Którejś październikowej soboty wybraliśmy się z mężem na wycieczkę do lasu i wracając wstąpiliśmy do kościoła.
Kiedy podjeżdżaliśmy, z boku wspaniałej świątyni stała grupka dziewcząt, może pięć. Otaczały szczelnie jedną w czarnej sukni. Ten kontrast rzucał się w oczy, bo one były ubrane na jasno. Czyniły wysiłki, by ją zasłonić lecz z bliska dało się zauważyć, że ta w czerni pali łapczywie papierosa i słania się na nogach cała zapuchnięta od płaczu. Przejechaliśmy obok, szukając miejsca na parkingu. Płacze nieszczęśliwa, no cóż, płacze. Tyle wkoło nieszczęścia.
Kościół przybrany był białymi kwiatami, bo odbywała się tam ceremonia ślubna. Wszystko dostojnie i elegancko. Przy ołtarzu urodziwa para, ona śliczna w białej sukni i długim welonie, on przystojny w czarnym garniturze.
My oboje po krótkiej modlitwie i odczytaniu spod sufitu naszego ulubionego wersu do patrona świątyni „Franciszku, uporządkuj dom swój, bo chyli się ku upadkowi.” Wyszliśmy, stąpając jak najciszej, żeby nie zakłócać uroczystości. Dzień był ładny a otoczenie kościoła interesujące, warto było się tam przespacerować.
Kiedy wracaliśmy do samochodu, goście weselni wysypywali się z bramy kościoła i wszyscy składali życzenia parze młodych. Zaraz fotograf ustawiał ich na schodach do zdjęcia. Przemknęliśmy ukradkiem, by nie zakłócać ceremonii, do której należy też uwiecznienie szczęśliwej chwili ślubu na zbiorowej fotografii.
A z boku kościoła nadal w tym samym miejscu stała płacząca dziewczyna w czerni. Tylko teraz otaczali ją ubrani w ciemne garnitury wysocy i szczupli chłopcy. Wyglądali na gości weselnych. I oni starali się ją osłonić przed oczami innych. Przytrzymywali ją za ręce a ona się wyrywała. Z bliska wyglądało, jakby jej coś gorąco perswadowali, a ona starała się im wyrwać, przebić ich szczelny mur. Jej czarna suknia nie wyglądała na odświętną. Była bez ozdób. Włosy w nieładzie, twarz nieumalowana, blada, opuchnięta z płaczu. Kontrastowała z jasnymi strojami wesołych dziewcząt z wesela, a nawet czarnymi garniturami panów. I tylko palony łapczywie papieros i to uporczywe wyrywanie się z zamkniętego kręgu czujnych pilnujących zdradzało jej niepokój. Nawet dramat.
Nigdy nie dowiem się co oznaczała ta scena.
Wyobraźnia podpowiada, że to porzucona dziewczyna przyszła na ślub swego chłopaka z inną. Może chciała się zemścić? Przypomnieć, że ona jest, że istnieje? Tak, wyobraźnia jest bardzo ciekawska i ze skąpych danych wymyśla niestworzone rzeczy.
Tak, coś się wydarza, jesteśmy tego mimowolnym świadkiem, ale nie ma możliwości dowiedzieć się o co chodzi, co stało się dalej i takie niedokończone historie nas później prześladują. Jak książka z brakującymi na końcu kartkami, jak fragment rozmowy, która w przelocie dotarła do naszych uszu i potem. umieramy z ciekawości, co było dalej…
Wtedy włącza się wyobraźnia. Bardzo tą niemą scenę przeżyłam. Tak bym chciała tę dziewczynę pocieszyć! Miłość jest szczęściem. Ale bywa i nieszczęściem. A wyobraźnia? Wyobraźnia jest bardzo ciekawska i ze skąpych danych wymyśla niestworzone rzeczy.
Taka scenka mogłaby być pomysłem do napisania opowiadania. pewnie tak. Tylko kto dziś czyta opowiadania? Szkoda.
Krystyna Habrat 30.4.21r.
I ja pomyślałam o tym, że to porzucona dziwczyna, z miłością nie radząca sobie. Cóż, życie. Czasu nieraz braknie, aby oswoić rzeczywistość.
Opowiadania pisz, Krysiu. Masz serce , masz wrażliwość, masz czytelników.