Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego

0
136

Pan Fouché

„Policja wie wszystko. Wszystko? Może i nie, ale „Fouché jest na tyle zręczny, by sprawiać takie wrażenie. Rodzi się legenda. Tak jak Talleyrand uosabia dyplomatę par excellence, tak Fouché jawi się jako najdoskonalsze wcielenie policjanta” – czytamy w biografii jednego z najsłynniejszych policjantów w dziejach. „Fouché – o duszy demona i twarzy trupa”, w ten oto krańcowo lakoniczny sposób określił tę postać Victor Hugo w swojej wspaniałej powieści „Dziewięćdziesiąty Trzeci” (1874). Określenie to znalazło się w brawurowym, niemal reporterskim w stylu, nowatorsko dynamicznym opisie Konwentu rewolucyjnego, któremu nadał pisarz charakter listy deputowanych dwóch rywalizujących stronnictw, Góry na lewicy i Żyrondy na prawicy, nazwisko każdego z nich opatrując oszczędną, ale sugestywną, błyskotliwą frazą. Fouché należał oczywiście do stronnictwa lewicowej, jakobińskiej Góry i to do końca życia pozostawiło piętno na jego biografii, choć odegrał w historii rolę wzorcowego oportunisty, przechodzącego bez skrupułów do roli sługi kolejnych reżimów politycznych, a także twórcy nowoczesnego modelu policji politycznej. W tradycji historycznej pozostał obraz jego ponurej, upiornej fizjonomii, którą wykorzystywano w licznych filmach, w których pojawił się jako postać. Pisarz Charles Nodier, który się z nim zetknął napisał o nim tak: „Często opowiadałem księciu Otranto o wydarzeniach niespodziewanych i schlebiających mu. Nieraz byłem z nim sam na sam, gdy otrzymałem powiadomienia o skargach, i nigdy nie widziałem, by jego nieruchome, szklane oczy choć raz zamrugały. Zastanawiałem się, jakiego to niewiarygodnego wysiłku woli trzeba, by zdołać wygasić duszę, pozbawić źrenicę jej ożywionej przejrzystości, schować spojrzenie do niewidzialnego etui, jak kot chowa pazury w poduszeczkach”. Jego jawne i skryte portrety można też znaleźć u innych pisarzy, choćby u Balzaca, Stendhala, Hugo czy Dumasa-Ojca (prześladowca Jeana Valjean, inspektor Javert z „Nędzników” czy Jackal z „Mohikanów paryskich” Dumasa  byli wzorowani na postaci Fouché).  Fouché wszedł jednak nade wszystko do historii policji, zainteresowanie którą pojawiło się po jego upadku i po okresie epoki napoleońskiej po 1815 roku. W XX wieku pojawiła się nowa fala zainteresowania postacią Fouché. Zaczęto go postrzegać jako prekursora policji politycznych w ustrojach totalitarnych, jako prekursora Himmlera i jego Gestapo, Berii i jego NKWD, choć analogia ta jest bardzo  wątła, a nawet fałszywa, jako że działał w radykalnie odmiennych uwarunkowaniach, o ponad sto lat wcześniejszych. Dla niektórych, przekonanych o tym, że Fouché był prekursorem i entuzjastą omnipotencji policji mogą być zaskoczeniem słowa jakie zapisał w jednym z okólników do podwładnych: „Nigdy nie zapominajcie jak niebezpieczne jest dokonywanie aresztowań na podstawie zwykłych podejrzeń. Pamiętajcie, że takie działanie, nawet gdyby było błędem, już przemawia na niekorzyść tego, kogo postawicie przed sądem, i rozważcie w swoim drżącym sumieniu historie tylu niewinnych ludzi, których wymiar sprawiedliwości wysłał na szafot tylko dlatego, że popełniony został błąd doprowadzenia ich przed oblicze sądu”. Szczere czy nieszczere były te słowa – poszły w świat jako oficjalny okólnik ministra policji. Także inne jego posunięcia wskazywały, że uważał, iż policja polityczna powinna być generalnie raczej powściągana niż stymulowana do ponadmiarowej aktywności. Tak przynajmniej twierdzi autor monografii, Jean Tulard, wybitny historyk najstarszej generacji (rocznik 1933). Jego biografia legendarnego ministra policji podzielona jest na 25 rozdziałów, sięgających wczesnego okresu życia jego bohatera (wszakże bez dokładniejszego obrazu dzieciństwa i młodości), od czasu jego pracy w charakterze nauczyciela w zakonie oratorianów, poprzez aktywność w Konwencie rewolucyjnym, w tym udział w „królobójstwie”, czyli skazaniu Ludwika XVI, przywódczą rolę w spisku termidoriańskim, który doprowadził do upadku i śmierci Robespierre’a, jego działalność w służbie kilku porewolucyjnych reżimów, w tym Dyrektoriatu, Napoleona i Restauracji, aż po wygnanie i śmierć w Trieście (od 1875 roku spoczywa na cmentarzu we francuskim Ferriéres).

         Biografia autorstwa Jeana Tulard nie jest pierwszą biografią Josepha Fouché. Sam jej autor z atencją przywołuje dwóch swoich w tej roli poprzedników. Pierwszym z nich był wielki historyk Louis Madelin, który w 1900 roku obronił na Sorbonie pracę doktorską poświęconą Fouché, którą Tulard entuzjastycznie uznaje za niedościgniony wzór uniwersyteckiej biografistyki. Nawiasem mówiąc, obrona tego doktoratu naznaczona była silnym dramatyzmem. Gdy Madelin przedłożył swoją pracę, wywołał gniew jednego z członków komisji, Ernesta Lavisse: „Czy to dopuszczalne, by kandydat na doktora pisał pracę na temat postaci równie niesławnej co Fouché​​?”. Niepokorny doktorant odpowiedział na to arogancko: „Jest u Fouché mroczny geniusz, głęboki i niezwykły, który został porównany przez naszego wielkiego Balzaca (…) do Tyberiusza i Cezara Borgii. I wykazuje, że Fouché ogrywał Robespierre’a i Barrasa, Metternicha i Wellingtona, wielkich Bonapartych i Burbonów. To zasługuje na doktorat”. W 1931 roku ukazała się brawurowa opowieść niemieckiego pisarza Stefana Zweiga o Fouché, jego dynamiczny literacko portret, także psychologiczny. Ukazało się też kilka innych biografii tej postaci. Sam więc Tulard stawia pytanie, czy był sens pisania kolejnej. I uzasadnia to skromnie i rzeczowo: ujawnieniem nowych archiwalnych dokumentów, w tym przede wszystkim listów, zakupionych od agencji Sotheby’s, a także Podserii F7 Archiwów Narodowych, jak również szeregu ujawnionych później pamiętników.  „Wreszcie, nastanie reżimów totalitarnych, co miało miejsce już po publikacji książki Madelina, zmieniło nasz sposób postrzegania policji Napoleona” – dodaje Tulard. „Niniejsza książka nie jest ani portretem psychologicznym na modłę dzieła Zweiga, ani pogłębionym studium życia Fouché’go – praca doktorska Madelina pozbawia taki zamysł sensu. Ma ona przede wszystkim prześledzić, przez pryzmat silnej osobowości Fouché’go, dzieje policji w jakże niespokojnych latach 1793-1815, które nastąpiły po zniknięciu królewskiego naczelnikostwa policji i które cechował rozkwit policji politycznej, zwanej wówczas wysoką policją (haute police)”. Jednak praca Tularda dalece wykracza poza archiwalne znaleziska z czasów po powstaniu serii biografii sławnego ministra policji. Historyk wpisał swoją narrację w nowe znaleziska archiwalne. Dzięki nowo odnalezionym dokumentom stworzył „mały słownik współpracowników podwładnych  Fouché’go”, raport o jego materialnej fortunie oraz analizę na temat „tak zwanych pamiętników Fouché,go”, a także „tekstów Fouché,go”. Do tego dochodzi rozdział, który nie mógł znaleźć się ani w pracy Madelina, ani  w opowieści Zweiga – „Joseph Fouché w filmach”, o siedemnastu ekranizacjach, od „Madame Sans Géne” z 1911 roku, po zekranizowaną sztukę teatralną „Kolacja” Jean-Pierre Brisville z 1993 roku.  Do tego, poza potężną bibliografią, dochodzi aneks o potomkach Fouché,’go, z którego, przynajmniej na ten moment wynika, że ostatnim żyjącym, dalekim potomkiem Josepha Fouché, jest urodzony w Szwecji (przez marszałka Bernadotte) w 1986 roku Charles-Louis, potomek Gustawa, siódmego księcia Otranto, potomka z drugiego małżeństwa, księcia Otranto. Do tego dochodzi informacja o przechowywanych w zamku Elghammar w Szwecji przedmiotach należących do Fouché’go: łóżku, sekretarzyku i galowym stroju. Stajemy zatem wobec gigantycznej przestrzeni tematycznej, która trudna jest do ogarnięcia i której można by poświęcić wiele lat badań. I oczywiście także wobec potężnej bibliografii. Bo Tulard osadził postać swojego bohatera w bardzo szerokim kontekście epoki, która go poprzedziła, którą współtworzył i która po nim nastąpiła. Na koniec wracam do mojej dawnej, „romantycznej” lektury biografii autorstwa Zweiga. Tak brawurowo, dynamicznie i naocznie o Fouché nikt już później nie napisał, ale to nie zmienia faktu, że po biografię autorstwa Tularda warto sięgnąć. Fakt, że ukazała się w bogatej tradycją serii „marmurkowej” PiW, to akurat argument poboczny, choć też nie bez znaczenia.

Jean Tulard – „Joseph Fouché”, przekład Grażyna Majcher, seria Biografie Sławnych Ludzi, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa, str. 320. ISBN 978-83–8196-204-9

O Prouście inaczej niż zwykle

Studium Jean-François Revela (1924-2006) zdecydowanie wyróżnia się na tle piśmiennictwa poświęconego Marcelowi Proustowi. Napisane w połowie lat pięćdziesiątych (wydane w roku 1960) pokazuje Prousta nie jako pisarza w pewnym sensie „metafizycznego”, pisarza nowatorskiej, wyszukanej formy, lecz jako pisarza, realistycznego w najbardziej tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Dominująca w sferze analiz i interpretacji jego prozy paleta kierunków i metod została przez Revela odsunięta na bok, a Proust potraktowany jako klasyczny pisarz-realista, niemal XIX-wiecznej proweniencji, nie zaś inicjator rewolucji formalnej  czy solipsystycznej w literaturze. Tu wskazane jest zwrócenie uwagi czytelnikom mniej obeznanym z dziełem Prousta, że jego wielotomowe dzieło, które choć na pierwszy już rzut oka wygląda na wypełnione realistyczną fakturą i realistycznym detalem, na ogół nie było jako takie traktowane. Jego realizm traktowany był jako pozorny, jako zasłona dla zamiarów twórczych polegających na stworzeniu autonomicznej, autorskiej, wewnętrznej wizji świata i egzystencji ludzkiej. „Jedną z myśli, które wyrażam w tej książce jest to – pisał Revel – że Proust zawsze wychodzi od czegoś, co przeżył lub odczuł, i nigdy nie wymyśla fikcyjnych sytuacji. Tę moją intuicję, naiwnie sformułowaną, potwierdziła opublikowana już po mojej książce o Prouście, czyli po 1960 roku, znakomita biografia pióra Georges’a Paintera” – pisał w kolejnym wydaniu z 1976 roku. Revel, porównując ową drobiazgową biografię z zawartością cyklu „W poszukiwaniu straconego czasu” doszedł do wniosku, że jest ono de facto autobiografią Prousta, którą nazywa „twórczą autobiografią”. „Wyobraźnia Prousta – pisał Revel –  nie oddala go od rzeczywistości, lecz służy mu do jej dojrzenia. W przypadku Prousta nie ma sprzeczności między „krytyką autobiograficzną” a interpretacją świata przez pryzmat „świata wewnętrznego” artysty, gdyż świat wewnętrzny jest tylko okrężną drogą pozwalającą dostrzec prawdę nierozerwalnie związaną z pięknem”. Revel  postanowił oczyścić percepcję dzieła Prousta od – jak to określił – „dusznej atmosfery konfesjonał”, od nadmiaru mrocznej problematyki psychologii pisarskiej i pokazać sławny cykl jako „jedno z najbardziej przejrzystych, otwartych i najżywszych dzieł XX wieku”. U podstaw perspektywy, jaką przyjął, było jego przekonanie, że krytyka literacka nie sprzyja rzetelnemu poznawaniu literatury, lecz jest przyczyną jego glajszachtowania, upodabniającego do siebie całkowicie odmienne zjawiska literackie. Revel postanowił podjąć próbę wyrwania dzieła Prousta z tego zaklętego, jego zdaniem niwelującego kręgu. Pokazał go jako pisarza, który m.in. realistycznie odmalował życie swojej klasy społecznej, trawiący ją snobizm, tło polityczne epoki, sposób pojmowania i praktykowania miłości, a także naturę relacji towarzyskich. Za wymowną puentę studium Revela niech posłuży taki oto jego końcowy fragment: „Zachodzi niepokojący paradoks: pomimo tylu uczonych opracowań, całych bibliotek wypełnionych doktoratami, za każdym razem, kiedy próbujemy dowiedzieć się czegoś o jakimś autorze, trudno nam znaleźć książkę, która mówi o jego dziele. Większość istniejących opracowań zdaje się skupiać na wszystkich, najbardziej szczegółowych aspektach pisarza, tylko nie na tych, które sprawiają, że mamy ochotę go czytać”.

Jean-François Revel – „O Marcelu Prouście”, przekł. Grażyna Majcher, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2021, str. 278, ISBN 978-83-8196-224-7

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko