Józef Baran – LEŚMIAN BEZ SZANS NA NOBLA?

0
450

(O nieprzekładalności poezji Leśmiana)

„Dziś możemy powiedzieć, że jest jedną z najjaśnieszych gwiazd na niebie poezji światowej” – pisał Jacek Trznadel. I to nie tylko on tak twierdził. Sądzą też tak niektórzy tłumacze poezji Leśmiana, którzy jednak najczęściej łamią sobie głowy na jego neologizmach i idiomach. Dlatego sprawa wielkości naszego poety nie jest tak oczywista w oczach europejskiego konesera pięknej sztuki wiązania słow w bukiety. Eliot? Na pewno. Pessoa? Rozumie się. Ale Leśmian? No własnie. Bariera dziwnej polszczyzny Leśmiana jest nie do przekroczenia nawet dla wybitnego tłumacza. Musiałby się narodzić gdzieś  w świecie poeta tej miary co Leśmian, przyswoić sobie język polski tak doskonale, by odczuć finezję jego odcieni neologizmów, jego wyobraźnię językową i wynalazczość a następnie przenieść to do innych form językowych. Tłumaczy się gładko Różewicza, Herberta a nawet Szymborską, ale próby z Leśmianem często paliły na panewce, choć podobno w języku rosyjskim, owszem, udawały się. Sam natrafiłem w Petersburgu na poetę, który przełożył lwią część wierszy Leśmiana i kuzyna Leśmiana Brzechwy, też niezłego w końcu czarodzieja słowa. Także w  Moskwie Andriej Bazilewskij wydał dużo jego wierszy. Ale rosyjski to język spokrewniony z polskim. Z innymi językami bywało trudniej. Jak przełożyć taką oto strofę:

Tylko brzoza kwitnąc w światów mnóstwo
całe swoje w snach odmilkłe brzóstwo
z nagłym szeptem wcudnia do strumienia,
gdzie raz jeszcze w brzozę się zamienia.

Neologizm „brzóstwo” to kontaminacja kilku składnikow znaczeniowych. Jest w niej zawarte skojarzenie z brzozą, z bóstwem i  z brzuchem czyli czymś krągłym. A jeśli nie znajdzie się odpowiednik to cała czarodziejska przemyślność i magia słowa pryśnie. Leśmian trochę na podobieństwo dawnych bajarzy chłopskich, którzy ulepiali na poczekaniu nowe słowa, nie przejmując się wymogami sztywnej poprawności gramatycznej, wytrząsa jak z rękawa nowe słowa, czasem korzysta z zapomnianych zasobów storopolszczyzny, lecz częściej sam je ulepia i wyciosuje, przygina plastycznie do potrzeb wiersza. Stąd „wół daleczeje w polu”. „Wiatr się krząta i chrabęści”, w karczmie grają „szczękacza-brzękacza” i „polkę wytrzykąta”, „snuje się mgła nierozeznawka”, „wiosna wiosnuje”, „śnieg się ciszkiem stoży”, widma się „migotliwie bylejaczą”, bohater liryczny erotyków kładzie rękę na „bioder nawrzałej żadzą przegięcinie”, drapieżnieją” „kwiaty niebywałki”, ciążą w śniegu ociężąłe zawiesie”, w upalne południa”strumień na oślep ku słońcu się pali”, wieczór płonie „zgasiście”, na łące grają „brzmiki” a pszczoła „wkosmaca się” w kielich. W wierszach autora „Łąki” występują Migonie, Świdrygi i Midrygi, Znikomki, Kocmołuchy, Bajdały, Śnigrobki i Majki stodolne.

Jak uporać się w przekładach z tym kłopotliwym bogactwem słowotwórczych możliwości polszczyzny, skoro wiele języków nie posiada takich.

A przecież właśnie odrzeczownikowe czasowniki („wiosnuje”, „zmoruje”, „strumieni się”, „wyśniwa” itd.) wpływają w znacznym stopniu na to, że świat liryki Leśmianowskiej jest niesłychanie dynamiczny, elementy świata natury są niezwykle żywe, przyroda, natura nie są – jak to bywa często w wierszach innych poetów tłem, lecz stają się podmiotem, siłą sprawczą. W wierszu „W malinowym chruśniaku” „maliny przybyły tej nocy”, a w innym utworze:

Staw obłokiem żegluje,
Młyn mu kołem ojcuje,
Spoza lasu szumi las,
Spoza czasu szemrze czas,
Droga roztopolona śni się nie do końca”.

Czasami ma się wrażenie, iż to nie człowiek obserwuje przyrodę, lecz jest przez nią obserwowany, tak choćby jak dzieje się w niesamowitym wierszu o bratkach, zaczynającym się od słów: „gdym odjeżdżał na zawsze znajomym gościńcem/ patrzyły na mnie bratków wielkie złote oczy/ podkute szfirowym dookoła sińcem”. Kto raz przeczytał ten wiersz, już nigdy nie zobaczy bratków inaczej.

Wracając zas do słowotwórstwa poety. O ile w języku rodzimym neologizmy są skrzydłami jego poezji, o tyle w tłumaczeniach mogą być kulą u nogi

Prawdziwa poezja jest w wielu wypadkach nieprzekładalna.Tę prawdę wcale nie odkrywczą przypięczętuję zdaniami Thomasa Eliota, poety wydawałoby się sterylnie uniwersalnego. Pisze on: „każdy naród (…) ma własną poezję(…) różni się ona od innych dziedzin sztuki tym, że dla narodu mówiącego jezykiem poety ma znaczenie, jakiego nie może mieć dla cudzoziemców(…) malarstwo i muzyka są łatwiejsze do wniknięcia dla obcokrajowców”.

A w innym miejscu dopowiada: „Poezja zajmuje się wyrażaniem uczuć, wzruszeń mających charakter partykularny, podczas gdy myśl jest powszechna. Łatwiej jest w obcym języku mówić niż odczuwać. Przeto żadna sztuka nie ma tyle zawartości narodowej co poeta”.

Reasumując: Wielki poeta Boleslaw Leśmian mimo że jest twórcą ze wszech miar uniwersalnym, bo pięknie maluje twórczą moc natury i wnika głęboko w najważniejsze problemy ludzkiej egzystencji czyli miłość i śmierć, równocześnie ujawniając różne perspektywy, niekoniecznie antropocentryczne postrzegania wieloświatów – pozostał jednocześnie poeta idiomu lokalnego. Na nagrodę Nobla taki poeta nie ma raczej szans.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko