Franciszek Czekierda – UCZCIWI FAŁSZERZE, POŻYTECZNI OSZUŚCI

0
99
Franciszek Czekierda

            1.

            Antoni Marianowicz (Kazimierz Jerzy Berman), poeta i pisarz w książce Życie surowo wzbronione (1995) napisał o kilku zdarzeniach związanych z załatwianiem fałszywych dokumentów podczas okupacji niemieckiej. Przebywając w warszawskim getcie załatwił stałą przepustkę na stronę aryjską oraz dokumenty tożsamości dla siebie, jako Mieczysława Chmielewskiego, i matki, która została Natalią Ireną Godlewską. Słowem załatwił fałszywe dokumenty u uczciwego fałszerza, aby ratować życie swoje i matki. Uczciwość podczas okupacji była ważna, ponieważ pleniło się wielu oszustów. Już niedługo przekonał się o tym sam, potrzebując nowych papierów: „Dałem mu [Jurkowi L. z AK] pięć tysięcy złotych – sporą sumę – i czekałem na wiadomość. Po paru tygodniach (…)  przyszedł na Filtrową jakiś jegomość w średnim wieku, powołał się na Jurka i wręczył mi legitymację [z miejscem pracy w Deutsche Ostbahn]. Patrzę, a to ordynarny falsyfikat, gapa nieudolnie podrobiona na białko, tak nędznie, że patrol sprawdzający dokumenty musiałby być chyba ślepy”. Trudno było wtedy o uczciwych fałszerzy, chociaż Marianowiczowi po pewnym czasie, już w innej sytuacji, powiodło się: [Znajomy rodziny] „Kolski poprosił mnie o wyrobienie nowych dokumentów ze zmianą źle brzmiącego nazwiska panieńskiego jego  matki i żony. Wszystkie inne dane pozostawały prawdziwe. Bez większych problemów udało mi się to załatwić, bo nawiązałem wówczas kontakt z uczciwymi fałszerzami dokumentów. Gdy więc wyprowadziłem się razem z matką, miałem poczucie, że zrobiłem im bardzo istotną przysługę. [Kolscy] (…) przeżyli okupację”. 

            Mój ojciec, Florian Czekierda, żołnierz Armii Krajowej we wsi Orły w obwodzie przemyskim, tuż po zakończonej wojnie nie złożył broni i nie ujawnił się przed władzą komunistyczną obawiając się aresztowania. Pół roku ukrywał się u dalszej rodziny. Następnie uciekł na Ziemie Odzyskane, co w powojennym rozgardiaszu gwarantowało mu, że Urząd Bezpieczeństwa go nie znajdzie. Będąc kawalerem niewątpliwie było mu łatwiej żyć w ukryciu, niż na przykład żonatemu starszemu bratu, Tomaszowi. Ojciec musiał jednak zatrzeć ślady swojego ostatniego miejsca zameldowania w Orłach. W Karszowie koło Strzelina zamieszkał u rodziny, lecz nie mógł się zameldować, ponieważ urząd gminy wymagał dokumentu wymeldowania z poprzedniego adresu. Wskazanie go oznaczało oddanie się w ręce bezpieki. Był to poważny problem. Z pomocą przyszedł mu kuzyn Tadeusz, sybirak i były żołnierz II Armii Wojska Polskiego w stopniu porucznika. Obaj pojechali do urzędu meldunkowego w Dusznikach-Zdroju, ponieważ w tej gminie Tadeusz mieszkał. Od urzędnika zażądał wymeldowania mojego ojca z tego miasta. Urzędnik bronił się przed wydaniem dokumentu argumentując, że aby można było obywatela wymeldować, ten wcześniej musiałby być w Dusznikach zameldowany. Wujek Tadek (prawdopodobnie chodził wówczas jeszcze w mundurze) obsobaczył pracownika za panujący bałagan mówiąc, że na pewno papiery ojca zagubiono i że zostaną wyciągnięte konsekwencje. Przestraszony urzędnik wpadł na pomysł, aby zameldować ojca. Po wpisaniu do księgi meldunkowej jego danych, po chwili wydał poświadczenie wymeldowania, co dowodziło, że ojciec ostatnio mieszkał w Dusznikach. Z dokumentem tym, nazajutrz, zameldował się bez trudu w urzędzie gminnym w Strzelinie z miejscem pobytu w Karszowie, gdzie nie był już nękany przez bezpiekę, bo ślad zamieszkiwania w Orłach został zgubiony.

            2.

            W latach siedemdziesiątych pewien młody mężczyzna, podrobił legitymację kontrolera PKS, z którą jeździł po Dolnym Śląsku autobusami międzymiastowymi, czyli „pekaesami”, sprawdzając ich punktualność. Okazało się, iż wszystkie autobusy w kontrolowanym przez niego obszarze kursowały najpunktualniej w całym województwie wrocławskim. Pasjonat punktualności transportu publicznego wpadł przez to, że jeden z kierowców „pekaesu” przyjrzał się dokładnie jego legitymacji i zauważył, że stempel orzełka był odciśnięty dwudziestogroszówką. Chłopak został zatrzymany, a po osądzeniu skazany na symboliczną karę w zawieszeniu. Sąd w uzasadnieniu podkreślił, że sprawca, mimo że naruszył prawo w kilku obszarach (fałszowanie dokumentów, jeżdżenie autobusami bez ważnego biletu i praca bez wymaganych kwalifikacji), to jednak dzięki swojej działalności przysporzył lokalnej społeczności sporo korzyści.

            Po dwudziestu kilku latach podobna historia, acz w innej formie i dziedzinie, powtórzyła się. Niejaki Leszek R., na podstawie podrobionych dokumentów, jako inspektor, nadzorował od 1991 roku wiele inwestycji budowlanych, m.in. domy rodzinne, mosty i drogę krajową nr 16 łączącą dwie autostrady A 1 i Via Baltica. W miejscach, gdzie sprawował nadzór roboty szły jak po maśle. Pikanterii całej historii dodaje fakt, że jedną z nadzorowanych przez niego budów była komenda policji w Grajewie. „Inspektora budowlanego” przyłapano dopiero po dziewiętnastu latach, w 2010 roku, gdy podpisał studentce dziennik praktyk robotniczych. Ktoś zadał sobie trud i sprawdził numer uprawnień budowlanych, który należał do innej osoby. Specjaliści, po zbadaniu dokumentów, stwierdzili, że były bardzo dobrze podrobione. Fałszerza oczywiście osądzono i skazano.

            Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy zdemaskowano Leszka R., w parafii Budziska, koło Łochowa pojawił się osiemnastoletni chłopak, o imieniu Patryk, w przebraniu księdza. Przez dwa miesiące pomagał w posłudze duszpasterskiej schorowanemu proboszczowi. Odprawiał msze święte, głosił płomienne kazania, spowiadał i dobrze wykonywał pozostałe obowiązki wikarego. Otrzymane od wiernych pieniądze przekazywał proboszczowi. Swoją postawą zdobył zaufanie parafian. Po pewnym czasie zgubiło go kilka młodzieńczych słabości; w miejscowym sklepie kupował papierosy i piwo, a samochodem lubił kręcić „bączki”. Podejrzenia wzbudził także jego zbyt młody wiek. Po wykryciu oszustwa nie udowodniono mu przestępstwa, ukarano go tylko grzywną za wykonywanie pracy bez wymaganych uprawnień.

            W 2018 roku został zrealizowany przez Jana Komasę film fabularny Boże Ciało (premiera: 2019), inspirowany powyższymi faktami, według scenariusza Piotra Pacewicza. Jako ciekawostkę podam, że obraz ten uzyskał w kraju i na świecie ponad siedemdziesiąt nagród, wyróżnień i nominacji, co plasuje go pod tym względem w czołówce polskich filmów (jako członek Polskiej Akademii Filmowej głosowałem na ten film, który otrzymał kilkanaście „Orłów” w różnych kategoriach).

             Ostatnie trzy historie przypominają nieco przygody bohatera z powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, Kariera Nikodema Dyzmy (1932), który dzięki sprytowi, przebojowości i cwaniactwu zyskał miano wybitnego fachowca pnącego się po szczeblach kariery. Tu mała dygresja: Jerzy Kosiński napisał w 1971 roku powieść Wystarczy być (Being There), której fabuła w kilku wątkach przypomina wspomnianą powieść Dołęgi-Mostowicza. Zresztą wielu krytyków twierdziło, że Kosiński splagiatował Karierę Nikodema Dyzmy; podejrzewano go także o plagiaty w innych powieściach.

            3.

            Określenie uczciwy fałszerz wydaje się być miłym oksymoronem, jak np. smutna radość, czy młody stulatek, w rzeczywistości kryją się za nim konkretni ludzie ratujący innym życie. Dzięki fałszywemu zaświadczeniu wydanemu przez pracownika gminy, mój ojciec – przypomnę – uniknął aresztowania i skazania na karę więzienia za działalność „wywrotową” w AK, w przeciwieństwie do swojego brata, Tomasza (dowódcy plutonu AK), który – po ujawnieniu się przed władzami w 1945 roku – postanowił żyć legalnie, mając na utrzymaniu żonę i trójkę dzieci. Jednak w 1949 roku bezpieka zaaresztowała go, a wujek spędził w więzieniu pięć lat. W przypadku historii Antoniego Marianowicza załatwianie u uczciwych fałszerzy nielegalnych „legalnych” dokumentów tożsamości, przepustek, czy zaświadczeń było jedną z  istotnych form pomocy osobom zagrożonym utratą życia podczas okupacji.

            Natomiast przygody amatorów wcielających się w nie swoje role zawodowe pozwalają wysnuć przekorny wniosek, że jeśli w pewnych wadliwie funkcjonujących obszarach państwa pojawiają się czasem pożyteczni oszuści pracujący z oddaniem i pasją, wówczas wszystko dobrze funkcjonuje, a nawet lepiej, niż w typowych sytuacjach. Chociaż bohaterowie popełniali czyny bezprawne i na granicy prawa, to swoją aktywnością nie wyrządzili nikomu szkody, przeciwnie, przysporzyli wielu ludziom korzyści. Dostrzegam tu pewne podobieństwo do Rewizora Mikołaja Gogola. Na podstawie podanych przykładów widać, że literackiego materiału jest pod dostatkiem. Może kiedyś znajdzie się u nas autor, który napisze polskiego Rewizora.  

Franciszek Czekierda

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko