BALLADA O ARTYŚCIE
Pamięci Adama Stalony-Dobrzańskiego
Witraże – miraże pozaziemskich progów,
Portrety aniołów, blade twarze bogów.
Witrażysta ma trudną robotę.
Żeby kolorami szkło miką błysnęło
Z pokorą, uważnie trzeba tworzyć dzieło,
Chociaż grzbiet często spływa potem …
Na deskach rusztowań w świątyni mistrz siada,
Fragment po fragmencie swój witraż układa,
Za pomocą ołowiu szkło scala.
Sprawdzając kolory dobiera odcienie
I pięknem wypełnia bezbarwne przestrzenie.
Lecz ten obraz go nie zadowala.
Mówi do kapłana: – Ojcze, patrz dokoła
Jak w promieniach świtu lśnią szaty anioła
I jak płoną niebiańską purpurą.
Ale te dwa szkiełka są nieco ciemniejsze,
Muszę je wymienić na inne koniecznie,
Bo nie splamię się taką chałturą.
Opat z wątpliwością białe czoło marszczy:
– Mistrzu, nie poprawiaj, czasu nam nie starczy,
A twój witraż jest przecież wspaniały.
To cudowne dzieło. Różnice w odcieniach
Dla większości ludzi nie mają znaczenia,
Nikt na ziemi cię za to nie zgani.
Artysta mu rzecze: – Na tej ziemi małej
Zniosę każdy zarzut, tak jak i pochwałę,
Bo swojego artyzmu znam wartość.
Lecz jasne anioły, tam, w światach niebieskich,
Z potępieniem spojrzą na ciemniejsze kreski,
Dostrzegając moją niedokładność.
Powiedzą: „Leń, oszust, złe kolory wprawił
Chociaż błąd swój widział, to go nie naprawił,
Więc ten fałsz będzie miał na sumieniu”.
Kapłan się zawstydził, głowę zwiesił nisko,
Pozostawił witraż z sumiennym artystą,
A sam wyszedł z kaplicy w milczeniu.
KOŁYSANKA
Nasz dom opatuliłem
metafor tiulem gęstym.
Za nimi, jak za ścianą
niewidzialną, żyjemy.
Za nimi – miasto, za nim –
kraj, a zaraz za krajem –
idzie zmęczony pielgrzym
leśnej drożyny skrajem.
Nad nim rozwarte niebo
z gwiazd złotymi dziurami,
wokoło gęste lasy
ciągnące się bez granic.
W dziupli włochata sowa,
na bagnach — wąż roztropny …
Wszystko to tylko słowa –
azyl dla dusz łagodnych.
Ich przejrzystym welonem
ten nasz dom oplątałem,
by żyć z tobą spokojnie
za niewidzialną ścianą.
Za nimi kraj i miasto,
las i pielgrzym sterany,
a my we dnie i w nocy
ze sobą rozmawiamy.
Zalśnił na firmamencie
księżyc monetą złotą,
obrócił się nad ziemią
gwiazdozbiorów korowód.
Zadrżały szalki wagi,
a wiatr nam gwiazd czeredę
przyniósł z nieba na ziemię
z lekkich snów cichym szmerem.
One tiulem przejrzystym
nasz dom poowijały,
żeby nam nocną porą
w nim się spokojnie spało.
ALEGORIA W DAWNYM STYLU
Ponownie szturmuje do okien wiosna.
Ciśnienie się zmienia. A nocami
podnosi się dziwna, nadzwyczajna pełnia
i przed rozjaśnionymi oczami
przechodzą kobiety. Przejrzyste jak alkohol.
Cofa się czas i w porządku, wolno
wszystkie przechodzą, wokół drży powietrze,
a one idą, dumne i spokojne.
Pierwszą kobietą jest z nieba kosmitka.
Jej oczy ciągle w przestrzeń są wpatrzone
nieznaną. A w strumień jej jasnych warkoczy
cudne kosmiczne ozdoby wplecione,
lśniące i dziwne. Jej nigdy nie dotknie
ręka mężczyzny, szorstka, niecierpliwa.
A powód tego nie jest tajemnicą:
Gwiazda w zasięgu rąk ludzkich nie bywa.
Druga przebiegła, lecz nieziemsko mądra .
Piękna? Nie bardzo. Ale pełna wdzięku
i zwinna niby szybka, srebrna fala
strumienia podczas powodzi wiosennej.
Lecz z nią niełatwo. Swoją grą podstępną
rozbudzi wszystkie ukryte pragnienia
i będzie przez to bardziej jej pożądał
ten, kto szans nie ma na jej bohatera.
Wiele by można powiedzieć o trzeciej.
Ona jest matką, mądrą bratnią duszą,
może być dobrą żoną przyjaciela
albo też siostrą. Cicho się poruszaj
i szybko schowaj za bolesną ścianą
prawa, sumienia, losu i etyki.
Choć niby bliska, ale wciąż odległa
i niedostępna, niestety, niestety.
Czwarta jest za to kapryśna, jak dziecko,
i tak jak dziecko impulsywna czasem.
To się na dotyk obróci ostrożnie,
to nagle głową potrząśnie i wrzaśnie,
rzucając w ciemność milczącej niezgody,
to gorzko płacze, wybryków żałuje.
Wszystko na próżno. W tym jest cały problem
że zawsze obok przeszłości wędruje.
Nadchodzi piąta przez mrok samotności
czarnej i ziemskiej. W ubraniach szerokich
ukrywa lico. Ona jest nadzieją,
i beznadzieją, i prawdą i strachem
przed prawdą, oraz przeczuciem kłopotów
i pragnień, które spełnią się z pewnością.
Widać, że sama dla siebie jest straszna.
Przeszła, wiatr ślady jej zatarł ze złością.
Szósta to czyste przeznaczenie losu,
jak się natchnienie u poety zjawia,
jak niemożnością dla zimy – być latem,
jak zakochanej do miłości prawo.
Taka znajoma jak oddech i woda,
i tak jak woda i oddech konieczna,
idzie przed siebie prosta i pogodna,
i może przetrwać tak na świecie wiecznie.
Siódma …
Za oknem jest ponuro, szaro
i wilgotno. Pociągu gwizd dobiega z dali,
noc już zamknięta w więzach cudzysłowu,
wypada lekkie pióro niespodzianie
z ręki. Budzika terkot tuż za ścianą
wzywa do pracy mieszkańców nieznanych.
W przejrzystym mroku jeszcze twarz zalśniła
zanim się skryła w dnia całunie białym.
1988.04
Poznań
Jest późna jesień, Poznań,
deszcz z dachów zmiata liście.
Nie zna mnie nikt jako przedmiot,
jako podmiotu nie słyszy.
Zagrałem coś na gitarze,
trzy wiersze przeczytałem,
powspominałem przeszłość,
czas na chwilę wstrzymałem.
Migały twarze i daty
proste rymy zmiatając…
Przyjeżdżałem tu kiedyś
gród stary odwiedzając.
Miasto na wskroś europejskie
w kafelkach od stóp do głowy.
Chcesz – pij w nim, chcesz – to śpiewaj.
Miasto jak klucz wiolinowy.
Wspomniałem dawny spektakl,
scena i patio małe,
nocleg w kamiennym zamku –
duchy się tam błąkały.
Nie wszystko dobrze pamiętam,
to nie żart – lat dwadzieścia …
Jak wyskoczenie wśród nocy
ze spadochronem w przeszłość.
To tak, jak gdyby powoli
myślą dotknąć wspomnienia:
To stacja, to piwiarnia,
to plac, a to aleja.
Czas więc wrócić nareszcie –
znowu jestem przejazdem.
Jadę w przytulne „jutro”
pociągiem – zbirem bez nazwy.
Nie jestem taki naiwny
by nagle cudom dać wiarę,
lecz jeszcze tutaj powrócę,
odwiedzę miasto prastare.
BALLADA O ZBIEGŁYM PSIE
On był podobny do wszystkich innych, a ona inna niż wszyscy była.
On chciał po rosie włóczyć się boso, a ona ciągle o psie marzyła.
(Był tu pies kiedyś, lecz zbiegł do lasu – był psa i wilka krzyżówką dziwną,
niebo tęsknotą się wypełniło, kiedy jej piękno jak lód zastygło).
On deptał trawę, ona czekała , i wciąż się śmiałaz niej głupia plotka:
na przykład dawałbym i wszystkie uczynki tylko jej ludzkim słowom?
On pojął, że z nią trawy nie zgniecie i że na dystans zawsze już będą,
czujne spojrzenie, skinienie głowy, ciche westchnienie, ale nic z tego …
Minęły lata, zjawił się drugi, ten, kogo „druhem serdecznym” zwała,
lecz drogę nagła zamieć zakryła, choćby płakała, choćby krzyczała.
On, idąc, drogi w śniegu nie znalazł, więc go znaleźli trzy metry dalej,
nie mógł się dalej do niej doczołgać. Ona znów tęskni – smutek ją dławi.
Był jeszcze inny, co latał w chmurach, ale był jakiś ni pies – ni wydra,
i w tamtych sprawach też nie był na „ach!”. Na co potrzebny taki mężczyzna?
Śpiewał jej z nieba, a ona – nic- nic, mówią, że wiele bzdur już słyszała,
a już od tego – to niech Bóg chroni… Tak więc na zawsze się z nim rozstała.
Ziemia kręciła się niby kula, czas krążył wokół, zawsze niezmienny,
niebo wysokie, morze głębokie, a nad tym wszystkim – Bóg miłosierny.
Wszystko, co białe, stało się szare, wszystko, co pełne, pustym się stało,
a że niełatwo być ciągle młodym, jej piękno niby dym się rozwiało.
I ona siedzi, taka jak wszyscy, tam gdzie trafimy wszyscy po latach,
I tęskni za swoją dawną pięknością, smutna, bo kiedyś pies zbiegł do lasu …
2013
BALLADA TRAMWAJOWA
Wszedł w półmrok wnętrza, jak do katedry, gotów oczyścić duszę.
Odbite twarze snuły się w szybie nocnego autobusu.
Odbite twarze, jak księżyce blade, nierealne, upiorne,
W szkle trzepotały jak cienie duchów, o których świat zapomniał
Spojrzał w te twarze, proste, zmęczone, jakby z głodu wychudłe,
Tak jak się patrzy na stary obraz, gdzie oczy świętych puste.
Nagle zobaczył … Stała jak posąg wśród ulicznego zgiełku,
Jak nieruchoma Stella Polaris – zwykła ziemska kobieta.
Co poraziło? Czy to jej piękno ulotne, infantylne?
To, że ponure światło ją bardziej oświetlało niż innych?
Czy to, że wzrok jej jasny promieniał, tak zabójczy i czysty ?
Fakt: on uwierzył i wznosił modły do wymyślonej wizji.
Modlił się skrycie, błagając czule jak nędzny żebrak w sieni:
Nie spiesz się, zostań, nie znikaj jeszcze, zapisz się w mej pamięci…
W tym roztrzęsionym nocnym pojeździe marzył i był szczęśliwy…
Przystanek. Wyszła bogini losu. Zadrżały cicho szyby.
* * *
Ciebie na niezależność nie stać,
jesteś samotną szarą myszą.
Wiatr szarpie zmęczone napisy
na starych pożółkłych afiszach.
W oczekiwaniu, jak w amoku,
stając jak dziecko na paluszkach,
roślina do ciepłego słońca
jak dłoń, wyciąga blaszkę liścia.
Lecz czego byś nie wymyśliła
już kończy się limit nadziei –
zbyt dużo czarnego humoru
w relacjach pomiędzy bliskimi.
Znów zwykły gest na pożegnanie,
mówią, że wolność cię ochroni…
Nikt nie zażąda przebaczenia
za dni i lata utracone.
1988.05.15
* * *
Gdzieś chrząknęła gitara,
Może fortepian to był.
Radość na mnie opadła
Lub może smutku dym.
W mrok niebytu krzyknąłem,
Albo raczej – milczałem.
Na kolana runąłem,
Lub raczej – uciekałem.
Płonęły wstydem cienie
Okryte nocy perkalem.
Ja wpadłem w przygnębienie,
Lub raczej – promieniałem.
Jęknąłem i się zaśmiałem
I zaniosłem się płaczem.
Żeby tu żyć, zostałem,
Albo by umrzeć – raczej …
Tłumaczenie wierszy na język polski Kalina Izabela Zioła
Vladimir Stockman – rosyjski poeta, tłumacz, wykonawca piosenki autorskiej.
Urodzony 19.08.1960 roku w Rostowie nad Donem. W 1992 roku przyjechał na zaproszenie Piotra Skrzyneckiego do Krakowa, do „Piwnicy Pod Baranami”, na koncert. Tak spodobało mu się w Polsce, że już na stałe zamieszkał w Krakowie.
Autor tomiku wierszy „Górne morze” (2007) oraz licznych publikacji wierszy i przekładów w antologiach i periodykach w języku polskim i języku rosyjskim. Jego wiersze przetłumaczono również na angielski, włoski, ormiański, macedoński i chiński języki. Finalista konkursu na najlepsze tłumaczenie na język rosyjski wierszy i prozy Czesława Miłosza organizowanego przez Polski Instytut Książki (2011). Brał udział w wielu międzynarodowych festiwalach poetyckich, takich, jak „Dni współczesnej literatury i dramaturgii rosyjskiej w Wiedniu” (Austria), „Strużskie wieczory poezji” (Macedonia), „Warszawska Jesień Poezji” (Polska), „Międzynarodowy Listopad Poetycki w Poznaniu” (Polska) i in. Należał do Międzynarodowej Federacji Pisarzy Rosyjskich (MFPR) i do Południoworosyjskiego Związku Pisarzy. Mieszkał w Krakowie.
Zmarł 21. grudnia 2020 roku.