Roman Soroczyński – Osiemnasty Festiwal

0
530

Przez dziewięć dni, od 21. do 29. sierpnia 2021 roku, Warszawa była pełna osób zainteresowanych kulturą żydowską. Warto pamiętać, że przed II wojną światową Żydzi stanowili jedną trzecią mieszkańców stolicy. Okazją do przypomnienia tradycji i pokazania współczesności stał się XVIII Festiwal Kultury Żydowskiej Warszawa Singera. Ponad 250 festiwalowych imprez, których głównym organizatorem była Fundacja Shalom, miało bardzo szeroki zakres: poczynając od koncertów, poprzez spektakle teatralne, pokazy filmowe, spacery śladami tradycji żydowskiej, sesje naukowe i dyskusje panelowe, aż do spotkań literackich.

Nie posiadam zdolności teleportacji, zatem nie było możliwości, abym był na wszystkich imprezach. Zresztą, nawet internet nie jest tak rozciągliwy, aby wszystkie opisywać w jednym artykule.

Ad rem! Jak prezentacja kultury żydowskiej, to imprezy organizowane w Synagodze im. Rodziny Nożyków. Zorganizowano w niej uroczyste otwarcie Festiwalu Singera, a gwiazdą wieczoru był znakomity kantor z Niemiec, Yoni Rose.  Zanim doszło do jego występu, Anna Sikorzak-Olek pokazała, jakie możliwości daje harfa. Zaczęła nietypowo, bo od prawykonania, na harfie celtyckiej, utworu Noc szybuje nade mną, którego kompozytorem jest Piotr Moss. Później zmieniła instrument i na harfie klasycznej zagrała kilka utworów Carlosa Salzedo – włącznie z tangiem i rumbą. Nigdy nie pomyślałbym, że może być aż tak duża różnica w dźwiękach płynących z dwóch różnych rodzajów harf! Nie bez kozery mawia się, że harfa klasyczna świetnie łączy tradycję ze współczesnością. Podobnego zabiegu dokonał Yoni Rose. Oczywiście, nie obyło się bez tradycyjnych pieśni żydowskich, ale z jego ust popłynęły również utwory znane z Broadwayu. Mało tego: znakomity kantor zaśpiewał jeden z utworów, grając jednocześnie na gitarze. Mówi się, że śpiew kantoralny jest śpiewem wolności. Piękny, operowy, pełen artyzmu głos Yoni Rose, w połączeniu z gitarową niespodzianką, spowodował, że owa wolność wręcz fruwała w powietrzu!

Yoni Rose – fot. Roman Soroczyński

Synagoga Nożyków była również miejscem pierwszego koncertu organizowanego w ramach Singer Jazz Festival, od  ośmiu lat będącego integralną częścią  Festiwalu Kultury Żydowskiej Warszawa Singera. Zespół RGG, w składzie: Łukasz Ojdana (fortepian), Maciej Garbowski (kontrabas) i Krzysztof Gradziuk (perkusja),  zaprezentował utwory z nowego albumu, Mysterious Monuments on the Moon. Ta „księżycowa” płyta nawiązuje do doświadczeń artystycznych, które zrodziły się w wyniku spotkań z wieloma artystami europejskimi oraz dwuletniej współpracy koncertowej z Tomaszem Stańko. Jeden z utworów, Planet LEM, jest hołdem składanym Stanisławowi Lemowi.

Zespół RGG – fot. Roman Soroczyński

Inny, pod względem muzycznym, koncert poświęcono pamięci Bruno Schulza. Zaprezentowane w Teatrze Kwadrat Sanatorium pod klepsydrą zostało stworzone ponad dwie dekady temu przez wybitnego amerykańskiego kompozytora Johna Zorna. Nostalgia za przeszłością została znakomicie połączona z odważnym spojrzeniem na teraźniejszość przez Jarosława Bestera. Dzięki temu powstała nadzwyczaj spójna i nowatorska muzycznie całość, idealnie uzupełniająca tajemniczy świat zmysłowych, literackich fantazji genialnego twórcy z Drohobycza. W półmroku na scenie stanęli członkowie zespołu Bester Quartet: Jarosław Bester (akordeon), Dawid Lubowicz (skrzypce), Maciej Adamczyk (kontrabas) i Ryszard Pałka (perkusja). Do ich grona dołączył Krzysztof Lenczowski (wiolonczela), zaś całość w piękny sposób domknęły znakomite wokalistki jazzowe: Grażyna Auguścik i Dorota Miśkiewicz. Niezwykle wzruszającym momentem magicznej podróży do świata Schulza był wiersz Libe-lid, napisany przez jego przyjaciółkę, Deborę Vogel, z autorską muzyką Bestera.

Sanatorium pod klepsydrą – fot. Roman Soroczyński

Teatr Kwadrat był również miejscem koncertu kwintetu Atanasa Valkova. Polsko-bułgarski, świetnie mówiący po polsku, kompozytor stworzył muzykę na potrzeby serialu Król w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego. W filmie jest ona wykonywana przez orkiestrę symfoniczną, zatem koncert wymagał aranżacji uwzględniającej możliwości kwintetu. Ale cóż to jest dla zdolnego kompozytora i świetnych muzyków, którzy zagrali obok kompozytora: Oliwiera Andruszczenki (klarnety, duduk), Pawła Zalewskiego (gamba), Ksawerego Wójcińskiego (kontrabas) i Krzysztofa Gradziuka (perkusja)? Oprócz suit i innego rodzaju muzyki z serialu, widzowie mieli okazję usłyszeć nowe aranżacje utworów Warszawo ma (słowa Andrzej Włast, muzyka E. Oberfeld) i Abduł-Bej (słowa Ludwik Szmaragd, muzyka Fanny Gordon). Na zakończenie muzycy przygotowali niespodziankę: współczesną wersję Rebeki (słowa Andrzej Włast, muzyka Zygmunt Białostocki).

Atanas Valkov podczas koncertu – fot. Roman Soroczyński

Nieco inna muzyka docierała do słuchaczy ze Sceny Letniej Teatru Żydowskiego. Najpierw Michał Hochman wystąpił podczas koncertu zatytułowanego Moja wędrówka. Skąd ów tytuł? I z życiorysu, i z piosenki, do której słowa napisał Andrzej Sikorowski, a muzykę skomponował Adam Abramek. Bohater wieczoru wędrował po całym świecie: urodził się na Syberii, mieszkał w Polsce, a obecnie przebywa w USA. Cały czas towarzyszą mu utwory pełne refleksji o teraźniejszości i tęsknoty za miejscami, w których mieszkał przez większość lat do czasu wyjazdu w 1968 roku. Obok bohatera wieczoru na scenie znalazł się zespół w składzie: Maciej Gładysz (gitara elektryczna), Maciej Kopczyński (gitara akustyczna), Joachim Łuczak (skrzypce), Wojciech Gumiński (kontrabas), Kuba Jabłoński (perkusja) i Kalina Gumińska (chórek).

Widzowie usłyszeli zarówno piosenki międzywojennych artystów, jak i współczesnych polskich autorów i kompozytorów, z którymi współpracuje. Nie mogło zabraknąć tytułowej Mojej wędrówki. Ale jaki utwór wywołał największy aplauz? Oczywiście, Konik na biegunach! Piosenka, do której słowa napisał Jacek Dybek, a muzykę skomponował Franciszek Serwatka, miała bardzo ciekawe początki, a i późniejsza historia jest interesująca. Przypomnę tylko, że w 1964 roku Michał Hochman zakwalifikował się z nią do II Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu.

Michał Hochman z zespołem – fot. Marta Kuśmierz

„Bohaterem” kolejnego wieczoru na Scenie Letniej Teatru Żydowskiego były Polskie tanga hebrajskie. Nie wszyscy wiemy, że w latach trzydziestych XX wieku Warszawa była nazywana sercem tang europejskich. Tę i wiele innych ciekawostek przekazywała wokalistka Olga Avigail na zmianę z liderem zespołu Tango Attack, Hadrianem Tabęckim, który w dodatku był autorem aranżacji i grał na pianinie. W składzie zespołu znaleźli się również: Grzegorz Bożewicz (bandoneon) i Piotr Malicki (gitara). Każdy utwór był wykonywany w co najmniej dwóch wersjach językowych: polskiej i hebrajskiej.

Widzowie dowiedzieli się, że najczęściej najpierw pojawiał się tekst polski, a następnie hebrajski. Spośród utworów, prezentowanych podczas koncertu, wyjątkiem była Niebieska chusteczka (znana również jako Błękitna chusteczka), której słowa napisał Artur Tur, a muzykę skomponował Jerzy Petersburski. Jeśli jakiś utwór spodobał się ówczesnej publiczności, bardzo szybko był nagrywany na płytę w wytwórni „Syrena-Electro” (pierwotna nazwa: „Syrena Record”). Autorem większości tekstów hebrajskich był Mordechaj Biderman. Niektóre utwory były znane pod dwoma tytułami – na przykład skomponowana przez Igo Kranowskiego Bajka (wersja polska) jest znana również jako Róża (wersja hebrajska). Nie mogło obyć się bez utworu To Ostatnia niedziela (słowa Zenon Friedwald, muzyka Jerzy Petersburski) zwanego tangiem samobójców, zaś na zakończenie widzowie usłyszeli utwór pod tytułem… Została nam piosenka (słowa Zenon Friedwald, muzyka Tadeusz Górzyński).

Olga Avigail i zespół Tango Attack – fot. Roman Soroczyński

Koncert finałowy został zdominowany przez skrzypce. Stało się tak za sprawą Robiego Lakatosa z Węgier i Anny Wandtke – wybitnej polskiej skrzypaczki, solistki i kameralistki. Podczas koncertu, zatytułowanego Szalone skrzypce i muzyka świata, w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej zaprezentowano muzykę zarówno w przekroju geograficznym, jak i historycznym. Chociaż czy ja wiem? Wszak muzyka nie zna granic! Publiczność usłyszała muzykę cygańską, tańce rumuńskie Béli Bartóka, tango tureckie i suitę bułgarską. Również przekrój historyczny utworów był szeroki. Koncert zaczęły Dwie gitary Iwana Wasiliewa z 1857 roku, trafiliśmy do Miasteczka Bełz, które Aleksander Olshanetsky skomponował w 1932 roku, zaś na koniec zabrzmiały: To ostatnia niedziela Jerzego Petersburskiego (1935 r.) i Czardasz stworzony przez Vittorio Montiego w 1904 roku. Oczywiście, nie zabrakło muzyki filmowej: Suity z filmu „Skrzypek na dachu” oraz skomponowanego przez Johna Williamsa utworu Jewish Town z filmu „Lista Schindlera”.

Do wspaniałej gry obojga solistów dostosowali się i inni instrumentaliści: prowadzący koncert, a zarazem grający na kontrabasie i dyrygujący instrumentalistami, Sebastian Wypych, Jenő Lisztes (cymbały), Kalman Cseki (fortepian) i Jarosław Bester (akordeon). Całość znakomicie uzupełniała Orkiestra SINFONIA VIVA. Siedziałem dosyć blisko sceny i przyznam, że moje oczy nie nadążały za pałeczkami, za pomocą których Jenő Lisztes wydobywał dźwięk z cymbałów. Z wielkim podziwem patrzyłem na Sebastiana Wypycha: nie dość, że dowcipnie zapowiadał utwory i dyrygował orkiestrą, to znakomicie grał na kontrabasie, dostosowując tempo do gry Robiego Lakatosa i Anny Wandtke.

Anna Wandtke i Roby Lakatos – fot. Renata Zawadzka-Ben Dor

Jak napisałem wyżej, Festiwal Singera – to również filmy. Wśród nich, w Kinie Iluzjon odbył się przedpremierowy pokaz filmu Krafftówna w krainie czarów. Jest on przedłużeniem wywiadu, który Remigiusz Grzela przeprowadził i opublikował w książce pod tym samym tytułem. Oczywiście, bohaterką tych wydarzeń kulturalnych jest znakomita Aktorka, Barbara Krafftówna. Współpraca obojga trwa już dosyć dawno. Wystarczy wspomnieć, wyreżyserowany przez Macieja Kowalewskiego, spektakl autorstwa Remigiusza Grzeli, Oczy Brigitte Bardot, w którym gwiazda wystąpiła wraz z Marianem Kociniakiem. Drugie wspólne widowisko – to monodram Błękitny diabeł, w którym Barbara Krafftówna wystąpiła w podwójnej, a właściwie w potrójnej, roli: Reżyserki (wspólnie z Józefem Opalskim), Aktorki i Jubilatki, upamiętniającej swoje 60-lecie pracy artystycznej.

Film w reżyserii Macieja Kowalewskiego i Piotra Konstantinowa jest pięknym, bardzo osobistym, świadectwem świata, w którym żyła i – na szczęście – nadal żyje oraz dobrze funkcjonuje Wielka Aktorka. Wejdzie on na ekrany kin w październiku. Tymczasem w Kinie Iluzjon była możliwość nie tylko obejrzenia filmu, ale i spotkania z Barbarą Krafftówną. Jak na gwiazdę, między innymi Kabaretu Starszych Panów, przystało, niesamowicie rozbawiła publiczność. Prawie każda Jej wypowiedź powodowała wybuchy śmiechu i oklaski. Mam wrażenie, że świetna forma fizyczna Barbary Krafftówny jest efektem Jej niezwykłego poczucia humoru. Nic, tylko brać przykład!

Barbara Krafftówna – fot. Marta Kuśmierz

Na deser zostawiłem opis dwóch spotkań w ramach Żydowskiego Salonu Literackiego, organizowanych w Austriackim Forum Kultury.  Uczestniczyli w nich nestorzy polskiego pisarstwa: 95-letni Marian Turski i 98-letni Józef Hen. Przypominam wiek obydwu panów, bo… zazdroszczę im wspaniałej kondycji intelektualnej!

Marian Turski jest między innymi kierownikiem działu historycznego tygodnika „Polityka” oraz przewodniczącym Rady Muzeum Historii Żydów Polskich “Polin”. Spotkanie było związane z jego najnowszą książką, XI. Nie bądź obojętny, a jednocześnie stało się pretekstem do uczczenia 95. urodzin. Książka jest zbiorem wybranych wystąpień i publikacji Mariana Turskiego. Prowadzący spotkanie, jak zawsze znakomicie przygotowany, Remigiusz Grzela określił publikację jako książkę o czułości. Autor dedykował ją swojemu przyjacielowi, Romanowi Kentowi, który był inspiratorem przykazania „Nie bądź obojętny”. Obydwaj panowie oraz ich wspólny przyjaciel, Noach Flug, zostali nazwani przez prezydenta Niemiec „trzema muszkieterami”. Przy okazji rozmaitych wspomnień pojawiały się momenty wielkich wzruszeń – jak choćby wtedy, gdy bohater spotkania wspominał spotkanie ze swoją mamą po powrocie z obozu koncentracyjnego, po czym stwierdził, że za mało z nią rozmawiał. Obawiam się, że wielu spośród nas – w tym i piszący te słowa – ma taką samą refleksję! Ale to powinno działać również w drugą stronę: bardzo ważne jest przekazywanie swojej wiedzy i doświadczeń następnym pokoleniom.

Marian Turski podczas spotkania – fot. Roman Soroczyński

Okazją do spotkania z Józefem Henem stała się 30 rocznica wydania Jego książki, zatytułowanej Nowolipie. Została ona opublikowana wówczas przez Wydawnictwo Iskry. Na okładce najnowszego wydania zamieszczono fragment wypowiedzi Timothy Snidera:

Książkę Hena trzeba hołubić, smakować i zachować na zawsze.

Przypomniał o tym prowadzący spotkanie Remigiusz Grzela. Rozmowa obydwu panów była przeplatana fragmentami książki, które aktor Teatru Żydowskiego, Piotr Sierecki, czytał na zmianę z… Józefem Henem. Miałem ciarki na plecach (czy tylko ja?), kiedy bohater spotkania czytał fragment o reakcji mężczyzn na widok pewnej pięknej kobiety! Nie tylko tym Józef Hen wzruszył wszystkich uczestników spotkania. Jak stwierdzono, zatrzymał w kadrach swoje dzieciństwo i młodość. Może przyszło Mu to o tyle łatwo, że – jak powiedział – był „skazany” na pisarstwo? Miał 9 lat, gdy napisał do „Małego Przeglądu”, który założył Janusz Korczak. W piątej klasie nauczycielka języka polskiego, po analizie jednego z wypracowań, nazwała go altruistą i to słowo wywołało wielki niepokój w rodzinie młodego pisarza. Okazało się, że już w 1939 roku zaczął pisać Opór, a później zaczynał tę książkę… jeszcze cztery razy. Ostatecznie ukazała się ona w 1967 roku.

 Józef Hen wspominał Rzym, Paryż i Samarkandę, jednocześnie przytaczając szereg anegdot. Zna kilka języków, dzięki czemu łatwo nawiązywał kontakty. Kiedy Remigiusz Grzela zapytał: – Może wzbudzał Pan sympatię?, padła szybka odpowiedź: – To Pan powiedział.

Józef Hen jest autorem licznych powiedzeń, które weszły do obiegu. W trakcie 5-dniowego pobytu w Londynie powiedział:

Żeby pobyt był niezapomniany, musi być krótki.

Sformułował jedenaste przykazanie, o nieco innym brzmieniu, niż to, które zaprezentował Marian Turski:

Nie poniżaj ani nie upokarzaj bliźniego swojego, słowem ani uczynkiem.

Obydwaj panowie interesująsię współczesnością i boją się o przyszłość. Nam, ludziom z młodszego pokolenia [jak to ładnie brzmi! – przyp. RS] pozostaje brać przykład i… nie być obojętnymi!

Józef Hen i Remigiusz Grzela – fot. Renata Zawadzka-Ben Dor

Przed rozpoczęciem osiemnastej edycji Festiwalu Singera miałem okazję zapytać Gołdę Tencer – twórczynię i Dyrektorkę Festiwalu, a zarazem Dyrektorkę Teatru Żydowskiego, o dalsze plany. Odpowiedziała :

Najważniejsze to przeprowadzenie teatru do nowej siedziby i to jest mój cel na najbliższy czas! A co do planów festiwalowych, to spróbuję spełnić swoje marzenia i zaprosić do udziału w nim Barbarę Streisand.

Gołda Tencer – fot. Renata Zawadzka-Ben Dor

Nie pozostaje mi nic innego, niż życzyć Pani Gołdzie (i sobie!) spełnienia tego i wielu innych marzeń! Wprawdzie Festiwal Kultury Żydowskiej Warszawa Singera osiągnął pełnoletniość, ale cóż to jest wobec długiej i bogatej tradycji?

Roman Soroczyński

05.09.2021 r.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko