Jan Belcik – W poszukiwaniu „lepszego”. Bałkańskie iluminacje w tłumaczeniu Olgi Lalić

0
356

           Co może łączyć poezję Jeliny Durković, Sladany Milenković (Serbia), Mustafy Spahiu (Albania) i dramat macedońskiego pisarza Zorana Pejkovskiego?

            Oczywiście spaja je osoba tłumaczki Olgi Lalić-Krowickiej. Kim zatem jest Olga Lalić-Krowicka? To urodzona w 1980 roku w Šibeniku w Chorwacji poetka i tłumaczka serbsko-polskiego pochodzenia, absolwentka filologii słowiańskiej w Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Po wojnie domowej w ojczystym kraju osiedliła się na stałe w Polsce. Obecnie mieszka i tworzy w Dukli. Dwukrotnie była stypendystką Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Publikowała na łamach wielu polskich i zagranicznych czasopism, często nagradzano ją w konkursach poetyckich. Ponadto rysuje, maluje, projektuje okładki i fotografuje. Wystawiała swoje prace w Serbii i Macedonii. Jak widać, zakres przedsięwzięć, zainteresowań i prac tej twórczyni kultury budzi zaiste ogromny szacunek. A trzeba jeszcze do tego dołożyć pracę translatorską.

            W tej chwili pochylę się nad światem poezji i dramatu, które zaproponowała nam Olga Lalić jako tłumaczka na przestrzeni ostatniego czasu, konsekwentnie przybliżając polskim czytelnikom osiągnięcia literatury bałkańskiej. Podjęła się ona przekładu utworów kilku godnych uwagi ludzi pióra. Wszystkie omawiane pozycje ukazały się w krośnieńskim wydawnictwie Ruthenus* Rafał Barski.

            Jelina Durković jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Republiki Serbskiej. Mieszka w serbskiej Bijeljini. Zajmuje się także krytyką literacką, prozą i poezją. Była tłumaczona na język angielski, macedoński i bułgarski. W jej najnowszym wyborze Kobiety serbskie, który został podzielony na wprowadzenie Włos wiły, oraz na trzy części (Kobiety serbskie; Astralne cienie; Heleny) przedmiotem refleksji jest cierpienie i przemijanie, połączone z nieodłącznym rozpadem świata, w którym „ja” liryczne wydaje znajdować się w niestabilnym emocjonalnie połączeniu. Wiersze tego tomiku, w swojej wymowie niezwykle uniwersalne, odwołują się do mitologii klasycznej i słowiańskiej. Znajdziemy w nim również pełne liryzmu osobiste wypowiedzi Nawiązują one też do całkowicie zmieniającej rzeczywistość historii. Rozpatrywane zaś w takim ujęciu kobiety bywają tranzystorem głosu sumienia.

            Jak pisze w posłowiu Arkadiusz Frania: „Tytuł tomu ogranicza żeńskość do przymiotnika narodowego, ale zasygnalizowana jednostkowość pozwala się czytać jako każde ja kobiece bez względu na uwarunkowania geograficzno-temporalne. Już inicjalny Włos wiły wprowadza nas na teren wierzeń starosłowiańskich”.

            W wierszu Młoda Gojkovica podmiot liryczny mówi: „Siedemdziesiąt siedem pokoleń/ we włosach wiły/ i u mojej mocy/ stoi/ […]. By nie klękało pokolenie/ a widok nie spadnie/ kiedy zamykam oczy”. Obraz nimf, nieujarzmionych namiętności, budzących szaleństwo u mężczyzn towarzyszy sekretnej aurze tej książki.

            Podobnie w Kosowskiej dziewczynie, w której mitologiczna kraina dzieciństwa przechodzi nagle metamorfozę, czemu towarzyszy niezrozumiały dialekt, ale i strach: „Skopje odeszło, nagie/ jak kopie,/ odszedł Knin i Żitomislić;/ Krka odpłynęła do wspomnień,/ bogata Slavonia w żółtej trzcinie cukrowej./ Białe kukułcze jaja w Kosowie/ pełne żywopłoty,/ przewracają się w obcym języku/ cienkie jaskółki;/ nowomową orze tramwaj na środku Ilicy”.

W wierszu bez tytułu żeński podmiot liryczny oznajmia: „Ilekroć ziemia jest twarda/ a niebo jest wysokie/ mój mężczyzna woła;/ idę do hajduków!/ […]. Smutna starzeję się/ […] marzę o przerwie w cierpieniu/ w pokoju klasztoru/ zamiast gdy szron/ uchwyci moje oczy”.

            Poetka, opisując życie wewnętrzne swoich bohaterek, pokazuje ich dylematy, troski, potrzeby, a jednocześnie kreśli panoramę losu każdej kobiety, w każdym czasie i przestrzeni.

            Sladana Milenković pracuje jako profesor w Wyższej Szkole Studiów Zawodowych dla wychowawców i informatyków w serbskiej Sremskiej Mitrovicy. Tam też mieszka. Jest tłumaczoną na wiele języków autorką pięciu tomików poezji. Jej utwory przełożono m.in. na angielski, niemiecki, szwedzki, macedoński i japoński. W swoim wyborze wierszy September city pisze w tytułowym liryku: „Uciekam z domu/ by spojrzeć/ na poranek/ z tobą./ Białe nadzieje toną w nocach”. Wyraźne jest tym wierszu „wrześniowego miasta” nawiązanie do oniryzmu, do snu, podmiot liryczny wymyka się fizyczności świata. Bohaterka stara się unikać jednoznaczności, kiedy w ostatnim wersie mówi: „Bóg dla nas ma coś lepszego”.

            Właśnie o poszukiwaniu „tego lepszego” jest niniejszy tomik. W pomieszczonych w nim Sennych zalotach „ja” liryczne mówi: „Twoje nieprzybycie odsłania cię/ na moim białym ciele.// Zalecanie się do snu/ dwuznacznie wynosi jawę/ kobiecie niespokojnego, długiego snu”.

            Poza snem w wierszu Wodna niewiasta dominującym akcentem jest wyobrażenie: „Wyobrażam/ że leżę w strumieniu/ wdycham powietrze a wokół mnie/ przepływa woda/ wianek płynie/ i zakotwicza na mojej głowie./ Stałam się/ wodną niewiastą”.

            Poza rzeczywistością oniryczną poetka odsłania również ten drugi brzeg w wierszu Sad śliwkowy: „Jeśli umrę pierwsza/ i pijany księżyc na zawsze/ uśnie na moich rzęsach/ z mojego serca urośnie/ cały sad śliwkowy”.

            Może nie odnajdujemy w omawianym tomie „tego lepszego”, ale samo poszukiwanie jest sensem wszystkich ludzkich dociekań. A serbska twórczyni przeprowadza je w sposób subtelny, jak w owym „wrześniowym mieście” poprzez „przepływ krwi/ niekonwencjonalności”.

            Musatafa Spahiu to poeta i prozaik narodowości albańskiej. Pracuje w macedońskim Radiu Skopje. Jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Macedońskich oraz autorem wielu zbiorów poezji i prozy dla dzieci i dorosłych. Mieszka w Skopje w Macedonii. 

            Twórca ten, oczywiście za pośrednictwem głosu Olgi Lalić-Krowickiej, proponuje nam niezwykłe, polskie wydanie oryginalnego tomu poezji haiku Ani bambus, ani klucz  – w formie trójjęzycznej edycji (polsko-chorwacko-albańskiej). Na tom składa się 101 haiku. Zdaję sobie sprawę z tego, że niezwykle trudna do przetłumaczenia jest poezja skondensowana każdorazowo w wypowiedzi ograniczonej do trzech krótkich wersów. Jednak sądzę, że tłumaczce udało się to zrobić.

            Tematyka jest różnorodna, ale dotyka najgłębiej ludzkiego losu, jak choćby w haiku numer 84: „Słońce celuje we mnie/ błękitnymi uśmiechami./ Nadchodzi mrok”. Uderzający okazuje się kontrast słońca i uśmiechu w zderzeniu z nadchodzącym mrokiem. Z podobnym przeciwstawieniem zjawisk przyrody spotykamy się w haiku numer 62, w którym: „Jesienny kaszel/ przeistacza się w lód/ do wiosny”. Następuje tutaj ciekawa materializacja codziennego zjawiska, sprzęgnięta ze zjawiskiem fizycznym, polegającym na zmianie stanu ciała wywołanego podwyższeniem temperatury. Nie mamy do czynienia w tym tomiku z czasem linearnym, ale z jego cyklicznością i Borgesowską kolistością.  Głównym bohaterem wierszy jest czas jako niedefiniowalny miernik trwania.

            W haiku numer 57 czytamy: „W nowym domu/ wypili miłość./ Potem jej nie odnaleźli”, ale też w tym samym domu (jak się domyślamy) jest szansa na odnalezienie pokoju, jak w wierszu numer 55: „Pomiędzy owocami/ serce pełne winogron./ Szklanka z winem”.

            Obfitujące w zaskoczenia iluminacje towarzyszą nam przez cały tom, oświetlając nie tylko bałkańską strukturę świata, ale i kondycję współczesnego człowieka wrzuconego w jakże niepewny los.

            Zoran Pejkowski jest współczesnym pisarzem, dramaturgiem, poetą i dziennikarzem macedońskim. Jego prace tłumaczono na szereg języków, był wielokrotnie nagradzany i wyróżniany. Mieszka i pracuje w Bitoli w Macedonii.

            Jego dramat Requiem dla miłości to wstrząsający, żywy zapis historii o życiu, tytułowym uczuciu i śmierci. Poświęcony został rodzinnej tragedii macedońskich Żydów. Rozgrywa się ona na płaszczyźnie miłości do rodziny, swojego państwa i Jerozolimy. Wszystkie te relacje brutalnie przerywa wywózka na teren obozu w Treblince.

            Sądzę, że jest to na tyle przejmujący dramat, że warto go nie tylko przeczytać, ale może nawet wystawić na scenie. Uświadomienie sobie tragedii, jaką przeżyło kilka osób, głównych bohaterów utworu, eksponuje zarówno wyjątkowość doświadczenia cierpienia, jak i niesie swoiste katharsis, bo widzimy, że pomimo śmierci i tak wygrywa ostatecznie miłość.

Jan Belcik

Jelina Durković, Kobiety serbskie, Krosno 2020.

Sladana Milenković, September city, Krosno 2019.

Mustafa Spahiu, Ani bambus, ani kluc, Krosno 2018.

Zoran Pejkowski, Requiem dla miłości, Krosno 2019.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko