Pejzaż z rybakami na łodzi
Na łodzi jest ich dwóch
pierwszy na rufie
trzyma w dłoni rumpel
Drugi wypina twarz pod wiatr
jest oszołomiony jego wilgotną konsystencją
I tym że światło odchodzącego księżyca
zagląda w głąb
jego sumienia
w lornetce widzę
wszystkie ich nadzieje
Rozkwitają
niczym wybuchająca raca
Fale unerwiają je
w żółknącym przedświcie
horyzontu
Być może dostrzegli już
samotność dna morskiego
Być może
Ale teraz rani mnie
odchodzenie tej łodzi
w głąb
pojęć nie do odszyfrowania
To zbyt daleko dla moich pragnień
i uskrzydlonych lęków
Zaczynam rozumieć
jesień odpływa
zima
znów zastaje mnie
samotnego
na tym samym brzegu
na którym ciemniejący piasek plaży
zamyka
przenikanie światła do żył
Zacierają się
wszystkie skondensowane
w nim nadzieje
I odchodzą niczym porozrywane porankiem
sny
Zapewne przeniknęły tak głęboko
do środka ziemi
ż nikt nie potrafi ich odczytać
W milczeniu
podejmuję próbę ucieczki
Wiedząc
że ci dwaj na łodzi
pozbawieni
mojej wyobraźni
nigdy już tu nie wrócą
bardzo ciekawy refleksyjny wiersz. gratuluję