Wojciech Kass – wiersze

2
1046
Wojciech Kass, Sierpirń 2020, fot. Anna Rzepko

Na notes i ołówek

Niewiele trzeba do wierszy – mówią:
wystarczy ołówek i notes, ale ja nie wiem
kto to mówi, kiedy mówi i po co mówi.
Dodają: i nie zajmuje miejsca ta sztuka,
co najwyżej tyle, ile potrzebuje zapisująca
wiersz ręka. Na pewno ołówek i notes
zadowolą się byle lokum i są skromne
jak rzeczy w celi mnicha lub szałasie
wędrowca, wystarczy im kieszeń, miejsce
pod poduszką lub na belce, kątek, rant.
Kto pierwszy zapisał notes podróżny,
Kto zapisze go po raz ostatni i czy żyje
choć jeden taki, który go chowa pod czapkę,
ołówek zakłada za ucho? Niechaj mówią,
ludzie są po to, by mówić. Niechaj słuchają
bo ludzie są po to, by wysłuchiwać.
Niech wypisują, są po to by wypisywać
swoją duszę, wydrapywać ją w literze
jak ranę, może być ołówkiem, w notesie.
Gdybym był sową, to bym pohukiwał,
gdybym był jeleniem, po prostu ryczałbym.
A świnią? Pisałbym jak świnia, nogą.  
Zapisu wiersza nie ogranicza żadna pora,
dyktowany we śnie – ten jest wyczekiwany;
wystarczy go tylko wpisać do notesu
który leży obok, posłuszny jak pies i waruje
na wyciągnięcie ręki. Wystarczy go wpisać
tą samą ręką, która wiedziona przez spiritus
lenitatis wytyczyła we śnie nowe wydarzenie
słowa; tak niezauważalnie, tak naturalnie
powój zapisuje na murze swój nocny
przyrost. Ze ściętego drzewa są ołówek
i notes, dlatego wypisany do cna ołówek
i zapisany do ostatniego kątka notes
należą po połowie do drzewa i do ręki
kreślącej wiersz w wysokim napięciu,
które wyświetla ciemną skrajnię lasu. 
Twój wiersz więc musi być wart drzewa,
istnieje ono jakby miało przed sobą wieczność 
spokojnie i otwarcie, silnie i ufnie,
musi ten wiersz zastąpić drzewo
ścięte.  


Możemy wyruszać

Weranda na piętrze domu jak lampion,
szkatuła w pozłacane szybki, tabernakulum,
świetlisty domek dla ptaszków, błyszczący wagonik
górskiej kolejki; poza tłem i czasem weranda 
jakby przybita do jednej ze ścian mojej głowy

niewidzialnym gwoździem wiecznego lata. 
A w niej oni: ojciec, matka, wujostwo, kuzynki,
sąsiedzi; a w niej stolik, kwiaty w donicach,
taborety, krzesełka; a w niej okruchy spękanego
kitu na skrzypiącej podłodze i wtedy słyszę głos.

To głos mojej matki: O! Nareszcie się zjawiłeś,
siadaj z nami i wskazuje małe krzesło z miękkim
siedziskiem, któremu ojciec skrócił cztery nogi,
powstaje w fartuchu w łąkowe kwiaty i szepcze
do ucha: – Jesteś, możemy więc wyruszać.

25 lutego 2017


Grzywka

Ma ładnie sklepione czoło, co zobaczyłem,
gdy uniosła grzywkę; zetnij lub częściej ją podnoś – mówię,
miłość pogodą cierpliwości jest – mówię,
lecz jak to ostatnie zdanie miało się do czoła
i grzywki – któż to może wiedzieć.
Było czoło, była grzywka, lecz nie pamiętam,
do kogo należały. Było imię, ale nie znajduję
czoła i grzywki dla niego. Była pora lata,
księżyc jak złamany guzik na kapocie nieba,
było czoło, grzywka unoszona przez lekki wiatr
dochodzący z miejsc, które wszyscy mieli gdzieś.
Ciekawe czy były sklepione? W sumie poznałem
wielu ludzi, skreśliłem niewielu, żadnego zupełnie.
I wiele słów – od tego, kiedy padają i jak padają
zacząć się może podrzynanie gardła.
Wybacz potomny, tyle ogrodu ci zabrałem,
tyle żywego w ogrodzie, nie potrafiłem dla ciebie
ocalić słonia i sasanki, dębu i tarantuli, łąk,
tyle dróg powstaje, lecz nie mam dokąd iść,
mój grzech jest krok przede mną, moja śmierć krok za mną,
lecz jak się to ma do ładnie sklepionego czoła,
które zobaczyłem, gdy uniosła grzywkę – zapomniałem.

23 stycznia 2020


Spectacula

ciemności neonu
ciemności reklamy
ciemności ekranów, monitorów, kamer
jarzeniowe ciemności laboratoriów, biur, sztabów 
jaśnieciemne mydlenie intelektualistów
polityczne ciemnie kozich rogów, ciemne drzewa jutra
ćmy popielne dyletanctwa znających się
na każdej rzeczy, każdej personie
czyli na niczym i nikim, jasnowłose
ciemnice celebrytów, modystów
promieniste ciemności wyczynów z ksiąg
guinnessa, ćmielenie się języka
ćmienie brutalnych faktów
uroczyste wtręty migoczącego
ledem i brokatem gówna
nad słupami nocy
grobowiec księżyca.

4.01.2018


Ustęp

To ja cię poznaję zaranna, to ja cię poznaję
nie on, nie oni, ani te i tamte, ani wy, to ja patrzę
na pierwsze poruszenia twojej głowy i gdy ją podnosisz
z poduszki jak wyspę z wód snu. Oto dzień, rzecz w sumie
jasna, ale po latach dotarł do mnie list w butelce,
gdzie napisano: świat jest redukcją światła –
czy nie w Ohlsdorfie tak napisano? To jasne,
dzisiaj możesz spostrzec spacer wdowy w żałobie
we wszystkich kierunkach świata i na wskroś.
Ciemność zaciska obrożę na krtani, pełznie z ust
do ust, ostrzeliwują się nią młodziutkie wiersze
lecz cóż mogą, co rozstrzygnie takie pif paf.
Słowo promotor wyparło stręczyciela, postępowiec
szabrownika i co? Pękł balonik, zaraz ktoś nadmucha
nowy, wolisz różowy czy zielony, a może czarny
jak pończocha? Nie ma dobrych rozwiązań
jest więzienie ciała, bliźniaczka zaradnej pychy
czyli tortura bezradności, czego byś nie zyskał,
utracisz, czego byś nie zdławił, zatęsknisz.
Odwracaj głowę od ruin – to mówił i miął brodę proroka
na popiół, stękała natura, baba, fryzjer, pijus
oddający mocz, stękali starcy i biurokraci
lecz on tylko pobłażał; przychodzi taka pora w życiu
kiedy każdy dzień zmierzcha na niebiesko
– to też mówił, nie stękał. Poznaję cię zaranna,
ja dysponariusz okruszka urody lądu przedindustrialnego,
pomimo teologów i artystów, którzy rozplątują
mrok i zaplatają sznury światła, pomimo zdobyczy
techniki i dobrodziejstw socjalnych, które życie
czynią (nie)znośnym, człowiek pozostaje sam ze swoimi
demonami i przeznaczeniem; walizko Gałczyńskiego
pełnaś rozpaczy, walizko Ludwiki pełnaś serca
Chopina, pełnaś rękopisów walizko Pessoi, walizko
pełnaś Prania, a ty nocy, ty ciężka jak popiersie ziemi,
ty ustąp.

10 marca 2020


Zmierzch

Siedzieliśmy na werandzie w lekkich fotelach
wina ubywało, ktoś w powałę rzucił: – a niech
szedł chłód od stawu i dychał, wtedy ona: – ach
jakby miała opaść. To było miękkie jak zmierzch.

Szedł chłód od wody jak zwierz w wilgotnej sierści
ktoś odłożył panamę, ktoś machnął ręką: – ech
w sadach powiatu spadały śliwy, gruchy jak pięść
ona szeptała donikąd: skąd, no skąd ten zmierzch.

Aż zaśpiewała lecz głos jej był tak niedorzeczny 
że czyjś sen podał z głębi inną pieśń na wierzch:
gdy zmierzch się uśmiecha, to ząb ma mleczny
ząb wystaje mleczny, gdy się uśmiecha zmierzch.

2015   


Pieśń szuflad umarłego

Pastylki, pigułki, plastry, maści, bandaże, gaza, waciki,
wazelina, lewatywa, strzykawki, chusteczki, gumki, igły,
taśmy, kasety, tubki, kości do gry, karty, kartki, koperty,
znaczki, zapiski, notes, rachunki, ulotki, pinezki, spinacze,
zszywki, maszynopis, klej, linijka, miarka, pistolet,
pugilares, marker, bilon, lusterko, drut, naboje, okulary,
scyzoryk, nóż, nożyczki, długopisy, gwoździki, śrubki,
szpilki, karmelki, tabliczka czekolady, zimne ognie, lupa,
notka, nitka, żarówka. Cała szuflada żarówek.

Żarówki, żarówki, żarówki,
świecą jak trupie główki,
bądźcie na wieczne dróżki,
ciemno, ach lizać paluszki.

14.12.2009 – 18.02.2010.


Trzy razy coś

coś z dzieciństwa mi się wśniło,
nie pamiętam co to było

potem starość mnie zbudziła,
nie pytaj, była jaka była

i coś ze śmierci się trafiło
ale nie wiem, żyło – nie żyło.

Reklama

2 KOMENTARZE

  1. Z ogromnym zaciekawieniem przeczytałem Pańskie wiersze. Nie mieliśmy okazji się poznać, choć dotknął nas moment minięcia się w życiu. Mianowicie byłem z Żoną w ubiegłym roku przejazdem w okolicy leśniczówki Pranie, ale … byliśmy kilka minut po godzinie zamknięcia dla zwiedzających i nie wpuścił nas Pan pomimo, być może nieco natrętnej prośby. Uszanowałem to i zrozumiałem, gdyż trudno pracować „do oporu”, a nie chciałem też nadużywać swoistego nepotyzmu „bycia po piórze”… Zatem minęliśmy się tak, jak mijają się dziś nagminnie człowiek z człowiekiem. Chwila, moment, iskra spotkania, którego nie było, ale było: jakieś spojrzenie, rzuconych w przestrzeń kilka słów i człowiek na drodze. Mgnienie. Ułamek. I życie, które potoczyło się dalej. Nie wiem czy jeszcze kiedyś będę w Praniu, chyba nie. Nic to. Opisuję nasze „spotkanie” jako ciekawostkę. Pozdrawiam i życzę dalszego strumienia weny i wiary w sens tego naszego pisania. Andrzej Walter
    (taki duży gość z aparatem fotograficznym)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko