wydawało mi się że przekrzyczę mewy, że morza
nie są takie groźne, a sztormy poniosą nas
do nieba
łudziłem się, że wykradniemy płomień, że dotrzemy do was,
rozpalimy dusze, które dogasają gdzieś
w ziemi obcej, jałowej
udawałem błazna, jak chcieliście, zakładałem szkarłat,
tańczyłem, gubiąc rytmy i krok, nawet wierzby śmiały się
szyderczym szumem
rozdawałem jałmużnę, modliłem się, wiele cząstek
poskładałem i wybaczałem im puls, który szedł za nami
wszędzie
a dziś już poznaję te wszystkie ułomności
lunapark cieni, kałużę dni
postać chleba zamienianego w oszustwo igrzysk, które są dziś
niemal pornografią
smycze nakłada się dokładnie
chip łagodnie wnika
w obieg
wyobraźni
Ojej, poezja! Naprawdę Poezja przez bardzo duże „P” 🙂
Zauroczona i szczęśliwa, że jeszcze takie oraz im podobne wiersze powstają. Liryki mądre życiową mądrością i równocześnie piękne pod względem oszczędnej, czyli klasycznej, urody słowa 🙂