Jestem na setnej stronie twoich dywagacji
przeszli już nawiedzeni nawróceni
serafici i neofici
za spiżową i żelazną bramę
wyprowadzili mnie z równowagi
ci co czołgali się na końcu
niezdarnie w przeciwne strony
jakby nie potrafili stanąć
o własnych siłach patrzeć prosto w oczy
za oknem wiatr nadyma powietrze
jutro znowu
leniwie wstanie słońce
ręce obrócę
w żarna codziennego tłoczenia mielenia
nawet niedziela ostatnio spowszedniała
może to przez czas wybrakowany
bowiem nożyce godzin tną
kaleczą życie
na sto pierwszej stronie twoja apologia
to brzytwa zanurzona w miodzie
krople spływają na złamanie karku
oknem wpadł zaślepiony motyl
znalazł się w pułapce
zapewniłam mu powrót do świata kolorów
w tym czasie moja córka na huśtawce
nieświadoma upadku stłukła okulary
może zobaczy
twój i mój świat
zupełnie inaczej