Najstarsi kronikarze dziejów Rzeczypospolitej – trzech zanotowała historia. Opisał ich kilkadziesiąt lat temu Paweł Jasienica w książce Trzej kronikarze. Dlaczego do nich sięgnąłem? Bo to ciekawa sprawa – jak tamci, prawie przed tysiącem lat, widzieli nasze ówczesne zwycięstwa i klęki, a jak my teraz widzimy siebie – co u nas godne pochwały, lub jej niegodne?
Najstarszym z najstarszych, który zainteresował się swoim najbliższym wschodnim sąsiadem, był nienawidzący nas, niemiecki biskup z Saksonii, Thietmar ( 975 –1018) . Nienawidził, więc ciężko grzeszył przeciw najważniejszemu przykazaniu boskiemu – „ „…Kochaj bliźniego swego jak siebie samego…„ Nie wiemy, czy kochał siebie, ale wiemy, że podziwiał rodzące się i umacniające państwo zza Odry. Podziwiał jego dwóch pierwszych, już chrześcijańskich, władców – Mieszka i szczególnie jego syna, Bolesława, zwanego Chrobrym. Wiele miejsca w swojej kronice im poświęcił. Z nienawiści?
Niewiele młodszym – bo zaledwie jedno (cha, cha!) stulecie – raczej kochającym te ziemie, był Gall Anonim (a jakże – duchowny; choć niższej rangi). Ten złotymi zgłoskami zapisał się we wczesnej historii piastowskiej Polski. Nie znamy roku i miejsca jego urodzenia i z jakiej krainy do nas przybył (zm. po 1116 roku). Wiadomo natomiast , że z szacunkiem i podziwem opisał innego, także wielkiego księcia Bolesława – Krzywoustego.
Znów około wiek młodszy, trzeci dziejopisarz – Wincenty, zwany Kadłubkiem (1150 – 1223). Od wieków obwołany Mistrzem, Ojcem Kultury Polskiej; porządnie wykształconym na zachodzie Europy ( Francja oraz Italia). Wrócił do swojej Małopolski, a godność – ma się rozumieć – biskupią sprawował w Krakowie. Jako humanista, historyk opisał już nie tylko przez siebie przeżyte lata, ale i te wcześniejsze. Dlatego jest zapamiętany jako pierwszy uczony Polski, a o jego kronice mówi się: Fundamentalny Pomnik Kultury Narodowej.
*
Historycznych bohaterów , „odświeżył” literacko Paweł Jasienica w połowie ubiegłego wieku. Dorzucę więc czwartego , o wiele stuleci młodszego – właśnie autora książki ((1964). Tamtych jedni nienawidzili inni podziwiali. A tego? Było podobnie. Literackie dzieła Jasienicy wielu tuli do siebie z podziwem. Jednak przypomnieć warto, że władca Polski w latach sześćdziesiątych PRL-u, Władysław Gomułka odsądzał go politycznie od czci i wiary. Zatem – westchnijmy tylko: tak się toczą losy dziejów.
*
Wyniosłość Thietmara była widoczna od pierwszych słów poświęconych wschodniemu sąsiadowi. Nie tylko polskiemu, bo ogólnie – zachodniosłowiańskiemu rozciągającemu się na dzisiejszych, przejętych przez Niemców, połaciach. Niezliczona liczba kronikarskich zapisów Thietmara, jego napomnień i powtórzeń brzmiała: kilka plemion zachodnich Słowian, zamieszkujących wtedy tereny między Łabą a Odrą ( dziś Saksonia) musi pokornie przyjąć prawo do niemieckiego zwierzchnictwa. Germańscy władcy – książęta, królowie i kolejni cesarze Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego toczyli o to nieustanne „wojenki” i wojny ze wschodnim, polskim sąsiadem. Jednak biskup saksoński, kronikarz musiał przyjąć i przyjął chrzest Polski (966 rok) za niezwykle ważny fakt, nie tylko religijny, ale także polityczno – społeczny. Pierwsi Piastowie – Mieszko i jego syn Bolesław zyskali oparcie również w papieskim Rzymie. Jasienica pisze: „Do ramienia świeckiego (germańskiego – WŁ) dołączyło ramię duchowne”. Wzmocniło ono pozycję Polski. Thietmar miał tego pełną świadomość, a Jasienica przyznaje, że kronika „nienawistnika”, biskupa: „…Była dla nas zjawiskiem bezcennym… Nic jej nie zastąpi przy poznawaniu pierwszego rozdziału dziejów Polski chrześcijańskiej. Biskup , wielbiciel przewag dynastii saskiej, oddał bodaj jeszcze większą przysługę tym, których nienawidził… Polska Mieszka i Chrobrego szła naprzód pędem nabytym i jej rosnąca potęga nie dawała Thietmarowi spokojnie spać…”
Gdy biskup budził rano, to przypominał sobie bardzo często, że dwaj, już chrześcijańscy książęta, sąsiedzi zza Odry, również zgłębiają i respektują (chyba? – WŁ) naukę płynącą z Ewangelii i Dekalogu. A ta nakazywała między innymi karać śmiercią tych poddanych, którzy szukają i znajdują pozamałżeńskie, łóżkowe rozkosze. Jednak w różnych sferach życia społecznego, politycznego i obyczajowego saksoński biskup z Merseburga i Magdeburga lekceważył bez skrupułów niektóre nauki ewangeliczne. Przykład: Niemiec, książę Kościoła katolickiego, wierzył w nocne ingerencje duchów w ziemskie „harce” żywych. Zapewne nasi biskupi również wierzyli.
*
Nie tylko kronika Thietmara zwraca uwagę na europejską pozycję Chrobrego. Do kronikarzy z innych krajów także docierały zadziwiające wieści z dworu gnieźnieńskiego władcy. Kilku z nich uważało Bolesława za króla Polski, koronowanego już w pierwszych latach jedenastego wieku, nie zaś ćwierć wieku później, czyli parę miesięcy przed jego śmiercią (1025). Wielu zadziwiało się nad wielkością i potęgą jego królestwa, nad skutecznością prawie nieustanych walk polsko- niemieckich i niekiedy polsko – czeskich. Bolesław objął panowanie nie tylko nad słowiańskimi plemionami zaodrzańskimi (Drzewianami, Obodrzyczanami, Łużyczanami…), ale także nad czeską Morawą. A wracając z wojaczki za Bugiem – objął panowanie nad ruskimi Grodami Czerwieńskimi.
*
Jasienica konstatuje w podsumowaniu: „ … Thietmar nie zanotował pierwszej w dziejach wojny polsko – niemieckiej . Za to przedstawił nam wcale obszernie inne, kilkunastoletnie, zachodnie walki Chrobrego. Z opisu wynika niedwuznacznie, że polski władca posiadał możność dysponowania siłą swego obszernego, zwartego terytorialnie i politycznie państwa liczącego pół miliona kilometrów kwadratowych (dla przypomnienia – teraz mamy 312 tys. km.2.; WŁ)… Ono było spójne…” I dalej Jasienica twierdzi, że potężne cesarstwo niemieckie stanowiło „zlepek odrębności szczepowych i nigdy nie potrafiło skupić całej swej olbrzymiej siły”. Tymczasem Bolesław I potrafił wykorzystać niedomagania zachodnich, wschodnich i południowych sąsiadów . Jednak po jego „odejściu do Pana” dość szybko i i bardzo różnie władza przechodziła z rąk do rąk – od jednych Mieszków, do drugich, od jednych Bolesławów , czy Kazimierzów do drugich. Bywało także, że niemieccy władcy nam sprzyjali. Jednak częściej „darliśmy z nimi koty”. Podobnymi ścieżkami biegły relacje z „braćmi” Czechami. Czasy były niespokojne za wszystkich Piastów i nie tylko w ich kraju. Zauważmy, dla podtrzymania polskiego, narodowego ducha, nieustanne konflikty wewnętrzne między książętami, królami i cesarzami Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, czyli miedzy Ottonami czy Henrykami. Mało tego – również w imperium Karolingów i Franków nie było spokojniej; koronowani Karolowie i Ludwikowie często wysyłali się wzajemnie na tamten świat. Kronikarze opisywali głównie wojny tak, jakby w krajach nie toczyło się gospodarcze i społeczne życie. Zastanawia na przykład brak opisu życia religijnego lub – powiedzmy – głośnych ślubów na dworach królewskich , czy możnowładczych.
*
Podtrzymujmy jednak swego, narodowego, piastowskiego ducha. Właśnie biskup Thietmar, jako pierwszy w Europie, wypowiedział i użył w kronice nazwy Polska. Zatem chrześcijanin, Bolesław I, Chrobry odegrał w pojawieniu się tej nazwy państwa fundamentalną rolę. Mimo to, chrzest jego ojca, Mieszka niewiele pomógł utrzymać na tym fundamencie europejski, chrześcijański ład moralny. Pisze Jasienica, że biskup Thietmar „błagał Boga”, by zdemoralizowani Germanie nie topili się w „grzecznościach życia codziennego” . Dotyczyło to również poddanych naszych władców. To właśnie Mieszko, zanim przyjął chrzest, a i po nim również, podobno utrzymywał swój „nadwiślański harem”. To on, „lekkim” słowem kazał przepędzać lub zabijać bliskich konkurentów do współzarządzania. A syn, Bolesław przepędził macochę i krwawo rozprawił się z przyrodnimi braćmi. Zaś jego siostra spalała na stosach kolejnych swoich adoratorów oraz mężów.
Kronikarz Thietmar pisze (Jasienica to potwierdza, wykorzystując także inne kronikarskie źródła}: „…Chrześcijańskie kraje Europy trudno nazwać anielskimi krainami”. Historycy powtarzają opinię o XI wieku: „Mroczny czas”. Pytam nieśmiało: A co mamy setki wieków później? Czyli dziś?. Mroczne stosunki panowały i panują w całym tysiącleciu także w papieskim Rzymie, w państwie watykańskim , w siedzibie „namiestników Jezusa”.
*
Najlepiej wykształceni rodacy w początkach już niby chrześcijańskiej (ale mimo to, jeszcze w znacznym stopniu pogańskiej) Polski, musieli prawie cały wiek XI czekać na pierwszą kronikę napisaną w kraju i o kraju między Odrą i Bugiem; wraz z niemałymi przyległościami terytorialnymi. Były to trzy księgi obcokrajowca, zakochanego w państwie Piastów, a szczególnie w jednym jego władcy – w księciu Bolesławie III. On, po nieznanym upływie czasu, doczekał się przydomku Krzywousty. Trzy księgi papirusowe pisał autor w panującym wówczas języku: po łacinie. O nim nikt nic nie wiedział w Rzeczypospolitej ( a tym bardziej poza nią) do XVI wieku. Czyli dopiero po pięciuset latach odkrył go Marcin Kromer, absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, historyk, muzykolog, biskup warmiński, kustosz wielu miejsc w ojczynie. On to nazwał kronikarza Gallem i od tamtej pory nikt dla drugiego, naszego dziejopisarza nie wymyślił innego imienia. Wielu późniejszych historyków dodało jeszcze Gallowi przydomek Anonim. I tak już do dziś figuruje, i nic się tu zmieni do końca świata.
Tymczasem w niezwykłym tempie zmieniali się nasi książęta – przeważnie nieudolni władcy kraju. Oni tracili jego przyległe terytoria – te, nabyte przez Bolesława I – Chrobrego. Odbijali je sąsiedzi. Wśród tych nieudolnych , wyróżnił się jeden „udacznik”, Bolesław II, zwany Śmiałym. Jednak za swój czyn, zabicie przy ołtarzu biskupa, Stanisława Szczepanowskiego (polskiego zdrajcy spiskującego na rzecz Czech), król Bolesław Śmiały musiał także zginąć marnie, choć za wiedzą papieża. Królestwu została odebrana przez niemieckiego cesarza królewska korona, a jej „właściciele” w krótkich odstępach czasu ginęli albo zabici, albo wygnani. Jednemu z Piastów skrócił życie podobno jego giermek, choć ta „chłopięca” zbrodnia nie jest pewna.
*
Zatem, pojawił się wśród Polaków Gall Anonim. Wykształcony zakonnik, nie wiadomo jakiego urodzenia – co do czasu, miejsca i rodu. Ukrywał swoją tożsamość. Jednak pewnymi cechami charakteru się pochwalił – zakonniczą skromnością i jej „owocami”. Wyznał: „… Nie chcę wynosić się ponad innych, wysławić swego kraju ani rodu… Jestem wygnańcem…” Do Polski przybył u boku księcia Krzywoustego, powracającego z Węgier, z tajnej narady z królem Madziarów, Kolomanem. Ten mił duże kłopoty polityczne i społeczne w swoim kraju, prawie bałkańskim. Zaś ten rejon Europy już zaczął się zmagać z największymi i najtrudniejszymi problemami Średniowiecza. Oto zaczynał się podział chrześcijaństwa na wschodnie, bizantyjskie i zachodnie, łacińskie. Nie był to łatwy teologicznie, społecznie i politycznie podział, nazwany schizmą , więc rodzący niesłychane konflikty. Drugi, ówczesny, europejski problem – poniekąd związany z pierwszym – to Wyprawy Krzyżowe. To był ich czas. Do nich parli z Rzymu europejscy przywódcy duchowni, czyli papieże.
Miał o czym rozmawiać władca Polski, książę Krzywousty z królem Kolomanem , zmagającym się z krzyżowcami w swoim kraju. Jasienica określa atmosferę tamtego czasu, miejsca i konfliktów: „…Europa kipiała…” Być może wykształcony zakonnik, Gall zagubił się w tej kipieli i wykorzystał okazję do ucieczki z zachodu Europy, na jej północny wschód. W tamtym czasie ludziom wszystkich narodowości nieobce były lęki o zbliżaniu się „końca świata”. Jeżeli germańskie głowy cesarzy targały się z rzymskimi głowami „namiestników Syna Bożego”, a frankofońskie głowy także nie emanowały spokojem – to czego gorszego, niż „końca świata”, można się było spodziewać?
„ Kronika Galla to dzieje wojen” – to konstatacja nie tyko Pawła Jasienicy. Czasy wojenne, niepokoje między plemionami i narodami podszeptują rozmaite zmyślenia tym, którzy opisują rzeczywistość. Takie czasy zachęcają do mieszania faktów z fikcją. Ale Gall nie uczestniczył chyba w żadnym z opisywanych przez siebie wydarzeń. A może jednak? – może czymś i jakoś mącił w swoim kraju, skoro skromnie nazwał siebie „wygnańcem”? Natomiast u Piastów nikt go nie złapał na osobistym zmyślaniu faktów i fałszowaniu historii.
*
Gall nie zmyślał, ale korzystał z opowieści świadków wydarzeń i faktów. Jasienica zachwyca się tym, że kronikarz, który się „wziął nie wiadomo skąd”, przewyższył wszystkich. Cytuję Jasienicę: „… Gall wywarzał każdą cząstkę swego tekstu niczym aptekarz ważący każdą pastylkę lekarstwa…”. Gdy kronikarz poświęcał akapity opisu konfliktu króla Bolesława II, Śmiałego z biskupem Stanisławem, to czyn króla – zabójcy nazwał „szpetnym mszczeniem się”, a zabitego biskupa nazwał „zdrajcą”.
*
„Wygnaniec” wyczuł w naszym kraju ludzi zaciekawionych nowościami. Pokochał ich i nazwał państwo Piastów „ swoją ojczyzną”.
*I
Głównego bohatera kroniki Bolesława III , Krzywoustego (rzeczywiście księciu zostało do śmierci skrzywienie warg po zagojonym się wrzodzie ) Gall „wysławiał pod niebiosa” . To podkreślił Paweł Jasienica. Średniowieczny zakonnik wierny był nakazom Ewangelii. Swoją rolę, a także wszystko, co robił jako kronikarz i doradca Bolesława, umniejszał wobec św. Pisma. Natomiast dokonania swego władcy stawiał na równi z dokonaniami Bolesława I, Chrobrego. Pisał o nim jako o królu, „chlubnie wyniesionym na królewski tron i z koroną na głowie”. Właściwie uważał państwo Chrobrego jako królestwo od pierwszych lat XI wieku, więc od Zjazdu Gnieźnieńskiego. Natomiast „swego pana” Bolesława III, młodszego o kilkadziesiąt lat, tytułował księciem. Pisał o nim, „… Młody, waleczny, pasowany na rycerza syn Marsa, prawy chrześcijanin”. Co prawda – ten syn Marsa popełnił zbrodnię na swym przyrodnim bracie, Zbigniewie, zakonniku (wyłupał mu oczy i uśmiercił; WŁ). Jednak: „… Swój czyn odpokutował – pościł, przywdział włosiennicę, ofiary składał, pielgrzymował do miejsc świętych i grobu męczennika Wojciecha, kajał się i płakał…”
*
Bolesław III miał z trzech geograficznych stron sąsiadów, których taktował „różnorako, w sposób wyważony” . Gall suflował swemu panu, że „Niemców, możnowładców, książąt, królów i cesarzy należy oszczędzać i sądzić nawet jako braci tej samej rodziny chrześcijańskiej”. Kronikarz – zakonnik trzeźwo pytał:„ Po co Polacy i Niemcy toczycie walki między sobą i przelewacie krew chrześcijańską? ”. Natomiast Rusinów Gall nie lubił za ich zacofanie i „bizantyńską pazerność”. Czechów uważał „jako bliskich kuzynów, choć często fałszywych”. Pomówmy więc o północnych terytoriach plemion pomorskich, „jeszcze pogańskich, czyli barbarzyńskich, które, jako plemiona żmij, należy ochrzcić i przyłączyć do Wielkopolski, Kujaw i Mazowsza”.
Książę Krzywousty grubo jeszcze przed Rozbiciem Dzielnicowym, zabrał się do zagospodarowania Pomorza. To nieścisłe, bo jeszcze wcześniej musiał się uporać z wojującym, germańskim nienawistnikiem Polski, cesarzem Henrykiem V. Uspokoił go wygraną „wojenką”.
*
Zatem sąsiednia Północ – Krzywousty wcielił najpierw do swego państwa Pomorze wschodnie z Gdańskiem, a następnie zachodnie ze Szczecinem. Z tym, że tu wyznaczył formę i zasadę lennictwa z zachowaniem miejscowych władców. Musieli oni „hołdować Polsce, płacić daniny rzeczowe oraz ludzkie, rycerskie w razie potrzeb wojennych Bolesława III.
*
Długo jeszcze Paweł Jasienica snuje opowieść o władcy równie wielkim jak pierwszy z Bolesławów. Tu mała dygresja – Jasienica jest autorem osobnej książki: Polska Piastów i w niej rozpisuje się o tamtych wiekach. Skonstatujmy tylko, że wieki syn Bolesław III przerósł „małego” ojca, Władysława Hermana. Warto jednak wspomnieć, że pierwsze sukcesy w opanowaniu Pomorzan odniósł właśnie ojciec Władysław , który ciężko zgrzeszył, gdyż podpalił Gdańsk i parę innych pomorzańskich grodów. Jednak Gall, a zanim Jasienica – nie uważają podpalacza za potwora, bo w tamtych czasach rycerze polscy nie ustępowali w barbarzyńskich zachowaniach wojennych rycerstwu zachodniemu. Nawet go prześcigali. Podobno największe grzechy „wojenne”, oprócz zabijania, popełniali Czesi, a rycerze Piastów ustępowali im tyko nieznacznie.
*
Czechów i Niemców nie znosił kto? Trzeci ze znanych kronikarzy w najstarszych dziejach Polski, ale pierwszy, rodowity „ziomal”; Wincenty Kadłubek! Historia wyniosła go do poziomu Mistrza, pierwszego literata narodowości polskiej; także pierwszego Polaka, który ojczyznę nazwał Rzeczypospolitą. Paweł Jasienica także uważa, że Mistrz Wincenty, biskup krakowski, wykształcony w Paryżu i Bolonii – jako pierwszy w państwie Piastów zdobył stopień magisterski. On to, późniejszy błogosławiony Kościoła katolickiego, należy do „najlepiej zapamiętanych postaci polskiego Średniowiecza” . Został purpuratem, jednym z ośmiu polskich hierarchów (dziś powiemy – polskiego episkopatu; WŁ). Musiał jednak przeżywać ciężkie chwile, gdy bullą papieską Innocentego III nasi, tak zwani „książęta Kościoła”, przeszli pod zwierzchność purpuratów niemieckich i stali się zaledwie ich podległymi prowincjonałami.
Następca Innocentego, Grzegorz VII ogłosił: „… Władza papieska wyższa jest od królewskiej, bo gdy królom dane jest tylko panować na ziemi, i nad tym tylko, co cielesne, władza papieska do niebios sięga i dusze nieśmiertelne ma pod swoim panowaniem… Cała ziemia należy do Tego, którego pierwszym namiestnikiem był święty Piotr, a teraz są jego następcy…” Można przypuszczać, że między innymi dlatego skromny z charakteru Mistrz Kadłubek zrzekł się biskupiej tiary i pastorału. Nie wytrzymał ziemskiego ciśnienia. Chyba tylko polska historiografia notuje taką decyzję w dziejach Kościoła katolickiego. Jako „zwykły” zakonnik, z własnej woli Kadłubek „zamknął” się w jędrzejowskim klasztorze cystersów. Tam on, jedyny Polak, dożywał między francuskimi i włoskimi braćmi w habitach . Drugiego takiego hierarchę, który samowolnie ustąpił z tronu na emeryturę, światowa historiografia kościoła zanotuje, jeśli się nie mylę: papieża Benedykta XVI.
*
Kronika Mistrza Wincentego tchnie wiedzą prawniczą, retoryczną i filozoficzną. Po raz pierwszy pojawiła się w piastowskiej narracji forma dialogu. Czwarta i ostatnia księga kroniki ukazała się w pierwszych latach już XIII stulecia. A Mistrz Kadłubek umarł ponad dwadzieścia lat później. Powtarzam – nie ma żadnych śladów, które by tłumaczyły, dlaczego zamilkł na tyle lat. Dlaczego?! Historia tonie w domysłach. Może dlatego, że z uniwersytetów Zachodu przywiózł – pisze Jasienica – wielki „łup duchowy”, a „upośledzona ojczyzna” musiała go coraz bardziej rozdrażniać. Moje pytanie: Czy nabyta, niezwykła wiedza historyczna weszła w konflikt z dużo słabszą siłą psychiczną? Czy Magistra jednak przytłoczył bałagan rozdrabnianej na dzielnice Polski? Czytamy go: „ …Najzupełniej błądzą ci, którzy szlachectwa tron złoty nie w duszy, lecz we krwi wnoszą. Albowiem szlachcicem jest ten, którego własna uszlachetnia cnota…”
Sprzeczność! Sprzeczność! Sprzeczność u pierwszego, polskiego magistra – nie wiedzieć czemu był zaskakującym zwolennikiem rozbicia dzielnicowego autorstwa księcia Krzywoustego, którego nazywał królem.
Rozbicie ojczyzny raczej mu nie pomagało emocjonalnie i mentalnie zrozumieć kłócących się o władzę synów wielkiego ojca, Bolesława III. Im, jako czytelnikom ( bo kto wtenczas potrafił czytać? WŁ) opisywał dla rozszerzenia wiedzy o świecie bardzo odległe, starożytne dokonania między innymi macedońskiego (greckiego?, WŁ) Aleksandra Wielkiego i jego ojca Filipa. Piastowska elita dowiedziała się też o zwycięstwach i klęskach zarówno Macedończyka , jak i jego, pokonanego wroga, Persa – Cyrusa. Zapewne po raz pierwszy polska elita dowiedziała się również o istnieniu wielkiego Rzymianina, Juliusza Cezara oraz jego ukochanej, egipskiej piękności, władczyni, Kleopatrze. Nasz Mistrz opisywał też przedpiastowskie, zbrodnicze wyczyny barbarzyńskiego poganina, truciciela Popiela i jego następców . Wyczyny historyczne czy legendarne? – Nie wiemy. Ale czytamy o „bankiecie” wydanym przez Popiela: „… A więc podnieśmy puchary! zawołał król! i ja się podźwignę, bym pożegnał wszystkich, byśmy się nawzajem pożegnalnym złączyli pocałunkiem, by z tego złotego puchara za moim przykładem każdy wychylił…” A co mieli do wychylenia? – zatruty napój. A jacy biesiadnicy Popiela? To trudno określić.
*
Mistrz cenił także reporterskie słowo, bo miał także reporterski zmysł. Informował – cytuję za Jasienicą: „…Szkolnicy przypadkiem Żyda pobili… Za skrzywdzenie Izraelity płaciło się najwyższą karę pieniężną. Powodziło się im u nas lepiej niż gdzie indziej. Mieszko Stary dbał o nich, ochraniał ich. Żydzi przynosili mu korzyść materialną. Oni byli specjalistami w zakresie obrotu pieniądza, służyli panującemu pożyczkami…” Przypominam, że to dopiero początek XIII wieku, a już tyle wiemy o „napływających”, wyganianych z Zachodu na Wschód, Żydów wyznawców Jahve; Boga. Ciekawe, czy wówczas co światlejsi Polacy już w pacierzu powtarzali o wyjściu Żydów z egipskiej niewoli?
*
Warto jednak zauważyć , że kronikarzowi – tyleż historykowi co i literatowi, nie obce były także opowiadania z legendarnych źródeł. Lubił fantazjować. Jednak nie fikcja literacka go nęciła. Sam nie zmyślał ważnych społecznie faktów i bohaterów, bo to były jeszcze nie te czasy. Na fikcję literacką, na słowo poetyckie Mikołaja Reja oraz Jana Kochanowskiego światli rodacy – czytający tylko po łacinie – musieli jeszcze czekać trzy stulecia z okładem, kiedy usłyszeli: „ Polacy nie gęsi i swój język mają”.
*
Jak każdy twórca – Mistrz Wincenty przeżywał wzloty i upadki. W podsumowaniu opowieści o nim czytamy i taką, zaskakującą opinię Pawła Jasienicy: „… Trudno mętniej pisać o rzeczach, na które się patrzyło…” Jednak autor książki Trzej Kronikarze obiektywizuje wiedzę i sposoby jej przekazywania przez Mistrza. Jasienica bowiem cytuje różne o nim opinie historyków ubiegłego wieku i jeszcze wcześniejszych stuleci, kiedy kronikarza wnoszono na ołtarze, choć do dziś nie został kanonizowany. Oto jedna z nich: „… Cechą charakterystyczną kroniki Mistrza Wincentego jest niezwykły kunszt literacki autora oraz jego olbrzymia erudycja…” Czyli różnie oceniano pierwszego, polskiego literata.
Mistrz, jako biskup, a potem zakonnik, jako pierwszy rodak potrafił przydawać własnym myślom formę aforyzmów. Na kilka lat przed śmiercią wyznał: „… Biada samotnemu, bo gdy upadnie, nie ma komu go podźwigać …” Czy tak siebie wyczuwał? A oto inna, „złota” jego myśl: „… Wypraszam sobie u wszystkich, aby nie każdemu pozwolono nas osądzać, lecz tylko tym, których zaleca wytworny umysł lub wybitna ogłada, zanim nas najsumienniej nie rozpoznają…”
*
Czy dziś – siedemset lat po śmierci Mistrza – jogo myśli straciły cokolwiek ze swego, „złotego” blasku i aktualnego brzmienia.? Niektóre oczywiście straciły. Ale nawet jako wyłącznie historyczne – też są warte przypomnienia. Dla przykładu fakt: Kościół został wtedy zwolniony prawem autorstwa jednego z synów Krzywoustego od płacenia jakichkolwiek podatków od ciągle rosnących własnych majątków ruchomych i nieruchomych. To zwolnienie obowiązuje do dziś. Zatem – to banał – historia lubi się powtarzać i od niej, czasowej, do wielowiekowego uniwersalizmu jest krócej niż parę kroków. Pytanie: Czy rzeczywistość z przełomu stuleci – XII i XIII w wielu zjawiskach nie jest powtarzana dzisiaj? Czy polityczny i społeczny harmider rozbicia dzielnicowego jest tak daleko różny o obecnego, naszego narodowego rozbicia? Czy synowie Krzywoustego, a także synowie jego synów, nie „darli ze sobą kotów” – co widzimy aktualnie? Niby wtenczas „darto” się w rodzinie, a dziś między partiami, ale i wtedy, i teraz jego owoce „smakujemy” podobnie. Dzisiejszemu rozbiciu bliziutko do tamtego.
*
„Co nam uwiera w Polskości?” – czytam właśnie pytanie w jednym z tygodników . Nie będę streszczał tych rozważań; przecież każdy, kto chce, widzi, co się dzieje. Przez stulecia coś nas uwierało i teraz też.