Krystyna Habrat – DROBNE DRGNIENIA SERCA

4
146

  Nie mam jakoś pomysłu na kolejny felieton. Ani na opowiadanie. Zapomniałam nawet, o czym to ja miałam tu pisać, gdy 10 lat temu z hakiem zaczynałam u Pisarzy.pl.

  Chyba o książkach i  ludziach w powiązaniu z literaturą, ale z innym nieco punktem widzenia, by nie powtarzać za innymi obiegowych sądów.

   Może powiedziałam już wszystko na ten temat i nie warto zmuszać się do kolejnych wypowiedzi.

 Wypowiedziałam się w sumie w felietonach i opowiadaniach tutaj, a tak ogólnie w powieściach, opowiadaniach, czasem esejach – w sześciu książkach i publikacjach prasowych, tak papierowych, jak i tych e,… . Chyba zrobiłam swoje na ile było mnie stać. Zakopałam więc swój talent, ten jedyny, czy pomnożyłam, jeśli to były dwa  a nawet pięć?

  Kto to wie, ile ich otrzymuje? Czasem jednak…

  Uczestniczyłam kiedyś w spotkaniu stypendystów pewnego zakładu pracy. Tam ci –  w większości inżynierowie –  narzekali, że nie dostają pozwolenia na nauczanie w technikum, a chcieli by sobie dorobić tak do skromnej na początek pensji. Wtedy przedstawiciel dyrekcji zaczął im tłumaczyć, że taka dodatkowa praca mogłaby odbić się na ich pracy w tym zakładzie, że byliby zmęczeni, tracili zdrowie itd.

  Wtedy rzucił ktoś nazwisko ich kolegi, który takie pozwolenie ma i uczy w technikum.

  – A, on? –  zająknął się przedstawiciel dyrekcji i szybko dokończył – On jest wybitnie zdolny. Wybitny absolwent. Daje sobie świetnie radę i w pracy i w szkole, gdzie uczy. Ma wspaniałe wyniki.

  – Pewnie po ojcu, który jest tu dyrektorem… – padło półgłosem.

  Ten z dyrekcji udał, że nie słyszy.

  I tu  pojawiła się jedna z najlepszych definicji uzdolnień. Ci na sali znali dobrze nieobecnego  kolegę, o którym mowa, i ze szkoły i ze studiów, i z pracy. Niczym się nie wyróżniał, ale   jego ojczym, nawet nie ojciec, był tu dyrektorem, no, jednym z dyrektorów. Dopowiadać dalej, że talent czy uzdolnienia, bywają czasem rzeczą względną, nie potrzeba. Talentowi ktoś musi podać pomocną dłoń. Inaczej tylko go od razu zakopać.

  Ale tylu, nie pytając o wymiar swego talentu, ani o umiejętności wyuczone, tzw. warsztat, porywa się do pisania, bo musi coś ważnego światu ogłosić, pokazać swój zachwyt na widok czegoś tam lub zadziwienie nad niepojętością ludzkiej natury. Czytam w internecie zrodzone tak wiersze. Dużo ich na Facebooku każdego dnia.

  Mam swoje ulubione poetki. Od razu przypomnę, że nie jestem fachowcem w tej dziedzinie, aby oceniać, a tylko oczytanym czytelnikiem i trochę wyrobiony smak chyba mam.

  Najpierw wymienię Halinę Ewę Olszewską. Zwróciłam  uwagę na jej wiersze, bo wyróżniały się niezwykłym spojrzeniem na rzeczywistość i ujęciem tego w artystyczny sposób. Potem zauważyłam, że  pisze dużo, bo jej wiersze pojawiają się często i pisze je szybko, reagując na aktualne wydarzenia. Nie zawsze zgadzam się z jej oceną rzeczywistości, ale każdy może mieć własne spojrzenie i nie trzeba się na siebie boczyć. A Halina Ewa Olszewska realizuje się w liryce, prozie, nawet haiku. Później dowiedziałam się, że jest ceniona i bywa często nagradzana. Może nie tak znana, jakby było to jej dane gdyby mieszkała w Warszawie, a nie w Zamościu czy Biłgoraju, ale właśnie dlatego warto czytać jej wiersze i ją bliżej poznać.

  Biorę do ręki jej ostatni tomik “W KONTURACH CZASU” i otwieram na początkowych stronach:

  ” czas zastygł noc siwieje nad ranem
mgła opada na miasto
melodyjny powiew wiatru
z koncertem skrzypcowym
dobrze jest zacząć dzień od muzyki”

i inny fragment z tomu “POŚRODKU HORYZONTU”:
  “Podróże z Cogito
w bibliotekach archiwalne przesłania
specjalnego znaczenia
czytelnik je czytał poeta wyznaczał szlak
“idź dokąd poszli tamci…
trzeba dać świadectwo…””
I dalej:
 “Cogito już nie przegląda się w lustrze
nie dziwi się niczemu
nie udziela rad
tam gdzie teraz jest
patrzy przez szyby weneckie
na raporty z oblężonego miasta
i inne poetyckie dywagacje
kto dziś je czyta o świcie?”

  Inną poetką, którą znam z Internetu jest Maryla Stelmach.  Kiedy tylko przebiegam   po stronie fejsbukowej  i  przyciągnie mój wzrok nastrojowy obraz: jakiejś uliczki w deszczu, wsi w poświacie księżyca,  domostwa nocą na tle pięknego krajobrazu,  od razu sprawdzam, czy nie jest opatrzony wierszem Maryli Stelmach. Ta pani pisze właśnie nastrojowe wiersze do takich obrazów. Bardzo mi się podobają i wiersze i te obrazy.

  A oto fragment wiersza:

 “Małe rzeczy

Nowy świt wstaje, w makach rój, bąki harcują, w dali dzwony.
Ze snu się budzi błogi świt, dla dwojga ludzi przeznaczonych.
Tutaj na jawie mieszka czas, małe minuty gwarzą śpiewnie.
Gdzie stara furtka z wichrem gra, ckliwe melodie, zaokienne.
Nic się nie zmienia, chociaż mrok, łamie w gałęziach młode witki.
Słodki w twych oczach błądzi grzech, zawsze mi byłeś, będziesz wszystkim.
A jeśli komuś wiary brak, niech spojrzy w wiersza dno, na przestrzał.
Znajdzie tam światła dobrą dłoń i odkupiony smak powietrza.
Szczęście jest w cichym łanie zbóż, trawie co bujna, w takt faluje.
Popłyń w jej rwący poszum łąk, w maki i chabry a poczujesz,
Że świat jak książka, ważny fakt, który odkładasz – życie płynie.”

 I mój komentarz: Piękny i mądry wiersz i pięknie zilustrowany. Przypomina o małych przyjemnościach życia, jak nazywa je Tatarkiewicz, a tu są one niemal dotykalne. A ostatnia zwrotka pełna filozoficznej głębi. Czytałam i powracałam. Warto do takich wrażeń powrócić, zapominając o zgiełku świata z jego nieprzychylnymi pomrukami.  /20.6.21/

A zakończenie brzmiało tak:

“Zbieram okruchy, małe sny, słowa karmione piersi tchnieniem.
Mijam mi obcy, nieraz świat, co w każdej dłoni ma kamienie.
Dobroć zamieniam, w życia dar, bez niej nie stanie but na ścieżce.
Tworząc, nie niszczę – prawdy dwie, moją modlitwą. Piszę wiersze.”

  Lubię jeszcze wiersze Łucji Pecolt, które  podziwiałam już dawniej na Portalu Pisarskim, lubię – Bianki Kunickiej Chudzikowskiej połączone z jej niezwykłymi fotografiami, i jeszcze: Emilii Korzeniewskiej. I wielu innych.

  Czytuję dużo wierszy. I podziwiam. Wiele z nich budzi mój zachwyt. Niektóre do mnie mniej przemawiają, ale podobają się innym. Cóż decyduje tu różnica odczuć, może chwilowy nastrój, a na pewno miara wejścia w dany sposób przekazu czyli  oczytanie w nowatorskiej formie.

  Czytam też komentarze do zamieszczanych utworów. Kilka dni temu dostrzegam wychwalanie wiersza poprzez potępienie w czambuł wszystkich innych, bliżej nieokreślonych, gdzie, kiedy i przez kogo zamieszczanych. Że rymy częstochowskie itd.  Ale o tym chwalonym nic bliższego. Nie wiadomo za co ta pochwała. Tylko ten   kontrast z wszystkimi złymi ma niby wynieść go w górę. Nieudany chwyt, a tak nadużywany.

  Tak się  robi, gdy nie wie się za co pochwalić. Wtedy potępia się kogoś innego, nawet w liczbie mnogiej, i pochwalony już jest jakoby lepszy, choć nie wiadomo dlaczego.

  To mi się nie podoba. Przypominam, że ja wierszy nie piszę, nie jestem zainteresowana, więc mogę tu występować bez emocji.  

  Nie każdy wiersz musi się każdemu podobać. Nie każdy też jest na tyle oczytany, by się na tym znać. Ale niech ludzie piszą wiersze.

  Sama nie piszę wierszy, bo zanim wpadłam na taki pomysł, wpajano mi wiedzę o trochejach, spondejach, daktylach, średniówkach, tych wyznacznikach poezji, i to wydało mi się już w liceum tak trudne i odpowiedzialne, że nie poważyłam się spróbować. No, jeden malutki napisałam. Dla męża. Tylko nawet mu nie pokazałam i nie pamiętam, co z tą  kartką zrobiłam. Pewnie zniszczyłam, bo to jednak wstydliwa pamiątka. Nie tyle zła, co odkrywająca zanadto drobne drgnienia serca. To jest wzruszenie, które skrywa się przed całym światem. Ubierać swe najpiękniejsze uczucie w pisemną, może nieudolną formę? Po co?

  Ale ta rada dotyczy tylko mnie samej. Innych zachęcam do poetyckich prób. I form skończonych i sięgania po aprobatę innych, i nagrody.

  To jest teraz bardzo potrzebne. Świat nie jest spokojny. Nawet trudno o spokojną przystań gdzieś na uboczu, gdzie nie dotrą niepokojące wieści o wojnach, zamachach terrorystycznych, nienawiści między ludźmi.

  A zwykły, szary, człowiek się boi. Do niego też docierają każdego dnia jakieś zagrożenia. Ktoś próbuje go oszukać, naciągając na wnuczka lub policjanta. Ktoś przez telefon usiłuje wszelkimi sposobami wyłudzić jego dane, aby okraść mu konto bankowe.  Chwila nieuwagi, roztargnienia, emocji, i można dużo stracić.

  A jak przykre jest wyczekiwanie w kolejkach do lekarza! Ktoś bawi się, by robić z pacjentów pokornych głupków? Kto? Zła organizacja w przychodniach, gdzie zamawia się wszystkich na tą samą godzinę i oni kłócą się, kto jest przed kim, za kim, kto tu nie stał, denerwują, tracą zdrowe jeszcze bardziej.  A w domu ciągle się coś psuje. Wiele spraw nawala. I nie ma przed tym ucieczki, nie ma pomocy. Urzędnik jest ważny, bardzo ważna urzędniczka, a szary człeczyna musi być pokorny. Inaczej pokażą mu, kto tu ważny.

  Tak, jak głosił pewien filozof, a zapomniałam już który i powinnam wyciągnąć Tatarkiewicza, chyba tom drugi jego “Historii filozofii”. Coś mi tak podpowiada, a brzmiało to  chyba tak:

 “Małym ludziom świat miejsca żałuje.”

  Tu mali ludzie, to wszyscy my szarzy, nieważni, niedocenieni, bez sukcesu i wielkiej fortuny, bez wywiadów na pierwszej stronie gazet.

  Kiedyś broniono się przed małością prostym zdankiem: “Pan wie, kto ja jestem?!”, co miało sugerować nierozpoznana wielkość. Ale to już kawał z brodą.

  A teraz, gdy nie mamy gdzie skryć się przed depczącym nas światem, przed jadem niezasłużonej nienawiści, gdy nie znajdujemy usprawiedliwienia dla nieosiągnięcia wielkości, to pozwólmy sobie pisać wiersze.

  Niech oddają nasze drobne drgnienia serca. I osłonią przed brzydotą. Jaką?  nie trzeba badać. Zapomnijmy o wszelkiej brzydocie. Lepiej skupić się na tym, co dobre i piękne. Tego szukajmy. I piszmy…

Krystyna Habrat

12.9.2021r.

Reklama

4 KOMENTARZE

  1. Pod poprzednim felietonem napisałam, jak często zdolni, utalentowani ludzie trafiają do przysłowiowego kąta, bo nie potrafią głośno krzyczeć, wypinać oierś. Chołota natomiast miewa się całkiem dobrze, chociaż tak niewiele znaczy. Myślę, że podobnie jest z twórcami, którym trudno wyjść do świata. Wraźliwość, skromność, uniemożliwia im to. Skądinąd nie brakuje samozwańczych artystów, lansowanych za coś tam niewiadomego. Najważniejsze, aby zostać celebrytą, wtedy sny o potędze się spełniają. A co z tego wynika ? Szkoda słów. Niech więc drobne drgnienia serca zamienią się w głośne uderzenia serca, które przebiją miernotę a nam, czytelnikom, słuchaczom dadzą przyjemność z poznawania ich.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko