Rolandas Rastauskas – Każdy trend ma swój brand

0
94

            1.

Najtrudniej opisać to, co wiesz najlepiej. Przeczucie staje się doświadczeniem, wiedza, zamiast odłożyć się w formie jakiegoś ponadczasowego żużla, roztapia się w ludzkiej istocie, „rozpływa się” w obiegu egzystencji. Wiedza – to nie formuły, a wyczyszczona jasna przestrzeń, z zasady odmawiająca bycia magazynem. O tym dobrze wiedzą oddani podróżnicy, mnisi lub inni oświeceni „minimaliści istnienia”. Wiedza – zawsze jest drogą samotnych. To bardzo prywatne terytorium. Tymczasem my, histeryczni twórcy swojego czasu i ofiary w jednej osobie, zagracamy przestrzenie życia (i myślenia) zbędną informacją i jeszcze zbędniejszymi rzeczami. Za wszelką cenę dążymy do władzy nad pięknymi rzeczami, które walą się całą wagą „treści”, a nie zadziwiającego „kształtu”, którym byliśmy skuszeni. Pustota treści czasami bywa cięższa od najcięższego nagrobku! Nieważki kształt i ważka treść – to elementy przeciwstawne, niczym dwie połówki kamienia młyńskiego mielą nasze, bez tego kruche, iluzje swoistości. Prestiżowe miejsca, prestiżowe hotele, prestiżowe imiona artystów zamiast sztuki. Brniemy przez bagnisko trendów i brandów, nie czując czasami, jak stopniowo przemienia się w glinę. Nie czując, jak glina zaczyna nas rozgniatać. Ostatni krzyk mody – niczym gwizdek konduktora, zapraszającego do ostatniego wagonu pociągu IC. Przychodzący echem, parafrazując Milana Kunderę, z głębi podświadomości kolektywnej. To echo niwelacji, co tam echo – pańszczyzna! I nic tak nie skusi (tzn. nie zniweluje) jak moda.

            To szczególnie wyróżniają „roboty przestrzeni publicznych” – letnie promenady, kluby, sytuacje różnorodnych reality show, uczty firm, masowe rozbieranie się w programach telewizyjnych, sesje zdjęciowe lśniących magazynów. W tych „przestrzennych domach publicznych” (najlepszym przykładem – klon „Giedyminki”[1], nowa ulica Basanavičiusa w Połądze, którą, mogę się założyć, sklonuje jeszcze kilka, tym razem większych, miasteczek prowincji) nieraz zadziwia nie pasującymi do siebie mową ciała i ubraniem. Chód z jednej parafii, ubranie z innej. Obuwie – z jeszcze innej. O mowie w ogóle lepiej milczeć. Zdajesz sobie sprawę, że publiczność, zgwałcona przez zbyt dla niej skomplikowane (amerykańscy Litwini powiedzieliby „sofistykowane”) przykłady, tzn. trendy i brandy, wkroczyła na cudze terytorium. Zdaje się, że zaraz przyjdzie Policja Tożsamości i będzie wymagała świadectwa o spójności części z całością. Te dziewczyny, które naczytały się Dziewczyn[2], i faceci, którzy napatrzyli się tego, co pokazują im dziewczyny, stają się bardzo kruchymi, pomimo masy mięśni i centymetrów deszczu. Cóż może je urazić, zapytacie? Spojrzenie widzącego, odpowiem. Nawet nie partnera w biogramie, trenera aikido lub świeżo upieczonego guru. Idealnego pracodawcy, jeżeli sobie życzycie. Tego, któremu już nie wystarczy pospolitego cv w aplikacji. Który bierze „cię całego”.  Lub też – całego wypluwa. Mówiąc „całego”, mam na myśli nie tylko wymienione umiejętności, byłe uczelnie i miejsca pracy – twoje byłe lektury, historie miłosne, fobie i manie, tajemnice i pasje, cały ten zagadkowy kapitał, wyróżniający cię wśród innych. To, co później można powiększyć i eksponować jako pojedynczy przypadek. Broń Boże, nie mam nic przeciwko stronom pomysłowo redagowanej Dziewczyny: podobają mi się odurzające, nieco zaspane litewskie modelki i ich fotografowie, gratuluję temu gatunkowi, ale nie zgadzam się z kryjącą się za nim tendencją ubezwzględniania związków imitacji. Nie zgadzam się ze ślepym naśladowaniem i pokazywaniem się w trzecim rzędzie jednym krokiem maszerującego pułku – wyłączając wszelkie moce własnego myślenia. Co tam moce – marne wysiłki! Nie zgadzam się ze stylistami – nawet w tych szczęśliwych wypadkach, gdy mają na imię Sandra lub Juozas[3]. Nie zgadzam się z bezkrytycznym przenoszeniem sztuki do życia. Oczywiście, „mundur” Kenzo jest nie do odrzucenia, jednak nigdy nie stanie się ubraniem pułku, nadal pozostanie sygnałem o innym wyborze, o przynależności do innego klubu. Gdy wszyscy zrobią sobie tatuaże, wartość nietkniętego kawałka skóry nagle wzrośnie. Chciałem powiedzieć – cena.

            2. 

Do powrotu na ziemie sztuki tym razem zachęciły związki niektórych galerii sztuki i ich bogatych klientów, oparte, niestety, nie na poszukiwaniu lub odkrywaniu nowego imienia czy swoistego stylu, lecz regurgitacji starych. Nie starych z czasów Smetony[4] czy klasyków socjalistycznego modernizmu, lecz narzucanych przez kontyngent salonów „Sposobów życia” (celowo używam liczby mnogiej!). Oto żona przedsiębiorcy Iksevičiusa goszcząc na uczcie u państwa Igrekavičiusów wciąż uderza się spojrzeniem o wiszący w holu gospodarzy obraz w wyrzeźbionej ramie. A dokładniej – o jego cenę. Później – o wywyższonego przez media malarza. A dokładniej – jego wypchaną figurę. Podczas innego balu na ścianie sypialni gospodarzy kącikiem oka zauważa „patchwork” tego samego autora, stworzonego przez imagologów relacji publicznych sztuki salonowej. Bingo! Galerzyści już wiozą płótno, aby „zagościło” w sypialni potencjalnej klientki. Taktyka prawidłowa – tak niegdyś kupcy rosyjscy kupowali… nikomu nieznanych (jakże nieduża różnica, nieprawdaż?) Francuzów. Tylko po wspólnym życiu z obrazem. Tylko po intymnej rozmowie. Aura z aurą, jak się mówi. Kiedyś spowodowaliśmy gniew rozsądnych krytyków sztuki proponując usługę „obrazy na dowóz”. Nie sami – wraz z krytykiem. Wykładowczynią. Edukatorką. Hej, Eriko, Skaidro, Lolito! Tylko oświecone, swoją warstwę społeczną w barach kultury o krok wyprzedzające przedsiębiorstwo, powiadaliśmy, odnowi wnętrza nie tylko posiadłości prywatnych, ale i całego kraju. Wówczas i strona zewnętrzna się ocknie. Wtedy w ogóle ktoś się dowie, czym wnętrze różni się od bulteriera, a strona zewnętrzna od foksteriera. Nie zrozumiano nas. A sytuacja się nie polepszała.

            Idąc obok nowych domów letniskowych lubię zerknąć między firanki. Przycisnąć nos do „kuloodpornej” szyby. Widoki, jak teraz się mówi, oszałamiające: obok hiszpańskich mebli, obok bangów i olufsenów, obok baru z henessami[5] i jankami wędrowniczkami[6] nagle widnieje i świeci „malarstwo” jakichś oszustów z ulicy, jakieś śmiercią przyrody śmierdzące martwe natury, nabyte w Połądze przy płocie, czwarty rok kryjącym spalony kurhauz[7] lub przy ulicy Zamkowej, obok cerkiewki „Puszkina”. W najlepszym wypadku – kopie impresjonistów lub secesjonistów, upieczone przez ludowych mistrzów z Tajlandii. (Ci faceci, między innymi, nie umieją przerysować prostych linii!) Kurde, – myślę przechodząc obok – za co mścicie się na sztuce, panowie? Dlaczego meble i haitek[8] są z katalogów, a obrazy – z kompleksów przed sztuką współczesną? Nie podoba nam się! – słyszę już chór. Podoba nam się tylko to, co już było wyswatane dla takich jak my. Każdy trend ma swój brand! Oto, co nam się podoba! Zamiast chodzenia na przeglądy w Akademii Sztuki lub ambitnych galeriach (takie już istnieją!), wszyscy masowo tłoczą się do tych samych wrót niezobowiązującej dekoratywności. Skoro już nauczyliśmy się ryzykować kapitałem, bądźmy konsekwentni i obudźmy nietradycyjne wiatry w najbliższym otoczeniu! Udowodnijmy, że nie jesteśmy gorsi od niemieckich stomatologów czy brytyjskich prawników, którzy zebrali świetne kolekcje najlepszych „antysalonistów”, odtrąconych i potworów. Obraz można kupić, klasy – nie. Klasa jest nabywana. Krok po kroku, jak powiadaliśmy w przedświcie kapitalizmu.

            3.

A może wybrane rzeczy i miejsca za wspólną zgodą warto zostawić dla snobów jako najważniejszy dowód ich żywotności?

………………….

2007

Ze zbioru esejów Prywatne terytorium

Przełożyła Dominika Olicka


[1] pot. aleja Giedymina w Wilnie – główna ulica handlowa

[2] lit. Panelė – czasopismo dla kobiet

[3] znani styliści litewscy Sandra Straukaitė i Juozas Statkevičius

[4] Antanas Smetona – litewski działacz społeczny i polityk, współtwórc odrodzonej Litwy, prezydent Republiki Litewskiej w latach 1919–1920 i 1926–1940

[5] koniak „Henessy”

[6] whisky „Johnnie Walker”

[7] niem. dom wypoczynkowy

[8] ang. high tech – zaawanoswana technika

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko