dym 
którym trujemy z oszczędności 

krople deszczu są coraz większe 
i z coraz większą energią 
uderzają o ziemię 

napięcie wzrasta proporcjonalnie 
do zmniejszania dystansu 
między mną a pojazdem 
w którym zapakowane w torby zdobycze 
krzyczą o ułożenie na regały 
podbijają spiżarnię 
wymaganiem 
natychmiastowej realizacji oczekiwań 

ściany patrzą podejrzliwe 
wyrażają pretensje 
ukryte głęboko w ciałach 
okaleczonych od urodzenia 
w rękach murarzy 
szczotki 
zabiegów szlifowania  
zostawiają ślad 


Pewna pani

choroba ojca przyszła w złym momencie 
nie miała możliwości 
nie widzi w tym swojej winy
ani jego winy

nie chciała zrywać kontaktu
z tymi którzy mieszkają 
dwie ulice dalej 

dzieli ich więcej 
niż dwie ulice 
dzieli ich może 
nieskończoność ulic

nowoczesne lampy 
dobrane kolory farb 
roześmiane dzieci 
nie rozumieją co się stało 

ona rozpamiętuje
dlaczego nie może być sama 
dlaczego ma iść kiedy wołają 
do swoich wesołych twarzy 
rumianych policzków 
co zrobić z żalem który przynosi

za złuszczonymi drzwiami 
mieszkania które zmieniło imię 
głos rozsypuje się w rękach

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko