Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
560

To, co nieuchronne…

To nie cisza, niewątpliwa, która zapadła w Pogrance, towarzyszyła mi przy lekturze tej powieści. To raczej, jak w greckiej tragedii, oczekiwanie na to, co nieuchronne. Śmierć, tortury, bestialstwo, odczłowieczenie. Wiemy, że nadejdzie, wiemy, że nas porazi, kwestią jest jak, kiedy, w jakich okolicznościach.

Pogranka to duża wieś na Wołyniu. Wieś, która była w 1943 roku, a której nie ma w roku 2003. Sześćdziesiąt lat i nic, nie został kamień na kamieniu. Przyroda pochłonęła resztki fundamentów, jakieś okruchy ludzkiego życia, nie ma tych, którzy pokolenie wcześniej żyli tam, gospodarowali, płodzili dzieci, modlili się w kościele. Nie ma krzyku, śmiechu, płaczu, nie ma zwierząt, szczeku psów, dojonych krów, uprawiane kiedyś pola zarosły chwastami…

Wołyń, Wołyń jak przekleństwo polskiego losu. Wraca we wspomnieniach, rzadziej w utworach literackich, ale on jest, wciąż jest obecny w pamięci tych, którzy uszli z życiem i ich potomków. Okaleczeni, nawet jeśli nie fizycznie, to psychicznie na pewno.

Pilis napisał powieść piękną, mądrą, taką która zostawia ślad, osadza się w czytelniku, nie pozwala zapomnieć. Nie, nie jest to fresk obejmujący całość wołyńskiej rzezi, pewnie zresztą nikt nie jest w stanie takiego stworzyć, pokazał los kilku osób. Mały Bogdanek, Maria, Lena, ich rodzice Wiera i Zygmunt. Mieszane małżeństwo ukraińsko-polskie. To dodatkowy motyw. Bo Pogranka nie jest samotną wyspą, a może jednak jest w „rusińskim” morzu, ma obok siebie Połapę, wieś ukraińską.

Kim jest Zygmunt? Lekarzem, który zamiast Lwowa czy Stanisławowa, wybrał po studiach Wołyń, kupił dom i ożenił się z tą, która przyniosła mu ciasto. A ona, Wiera? Gdzie jej w głowie były narodowościowe spory. Kochała i tyle. Trójka dzieci, z których najmłodszy, Mały Bogdanek, biega po polach, po lasach, ze starszymi chłopakami z Połapy. I krzyczy za nimi „Sława Ukrajini”. Siedzi w rozbitym sowieckim czołgu, nosi wystrugany, drewniany karabin i „poluje” na dzika.

A Maria i Lena, które bez siebie żyć nie mogą, siostry-przyjaciółki? Jest Dmytro, ukraiński „patriota”, postawny, piękny, w którym obie się kochają. A on? Tak, wybrał Marię, tej drugiej zdawał się nie widzieć.

Ale przecież to czas, chwila, narodowa duma, już, już, zaraz będzie ta wymarzona, wolna Ukraina, bez Lachów, Żydów, bez Rosjan i Niemców. Więc bez końca powtarzany dekalog ukraińskiego nacjonalisty. Są agitatorzy, są partyzanci z UPA, jest prowadnik, broń i coraz częściej łuny palonych wsi. Są bieżeńcy, którzy przynoszą do Pogranki wieści tak straszne, że nikt w nie nie chce uwierzyć. Bo i jak? Mordują wszystkich? Sąsiadów? Tych, z którymi przez lata spotykali się, czasami przyjaźnili, czasami wydawali za mąż córki…

Wołyń… Jak to możliwe? Jak możliwe żeby zdradzić, zapewniać, że „nic wam nie grozi”, a następnego dnia gonić przez wieś półnagą Lenkę, zakuć ją w łańcuch zabitego psa, wrzucić do psiej budy? Czystość, rasowa czystość, jeden naród, u siebie, żadnych obcych.

A trochę wcześniej, Dmytro, bezwzględny, mordujący z zapamiętaniem, ratujący Marię I Bogdanka, oddający im swój pistolet i płacący za to najwyższą cenę.

I Wasyl, kat, który weźmie za żonę jedną z sióstr i która przetrwa trzy lata zamknięta gdzieś w piwnicy, i będzie do końca życia bił, poniżał, a jednocześnie, przemieniony z nacjonalisty w donosiciela, tego, który wydał swoich towarzyszy z UPA sowieckim najeźdźcom, w jakiś sposób jednak będzie jej ocaleniem, ratunkiem.

Nie, nie ma w „Ciszy w Pogrance” prostych relacji. Wymieszał Pilis w tym garze ludzkie losy, groze i ciszę. Księdza przybitego do krzyża, kurhan przed cerkwią, matkę Wiery, która z uśmiechem, umiera tylko dlatego, że jej córka „poszła” za Lacha, jest ojcie Dmytra, który miał się układać z Zygmuntem aby pogrom ominął Pogrankę z całym obłędem mordu. I jest to narastające poczucie, że tego losu nie dało się odwrócić. Bo i jak?

Rodzeństwo, tylko oni przetrwali. Dwoje, Maria, lekarka i Mały Bogdanek, nauczyciel w Polsce, Lena, strażniczka pamięci na Ukrainie. Nie widzieli się sześćdziesiąt lat. Bali się tego spotkania, bali się Pogranki. Tej tablicy, która postawiona dekadę wcześniej, zniknęła bez śladu, kamieni rzucanych przez ukraińskie dzieci w szybę domu Leny, ale może przede wszystkim tego, tej tajemnicy, w jaki sposób zginęli rodzice. Tych worów, które je skryły, tych strzałów, tego polowania na „dzika”.

Jest radość, dziecięca, bieg do utraty tchu, zabawa, rówieśnicy, wielka miłość, codzienna praca, ale są też łuny palonych wsi, coraz bliżej i bliżej. Chłopi z widłami, którzy przyjdą rabować, zdrada, ktoś, kto mówi „uciekajcie”, „uciekajcie natychmiast”, jest okrucieństwo i cisza…

Przetrwać w niej… Bez pamięci? Bez prawdy? Bez najbliższych? Bo tego wymaga czas, geopolityka, bo tak będzie lepiej?

Marcin Pilis – Cisza w Pogrance, Wydawnictwo Lira, Warszawa 2021, str. 445.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko