Czytane nie tylko z kronik filmowych
Może tak być: nigdy nie spotkaliśmy dnia
zamkniętego we własnych ramionach
Nie obrzydzano nam istnienia tylko z powodu
myśli zupełnie innych
nigdy nie zamykano milionów słów
Zatem zamilczmy jeszcze raz bo może nam
idącym pod wiatr zabraknąć oddechu
nasze myśli
znów będą bać się naszego głosu
Kiedy sztandary pochodnie wiece przemówienia
świt o drżącym podniebieniu
walony kolbami o drzwi
buty uderzające hardością nieboskłony prosto w twarz
rozumiesz ten cierpko-słodki smak krwi w ustach wypalonych
aż po najwytrwalszy horyzont
Zatem zapłoń jak jesienny krzak jarzębiny
twoja obojętność będzie samotna w każdy
nie istniejący wieczór
Lub środek dnia wyrysowany między zmarszczkami
czoła i nadziei
Znasz ten moment
lęk zmienia geografię ciała
wędruje do krtani
przerażony swym istnieniem
milknie
między szeleszczącymi stronami krwi
Znasz przecież
to los
samotność
cierpliwość po wszystkie granice strachu
Widzisz jak ze starych kronik filmowych ten i tamten
których
spotykasz dziś
machają do Ciebie przyjaznymi dłońmi
Wyciągniętymi w najskrytsze zakamarki serca
A Pan Poeta ciągle w wyśmienitej formie literackiej. Zdrowia Panie Bohdanie. Kurek.