Ludwik Filip Czech – Nowa Księga Rodzaju

0
286

  Lesław Nowara jest poetą, aforystą, felietonistą i recenzentem. Jego prace znaleźć można w licznych almanachach i periodykach literackich. Ma na swoim koncie dziewięć tomików poetyckich i kilka publikacji wspólnych. Jego najnowszy zbiór nosi tytuł “Ość wieloryba” i składa się z trzydziestu wierszy. Jak na tomik, to niewiele, ale jestem pewien, że czytelnik po tej lekturze będzie zdziwiony, oszołomiony i usatysfakcjonowany. I chociaż język tych wierszy jest jasny i klarowny, to ich komunikat już takim nie jest. Wyobraźnia sięga w nich zenitu, wywraca świat do góry nogami. A potem układa go po swojemu. I to od samego jego powstania, pierwszego akordu na klawiaturze wszechświata. Jest to właściwie poetycki zapis powstawania wszystkiego, próba stworzenia nowego Genesis. Takie zabiegi kończą się zazwyczaj lawiną poetyckiego bełkotu, gradem koślawych metafor, wodospadem pustosłowia. Ale nie w tym wypadku. Autor tego zbioru jest intelektualnie poukładany, jego najbardziej fantastyczne teorie i wizje przekonują, wydają się być prawdopodobne. Autor mógłby spokojnie założyć związek wyznaniowy i przewodzić zdezorientowanym tłumom. Przytoczę niewielki fragment wiersza “Mrok“:


Na samym początku
kiedy Boga jeszcze nie było
był tylko Mrok

To z mroku narodziła się ciemność
to mrok stworzył pierwszą noc
która nie dzieliła dnia z dniem
to mrok stworzył czarne gwiazdy
i czarne słońce
tchnął życie w czarne cienie
które jeszcze nawet nie miały ciał
/…/


   Brak cieni, to brak ludzi. Oni są jeszcze ledwo “rysą” na obliczu Ziemi /”Ość wieloryba“/. Nie liczą się, nie uczestniczą w akcie kolejnego stworzenia. Człowiek jest “przecinkiem“, nieważnym detalem, błahostką. Kluczowym bohaterem tego “dziania się” , jego kołem zamachowym, jest kamień. To on jest fundamentem dla świata i człowieka, wydaje się być wszechobecny, tak w niebie, jak i na ziemi. Kiedy poeta przyrównuje go do własnego serca,  jest niemal organiczny. Ale posiada też pierwiastek duchowy, gdy czytamy, że jest tożsamy z duszą poety. Ta symbioza jest jednak znacznie poważniejsza, niemal całkowita. W wierszu “Kamienność” granice pomiędzy nimi zacierają się w każdym wymiarze. W tym wierszu człowiek i kamień są po prostu jednością. Nie może być inaczej, skoro w innym czytamy – “Bóg jest kamieniem“. Co prowadzi do wniosku, że kamień jest Bogiem. To nowa interpretacja mitu pierwotnego. Katoliccy oportuniści będą mieli z nim problem. Przytoczę fragment wspomnianej “Kamienności“:


To co mi leży na sercu – to kamień
Bo całe moje serce jest z kamienia
i kamienną ma duszę
/…/

Znam tylko kamienny świat
moim światem jest kamieniołom
moim domem kamienny młyn
jestem kamieniem młyńskim
który miele kamienne ziarna
dając pokarm kamieniom
/…/

Taka jest moja kamienna natura
że jestem martwy zarazem i żywy
jak wirus
jak kot Schrodingera
jak półskamielina


   Ciało jest dla poety ważne. Poświęca mu kilka istotnych wierszy. Zapomnijmy o tym z kamienia, skupmy się na tym z krwi i kości. Ciało nie jest w tych wierszach strukturą zamkniętą, formą ukończoną. Przypomina konglomerat ciał wielu, jest swoistym przekładańcem, piramidą z bytów różnorodnych, nawet zwierzęcych /”Zaimek dzierżawczy“/. Trudno je okiełznać, oswoić, uznać w pełni za swoje. Owe obce byty, które je zamieszkują i tworzą, stając się z nim tożsame, zadziwiają energią i witalnością. Są skore do przemieszczania się, wychodzenia “na zewnątrz“, przekraczania granic. W takich chwilach, pod ich nieobecność, pierwotne ciało poety staje się studnią bez wody i dna. Jest otchłanią, która zdoła pomieścić wszystko. Co żywe, co martwe, co iluzoryczne. Zwłaszcza “omamy i urojenia” tej bogatej wyobraźni . Fragment wiersza “Wychodzenie z siebie“:

/…/

Więc jestem tylko ciałem
które jest tak puste
że bez trudu mieści się w nim
całe niebo i ziemia
oceany i gwiazdy
każde ziarno piasku
i kropla deszczu i liść i gałąź i kamyk przydrożny
i wróble i gołębie
samoloty pociągi i okręty

i wszystkie inne
podobne do nich
omamy i urojenia


   W wierszu “Co będzie wczoraj?” czas jest umowny i płynny. Nie podlega oczywistym regułom. Tutaj wczoraj równoważy się z jutrem, nawet przeszłość okazuję się “całkiem niepewna“. Ten rodzaj intelektualnej prowokacji ma głębsze dno. Nie zmieni linearnego upływu czasu, początek zawsze poprzedzał będzie koniec. Przynajmniej w obecnej rzeczywistości. Ale na wrażliwym odbiorcy ta filozoficzna gra pozostawi swoiste piętno, rozwinie w nim wachlarz pytań. Tym bardziej, że te stawiane przez samego autora są szelmowsko logiczne i trafne. Czasami wydają się być realną alternatywą. Ten sam czas, ale podążający już odwieczną koleiną, przepływa przez kolejne utwory. Choćby przez “Koralik“, w którym uzdrowisko z lat siedemdziesiątych pachnie morskimi falami, rozgrzanym piaskiem plaży i smażonym dorszem. W wierszu “Wolny” czas zwolnił, spowszedniał. Młodzieńczy pośpiech nie jest już dla dojrzałego poety wyzwaniem i koniecznością. “Nie mam na rękach niczyjej krwi” – pisze, i brzmi to jak rachunek sumienia. Wiersz “O tym, że nie żyjesz” prowadzi jak po sznurku do “Ostatniego słowa“, które co prawda nie jest w tym zbiorze ostatnie, ale dosadnie podkreśla odrębność poety, mającego w głębokim poważaniu dogmaty i kanony. Jest wręcz obrazoburczy, dlatego z przyjemnością przepiszę go w całości:


Wysoki Sądzie Ostateczny,

chcę wierzyć,
że wyrok, skazujący nie na życie wieczne,
jeszcze ostateczny nie jest,

bo przecież
przysługuje mi, do diabła,
jakieś odwołanie,

skoro mam iść do nieba,
gdzie moje życie zamieni się w piekło,

i skoro milczenie jest grzechem śmiertelnym,
a ja mam prawo do ostatniego słowa,
to chcę powiedzieć tylko tyle:

– że będę milczeć


   Tomik “Ość wieloryba” jest spójny i konsekwentny. Począwszy od języka, skończywszy na narracji. Jest zamkniętą całością, która kreuje świat tak odrębny, że nie sposób do tych wierszy nie wracać. Nie tylko dla ich oczywistej urody, ale by lepiej poznać ścieżki tych specyficznych, poetyckich wizji. Te nie są jednak owocem kalkulacji, oczekującej na czytelniczy poklask. Autor tego zbioru nie dba o takie drobnostki. Stworzył własny mit, własną rzeczywistość, lecz nie prosi o akceptację. Zaprasza nas do intelektualnej przygody, prowokuje. Wie, że ten tomik nie pozostanie bez odzewu. I ma rację. Polecam tę wyjątkową książkę.
  


Lesław Nowara
“Ość wieloryba”
Biblioteka Stowarzyszenia Pisarzy Polskich
Kraków 2020
Str. 90

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko