Krystyna Habrat – KSIĄŻKI TO POŁOWA NAS SAMYCH

0
148

  Napisałam: “połowa”, ale tego nie obliczę. Nie będę tu precyzyjna, nie użyję szkiełka i oka uczonego. Jestem jednak przekonana, że książki jakie przeczytaliśmy przez lata naszego życia, to znaczna część tego, kim jesteśmy – naszej osobowości, bo one zostają w naszej pamięci lub podświadomości, wyznaczają nasze widzenie świata i ludzi, zainteresowania, życiowe postawy i wybory.

  Pewnie by się roześmiał, przebrnąwszy przez to długachne zdanie ktoś, kto kiedyś wymierzał testami i wyrażał w cyfrach osobowość człowieka. Jeszcze kołaczą mi po głowie związanie z tym pojęcia: centyle, percentyle, odchylenie standardowe… Może coś mylę, bo to było dawno, gdy sama ustalałam, poziom czyjejś inteligencji, temperament, wigor życiowy, neurotyczność i inne cechy, co stawało się dalej tak rozległe, a odległe od  osoby, którą  miałam przed sobą, że przestałam się tym zajmować. Teraz pewnie robi się to wszystko lepiej i z większym pożytkiem.

  Nie będę więc silić się tutaj na naukowość, bo i tak felieton tego nie lubi. Felieton ma być lekki oraz intrygujący, aby przyciągnął uwagę i dał coś do myślenia. Skąd zatem dzisiejszy temat?

  Otóż, przeczytałam wczoraj w internecie wypowiedź pewnego pana, jak wiele on czyta książek. Spisuje je od  czasów wyrostka, a ma może czterdzieści kilka lat, i przeczytał ich przeszło 4 tysiące. Na pierwszy rzut oka trudno ustalić dużo to czy mało na te około 30 lat czytania, lecz, gdy wyjaśnia, że w pół godziny potrafi przeczytać 100 stron, to już daje poczucie, że to dużo, może nawet bardzo dużo. Nic dziwnego, że tego pana są ciekawe, bo potrafi snuć filozoficzne rozważania na temat życia, śmierci czy religii, choć, jak przyznaje, nie ma specjalnego wykształcenia, ani w ogóle wyższego, ani ogólnego. Jest tylko bardzo oczytany, potrafi myśleć i wyciągać wnioski, a potem ująć w ciekawą, zwięzłą wypowiedź. Ja chętnie to czytam. Lubię ludzi oczytanych. Sądząc po komentarzach i polubieniach ten pan ma spore grono odbiorców. O, miewa też hejterów, bo tacy wszędzie polują, aby dać upust swej żółci, spowodowanej kompleksami czy brakiem szczęścia w miłości. Ale to nieznaczny margines.

  Nie będę tu omawiać   wpisów tego pana, ale jego wczorajsza wypowiedź, wywołała moją refleksję na temat: ile znaczą książki, jakie w życiu przeczytaliśmy, jak zmieniają nas i nasze życie, jak ich treści wbudowują się w naszą osobowość.

  Zagadnienie to mieści się w dziale: zainteresowania i zamiłowania osoby badanej, która przychodzi po poradę, jaki ma wybrać zawód, jaką szkołę czy uczelnię, albo ma inne problemy ze sobą. Jeśli przeczytane przez nią lub niego książki pociągają chęć własnych prób twórczych w postaci np. wierszy lub prozy, to badający może próbować ustalić poziom predyspozycji twórczych, może płynność słowną, potoczystość wypowiedzi, oryginalność, ale diagnoza będzie ostrożna. Padnie raczej: czytaj książki, czytaj jak najwięcej, rozwijaj swe uzdolnienia i zainteresowania światem i ludźmi, a co dalej, pokaże czas. Zbyt wiele na razie niewiadomych.

  Co właściwie znaczy: być oczytanym czy dużo czytać?

  Nieraz w internecie ktoś chwali się, jak dużo czyta książek na miesiąc, na rok. Padają rekordy i wezwania do ich pobicia. Oczywiście książka książce nierówna. Szybciej czyta się książkę przygodową z pasjonującą akcją, obrazkami i dużym drukiem, a jeszcze niezbyt grubą. Więcej czasu, uwagi, ale też przygotowania, wymaga dzieło Prousta czy Joyce’a. Jednak, jak do życia potrzebne są nie tylko białko i witaminy, ale też czekoladka, tak i czyta się książki o wartościach wybitnych  jak i te lżejsze dla rozrywki. Sama preferuję lekturę o wysokich walorach artystycznych i poznawczych, ale też w lekkiej się zaczytam, powzruszam, porównam życie zwyczajnych ludzi, nie królów czy tytanicznych bohaterów, z moim zwyczajnym. Byle nie była to powieść schematyczna, pusta i… tu się powstrzymam.

  Opowiadała mi raz pewna pani docent o znanym w środowisku naukowym nazwisku, że zanim podjęła studia w tej dziedzinie, studiowała polonistykę i rozczarowała się, gdy kazano przeczytać wszystkie powieści Józefa Ignacego Kraszewskiego, a było ich przeszło 300. Ja przeczytałam ich niewiele, bo stały w domu obok utworów Mickiewicza, Prusa, Orzeszkowej i Sienkiewicza. Należało je czytać. Kraszewski uczył obrazowo historii Polski, pisał stylem łatwym, ale nudził stały jego schemat: gdzie na tle wydarzeń danej epoki spotyka się dzielny młodzian i piękna dziewczyna, przypadają sobie do serca, ale rozdzielają ich perypetie, które oni na ostatnich stronach pokonują i stają na ślubnym kobiercu, a potem żyją długo i szczęśliwie. Taki schemat psuł zaciekawienie lekturą, to “i co dalej?”, bo akcja była przewidywalna.  Nie wiem, czy panował  w każdej powieści Kraszewskiego, bo chciałam też czytać innych autorów.

  Wracając do ilości przeczytanych książek, to przed laty wyczytałam rozważania na ten temat w książce: “Siódma zasłona literatury”. Powinnam teraz w moim spisie przeczytanych lektur znaleźć jej autora, którego nazwisko było zdaje się na literę “B”, może Bars. Nie, chyba inaczej. Tylko mój spis też jest bardzo długi, a za oknem tak piękna pogoda, pozostawię więc nazwisko autora w domyśle, bo ważniejsza jest jego konkluzja. On do długich rozważaniach uznał, iż jesteśmy w stanie przeczytać w życiu zaledwie dwa tysiące książek wartościowych, tych o wysokich walorach artystycznych i poznawczych, bo te czyta się wolniej. Są trudniejsze w odbiorze. Nie gonimy przy ich czytaniu, by szybciej dowiedzieć się: “i co dalej??”, ale co jakiś czas zamykamy książkę, by się nad nią zastanowić, coś porównać, skojarzyć, wzruszyć się. Tak zaleca czytać dobre książki ktoś znany. I tu kolejna zagadka do uważnego czytelnika: kto?

  Ja jeszcze w liceum podczas wizyty z rodzicami u znajomych, przeglądałam ich książki, i zainteresował mnie na końcu jednej, spis “Powieści XX wieku”. Zaraz poprosiłam o coś do pisania i odtąd miałam wytyczne, co czytać:

1. Luis Aragon – Dzwony Bazylei;

2.Henri Barbusse – Ogień;

3. Erskin Caldwell – Poletko Pana Boga;

4. Albert Camus – Dżuma;

5. Karol Capek-

 itd, itd, a na końcu:

38 – Giuseppe Tomasi Lampedusa – Lampart;

39 – Sigrid Undset – Krystyna, córka Lavransa;

40 – H.G. Wells – Ludzie jak bogowie;

41 – Wirginia Woolf – Pani Doloway.

  Mam tą kartkę przed sobą. Pożółkła i skruszała na brzegach. Dopisałam potem 5 pozycji dodanych w innej książce

1 – J. Galsworthy – Saga rodu Forsyte’ów;

2 – John Dos Passos – USA

  itd.

  Z tych 46 książek, niektóre kilkutomowe, przeczytałam prawie wszystkie, choć zajęło mi to ładnych parę lat z powodu trudności z ich znalezieniem. Nieraz szłam z moją listą, pani bibliotekarka wychodziła na zaplecze i po długiej chwili, oznajmiała, że nic nie ma. Zresztą ja list moich lektur do wypożyczenia miałam zawsze kilka.

  Przybyła mi wkrótce druga lista z literaturą od Iliady i Odysei Homera,  i jeszcze spis książek, które chciałam przeczytać po zapoznaniu się z ich recenzją w czasopiśmie literackim. W Krakowie chodziłyśmy z koleżanką z pokoju do Biblioteki pod Baranami, mieszczącej się nad słynną Piwnicą. Tam płaciło się 3 zł na miesiąc, a książki pożyczało się na 2 tygodnie. Nietrudno było przeoczyć termin oddania i wtedy płaciło się skrupulatnie wyliczona karę. Ale ksiązki tam były dobre. Było dużo nowości. Cieszyłyśmy się nimi bardzo razem z koleżanką, która teraz jest profesorem na drugim krańcu Polski, a jej brat nawet senatorem. Ciekawe, czy Awa mnie jeszcze pamięta? I książki, które razem czytałyśmy? Straciłyśmy się z oczu, gdy przeprowadziłam się do kolejnego miasta.

I teraz mam smętne podsumowanie. Czytałam bardzo dużo, ale choć było mi to dane, kariery naukowej nie zrobiłam, bo jeździłam wciąż dalej i dalej i zmieniałam miasta i miejsca pracy. Wydałam 6 książek – powieści i opowiadania. Od lat publikuję w czasopismach. Niewiele to. Ale mam kochaną rodzinę, męża dzieci, ich dzieci.

  Chyba z książek nauczyłam się trochę życia. A ile dały mi one przyjemności! Wiem, że książki kształtowały mnie niczym kiedyś rodzice i nauczyciele.  Książki są częścią mnie samej.

  Krystyna Habrat

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko