Piotr Wojciechowski – NASZE NOWE ZABAWKI – Felieton z Biesiady Literackiej SPP

0
707

      To miłe, że znów się spotykamy. I od razu rozjaśnia nam horyzont nasuwające się z miażdżącą koniecznością pytanie. Czy spotykamy się w tym samym miejscu, co niegdyś? Czy spotykamy się ciż sami?

 Nie próbuję szukać  odpowiedzi.

 Myślę, że pisarz powinien umieć cieszyć się pytaniami. Szczególną radość powinny dawać pisarzom te pytania, które wynikają z naszego pisania, a stawiane są przez samych czytelników – przy lekturze, w myśleniu o tym, co się przeczytało. Jeśli czytelnik na takie pytanie odpowie, odpowiedź jest jego własna, jest już częścią jego życia i jego osoby. Książka staje się nieważna, jak dłuto, które można odłożyć, gdy rzeźba jest gotowa.

   Przygotowując się do dzisiejszego spotkania trafiłem na tekst biesiadny z 2017 roku, tekst o pisaniu i myśleniu. Wplatam go tutaj, podejmuję z nim dialog.

Rok 2017 – niby niedawno. Tak pisałem:

 Naszemu myśleniu stale towarzyszą decyzje – o czym chcemy myśleć. A więc, o czym chcemy rozmawiać, o czym chcemy pisać. Czy o dawnym czasie, jak się to mówiło kiedyś „o starych Polakach”? A może o przyszłości?  Pisanie wszelkie od dawna, od prapoczątku zakorzenione jest w trojakich dokumentach – w liście, testamencie i w kontrakcie handlowym. Papier, papirus i tabliczka zastępują, a nie istnieją samoistnie. Zastępują świadectwo, człowieka, partnera, proroka.  Czytanie jest substytutem rozmowy. Sztuka teatralna to jakby zmartwychwstanie słowa – wychodzi z papieru i na scenie znowu staje się rozmową, obecnością osób.

  Jak dzielić uwagę, cierpliwość, siłę myśli – ile dać przeszłości, a ile przyszłości? Czy nie jest tak – że zagłębiając się w przeszłość, albo wybiegając w przyszłość, zdradzamy teraźniejszość, odbieramy siłę chwili? Czy nie ma jakiegoś lenistwa i eskapizmu w kreowaniu jeszcze jednej międzyepoki, czasu, w którym sens ma raczej wspominanie czasu minionego, oczekiwanie rozwiązań i objawień przyszłości? Międzyepoka sama siebie unieważnia, a jednak nie widzę w tym nawet cienia pokory.

    Myśl i twórczość angażujące się w oczekiwaniu i wspominaniu tracą z oczu to, co w teraźniejszości jest najciekawsze –    aktualność zmian. Uczestnictwo w zmianach. To było w 2017

Jak to widzę w roku 2021?

Naszemu myśleniu stale towarzyszą decyzje – o czym chcemy myśleć. To znaczy, o czym chcemy myśleć dziś, po kataklizmie powszechnego moru, który zabrał nam tylu Polaków, co wielka przegrana wojna. Tylko w roku 2020 było 70 tysięcy aktów zgonu więcej niż  w latach przed pandemią. Udokumentowane straty żołnierzy w  kampanii wrześniowej, to  63 000 żołnierzy, chociaż z zaginionymi i zamordowanymi jeńcami liczy się, że straty osiągają do 200 tys.  Dziś mamy edukację pogrążoną w chaosie, służbę zdrowia zdezorganizowaną i umęczoną, a bieg spraw politycznych owocuje brakiem zaufania, niezgodą, podziałami. Potrzeba uspokojenia, uciszenia, leczenia ran nakazywałaby myśleć o odbudowie, poszukiwaniu powrotu, rekonstrukcji relacji i struktur. Ludzie chcą powrotu normalności.

   A przecież  myślenie kategoriami wracającej normalności mniej dla twórczości pożyteczne niż okiełznanie słowem chaosu, wejście w ciemność, w niepokój współczesności. Wejście w nowe.  Oto kultura przegrywa z domeną rozrywki i zakupów, oto Kościół traci wiernych, traci autorytet. Chrześcijaństwo, to religia słowa, religia Księgi, a teraz zwycięża komunikacja obrazkowa, komunikacja skrótów, haseł politycznych i promocyjnych. Prawda przegrywa, wygrywa tolerancja dla kłamstwa mediów – jako narzędzi walki, zwyciężania w wyborach. Czy jeszcze chcemy i potrafimy rozmawiać, czy potrafimy porozumiewać się przez scenę i ekran bez wyścigu w drastycznościach i szokowaniu?

Pytałem w 2017:    Jak dzielić uwagę, cierpliwość, siłę myśli – ile dać przeszłości, a ile przyszłości?

Widzę, jak w 2021 polityka historyczna wygrywa z prawdą wspomnień. Przyszłość staje się domeną wyborczych obietnic, promocyjnych marzeń i wielkiego strachu. Przybyło nam zabawek. Drony opanowały powietrze, płyną przez oceany, penetrują głębiny, nie jest tajemnicą, że świat terrorystów, narkobiznesu, mafii już zasmakował w tych narzędziach.  Ogarniający wszystkie obszary ludzkiej aktywności internet stoi otworem dla coraz bardziej wyszukanych technicznie strategii hakerskich.   Jeśli czas po pandemii sprzyja kreowaniu jeszcze jednej międzyepoki, to wydaje się, że można będzie ją nazwać Czasem Hakerów. W ostatnio wydanej powieści, napisanej sześć lat temu, parę głównych ról dałem ludziom walczącym z hakerami – żołnierzom tajnej armii, która nie siedzi bynajmniej przed komputerami. Gdy się już ustali miejsce, z którego wyszedł atak hakerski, posyła się ich do akcji. Mają działać tak, aby atak nigdy się nie powtórzył.

  Stworzyłem tę fikcyjną formację antyhakerską z prostej tęsknoty za obroną przed tym złem bez twarzy, bez adresu, bez sądu. W powieści wszechobecni hakerzy przegrywają,  czas hakerów kończy się na zawsze – stają  się tak potężni, tak bezczelni i pewni bezkarności, że wyprowadzają całą cywilizację w śmiertelnie ryzykowny wiraż.

    Nie wiemy, jaką epokę przyniesie nam  współczesność rozedrgana zmianami, nasiąknięta zwątpieniem. 

Może…

Po tym „może” przerwałem, bo poczta elektroniczna przyniosła mi list od przyjaciela i zająłem się odpowiedzią na ten list. A potem pomyślałem, że biesiadnicy czerwcowi warci są takiej szczerości, jaka panuje między przyjaciółmi.

   Przyjaciel, ukryjmy go pod ksywą „Maks”, to mój rówieśnik, wybitny naukowiec, umysł ścisły i krytyczny. Zdenerwował go mój niefrasobliwy optymizm niedbale sklejony z pesymistycznymi diagnozami. Maks przygniótł mnie swoim przerażającym widzeniem świata, musiałem z nim podjąć polemikę.

 Oto ona: Drogi Piotrze,
przeczytałem Twój list z zainteresowaniem.

Pesymistyczne rokowania dotyczące naszego wspaniałego kontynentu i jego cywilizacji malujesz w optymistycznych barwach, czego pojąć nie umiem.

Odpowiedziałem mu: Ty, racjonalista, spadkobierca klarownego myślenia Oświecenia – nie pojmujesz? Nic nam nie grozi, Maksie Drogi! Entropia pokazuje, dokąd dąży materia, Opatrzność jest drogowskazem dla całej reszty. Ja w to wierzę, a jako przyrodnik wiem, że w każdej sytuacji organizm albo się przystosowuje, albo ginie – jedno i drugie pięknie zgodne z prawami danymi Stworzeniu.

Pisał dalej Maks:

Już teraz jesteśmy, na własne życzenie, zadupiem Świata łaszącym się do Ameryki, do Wielkiego Brata o opiekę, bo sami sobie już rady dać nie możemy.

Odpowiedziałem mu: Słowo, którego użyłeś powodowany emocjami, obraża wszelką prowincję! Byłem ostatnio 4 dni w Żywcu, odwiedzałem tam dobrze ci znanego Toniego, który remontuje dom swojej córce, a mojej córce chrzestnej, Dobrochnie. Jak miło i dobrze jest w Żywcu! Podczas procesji Bożego Ciała zachwyciły mnie historyczne stroje mieszczan żywieckich. Trzeba od pięciu pokoleń rodzić się w Żywcu, aby mieć prawo do takiego udziału w uroczystościach. Dodać trzeba, że twarze tych żywczan, ich postawa – to też budziło podziw i sympatię. Jakby zeszli z portretów włoskich mistrzów! Dobrze jest być prowincją, Maksie!

Maks:

Wielki Brat zachowuje się wobec nas jak reketier, bo na takich wzorcach budował swoją potęgę i kryteria swojej przesławnej moralności. Staliśmy się “strefą zgniotu” w czekającym nas zderzeniu z wrogami tegoż brata. Nasza, polska krew, jak pokazuje historia idiotycznych acz bohaterskich “zrywów”, jest tańsza od barszczu. Europa nie jest w stanie, będąc największą potęgą ekonomiczną, stworzyć własnego systemu militarnego, który by nas – Europę – ochraniał. Mamy wszak mocarstwa nuklearne, Francję i Anglię, ale ich arsenał został stworzony nie po to, aby bronić ich europejskich sojuszników przed wrogiem zewnętrznym ale po to żeby nie było powtórki z I i II WŚ, czyli przeciwko “sojuszniczym” Niemcom. Zaufanie do Wielkiego Brata mam zerowe bo oparte na przykład na zdradzieckim potraktowaniu syryjskich Kurdów. Takich przykładów jest wiele.

Odpowiedziałem Maksowi: Nowe narzędzia zabijania są tak techniczne wyszukane i kosztowne, że w gruncie rzeczy nikogo nie stać na porządne przygotowanie do otwartego konfliktu. Ale handel bronią ożywia rynek, daje duże zarobki inwestorom i pracę milionom pracowników, dlatego na użytek wierzących mediom urządza się teatrzyk wzajemnego straszenia, pokrzykiwania – z wstawkami kabaretowych wojen hybrydowych. 

 Max: A czyim będzie Krym to już wszyscy wiedzą i przyjęli to potulnie do wiadomości czyniąc dla niepoznaki błazeńskie gesty.

Oj, Maksie! Chciałbyś może Krym oddać Tatarom i mieć nowy bastion Islamu blisko miękkiego brzuszka Europy?

 Dalej pisze Maks w swoim liście: Śmieszą mnie “poważne” argumenty o naszej, NATO-wskiej przewadze polegającej na wydawaniu bilionów $ na zbrojenia podczas gdy nasz niedorozwinięty ekonomicznie (  ma tylko 10% naszego PKB) wróg wydaje nędzne kilkadziesiąt miliardów. Czyngis Chan w porównaniu z Imperium Chorezmu, nie mówiąc o Europie nie miał żadnego PKB. Hunowie czy Germanie w porównaniu z Imperium Romanum też mieli zerowe PKB. Pieniądze nie walczą. Walczą mózgi!
Odpowiedziałem Maksowi: Zajmowanie mózgów wojną i zabijaniem to prymitywna postawa, prawda? A może sprawne mózgi zajęłyby się rozwojem medycyny, studiowaniem filozofii, muzyką i sztukami pięknymi?.

W końcu Maks podsumował politykę z subtelnością przypominającą uderzenie cepa: Patrząc na naszych przywódców, bliższych czy dalszych, mam jak najgorsze oczekiwania. 

Zauważ Maksie, że już od dekad do zawodów politycznych wcale  nie idą ludzie najuczciwsi, najszlachetniejsi, najbardziej inteligentni.  Twoi Synowie  Jeremi i Wawrzyniec nie ubiegali się o mandat poselski, zabroniłbyś im, gdyby który chciał zostać wiceministrem. Zresztą obydwaj wiedzą, że ich nikt na tamtych salonach nie czeka. Jakie ja mam mieć oczekiwania patrząc na przywódców?

W końcu Maks postawił mi zadanie: Czekam na kontrargumenty, które poprawią mój nastrój.  Argumenty, poza powyższym małpiarstwem, mam 3, raczej niepoważne. Takie: – miłośnicy zieleni na warszawskiej Sadybie  przygotowują się do pozyskania społecznej przychylności do kolejnych dwu projektów, wybacz, że zacytuję fragmenty projektów:

Projekt nr 70 – uporządkowanie jednej z działek otuliny Rezerwatu Przyrody Jeziorko Czerniakowskie 

W tej chwili to gąszcz kolczastych krzewów, przez który człowiek może przejść tylko po ścieżce.  W głębi kryją się wysypiska odpadów budowlanych i komunalnych. Rosnące coraz bliżej siebie samosiewy mirabelki odbierają światło roślinności niskiej,  zubożają ekosystem i tworzą teren o nieokreślonym przeznaczeniu, atrakcyjny już tylko dla dzików.

Można to zmienić. Projekt zakłada: sprzątanie, usuwanie słupów betonowych nieczynnej instalacji oświetleniowej, inwentaryzację drzewostanu z oznaczeniem wszystkich drzew do zachowania, usuwanie samosiewów tzw. gatunków inwazyjnych, dosadzenie kilku drzew gatunków rodzimych. Na polanach planuje się odtwarzanie dawnej łąki z doborem roślin właściwym dla Doliny Środkowej Wisły.

Projekt nr 79 – rewitalizacja Parku przy Bernardyńskiej (dodatkowe nasadzenia, uzupełnienie roślinności)

 Zapytacie Państwo: ale jako to? Rewitalizować nowo utworzony park?  Otóż nie ma innej drogi. Budżet pierwszego projektu pozwolił tylko na utworzenie podstawowej infrastruktury parkowej. Wiosną 2021 r, kontynuowane było usuwanie odpadów z terenu:  tylko w tym roku wywieziono 16 kontenerów płyt betonowych i gruzu. Została do usunięcia zabezpieczona płytą studnia i jedna głęboko osadzona płyta betonowa, do usuwania których trzeba użyć ciężkiego sprzętu.  Teraz można już rozpocząć prace ogrodnicze,  prace te muszą być jednak poprzedzone dowozem ziemi urodzajnej.

A trzeci argument, Maksie, trzeci poprawiający nastrój argument, też jest błahy i lokalny.

 Młodzi ludzie z Ukrainy otwarli tuż obok nas sklepik spożywczy. Mają małe dziecko, dużego psa i jakiegoś kota. Harują ciężko – po towar trzeba jechać o drugiej w nocy, a sklep jest otwarty do 20-tej. Ania i Jura ciągle niewyspani, ale w naszym bloku  wszyscy im sprzyjamy. Ania i Jura są piękni, są tez grzeczni, szybko uczą się polskiego. Są blisko, dbają o jakość produktów. I tyle, Drogi Maksie, serdecznie pozdrawiam!

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko