Lublin, Opole, Białystok. Trzy miasta rozrzucone po Polsce, spięte w nierównoboczny trójkąt, z którymi biograficznie i artystycznie związana była Anna Markowa – poetka o inicjałach Mickiewiczowskich, pisarka, i reporterka radiowa, może odwrotnie, bo zawodowa praca przez całe życie rzutowała na jej twórczość literacką. Działaczka społeczna, radna, sercem oddana osobom niepełnosprawnym i kulturze, żona i matka. Może też odwrotnie, zresztą trudno ustanawiać gradację jej przeróżnych pasji, zajęć i obowiązków. Autorka zbiorów poezji, miniatur i opowiadań, słuchowisk, felietonów i reportaży radiowych, tekstów piosenek dla renomowanych gwiazd polskiej estrady. Tutaj też można odwrócić chronologię…
„Zaproszona” do stałej obecności w mieście, któremu powierzyła ostatni, najdłuższy (bo 32-letni) okres swojego życia i twórczości: w roku 2019 nadano uroczyście imię Anny Markowej zielonemu skwerowi w sąsiedztwie budynku Wydziału Filologicznego i Wydziału Historyczno-Socjologicznego Uniwersytetu w Białymstoku. Lokalizacja patronatu jedyna z możliwych: to pod tym dachem mieści się Instytut Filologii Polskiej, edytor (wraz ze Stowarzyszeniem Schola Humana), w ramach białostockiej kolekcji filologicznej – ostatniej, wydanej w roku 2016, pośmiertnej książki Anny Markowej pt. „Śmierć” – pod redakcją dr. hab. Krzysztofa Korotkicha i z jego znakomitym esejem wprowadzającym w treść tego zbioru opowiadań, stanowiącego podsumowanie dorobku pisarki. Także pod jego przewodnictwem, obecnie prorektora ds. kształcenia UwB, w czerwcu tego roku po raz ósmy został rozstrzygnięty Konkurs Literacki im. Anny Markowej, skierowany do utalentowanej młodzieży z podlaskich środowisk szkolnych i akademickich, a organizowany pod patronatem rektora UwB i prezydenta miasta przez Klub Humanistów, działający przy Wydziale Filologicznym, Kolegium Literaturoznawstwa oraz Stowarzyszenie Schola Humana. Mottem każdej edycji jest fraza z wiersza Anny Markowej, w tym roku – „Wybaw od niekochania”.
Okruchy. Właściwie tak można nazwać te skarby: książki, zdjęcia, artykuły (obce i własne), zebrane w ciągu ponad dwudziestu lat, które składają się na znaki pamięci o pisarce, poetce, aktywnej kobiecie, miłej koleżance, jaką była Anna Markowa, z tym nazwiskiem, określającym jej charakter, talent i poziom. Oto białostocki informator kulturalny „Zdarzenia” z lata 1991 roku: wiersze miejscowych poetów, a na początku – wśród portretów literatów z wystawy fotomontaży Zbigniewa Minko – głowa Ani, skomponowana z dziecięcą suknią małego księcia Asturii, Philipe Prospero z obrazu Diego Velazqueza. Fotki z lata roku 1986: przypadkowo nasze rodziny przebywały w tym samym czasie nad wigierską Zatoką Słupiańską. W lutym 1991 roku – promocja książki „Zbliżenia. Portrety białostockich pisarzy” w siedzibie wydawcy, Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i nasza wspólna fotografia z krytykami literatury: warszawskim – Zbigniewem Irzykiem oraz białostockim – Waldemarem Smaszczem, autorem m.in. opracowania na tych kartach pt. „Książka rozpisana na wiele tomów” (o pisarstwie Anny Markowej)”. Z dogłębną analizą zwłaszcza jej powieści „Wieczory”, „Bilet w jedną stronę” i „Rozwałka” („nareszcie Białystok doczekał się swojej powieści z kluczem”) i tą sumującą wcześniejsze książki refleksją: „Pisarka nie uprawia prozy kreacyjnej, nie kreśli szerokiej panoramy epickiej (…) Najważniejszym tworzywem jest (…) biografia, własna, oczywiście, rzadko tylko cudza, ale i wówczas osobowość autorki odciska na niej swoje piętno”.
Bo wspaniałe książki poetyckie dopiero czekają na swój czas, kiedy Anna Markowa, zamknąwszy rozdział pracy zawodowej, lata „przesytu tak zwaną ekspansją społeczną” (to z psychologicznych definicji Natalii de Barbaro), będzie mogła bardziej poświęcić się liryce. W pierwszej kolejności – zaufać zaprzyjaźnionej poetce Elżbiecie Kozłowskiej-Świątkowskiej, która z elegijnych wierszy Anny, napisanych w roku 1989 tuż po śmierci Wiesława Kazaneckiego oraz następnych skonstruuje zbiorek pt. „Coraz mniej”, który ukaże się w roku 1992. Tutaj, podobnie jak we wcześniejszych powieściach i opowiadaniach, jak i w książkach, które nadejdą, realia zawsze będą w jakiś sposób powiązane z przeszłością, z biografią autorki, z bliznami pamięci od czasów okupacyjnych, poprzez trudny czas dojrzewania aż po zakodowane w latach pracy reporterskiej dramaty cudzych losów, sprawnie i twórczo przetwarzane w ćwiczonych przez autorkę technik narracyjnych. Tak, Anna Markowa pisała „z pamięci”…
W styczniu 1993 – wizyta u Ani na podniebnym piętrze osiedla Centrum, dedykacja w jej książce „Coraz mniej” („… z życzeniem, żeby „nas w nas” było coraz więcej…”) i długa nasza rozmowa, opublikowana w „Gazecie Współczesnej” pt. „Poezja w prozie życia”. Teksty o kolejnych książkach: „Moja piękna ciemnowłosa”, „Dobre towarzystwo” i „Bracia najmniejsi. Wiersze dla Renaty”. Ta ostatnia – dedykowana zmarłej przyjaciółce, pisarce i poetce Renacie Zwoźniakowej, o której zdarzało nam się rozmawiać, bo tę niezwykłą osobę, również pisarkę i recenzentkę spektakli na scenach śląskich teatrów, poznałam jako… korektorkę katowickiej drukarni, pracując w prasie na Śląsku: Renata Prawdzic-Rudzka Zwoźniakowa, żona dziennikarza i historyka Zdzisława Zwoźniaka, przedstawicielka małego realizmu, której dorobek literacki został wydany przez EGO SPP w zbiorze „Liście laurowe i bobkowe”. Ale to na krótko przed jej śmiercią, w roku 1996. Dla nas pani Renata była taktowną i przemiłą panią w satynowym „szkolnym” fartuchu, owianą obłokiem papierosowego dymu, rzetelną, czujną na każdy błąd dziennikarza czy linotypisty.
… Fotografie ze spotkania autorskiego Joanny Kulmowej w 1995 roku, przekazane przez poetę i reżysera teatralnego Jerzego Binkowskiego (autora wzruszających tomów poezji o wymiarze trascendentnym): w gronie gości otaczającym pisarkę i poetkę, niebawem prezeskę warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich – jej przyjaciele, Anna Markowa i Jerzy. Relacja z jubileuszu 45-lecia pracy twórczej Ani Markowej. Inne zdjęcia… Z literackich spotkań, z promowania książek Anny Markowej, z jej udziału w jury konkursu im. Wiesława Kazaneckiego, z aktywnego uczestnictwa w latach 1998-2002 w tzw. „wieczorach u Janeczki”, czyli Salonach Muz, organizowanych przez lata w gościnnym domu dr Janiny Bolińskiej, o których w roku 2020 powstała książka. Tylko tyle pozostało. I aż tyle.
Jubileusz 45-lecia debiutu poetyckiego i 40 lat od ukazania się pierwszej książki został zorganizowany w miejscu najbardziej stosownym – w Studiu Rembrandt Radia Białystok. To tutaj, po przybyciu z Opola, Anna Markowa kontynuowała przez długie lata swoją redakcyjną pracę na antenie. W roku 1976 przyjechała do Białegostoku z ważnym, wysoko ocenianym przez krytykę, dorobkiem artystycznym, który obejmował : debiutancki zbiór miniatur prozą pt. „Akwarium”, opowiadania „Urlop” i „Piętnaście kartek”, tomik wierszy „Czas bez tytułu” oraz powieści „Wieczory”, „Wczorajsze” i „Bilet w jedną stronę”. Potem ukazały się powieści „Obiekt strzeżony”, „Rozwałka” (w drugim obiegu), tom felietonów „Dojrzałość od jutra” oraz zbiorki wierszy: „Matka wiosenna”, a długo potem – „Coraz mniej”, „Moja piękna ciemnowłosa” i „Bracia najmniejsi”.
Urodzona w Lublinie pisarka w rzeczywistości wywodziła swoje korzenie z Podlasia – z rodu Wiercieńskich, zasiedlających Wiercień pomiędzy Bielskiem Podlaskim a Siemiatyczami. – Dopiero w XIX wieku jedna gałąź tego rodu zawędrowała do Lublina, gdzie zresztą świetnie się zaaklimatyzowała – podkreślał podczas jubileuszu autorki „Wieczorów” krytyk literatury Waldemar Smaszcz. – O tym rodzie powstała odrębna książka jako przykład roli inteligencji polskiej w życiu społecznym. Tutaj Anna Markowa powróciła, ale zatoczyła szeroki łuk, bo było Opole, a potem już Białystok. Nawiązując do kontekstów związanych z biografią twórczą pisarki, krytyk przypomniał, iż jest ona dwukrotną laureatką nagród Prezydenta Miasta Białegostoku im. Wiesława Kazaneckiego (potem ta nagroda została przyznana po raz trzeci za całokształt twórczości). Jak dziwnie splatają się ludzkie drogi. Wiesław Kazanecki, urodzony w Białymstoku, studiował w Opolu. Tam należał do Koła Młodych Związku Literatów Polskich, do którego to związku należała wówczas Anna Markowa. Potem została przyjęta do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.
Już wcześniejsza twórczość autorki „Biletu w jedna stronę” została oceniona bardzo pozytywnie. W 1966 r. napisano w „Twórczości”: „W „La Table Ronde”… interesująca debata o literaturze chrześcijańskiej… Jean-B. Neveux, stale recenzujący dla tego pisma polskie nowości literackie, zawstydził waszego sprawozdawcę entuzjastyczną recenzją „Wieczorów” Anny Markowej” (…). Absolwentka Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wiedziała co pisze, aczkolwiek przyznawała się i do młodzieńczej naiwności, jaka cechowała ją i jej rówieśników z kręgu PAX-u (…..) zanim stamtąd grupowo odeszli”.
W latach 90. Anna Markowa zaistniała przede wszystkim jako poetka. O jej zbiorach wierszy tak mówił Waldemar Smaszcz: „- Są to te wiersze, dzięki którym – pamiętam jedną z edycji nagrody im. W. Kazaneckiego – Zdzisław Łączkowski nazwał ją „prawdziwą damą polskiej literatury” i nie było to określenie na wyrost. Gdy ocenialiśmy pierwszy z tych zbiorków, „Coraz mniej”, już wtedy budził on podziw kapituły, natomiast kiedy ukazała się „Moja piękna ciemnowłosa”, to kapituła chyliła po prostu czoło przed znakomitymi wierszami”.
Przez cały czas istniały też felietony radiowe. To wystarczająco bogate zjawisko, żeby można było mówić o różnorodnych kierunkach tej twórczości.
– Wiersze pisałam wcześniej – przyznawała Anna Markowa – ale tak się złożyło, że najpierw była książka pt. „Akwarium” z miniaturami, które drukowałam w piśmie „Kamena”. Zadecydowały sprawy wydawnicze. Mam pecha do tytułów, dlatego że po wielu latach ukazała się książka sensacyjna Suworowa pod tym samym tytułem. Ale wówczas nie mogłam tego przewidzieć.
W biografii Markowej, pełnej znaczących zdarzeń i decyzji, są też szufladki z ważnymi nazwiskami: Anka Kowalska, Zbigniew Herbert czy Stanisław Grochowiak ze wspólnej antologii PAX-u „…każdej chwili wybierać muszę”. Renata Zwoźniakowa, przyjaciółka najserdeczniejsza, której poświęciła pośmiertnie swój zbiorek pt. „Bracia najmniejsi”. Joanna Rawik, Maria Koterbska, Irena Santor, Maryla Rodowicz, Sława Przybylska, siostry Panas, Dana Lerska, Hanka Konieczna, zespół „No To Co” – śpiewający piosenki z jej tekstami.
– Moje piosenki były wykonywane na festiwalach opolskich – zwierzała się Anna. – Chyba miałam szczęście, że mieszkałam tam i uczestniczyłam w tych festiwalach, początkowo jako dziennikarka. Poznałam mnóstwo ludzi, a niektóre znajomości i przyjaźnie przetrwały.
Powieści Anny Markowej są szczególne. Waldemar Smaszcz w swoim eseju na kartach „Zbliżeń” podkreślił, że autorka „…w zasadzie ciągle pisze tę samą książkę o kobiecie, którą zna najlepiej, bo obcuje z nią na co dzień, prowadzi z nią nie kończące się spory, wysłuchuje jej zwierzeń, ogląda w lustrze, rejestruje nieubłagane działanie czasu na kobiecą biologię”. Sama pisarka o roli kobiety mówiła tak: – Próbowałam godzić różne rzeczy, ale zapewne zawsze działo się to ze szkodą dla jakiejś dziedziny życia. Gdy byłam bardzo zajęta pracą redakcyjną, to tracili na tym moi synowie. Tak całkiem idealnie nie da się pogodzić wszystkiego… Wydaje mi się, że życie w ogóle nie ma jakiejś sztywnej reguły, którą można by było dopasować do wszystkich sytuacji.
Anna podkreślała też, że w jej powieściach przewijał się bez przerwy motyw pracy radiowej. Kiedy mieszkała na Śląsku i jeździła w teren, nie zajmowała się tylko słuchowiskami, ale pisała reportaże, poznawała mnóstwo ludzi. – Ci ludzie byli bohaterami i budulcem moich powieści, bo inaczej musiałabym obracać się w kręgu wyłącznie swoich spraw, a byłby to słaby budulec. Zawsze twierdziłam, jeżeli chodzi o prozę, że ja nie mam za dużej wyobraźni.
Konstruktem wierszy stało się m.in. doświadczenie. I pamięć. „Moja piękna ciemnowłosa” – to matka Anny Markowej. Tekstem inicjalnym w tym zbiorku jest „Normalne zwykłe przemijanie” – wiersz dorosłej, mądrej córki, która teraz wie wszystko to, co matka wiedziała już wtedy:
Byłaś ze mną
Od początku dni
Więc najgorsze
Nie mogło się zdarzyć
Byłaś ze mną
Jak kompas czuły
Busola błędnych rycerzy
Odkrywałam
Obce lądy
Wędrowałam
Przez czas i pamięć
I tylko jedno
Pokonało nas
Normalne
Zwykłe
Przemijanie
…Zanim to przemijanie zaczęło być odczuwalne w sposób dojmujący (zadomowione później w finalnych książkach, jak cykl opowiadań „Długożywie” czy zbiór wierszy „Ciemny lakier”), czas wydawał się zwodniczo łaskawy… Oto Stanisław Nyczaj, kielecki poeta i edytor w książce pt. „Wśród pisarzy” (Oficyna Wydawnicza STON2, Kielce 2010) w swoim wspomnieniu o (zmarłym w roku 1989) Wiesławie Kazaneckim przywołuje nazwisko dawnej koleżanki z czasów opolskich w sposób wyjątkowy, nawiązując do dorocznej nagrody prezydenta Białegostoku im. Kazaneckiego: „Zaszczyciła już wielu; otrzymała ją m.in. poetka i prozatorka, autorka prześwietnych miniatur, pamiętana z dawnego Opola (zachwycała też urodą, rywalizując w tym z Ewą Lubowiecką od Grotowskiego, spotykana na paradnym mostku opolskiej Wenecji w drodze do rozgłośni radiowej przy Piastowskiej), później na stałe białostoczanka, Anna Wiercieńska-Markowa…”.
A w rozmowie lipcowej, aktualnej dodaje: – Anna była zastępcą kierownika działu literackiego Polskiego Radia w Opolu i miała swój walny udział, wraz z Kazimierzem Kowalskim, w realizacji „Kwadransa poetyckiego”. W tym cyklu debiutowałem u nich własną audycją poetycką w roku 1964.
Proszę o przywołanie minionego czasu również Jerzego Binkowskiego: – To dramatyczny epizod – zaznacza. – Wsiadaliśmy w Białymstoku do pociągu, aby dotrzeć do Lublina. Celem podróży było uczestniczenie w jubileuszu 75-lecia istnienia naszej Alma Mater: Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Był to rok 1993. W wąskim korytarzu wagonu ustąpiłem pierwszeństwa Annie. Zamierzałem dyskretnie opiekować się nią w podróży. W dłoniach trzymałem jej walizkę i swój bagaż. Niespodziewanie zrobiło się tłoczno tak bardzo, że poirytowany krzyknąłem: „Co jest, do cholery!”. Przecisnęliśmy się i weszliśmy do przedziału. Gdy konduktor przyszedł sprawdzić bilety, Anna dostrzegła brak portfela. Opowiedziała o epizodzie. Wyciszona. Nie płakała. Zachowała spokój. Elegancka. Dama.
Przyjazne kontakty Anny Markowej z Wiesławem Kazaneckim, nawiązane w Opolu przetrwały przez kilkanaście lat w Białymstoku, aż do nieoczekiwanego odejścia zaledwie 50-letniego poety w roku 1989. Kiedy więc Anna Markowa otrzymała nagrodę jego imienia za zbiorek poezji pt. „Coraz mniej”, dała się namówić z tej okazji do długiej rozmowy w dodatku „Ewa – GW” pt. „Poezja w prozie życia”. „– Ma ona dla mnie znaczenie dlatego, że jest związana z osobą Wieśka Kazaneckiego – podkreślała poetka. – A w tym tomiku pierwszy cykl wierszy (bez tytułów) jemu poświęcony jest czymś na kształt dialogu z Wieśkiem. Oparty jest na motywach z jego wierszy, z których motta zastępują tytuły (…). Kiedy żył, wielokrotnie rozmawialiśmy o poezji, i historii również… I ja, pisząc te wiersze, miałam wrażenie, że nadal z nim rozmawiam”.
Książka została wydana w roku 1992. Kolejna jej część to osobiste, refleksyjne odniesienie do otaczającej rzeczywistości, która zniewala, ale też budzi optymizm. Autorka skomentowała ją tak: „…od roku 1980 zaczęłam pisać rzeczy inne niż poprzednio. Mam na myśli również prozę. Wydaje mi się, że dojrzałam do tego, żeby nie pisać wyłącznie o problemach codziennych, które były i są zawsze aktualne, bez względu na to, co się w tym kraju działo, i dzieje. Nie mogę od tego zupełnie uciec, ale weszły inne elementy: kondycja człowieka w warunkach zmieniających się totalnie, w warunkach wielkiej nadziei, potem – wielkiego rozczarowania, a nawet rozpaczy. I znowu – wielkiej nadziei. Znowu – wielkich wątpliwości dzisiaj.
Chciałam wtedy odwrócić na chwilę te mroczne refleksje, skierować je na prywatność… Dom, palenie, te rzeczy. Anna poddała się. Oto fragment naszej rozmowy: – Papierosy to rzeczywiście brzydki nałóg, z którego nie potrafię się wyleczyć – przyznała poprzez dymną zasłonę (bo w tamtym czasie palacze nie wychodzili na balkon) – ale jeszcze spróbuję. A co do tego, czym się ponadto zajmuję… Przez wiele lat nie miałam prawie wolnego czasu: rodzina, dwóch synów, dzisiaj już w wieku (…) dojrzałym (…) Żeby pisać, żeby funkcjonować w kulturze, musiałam czytać, więc czytałam nocami. Dziennikarstwo, książki, rodzina to były trzy „pełne” etaty, jak sama wiesz. Czy miałam więc czas na jakieś dodatkowe hobby?
– No, odrobinę.
– No, więc zawsze szalenie lubiłam przebywać nad jeziorami i pływać. Najpierw żaglówką, a potem, kiedy trochę „postarzeliśmy się” z mężem, to już normalną łodzią, z silniczkiem.
– Czy możemy dodać, że z mężem, znanym „telewizyjnym” Karolem Olendrem?
– Tak, oczywiście. Poza tym mój młodszy syn ma nazwisko właśnie drugiego męża. Starszy syn, Lech Marek, pracuje w radiu, czyli jakby przejął po mnie pałeczkę. Natomiast młodszy, Wojtek Olender, jest operatorem dźwięku w telewizji warszawskiej. W ostatnich tygodnia bardzo się niepokoiłam, gdyż był w grupie dziennikarzy, w konwoju pomocy humanitarnej „Equi Libre” w byłej Jugosławii, m.in. w Sarajewie. No, ale dzięki Bogu, szczęśliwie wrócili.
– Czy kiedykolwiek bawiły Cię typowo domowe zajęcia?
– Szyć nie potrafię. Gotuję, ponieważ muszę. Nie jestem wielbicielką tych zajęć. Mogłabym tylko zażartować, że gdyby jeszcze i to było moją absolutną pasją, to byłabym „piekielnie” uniwersalną osobą, a taką nie jestem…
Wśród zachowanych własnych informacji prasowych:
Grudzień 1995. „Nowe wiersze Anny Markowej”. To o tomie „Moja piękna ciemnowłosa”. Pisałam: „Pierwszy z trzech cykli wierszy poświęcony został zmarłej matce, której postaci dedykuje autorka słowa pełne miłości i czułości. Jest to jednocześnie powrót do dzieciństwa, brutalnie okaleczonego przez wojnę, także jakaś forma rozrachunku z tym, co minęło. Czas refleksji i potrzeby zdyskontowania przeszłości dopada każdego z twórców. Anna Markowa także zmierza ku temu, nie tylko w tym pierwszym cyklu, ale również w następnym, zatytułowanym „Straż nocna”, i w trzecim pt. „Nie dnieje”. Jest to wędrówka przez „czas i pamięć”, przez wszystkie barwy życia aż po świadomość, iż „spacerkiem wkraczam w ciemność”. W posłowiu Waldemar Smaszcz napisał: „…nie potrafimy uwolnić się od wielu utworów nawet po zamknięciu książki”.
Styczeń 1998. „Dobra marka Anny Markowej”. O wyborze felietonów radiowych z lat 1993-97 pt. „Dobre towarzystwo”. „W przypadku Anny Markowej jej radiowe prezentacje okazały się być w druku zbiorem wysoce intelektualnych „wędrówek” po różnych dziedzinach życia oraz refleksji na temat kondycji człowieka współczesnego. Po prostu – dobra marka (…) „Czy istnieje dzisiaj coś takiego jak „dobre towarzystwo”? – pyta zatroskana autorka (…) – Czy zachowała się jeszcze i w jakim wymiarze kategoria ludzi, ongiś określanych tym mianem?”. Niestety, końcowe refleksje nie są optymistyczne”.
Marzec 1998. „Wiersze jak obrazy”, relacja z promocji „Braci mniejszych”. „Zbigniew Irzyk (…) w swoim wprowadzeniu zwracał uwagę na absolutny słuch poetycki autorki, prostotę i naturalność. – Każdy wiersz widzę jak obraz – powiedział (…) Jest to sprawa niezwykłej wrażliwości moralnej na wszelkie zło. Anna Markowa zawsze jest przeciwko konformistom, karierowiczom, a w tym tomie przeciwko tym, którzy krzywdzą zwierzęta.
Książka jest dedykowana przez poetkę zmarłej poprzedniego roku przyjaciółce: zarówno tytułowy cykl o zwierzętach, zawsze bliskich Renacie Zwoźniakowej, jak również drugi, w formie białych trenów, pt. „Długo trwało””.
Z całej tej, głęboko poruszającej liryki, dla mnie najbardziej dramatyczny, bo nazywający zaufanie i bezcenną przyjaźń między kobietami, jest wiersz pt. „Ponieważ byłaś”. Wystarczył za fragment biografii, żałosnego położenia dwóch studentek z KUL-u w latach 50-tych:
Chyba nic by nie wyszło
Z mojego dyplomu
Gdybyś nie była
Tak zapobiegliwa
Przynosiłaś mi książki
Notatki i skrypty
Do wspólnego na chwilę
Dość marnego domu
W starej czynszówce
Dwa pokoje z kuchnią
Bez łazienki
Kupowałaś mi jabłka
Owoc odpowiedni
Dla chudych portmonetek
Dziurawych kieszeni
My wtedy – młode myszy
Nie tyle kościelne
Co uniwersyteckie
W salach burych od szronu
Piszczała bieda
Właśnie w tym czasie
Podłym dla niepodłych
Miał się narodzić
Mój syn
Egzamin dyplomowy
I ten drugi – z życia
Które nadchodzi
Zdałam przyzwoicie
Ponieważ byłaś ze mną
Przyjaciółki pozostały nadal ze sobą, wbrew rozdzielającej je odległości, wbrew upływowi czasu. We wcześniejszym o 6 lat zbiorku „Coraz mniej” Anna Markowa swój wiersz pt. „Stabilizacja” wprost zadedykowała Renacie –:
Jak to nazwałaś?
„Stabilizacja muchy na lepie”
Istotnie
Półżyję
Przytwierdzona
Rękami nogami głową
(włosy najtrudniej odlepić)
Do tej słodkawej mazi
Zabójczo mdłej (…)
Nie ruszam się
Półoddycham półżyję
Nawet nie brzęczę cienko
Jestem dokładnie
Ustabilizowana
Reminiscencje tej dozgonnej przyjaźni dziewcząt, potem kobiet, potem starszych pań wciąż zakochanych w literaturze można odnaleźć w twórczości Anny Markowej wielokrotnie. „Serdeczna przyjaciółka Anny”, bohaterki „Komy” z niewydanej za życia książki pt. „Śmierć” pokazana zostaje przez narratorkę, wcielającą się w poszczególnych opowiadaniach w alter ego śmierci właśnie, w nadrealistycznych, somnambulicznych obrazach, przywołujących jakże prawdziwe realia „…w nieoczekiwanie zielonej dzielnicy smutnego górniczego osiedla (…) To tamten dom, tamto mieszkanie, tamci, jakże bliscy ludzie. Anna zawsze wiedziała, że przyjaźń, jeśli już się zdarzy, intensywna i prawdziwa, potrafi połączyć ludzi mocniej niż więzy krwi (…) Anna czuła szczęście będąc blisko tych dwojga ludzi. Potem cierpiała. Ich brak stał się jak czarna dziura w kosmosie. Bez nich była zagubiona i niekompletna…”. Wskazując na to właśnie opowiadanie, dr Krzysztof Korotkich w swoim eseju podkreśla, iż „Śmierć w ostatnim projekcie literackim Markowej nie jest siłą niszczącą. Personifikacja największego lęku ludzkości zamienia się tu w moc zdolną ocalać od zapomnienia, ma siłę ocalającą człowieka przed ostatecznym zniknięciem w chaosie, w nicości”.
I po to także jest twórczość. Wszelka.
Krystyna Konecka