Na czarnym błyszczącym polu złota nitka przypomina
niezasklepiony wosk ze świeżym miodem
ten krawat był świadkiem rozmowy z pszczołami
gdy po powrocie z kościoła ojciec podchodził
do swoich kolorowych uli w Fabianiszkach
i przy każdym z nich tak stał i stał
aż trzeba go było wielokrotnie przywoływać
na późne niedzielne śniadanie na ganku
schowanym od upałów w bujnym dzikim winie
Czarny krawat jak lśniąca ziemia po deszczu w ogrodzie
z promykiem słońca tańczącym wesołego twista
dzieło Zakładów Przemysłu Jedwabniczego Turek
przywiozłem ojcu w siedemdziesiątym pierwszym
z Polski Ludowej w której nigdy nie był
Ojciec wiązał krawat każdego razu bardzo starannie
niekiedy wypożyczałem go sobie po cichu na zabawę
a po śmierci taty odzyskałem go na zawsze