Aktualnie uwaga wielu osób koncentruje się na nauczaniu zdalnym. Podejmując się oceny tego systemu, należałoby uwzględnić perspektywę zarówno uczniów, jak i ich rodzin oraz nauczycieli. Społeczeństwo podzieliło się na kilka grup. Rząd zachwala tego typu rozwiązanie, stawiając na ,,mniejsze zło”, lecz jednocześnie apeluje do sumień pedagogicznych, aby chwilowo zapomnieli o swoim przeciążeniu, zmęczeniu wielomiesięcznym tkwieniem przed monitorem komputera, z którego jedynie z rzadka dobiega głos aktywnego ucznia – i zajęli się zdrowiem psychicznym swoich wychowanków.
O dziwo, wychowankowie ci, po pierwszych dniach powrotu do szkół, deklarują chęć ponownej nauki zdalnej. Dlaczego? Argumenty powtarzają się: można dłużej pospać, łatwiej zdać sprawdzian, dłużej grać w gry. Chyba najbardziej zróżnicowane zdania można usłyszeć wśród rodziców. Posiadacze młodszego potomstwa chętniej wyrywają je z domowych pieleszy i wysyłają do szkolnych gmachów. Rodzice starszych uczniów (być może ze względu na wizję weryfikacji wiedzy i, co za tym idzie, obniżenia średniej?) przekonują, iż powrót do nauki stacjonarnej jest zbyt stresujący dla ich kochanych maleństw.
Powstawało także pytanie o to, co zrobić z ostatnimi tygodniami roku szkolnego, jak je wykorzystać. Część nauczycieli ostrzyła pazurki, przygotowując się do ,,prawdziwych” sprawdzianów. Miały one zweryfikować realny poziom wiedzy, często niepokrywający się
z wyjątkowo wysokimi stopniami. Niestety, specjaliści pokrzyżowali te plany, wystosowując apele do sumień narodu polskiego o darowanie nauki w ostatnich tygodniach nauki (czy jakoś tak) i przeobrażenie szkół w wesołe miasteczko. Część placówek wzięła to sobie do serca, urządzając dzień integracji. Tym sposobem uczniowie pozostający w domach mieli mnóstwo zastępstw (bo przecież program trzeba zrealizować). Druga część młodzieży zapytana o wrażenia z Dnia Dziecka (czytaj: integracji) odpowiadała beznamiętnym tonem, że…było nudno. Nudę powodowała nawet wspólna pizza czy ognisko!
Wyłania się z tego smutny obraz współczesnego stanu polskiej edukacji, kondycji uczniów i nauczycieli. Młodzież reaguje jedynie na fajerwerki, reszta je nudzi. Szkoła jest przereklamowana, a wiedzę czerpie się z Internetu. Nauczyciele muszą ,,wziąć na przetrwanie”, bo podawane informacje i zalecenia rządu w dużej mierze są sprzeczne
i nieprzystające do polskiej rzeczywistości. Uczniowie potrafili w ostatnim tygodniu dyskutować i twardo negocjować warunki prac klasowych, które – ich zdaniem – powinny odbywać się zdalnie. Część z nich wolała napisać pracę przed planowanym terminem, byle tylko była ona przeprowadzona w formie on-line.
Młodzi ludzie są bardzo inteligentni i potrafią ocenić ,,opłacalność” działań. Wiedzą, co może przynieść im korzyści, w jaki sposób ograniczyć swój wysiłek, jakie prawa im przysługują. Odwoływanie się do wcześniejszych ustaleń, postawa roszczeniowa jest więc nie tylko wyrazem krnąbrności, ale także umiejętnością zatroszczenia się o własne interesy. Po co mam się wysilać, skoro mogę osiągnąć ten sam cel przy mniejszym nakładzie sił, bez marnowania cennej energii? Czysta ekonomia. Warto to docenić, warto rozwijać tę, jakże przydatną w życiu, umiejętność. Pomocne może być tzw. drzewko decyzyjne, dzięki któremu można rozważać skutki decyzji książkowych bohaterów lub też przedstawić różne formy pracy, aby uczniowie mogli zadecydować, która z nich jest najdogodniejsza.
Obecnie można zaobserwować jeszcze jedną rzecz – młodzież jest spragniona rozmowy, dialogu, zwykłej wymiany myśli. Przejmujący jest widok ucznia, który raźno maszeruje przy dyżurującym nauczycielu, gdyż jest on jedyną osobą skorą do rozmów. ,,Koledzy nie chcą ze mną rozmawiać” – mówi 16-latek. Cieszy się, gdy jest możliwość pracy w grupie, bo rówieśnicy ,,muszą” z nim pracować.
Inny obrazek: długa przerwa, nie słychać znanego gwaru, większość uczniów siedzi i szybko klika w ekrany wypasionych smartfonów. Czasami pokazuje sobie memy, czasami odezwie się półsłówkiem. Większość ma w uszach bezprzewodowe słuchawki, w których pobrzmiewa agresywny rap. Telefon – antidotum na wszystko: na zwiększającą się samotność, na brak celu, na dojmujące poczucie nudy i pustki. Ludzie-roboty. Ludzie skrywający się pod maskami – materiałowymi i życiowymi. Nic już nie dziwi, nic już nie ekscytuje. Kolejne propozycje aktywizacji na lekcjach spotykają się z niewielkim zainteresowaniem. I, o dziwo, zaczyna sprawdzać się tradycyjna metoda – dialog, wykład. Uczniowie często manifestują niezadowolenie, stawiają opór. Czasami niczym nieuzasadniony, wynikający jak gdyby
z poczucia zamachu na ich wolność, na ich nicnierobienie. Postawa ta, mimo że denerwująca i budząca frustrację, jest czymś naturalnym, jest to zapewne forma buntu i mechanizm obronny jeszcze niedojrzałej psychiki.
Pandemia zaskoczyła nas wszystkich. Młodzież, która i tak współcześnie miewa spory problem z komunikacją i podtrzymywaniem relacji, została odizolowana od przyjaciół
i pozbawiona naturalnego środowiska społecznego jakim jest szkoła. Opór młodego człowieka pełni ważną rolę w procesie kształtowania jego osobowości i tożsamości. Jest formą wyrażania swojego ,,ja”, poszukiwania swojego miejsca w społeczeństwie, podkreślania granic i walki o swoją indywidualną życiową przestrzeń. Część uczniów doświadcza buntu wewnętrznego, nieujawnionego oporu, który może być przyczyną wycofania społecznego i różnych zachowań niepożądanych. Otwarty bunt daje możliwość interakcji, modyfikowania swoich przekonań, daje szansę na dialog. Jednak nauczyciele często na bunt reagują…strachem. Strach ten wynika chyba z możliwości podważenia ich autorytetu, utraty kontroli nad sytuacją. Dziecko musi mówić, musi się buntować, bo to etap jego rozwoju. Możliwość wypowiedzenia się, otwartej postawy pozwala pokierować młodą osobą. Dorośli często chcą ukrywać własne emocje, dylematy, chcą chronić wychowanków i być profesjonalni. Niejednokrotnie prowadzi to do bolesnego zderzenia się z rzeczywistością. Młodzież odkrywa w końcu, że nauczyciel jest tylko człowiekiem, a nie niezniszczalnym superbohaterem, w dodatku wszystkowiedzącym. Wykorzysta tę sytuację słabości. Może też sama próbować znaleźć w nauczycielu ludzki odruch, sprowokować go do niekontrolowanej reakcji. Gdy damy się wypowiedzieć młodej osobie, wyrazi ona bunt, lecz najpewniej nie będzie on wymierzony w nas. Z kolei nauczyciel, który jasno wyrazi swoje obawy, najprawdopodobniej zyska w oczach uczniów. Pokaże, że sam nie funkcjonuje poza rzeczywistością, jego także dotyczą sprawy szkoły, jego także dotykają trudy pandemii czy nauki zdalnej. Wspólne ponarzekanie może przynieść dobre rezultaty. To, że będziemy uparcie obstawać, że obecny system jest najlepszym z możliwych, matura sprawi, że dostaniemy się na wymarzone studia, a w przyszłości będziemy dużo zarabiać, nie zmieni rzeczywistości. Młodzież realia zna, dlatego warto połączyć siły i wspólnie przebrnąć przez trudy. Bunt można przekuć na coś dobrego, można zdopingować młodych do działania, przekierować ich uwagę na coś, na co mają wpływ. Dobre rezultaty może przynieść także podzielenie się własnymi doświadczeniami. Nie chodzi tu o udowadnianie na siłę, że ,,ja wiem, co ty przeżywasz!”. Nie, chodzi o to, by młody zobaczył, jak człowiek się zmienia. Uświadomił sobie, że obecny etap jest przejściowy. Dobrze jasno powiedzieć, na co człowiek ma wpływ, a co jest poza zasięgiem jego możliwości. Uczeń może zmienić szkołę, ale do określonego wieku musi do niej uczęszczać. Może ściągać na sprawdzianie, ale matury nie zda z wujkiem Google. Może nie lubić nauczyciela, ale nie ominie jego zajęć. ,,Tylko spokój nas uratuje” – to powiedzenie zawsze się sprawdza. Jakiś czas temu zostałam okrzyknięta przez ucznia z zespołem Aspergera najspokojniejszym nauczycielem w szkole. Ja, w której pokoju rzeczy latają w powietrzu, a głos roznosi się po całym domu. Ten nieformalny tytuł dał mi do myślenia. Dać młodzieży wyrazić bunt, nie oszukiwać. Stawiać granice, ale pozwalać wyrażać emocje. Dać możliwość wyboru i przywrócić moc sprawczą. Wtedy i my będziemy mniej zmęczeni. Zdejmiemy w końcu maski. Dosłownie i w przenośni.