Franciszek Czekierda – CHWILA I SZCZĘŚCIE

0
304
Janusz Hankowski
Janusz Hankowski


            TRWAJ CHWILO, JESTEŚ PIĘKNĄ
            Słowa te pochodzą z poematu Johanna Wolfganga Goethego Faust (1833). W kontekście czterowiersza brzmią w oryginale i języku polskim (w tłumaczeniu Emila Zegadłowicza) następująco:

Werd ich zum Augenblicke sagen:
Vorweile doch! Du bist so schön!
Dan magst du mich in Fesslen schlagen,
Dan will ich gern zugrunde gehen!

Jeśli przed jaką złudą myśli moje klękną
I powiedzą: trwaj chwilo, chwilo jesteś piękną,
Wtedy twój będę i weź mnie w niewolę,
Na jakąkolwiek, najstraszliwszą dolę.

            Mefistofeles prowadzi z Faustem rozmowę, której istotą jest zakład o jego duszę. Zgadzając się na ten układ Faust otrzyma w zamian od Mefista tajemnicę świata, której wcześniej, jako doktor wszechnauk, nie mógł posiąść. Dzięki paktowi będzie także zawsze młody używając do woli życia. Jego zgoda powoduje, że w tym decydującym momencie jest szczęśliwy. Faust wygłasza wówczas słowa: „Trwaj chwilo, jesteś piękną”. Jednak należy się zastanowić, czy szczęściem dla niego jest sam stan zdobycia i posiadania tajemnicy świata oraz wiecznej młodości, czy owa krótka chwila euforii będąca uświadomieniem sobie tego stanu? A może jedno i drugie równocześnie?

            Współczesna pisarka niemiecka Christa Schyboll w tekście „Przemyślenia na temat cytatów”  (2016)
<https://www.gutzitiert.de/zitat_autor_johann_wolfgang_von_goethe_thema_augenblick_zitat_29276.html> przedstawia interesującą refleksję odnoszącą się do powyższego fragmentu poematu: „Faust zdaje sobie sprawę z ulotności, w przemijającym czasie, każdego doświadczenia, którego nie da się uchwycić. Jest ono tak piękne, że dałby się za to zniewolić i zginąć, bowiem tak wiele dla niego znaczy. Takie chwile znane są wszystkim, którzy również cierpią z powodu przemijalności czasu i szczęścia. Stan ów nazywa się magiczną chwilą, w której przejawia się szczególna cecha naszego bytu. Takich stanów jest więcej, na przykład gdy jesteśmy zakochani. Magia tej wyjątkowej chwili jest tak silna, że ​​czujemy się katapultowani poza czas. Zakochani odnoszą wrażenie, że wszystko stoi w miejscu, świat kręci się wokoło, zaś oni znajdują się w jego centrum. Skoncentrowani są na tym, co najgłębsze, a postrzeganie zewnętrzne może być całkowicie wyłączone. Przeżywając  intensywnie uczucie, zakochany może nawet przesadnie zawołać: pragnę umrzeć z miłości! Wiadomo, że człowiek nie umiera ze szczęścia. Przeciwnie, stara się je przeżywać, kiedy tylko to możliwe. Takie magiczne chwile występują rzadko, nie można nimi manipulować. Serce tęskni za nimi, szczególnie jeśli zakosztowało już tej słodyczy (…). Magia chwili nie ogranicza się bynajmniej do miłości, może też obejmować wiele innych obszarów ludzkiej egzystencji. Są to na przykład rzadkie momenty olśnienia; nagle węzeł gordyjski w umyśle zostaje przecięty i wówczas człowieka ogarnia ów magiczny moment. Mogą to poświadczyć wybitni naukowcy, którzy dokonali odkrycia lub wpadli na genialny pomysł. Mogą też o tym opowiedzieć osoby głęboko wierzące doznające wyjątkowych przeżyć w kontakcie z Bogiem i niecodziennych doświadczeń, wymykających się racjonalnemu rozumowaniu. Także w przypadku wyjątkowych, rzadkich zjawisk naturalnych siła magicznej chwili może doprowadzić do zachwytu, któremu nie sprostają żadne opisy. Wówczas euforia porusza nasze serca i rozświetla enigmatycznym błyskiem duszę pozostawiając trwały ślad na zawsze. Przypuszczalnie Johann Wolfgang Goethe częściej, niż przeciętny człowiek, doświadczał magicznych chwil znajdując się w środku ich czarownego kręgu, w którym wiedza okazuje się niewystarczająca. Poeta bywał wiele razy zakochany, przez całe życie tworzył oraz pracował naukowo; doświadczenia te są świadectwem szczególnej intensywności przeżyć w jego bogatym życiu (tł. F.Cz.)”.

            Nieraz intuicyjnie czujemy, że w pewnych sytuacjach coś idealnie przystaje do naszych wyobrażeń, odpowiada naszym myślom, odczuciom, czy potrzebom, że wszystko dokładnie się zazębia, a nawet to „coś”, wykraczając poza nasze typowe doznania, wprowadza nas w czarowne duchowe sytuacje, o których pisze Christa Schyboll. Doznajemy wówczas satysfakcji, błogostanu, zachwytu, uniesienia, rozkoszy, a czasem nawet euforii. Jednak co innego jest czuć, a znów czym innym jest nazwanie owego stanu. Tu jednak wkraczam w inne rejony nauk (np. logiki, nominalizmu i językoznawstwa) zajmujące się m.in. desygnatami i nazwami, co nie jest przedmiotem niniejszych rozważań.

            CHWILA W UJĘCIU FILOZOFICZNYM
            Goethowska chwila (Augenblick) nazwana przez Christę Schyboll magiczną chwilą, jest tworzywem dla przedsięwzięć artystycznych, na przykład pisarskich oraz zagadnieniem filozoficznym. Z powodu rozmiaru eseju świadomie pomijam tu sztuki plastyczne, których twórcy wielokrotnie brali na warsztat ów temat zatrzymując ruch postaci w ekstatycznym momencie. Chwila określana jest także jako moment, doniosły moment, przełomowy moment, okamgnienie, sytuacja graniczna, ekstaza, zatrzymane zachwycenie czy najintensywniejsza radość. Ta ostatnia jest jednym z czterech znaczeń tatarkiewiczowskiego rozumienia szczęścia, o czym będzie mowa dalej. Trudno jednoznacznie określić czym jest owa chwila, z pewnością jest wyjątkowym, przełomowym doświadczeniem, olśnieniem, momentem urzeczywistnienia się jakiegoś nadzwyczajnego przeżycia, transcendentalnego doznania, czy niepospolitego widoku. Sposoby pojmowania jej są różnie rozumiane przez pisarzy i filozofów.

            Martyna Filcek w artykule „Życie a twórczość. Znaczenie doświadczenia w filozofii Sørena Kierkegaarda” (czasopismo internetowe Teologia Polityczna Co Tydzień, 09.11.2020) przedstawia pojęcie chwili, jako coś szczególnego, nagłego, krańcowego, jako punkt zwrotny w koncepcjach twórców i myślicieli: „Kolejnym doniosłym pojęciem z filozofii Kierkegaarda jest powtórzenie, które otrzymuje wiele znaczeń. Niektórzy komentatorzy traktują je jako swego rodzaju doświadczenie egzystencjalne. Obecność takiego wyjątkowego doświadczenia jest punktem zbieżnym filozofii egzystencjalnych. I choć często owo doświadczenie pozostaje co do swoich cech różne u różnych filozofów, nadanie mu specjalnego statusu i istotnej przełomowości pozostaje podobne. Odnosząc się do konkretnych rozwiązań możemy wyróżnić chociażby: sytuacje graniczne Karla Jaspersa, doświadczenie absurdu i powiązany z nim bunt Alberta Camus, doświadczenie niezakorzenienia Lwa Szestowa czy doświadczenie śmierci Miguela de Unamuno. Wymienione powyżej kategorie filozoficzne posiadają pewien istotny, wspólny element. Pojawiają się jako coś wyjątkowego, nagłego, obezwładniającego podmiot doświadczający. Przebycie doświadczenia egzystencjalnego oznacza koniec pewnego etapu, wyznacza wyraźną linię w życiu jednostki. Aby głębiej zrozumieć problematykę powtórzenia, powinniśmy wziąć pod uwagę heglowski wymiar filozofii duńskiego myśliciela. Człowiek jest syntezą tego, co czasowe i tego, co wieczne. Powtórzenie jest momentem urzeczywistniania się wieczności w czasie, jej uchwycenia w momencie. «Duch ludzki może powracać do siebie, do swej obecności zawartej w chwili, w której jest u siebie i dla siebie. W ten sposób zachowując bogactwo określeń, jakie stały się jego udziałem poprzez przejawianie się w świecie, po-nawia się, podnosi na wyższy poziom» [ostatnie dwa zdania pochodzą z artykułu Przemysława Bursztyka Spełniona subiektywność: powtórzenie jako doświadczenie egzystencjalne według Sørena Kierkegaarda, „Sztuka i filozofia” 24, 2004].

            Powtórzenie jako wyjątkowa chwila Søren Kierkegaard konfrontuje z „czymś innym”, o czym napisał w swojej nie opublikowanej za życia książce pt.:  Johannes Climacus (Johannes Climacus, Søren Kierkegaard, redakcja i wstęp Jane Chamberlain, 2001): „Kiedy idealność i rzeczywistość stykają się ze sobą, pojawia się powtórzenie. Kiedy na przykład widzę coś w danej chwili, interweniuje idealność i tłumaczę sobie, że jest to powtórzenie. Oto sprzeczność, ponieważ to, co jest, istnieje również w innym trybie. To, co jest wieczne i co widzę, w tej samej chwili zestawiam z czymś innym, co też jest czymś, co jest takie samo i co również wyjaśni, że to drugie jest to samo. Oto podwojenie; to jest kwestia powtórzeń. Zderzają się zatem idealność i rzeczywistość”. 

            Koral Ward w książceW mgnieniu oka (In The Blinc of an Eye, BA Honoure Philosophy Murdoch University, 2005) twierdzi, że wszyscy filozofowie zajmujący się koncepcją doniosłego momentu przyznają w tym względzie pierwszeństwo Kierkegaardowi, który pojęcie chwili (Augenblick, Øjeblikket) najmocniej uwydatnił. Ward przytacza Kierkegaarda, który we Fragmentach cytuje Jana Climacusa: „Czasowy punkt wyjścia jest niczym, gdyż skoro tylko odkryję, że poznałem prawdę wieczności, nie będąc jej świadom, ten sam moment jest ukryty w wieczności i tak połączony z nią, że nie mogę go nawet znaleźć (…); ponieważ w mojej wiecznej świadomości nie ma go ani tu, ani tam, ale tylko ubique at nusqvam, który jest wszędzie i nigdzie, nie ma go w żadnym miejscu”.

            Bronisław Świderski tłumacząc fragment książki Nielsa Nymanna Eriksena Kierkegaarda pojęcie powtórzenia. Rekonstrukcja (Czasopismo UJ PRINCIPIA XXXV-XXXVI, 2003-2004) wyjaśnia w przypisie chwilę w aspekcie logiczno-semantycznym: „U Kierkegaarda istnieje związek spojrzenia i czasu. Duński „Øjeblikket” („chwila”) składa się z dwóch części „øje” oznacza „oko”, „blikket” zaś odsyła do „spojrzenia”, a jeszcze lepiej: „widzenia”, niekiedy „punktu widzenia”, a nawet „wizji”. Eriksen wykłada Kierkegaardowski „pjeblikket” jako angielski „moment of vision” i – jeszcze dokładniej – jako Nietzscheański „Augenblick” (…). Również M. Heidegger, analizując to samo miejsce Zaratustry, używa „Augenblick”. Jego polski tłumacz, M. Werner, proponuje, aby słowo Augenblick tłumaczyć jako „okamgnienie”, ze względu na znaczeniową złożoność (…). Jest ono określeniem miary czasu, a jednocześnie odwołuje się do metaforyki widzenia: das Auge – „oko”, der Blick zaś to „spojrzenie”, ale i „horyzont”, „perspektywa”. W przypisach do polskiej wersji Kierkegaardowskiego Øjeblikket (Okruchy Filozoficzne. Chwila, przeł. Karol Toeplitz, Warszawa 1988), tłumacz twierdzi, że: „Autor używa pojęcia chwila w dwóch znaczeniach: chwila jako moment integracji wieczności w czasie oraz jako synonim aktualnych działań”.

            Wspomniany przez Martynę Filcek Albert Camus analizował doświadczenia absurdu i związanego z nim buntu w eseju Człowiek zbuntowany. Swą koncepcję oparł na wątpieniu Kartezjusza: Jeśli wątpię, to znaczy, że myślę, a jeśli myślę, to istnieje ktoś, kto myśli; myślę,  więc jestem (cogito, ergo sum). Camus zastępuje sceptycyzm absurdem, który należy przezwyciężyć. Pytał: co jest pewne w świecie nieszczęść, absurdu, śmierci, niepewności, sprzecznych celów? I odpowiadał, że pewny jest tylko krzyk, niezgoda na to wszystko, a więc bunt. „Buntujemy się, więc jesteśmy”. Człowiek mówiący „nie” wyraża swój sprzeciw wobec zastanego porządku. Bunt wybucha w imię czegoś i stwarza możliwość wyłonienia się jakichś wartości. Cel buntu wart jest, aby poświęcić mu życie. Świat wartości nie jest czymś subiektywnym. Wartości przeciwstawione absurdowi są fundamentem naszego człowieczeństwa. Według Camusa bunt jest zjawiskiem podobnym do szczęścia Syzyfa, który odpoczywa podczas drogi w dół: „Bunt nie rozstrzyga wszystkiego; ale przynajmniej stawia opór. Kiedy to czyni, światło południa spływa na historię”.

            Friedrich Nietzsche nie daje jednoznacznej definicji chwili, jednak w dziele Tako rzecze Zaratustra (1883-85, polskie wyd. 1906) przedstawia jej sens w dialogu perskiego myśliciela z karłem: „Spojrzyj, karle, na ten gościniec pod bramą! – mówię do niego: dwa oblicza ma on w tym miejscu. Dwie drogi zbiegają się tutaj: nikt jeszcze dróg tych do końca nie zeszedł. Ta długa droga wstecz: po wieczność ciągnie się ona. Owa zaś droga przed się – to druga jest wieczność. Przeczą sobie te drogi; zderzają się one ze sobą głowami: – i tu oto przy tej bramie zbiegają się ze sobą. Imię podbramia stoi oto wypisane: «Chwila». Lecz gdyby ktoś jedną z tych dróg poszedł dalej, jeszcze dalej i wciąż jeszcze dalej: sądzisz, karle, że te drogi wiecznie sobie przeczą?” – „Wszystko proste kłamie – odparł karzeł wzgardliwie. – Wszelka prawda jest krzywa, czas nawet jest kołem”. „Ty duchu ciężkości! – odparłem gniewnie – nie ułatwiajże sobie zbytnio! Albo cię tu pozostawię, gdzie utkwiłeś, kuternogo! – a zaniosłem cię wszak wysoko! Spojrzyj – mówię dalej – na tę chwilę! Od tego podbramia chwili bieży długa wieczna droga wstecz: poza nami leży wieczność. Nie przebiegłoż wszystko, co z rzeczy wielkich biec tylko zdoła już raz tą drogą? Nie musiałoż wszystko, co pośród rzeczy wszelkich stać się może, już raz się stawać, dokonywać, przebiegać? A skoro wszystko już było: co sądzisz, karle, o tej oto chwili? Czyż to podbramie – nie było już raz niegdyś? I czy rzeczy wszelkie nie są tym ładem ze sobą zwikłane, że ta oto chwila wszystkie przyszłe rzeczy za sobą wlecze? A więc – – i samą siebie na domiar? Gdyż co z rzeczy wszelkich biec może: i tę długą drogę, przed się wiodącą, raz jeszcze przebiec musi!” (tł. Wacław Berent).

            Do pojęcia chwili Nietzschego rozumianej, jako akceptacja losu nawiązuje Alina Mitek-Dziemba w książce Literatura i filozofia w poszukiwaniu sztuki życia: Nietzsche, Wilde, Shusterman (2011): „Nietzscheańską odpowiedzią na ten dylemat [przedstawienie takiego sposobu estetycznego kształtowania siebie, który potrafiłby wyrzec się pretensji do zawłaszczania przez podmiot sposobów jego własnego opisu, przy zachowaniu kreatywności i niepowtarzalności tego drugiego] jest (…) doktryna bezwarunkowej afirmacji losu, amor fati, którą autor Ecce homo nazywa z imienia w zakończeniu rozdziału Dlaczego jestem tak roztropny (§6). «Nie chcieć niczego innego [niż los przyniesie — A.M.-Dz.], ani w przód, ani wstecz, ani na całą wieczność». To akceptujące formowanie siebie odbywać się musi w perspektywie, która poszukującemu odpowiedzi Zaratustrze jawi się w rozmowie z karłem: to kwestia chwili, będącej jednak mgnieniem oka [Augenblick], przejściem i bramą oddzielającą od siebie drogę wstecz, do tego, co było, oraz tę zdążającą w przyszłość”.

            Z kolei David Farrel Krelw artykule Heideggerowskie odczytanie Nietzschego: konfrontacja i spotkanie (Sztuka i filozofia, 1997)  pisze o bohaterze, który „Stojąc w «bramie Chwili» – a nie obserwując po prostu bramę z boku, jak czyni karzeł, który wszystko zbyt sobie ułatwia – Zaratustra jest rzucony i projektowany w czas. Figura Zaratustry służy zatem za obraz świadomego, zdecydowanego Dasein [byt, istnienie]. «Wieczność» wiecznego powrotu nie jest tym niewłaściwym i nieskończonym czasem, który według 65. paragrafu Bycia i czasu wypływa ze skończonego czasu właściwego, lecz chwilą (Augenblick) wglądu i decyzji”.
Joachim Piecuch w artykule Mistrz Heidegger (czasopismo UJ Principia XVI-XVII, 1996-1997) przedstawia odmienne rozumienie chwili przez kilku filozofów: „Dla pytającej myśli filozoficznej istotne staje się pojęcie momentu. Pojęcie to, począwszy od Kierkegaarda, robi karierę. W naszym stuleciu nawiązuje do niego Paul Tillich w swojej teorii kairosu. Ernst Bloch w analizach czasu mówi o «ciemności przeżytego momentu». Również w sztuce i literaturze pięknej odnajdujemy wątki widzące w przeżyciu momentu zjawisko kluczowe w rozumieniu zachodzących zdarzeń. Kierkegaardowski moment to chwila, w którą wchodzi Bóg, a pojedynczy człowiek czuje się w niej wezwany do decyzji za, czy też przeciwko wierze. I dla Heideggera moment nie jest częścią monotonnie upływającego czasu, lecz chwilą, kiedy człowiek dostrzega potrzebę decyzji otwarcia się w całej pełni na sytuację, w którą został rzucony. Moment nie jest zatem dany wraz z przeciętnym doświadczeniem czasu, lecz musi być przez jestestwo odkryty. Jest on osiągnięciem jestestwa, «cnotą autentyczności»”.

            Marcin Lubecki w artykule Znaczenie ekstazy i horyzontu w filozofii Martina Heideggera (czasopismo UJ, Nauki Humanistyczne nr 1 / 2010) pisze o transcendentalnym rozumieniu chwili, czyli okamgnienia (Augenblick): „Heidegger owo właściwe bycie współczesnym i samą współczesność określa metaforycznie jako «mgnienia oka». W zdecydowaniu współczesność jest nie tylko wydobywana z rozproszenia na to, co najbliżej objęte zatroskaniem, ale i zatrzymywana w przyszłości i byłości. Zatrzymaną we właściwej czasowości, a tym samym właściwą współczesność (eigentliche Gegenwart) nazywamy «okamgnieniem». Termin ten trzeba rozumieć w sensie aktywnym jako ekstazę. Oznacza on zdecydowane, ale w zdecydowaniu zatrzymane zachwycenie (Entrückung) jestestwa tym, co w sytuacji spotykane jest w postaci obejmowalnych zatroskaniem możliwości i okoliczności. «Mgnienie oka» jest – mówiąc językiem filozofii transcendentalnej – warunkiem możliwości wszelkiego «teraz»”. W tym samym paragrafie czytamy: „W mgnieniu oka nic nie może zajść, lecz jako właściwa współczesność okamgnienie pozwala dopiero spotkać to, co jako poręczne lub obecne może być «w jakimś czasie». Okamgnienie nie wytrąca też jestestwa z jego ciągłości. Przeciwnie, w nim właśnie ta prawda zostaje potwierdzona, bowiem ciągłość uczasowionego bycia Dasein nie wynika ze spojenia kolejnych momentów”.  Cezary Woźniak  w książce Okamgnienie (2013) tytułowy termin określa jako «źródłowe doświadczenie bycia». Augenblick kieruje uwagę na otwartość tu-oto Dasein, «pierwotną prawdę», prześwit  (Lichtung). W okamgnieniu rozpięta jest zorientowana na oba «kresy» ciągła niezamkniętość «pomiędzy». Dasein okamgnieniowe w trójjedni swych uczasowień jest w równej mierze byciem ku śmierci (Sein zum Tode) i byciem ku początkowi (Sein zum Anfang) (…). W § 68. Bycia i czasu czytamy (…): Zarazem współczesność «wyskakuje» lub zostaje zatrzymana przez stającą się byłą przyszłość. Staje się tutaj widoczne, że w każdej ekstazie czasowość uczasowia się całkowicie, tzn. na ekstatycznej jedności aktualnie pełnego uczasowienia czasowości opiera się całokształt strukturalnej całości egzystencji, faktyczności i upadania, czyli jedność struktury troski”. Marcin Lubecki cytuje Cezarego Woźniaka, który stwierdza, że heideggerowska chwila  „Augenblick wyczerpuje subiektywistyczną perspektywę Bycia i czasu (…). Wyczerpuje ją, wyznaczając granicę transcendentalnych analiz. Okamgnienie jest bowiem doświadczeniem otwartości jestestwa, poprzez które następuje wprowadzenie w źródłowy fenomen prawdy”.

            Karl Jaspers w Psychologii światopoglądów (1919) celnie scharakteryzował chwilę, która w polskiej literaturze przedmiotu nazywana jest doniosłym momentem: „Chwila-doniosły moment (Augenblick), jest jedyną rzeczywistością, jedyną realnością w życiu duchowym. Przeżywana chwila jest finalną, krwistą, natychmiastową, żywą cielesną obecnością, wszechobejmującą realnością, jedynym konkretem. Człowiek zamiast zatracać się w przeszłości lub przyszłości, ostatecznie znajduje istnienie i absolut tylko w danym momencie, w teraźniejszości. Przeszłość i przyszłość to ciemne, niepewne otchłanie, to nieskończony czas, podczas gdy chwila może być zawieszeniem czasu, teraźniejszym odczuciem wieczności”.

            Marcin Trydeński w artykule Karla Jaspersa pytanie o człowieka (Humaniora. czasopismo internetowe nr 1 (5)/2014) pisze: „Wydarzenie odnalezienia siebie w źródłowej wolności następuje w «doniosłym momencie». Tu ujawnia się to, co Jaspers nazywa historycznością egzystencji. Jest to wielka chwila, w której człowiek doświadcza tego, że istnieje na skrzyżowaniu czasu i wieczności: «stajemy się bytem w poprzek czasu» [K. Jaspers, O źródle i celu historii, tł. Józef Marzęcki, 2006]”.

            Filozoficzne pojęcia chwili daleko wykraczają swoimi znaczeniami poza literackie rozumienie, co nie oznacza, że te dwie płaszczyzny nie krzyżują się, owszem przecinają się w wielu miejscach. Jednak chwila w literaturze (np. u J.W. Goethego) najczęściej kojarzy się z doznanym szczęściem, które w rozważaniach przytoczonych filozofów występuje marginalnie.

            Tak więc chwila to nie tylko magiczne doświadczenie, szczęśliwe przeżycie; wzniosłe, czy euforyczne, chwila jako doniosły moment ma również, a nawet przede wszystkim, twarz doświadczenia egzystencjalnego, jako punkt zwrotny krzyżujących się dwóch osi: przeszłości i przyszłości, albo czasu i wieczności. Na ich przecięciu występują zdarzenia o różnej sile i intensywności zarówno pozytywne, jak i bolesne, tragiczne, czy dramatyczne.

            POJĘCIA SZCZĘŚCIA

Szczęście to jedyna rzecz, która się mnoży, jeśli się ją dzieli.
Albert Schweitzer

            „Są tedy cztery przynajmniej zasadnicze pojęcia szczęścia; szczęśliwy jest, po pierwsze, ten, komu sprzyja pomyślny los, po drugie kto zaznał najintensywniejszych radości, po trzecie – kto posiada najwyższe dobra lub przynajmniej dodatni bilans życia, i po czwarte – kto jest zadowolony z życia” (…) „Pomyślność nie może w ogóle być celem działania, bo jest tym, co człowieka spotyka niezależnie od jego działań. A sama przez się nie jest tak wiele warta; warta jest dopiero, gdy jest uświadomiona, odczuta, wyzyskana. Ten, kogo spotkało szczęście (w znaczeniu obiektywnym), nie zawsze doznaje szczęścia (w znaczeniu subiektywnym)” – napisał w traktacie O szczęściu (1947) Władysław Tatarkiewicz, który zgłębiał to zjawisko – o paradoksie – podczas nieszczęśliwego okresu, jakim była okupacja niemiecka w okresie drugiej wojny światowej.

            Nie jest moim zamiarem analiza szczęścia z punktu widzenia naukowego, ani przytaczanie znanych poglądów filozofów starożytnych zajmujących się tym zagadnieniem, jak  na przykład Platona, Arystypa, Arystotelesa, Demokryta, Horacego, Seneki, czy Marka Aureliusza, ponieważ tekst miałby wówczas inny charakter. Najwyżej zacytuję paru późniejszych myślicieli. Chciałbym spojrzeć na to zjawisko oczami zwykłego zjadacza chleba. Wspomniany filozof prof. W. Tatarkiewicz powiedział kiedyś w telewizji na początku lat 70., że szczęście polega na paradoksalnej sytuacji, w której trafiamy na nie wówczas, gdy poszukujemy czegoś innego; inaczej powiedziawszy szczęście osiągamy przy okazji wykonywania czegoś, na przykład przy okazji interesującego zajęcia. Ono nie funkcjonuje samoistnie oderwane od kontekstu, jest zapachem ściśle powiązanym z danym obiektem lub zjawiskiem, którego dotyczy i jak to bywa z zapachem, jest ulotne.

            John Steward Mill twierdził, że szczęście nie jest i nie może być dla człowieka celem samym w sobie, czyli czymś, do czego się bezpośrednio dąży i znajduje. Celem życia powinno być coś, co jest zewnętrzne wobec szczęścia. Rozważania J.S. Milla i W. Tatarkiewicza są zbieżne.

            Błażej Pascal w Myślach (1670) upatrywał szczęścia w nadziei innego życia: „(…) Jesteśmy szczęśliwi jedynie, w miarę, jak zbliżamy się do niego i że tak jak nie będzie już nieszczęść dla tych, którzy mieli zupełną pewność wieczności, tak nie ma szczęścia dla tych, którzy nie mają o niej żadnej wiedzy. Znajdować się tedy w tej wątpliwości to jest wielkie nieszczęście; ale kiedy się w niej tkwi, jest co najmniej nieodzownym obowiązkiem szukać. Tak więc ten, który wątpi, a nie szuka jest zarazem i bardzo nieszczęśliwy i niegodziwy”.

            SZCZĘŚCIE TO COŚ, CO POWSTAJE PRZY OKAZJI
            Ojciec prof. Józef Maria Bocheński w filmie dokumentalnym Mistrz życia (1987) Grzegorza Dubowskiego i Małgorzaty Bocheńskiej, wypowiadał się o szczęściu podobnie, jak Tatarkiewicz, że ono pojawia się przy okazji, gdy człowiek skupia się na wykonywanym zajęciu, nie na sobie. To jest coś takiego – mówił – jak toczenie przedmiotu na tokarce; podczas tego procesu wydziela się ciepło; to właśnie ciepło można porównać do szczęścia.
W podobnym duchu mówiła prof. Barbara Skarga, na którą powołała się w Przekroju (8.02.2011) Katarzyna Janowska: „Bo niby co to jest szczęście? Nagroda? Kto miałby nagradzać i za co? A może to tylko ślepy traf? Zresztą czy człowiek jest stworzony do szczęścia? Zawsze mnie denerwuje, gdy jakaś matka mówi o swoim synu: tak bym chciała, żeby był szczęśliwy, zamiast powiedzieć: a niech on będzie porządnym i uczciwym człowiekiem. I co? Potem jest tylko wielkie rozczarowanie, bo to szczęście nie przychodzi. Nie należy się nastawiać, że w życiu trzeba być koniecznie szczęśliwym. Może pojawi się taki moment, że poczujemy się szczęśliwi, ale to nie może stać się celem życia, bo równie dobrze taka chwila może się nie przydarzyć. A kiedy się trafia, najczęściej nie zdajemy sobie z tego sprawy.” Na pytanie K. Janowskiej: „Czy pamięta, kiedy czuła się szczęśliwa?”, profesor Skarga – choć nie lubiła pytań dotyczących szczęścia – odpowiedziała: „Pewnego lipcowego dnia w Chocieńczycach, gdzie przed wojną co roku spędzałam wakacje, ale wtedy nie wiedziałam, że to jest szczęście”.

            PIGUŁKA SZCZĘŚCIA
            Meik Wiking, autor książek: Lykke. Po prostu szczęście (2017) i Hygge. Klucz do szczęścia (2019) oraz założyciel kopenhaskiego Instytutu Badań nad Szczęściem zajmuje się – jak wskazuje sama nazwa – badaniem szczęścia. W rozmowie z dziennikarką Zuzanną Opolską (w 2019) stwierdził, iż na szczęście trzeba patrzeć, jak na zdrowie, zaś «magiczna pigułka» na bycie szczęśliwym składa się z trzech elementów; pierwszy to czynnik genetyczny, na co dowodem są badania bliźniaków, u których poziom zadowolenia z życia jest podobny; drugi – to miejsce, w którym żyjemy, głównie ustrój polityczny stwarzający równe szanse, umożliwiający zatrudnienie i płacę odpowiednią do rodzaju, jakości i ilości pracy; trzeci – relacje społeczne, na przykład poczucie, że stale towarzyszy nam osoba, na którą możemy liczyć i dzielić się z nią nadziejami oraz troskami. Bowiem badania dowodzą, że życie w samotności i poczucie osamotnienia zwiększają ryzyko przedwczesnej śmierci o 30 procent. Według Meika Wikinga pieniądze same w sobie nie dają szczęścia, są one jednym z najbardziej niejednoznacznych czynników warunkujących szczęście; ich brak przekłada się na poczucie niezadowolenia, natomiast posiadanie pieniędzy nie gwarantuje szczęścia. W swojej najnowszej książce Sztuka tworzenia wspomnień (2019) Meik Wiking dochodzi do wniosku, że istotnym elementem wpływającym na szczęście są także wspomnienia: „Kiedy jest nam źle, to chętniej wracamy do przeszłości, którą idealizujemy. Jeśli chodzi o wpływ szczęśliwych wspomnień na nasze życie, to widzimy dwa efekty, czyli poprawiają nasz humor «tu i teraz», ale też wpływają na ogólny poziom szczęścia”.

            KORELACJA MIĘDZY SZCZĘŚCIEM, UŻYTECZNOŚCIĄ A MOMENTEM
            Wśród wielu zagadnień dotyczących szczęścia w aspekcie ekonomicznym poruszonych przez Piotra Michonia w książce Ekonomia szczęścia (2010), jedna kwestia jest dla nas interesująca, gdy analizuje on szczęście pod kątem użyteczności w powiązaniu z momentem osiągnięcia maksymalnej satysfakcji z wykonywanej czynności. Najpierw wyjaśnimy, za autorem książki, czym jest użyteczność: „Wszelka doświadczona przez nas (nie)przyjemność przekłada się na poziom użyteczności. Użyteczność jest rozumiana jako właściwość rzeczy, przez którą prowadzi ona do korzyści, pożytku, przyjemności, dobra lub szczęścia (…) lub (…) chroni ona grupę, której dobro rozpatrujemy przed zdarzeniami takimi jak powstanie szkody, ból, zło lub nieszczęście (cytat za: Nussbaum 2005, tł. P.M). Wszystko, co przyjemne podwyższa naszą użyteczność, i konsekwentnie, wszystkie przykrości, które nas spotykają, naszą użyteczność obniżają”. Do zbadania użyteczności Daniel Kahnemann proponuje zastosować badanie momentów. Jak pisze Piotr Michoń test polega na zadawaniu osobom badanym pytań o ich uczucia odczuwane podczas wykonywania różnych czynności (np. prania, jedzenia obiadu, zabawy z dziećmi, spaceru itp.). „Odpowiedzi umieszczone są w skali np. od 1 do 10, gdzie wartości skrajne odpowiadają dwóm biegunom: bardzo przyjemne i bardzo nieprzyjemne. W ten dość siermiężny, ale praktyczny (…) sposób przypisujemy użyteczność poszczególnym czynnościom (…). Sumując iloczyny czasu i wyników opisanych na skali, odpowiadamy na pytanie czy w danym dniu wynik odejmowania: przyjemności-nieprzyjemności był na plusie”. Badanie momentów obarczone jest kilkoma wadami, z których podam, za Piotrem Michoniem, jedną: „Po skończonym dniu uciążliwej pracy wracamy do domu, gdzie czekają spragnione naszej obecności dzieci. Zmęczeni (…) nie czerpiemy satysfakcji z fikania koziołków i bawienia się w berka. Badając użyteczność momentów, takie czynności oceniamy nisko. (…) Wady podejścia opartego na badaniu momentów jeszcze bardziej wskazują nam na różnice pomiędzy szczęściem a użytecznością, dążeniem do szczęścia i dążeniem do maksymalizacji użyteczności. O ile użyteczność zabawy w berka może być mniejsza od (…) czytania gazety w fotelu, czy oglądania telewizji, to w ostatecznym rachunku możemy być bardziej szczęśliwi mając wspólne doświadczenie z własnym dzieckiem, niż po sprawdzeniu wyników meczów piłkarskich czy przeczytaniu o rozpadzie koalicji rządowej. (…) Maksymalizowanie użyteczności nie jest równoznaczne z dążeniem do szczęścia”.

            Zarysowane tu badanie momentów w zakresie stopnia odczuwalnej przyjemności danej czynności (lub braku przyjemności) w aspekcie osiągnięcia poziomu użyteczności wskazuje per analogiam, że szczęście nie istnieje obiektywnie. Teza ta stoi w sprzeczności z wyznawcami obiektywnej teorii szczęścia. Stan szczęścia musi zostać uświadomiony w danej chwili, niejako „sfotografowany” w umyśle w trakcie postrzeganego momentu. Brak lub niemożność uświadomienia sobie w określonej chwili szczęścia przez kogoś, kto ma „obiektywnie” szczęśliwsze życie od innych (przyjmijmy do tego rozumowania teorię obiektywnego szczęścia) powoduje, że ta osoba może czuć się nieszczęśliwa. Tu jednak wkraczamy na trudny grunt porównań szczęścia między osobami, więc o tym może kiedy indziej…

SZCZĘŚCIA SZUKAJ W SOBIE
Wiesław Myśliwski w powieści Kamień na kamieniu (1984) tak rozumiał szczęście:
„O szczęściu mówiłem…
Że szczęścia trzeba szukać w sobie, a nie naokoło.
Że nikt go człowiekowi nie da, jak sam sobie go nie da.
Że szczęście jest nieraz bliziutko,
może w tej ubogiej izbie, gdzie się całe życie żyje,
a ludzie Bóg wie gdzie go szukają.
Że niektórzy w sławie i bogactwie go szukają,
ale na sławę i bogactwo nie każdego stać,
a szczęście jest jak woda i każdemu chce się pić.
Że nieraz jest go więcej w jednym dobrym słowie
niż w całym długim życiu….”

            Zwróćmy uwagę na ostatnie dwa wersy; pisarz wyznaje tu zasadę doniosłego momentu, wypowiedziawszy lub usłyszawszy dobre słowo (co trwa chwilę) można doświadczyć więcej szczęścia, niż w całym życiu.

            TRZEBA BYĆ NIESZCZĘŚLIWYM, ABY ODCZUĆ SZCZĘŚCIE PÓŹNIEJ
            „Całe życie kochałem życie. Przyjąłem je bez żadnych warunków… Trzeba być nieszczęśliwym, aby odczuć później szczęście na zasadzie kontrastu. W życiu szukam kontrastu, tak jak w muzyce…” (paracytat) – takie słowa wypowiedział w wywiadzie telewizyjnym Artur Rubinstein krótko przed śmiercią. Te zaskakujące i na pozór sprzeczne z sobą słowa powiedział nie tyle jako wybitny artysta, lecz jako mądry człowiek z dużym bagażem doświadczeń. Tak pojmowane szczęście przypomina mi znaną z różnych opowieści sytuację piechura, którego uwierał w stopę kamyczek w bucie; gdy po długim marszu go usunął, poczuł szczęście.

            CZY ŻYCIE BEZ SNU BYŁOBY SZCZĘŚLIWSZE?
            „Niezależnie od tego, czym kierował się Pan Bóg albo ewolucja, obdarzając nas snem, warto zastanowić się nad tym: gdybyśmy wcale spać nie potrzebowali i nawet nie wiedzieli, że coś takiego istnieje, czy życie nasze byłoby dzięki temu szczęśliwsze, czy wręcz przeciwnie?” – zapytał prof. Leszek Kołakowski w nie istniejącym już tygodniku Ozon (2005). Trochę zdziwiłem się tym pytaniem. Dla mnie było ono gdybaniem (którego nie jestem zwolennikiem), a więc nie mającym większej wartości poza rozrywkową. Ale tygodnikowi o to chyba chodziło. Sądzę, że gdyby człowiek był tak stworzony, iż nie potrzebowałby w ogóle snu, wówczas cały jego organizm byłby do tego dostosowany, bowiem nic „nie wiedząc” o śnie (nie mając w umyśle zakodowanych pojęć na ten temat) czułby się dobrze i zwyczajnie. W tym momencie ugryzłem się w język, ponieważ sam zacząłem gdybać wbrew swojemu przekonaniu w tej kwestii. Dobrze z tego zadania wybrnął prof. Paweł Śpiewak, który Leszkowi Kołakowskiemu odpowiedział: „(…) Pytanie o szczęście jest zawsze pytaniem o to, jak żyć w świecie takim, jaki jest, a nie jaki mógłby być”.

NIENAZWANE SZCZĘŚCIE W PSALMIE 23
Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego.
Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach.
Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć:
orzeźwia moją duszę.
Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach
przez wzgląd na swoje imię.
Chociażbym chodził ciemną doliną,
zła się nie ulęknę,
bo Ty jesteś ze mną.

Fragment Psalmu 23 (22) z Biblii Tysiąclecia

            Moim skromnym zdaniem jest to jeden z najpiękniejszych psalmów. Dawid nie mówi: „Mam wszystko”, ale skromnie: „Nie brak mi niczego”. Można też nic nie mieć, albo niewiele mieć i powiedzieć: „nie brakuje mi niczego”. Sformułowanie mądre, pozbawione pychy. W całym psalmie nie ma słowa: szczęście, jednak tchnie ono z pieśni z niebywałą mocą.

            Na marginesie: porównując psalm z Biblii Tysiąclecia tłumaczony przez o. Augustyna Jankowskiego i ks. Lecha Stachowiaka z przekładem Czesława Miłosza dochodzę do przekonania, że pierwsze tłumaczenie brzmi bardziej poetycko. Wolę proste sformułowanie: „Nie brak mi niczego”, niż miłoszowe: „Na niczym mi nie zbywa”, w którym wyczuwam pewną sztuczność. Także bliższa mi jest fraza: „Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach”, niż Miłosza: „Na zielonych pastwiskach położył mnie”. Zdanie „położył mnie” sugeruje zbytnią dosłowność działania Boga, a bierność pasterza.

            PIĘĆ PROSTYCH CZYNNOŚCI, ABY POCZUĆ SIĘ SZCZĘŚLIWYM
            Czasem, gdy czuję wewnętrzne nieuporządkowanie, niemoc, przygnębienie, czy zamglenie sensu doczesnego, wówczas przypominam sobie o radzie angielskich naukowców, którzy w przygotowanym raporcie zalecali codzienne wykonywanie dla siebie lub otoczenia pięciu prostych czynności, aby poczuć się szczęśliwym. Staram się podążać tropem ich sugestii. Biorę się wtedy za koszenie trawy, rąbanie drewna, prasowanie, przyszywanie naderwanych guzików do koszul i uszek do ręczników, zmywanie, czyszczenie butów lub  odkurzanie. Ale także wykonuję prace „niecodzienne”, jak naprawa narzędzi i sprzętów w gospodarstwie czy zrobienie regałów na książki. Każde takie zajęcie przynosi mi satysfakcję, a więc i szczyptę szczęścia.

            NIEDOJRZAŁOŚĆ SZCZĘŚCIA
            To nawiązanie do gombrowiczowskiej pochwały niedojrzałości. Niewystarczalność tego, co czasem mógłbym uznać za szczęście, jednak z wielu względów tego tak nie nazywam. Na wszelki wypadek. Dla ostrożności. Tak, ale… Dobrze, to znaczy niedobrze…. Mnóstwo zastrzeżeń, aby nie zapeszyć. Staram się nigdy nie nazywać tego stanu, nie mówić – nawet, gdy wszystko na to wskazuje – że jestem szczęśliwy, ponieważ uważam go za proces niedojrzały. Niech trwa w swojej niewystarczalności, nieskrystalizowaniu, niedokończoności, nie chcę fermentującego desygnatu ujmować w klamrę finalnego sformułowania. Jednak myśl sama dobija się, by nazwać ów stan. Naklejam mu więc etykietę z wiadomym napisem. Następuje duchowa synteza: z jednej strony istnieje rzeczywisty stan szczęścia (będący bladym odbiciem stanu idealnego; „idealność i rzeczywistość stykają się ze sobą”), zaś z drugiej – jego konstatacja, czyli mgnieniowa o szczęściu myśl, która sama w sobie jest szczęściem (o czym była mowa na początku artykułu). Zgodnie z koncepcją Kierkegaarda: „Człowiek jest syntezą skończoności i nieskończoności, czasowości i wieczności, konieczności i wolności”.

            W jednym przypadku mogę czuć się szczęśliwy używając tego słowa bez najmniejszych obaw o zauroczenie: gdy jawią się przyjemne wspomnienia, o czym pisał Meik Wiking. Przypominanie sobie o dobrych minionych chwilach jest niezawodnym aktem wpływającym  na poprawę samopoczucia. Takie chwile to skarb, którego nikt nie jest mi w stanie odebrać.

Franciszek Czekierda

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko