Z radością sięgnąłem po książkę poetycką w języku angielskim Alexa Sławińskiego. Wydana w londyńskim wydawnictwie Literary Waves, Anny Marii Mickiewicz z przedmową Izy Smolarek w miarę czytania wciąga coraz mocniej. Liryczny pamiętnik Sławińskiego zawiera wiele odniesień do sytuacji i zdarzeń z dzieciństwa, jest rodzajem samorozliczenia się z pierwszych fascynacji, miłości, pasji literackich.
Na te elementy zwraca uwagę Autorka Wstępu. Pisze, o jego Liczeniu do czterech, że stawia nas przed pełną wspomnień z dzieciństwa i okresu nastoletniości najciemniejszą i mętną częścią umysłu, zwykle ukrytą przed wzrokiem. Częścią utajoną w hipokampie, kiedy mając 6 lat było się Królem prezentów, ale i z tą pamięcią wieku dojrzewania, tworzenia i rozpadania się związków.
Zachwyt budzą pisane szeroką frazą i na głębokim oddechu metafory. Stosowane środki artystyczne uwodzą. Chce się je cytować i powtarzać. Mimo, że niekiedy dotykają kwestii bolesnych, bliskie są naturalistycznemu oglądowi świata. Smolarek ma rację ceniąc kolory, rytm naturalnej mowy i zapach tych wierszy.
Wszystko zaczyna się od Czekania na autobus. Autor mówi: wiele uległo zapomnieniu; adresy, czas i to, ile wtedy mieliśmy lat, choć zostało to, że już wiedzieliśmy, jak się całować, śmiejąc się z tego. Zapamiętane zostały jej usta. Refleksja prowadzi do konstatacji – dzisiaj pewnie nie zostałbym rozpoznany w tłumie. Wrzucone mimochodem „. we play completely different games…”, co znaczy gramy w kompletnie różne gry, dobrze ukazuje rozmiar oddalenia się od siebie. To budzi żal i wyliczankę: Twoje dzieci nie są do mnie podobne, nie znają mnie. Panie, które spotykam to nie ty. Jedyne, co pozostało łącznikiem z tą pierwszą miłością to…autobusowy przystanek.
Jesteśmy więc w Krainie Marzeń (…in my Dreamland…), ale brak w niej perspektyw, nie ma jutra, brak słońca i nawet jednej kropli deszczu. Kraina Marzeń jest głęboką Otchłanią, nicością, letnim pokojem. Pada ważne zdanie – Tak trudno jest wędrować przez ogromną pustkę / Z czyjejś ciemnej duszy, ukrytej za niewinnymi niebieskimi oczami. Słowa „…It is so hard to roam through the vast emptiness / Of someone’s dark soul, hidden behind innocent blue eyes…” oddają dramat zetknięcia się z cudzą duszą, ciemną nie dlatego, że złą, ciemną, bo nierozpoznaną! Brak porozumienia i relacjonowania sobie nawzajem własnych snów przyczynił się do skurczenia się Dreamlandu. Stawało się w nim coraz zimniej i coraz ciemniej.
Świat zawisnął do góry nogami i jest chory. Diagnoza z wiersza o takim początku dotyczy przelotności wszystkiego: przyjaciół, kobiet i kotów, żyjących obok naszych drzwi. To jest szalone życie, wciąż się kręci, codziennie coraz szybciej, jakby świat próbował otrząsnąć się ze wszystkich pcheł! Ale jest wiara w ponowne odrodzenie się piękniejszego, czystszego świata.
Przed 1 listopada 2019 r. powstał wiersz o tych poległych, których dumni ojcowie trzymali zdjęcia synów na czystych biurkach a oni ginęli w błocie. Teraz upamiętnia się ich siejąc maki, patrząc w telewizyjną relację składania wieńców przed Cenotafem przy Whitehall Road.
Wiersz o zapachu silnego wiatru przypomina groźny londyński pożar z 1666 roku. Przywołuje słowa piosenki Billy Joel’a „”We didn’t Start the fire…” i złowieszczo ostrzega – wielkie kule ognia rozpoczęły odliczanie do zagłady. W innym utworze za Fukuyamą poeta powtarza – Powiedzieli, że historii już nie ma, Wszystko się wydarzyło, polemizuje z tą opinią. Rzuca słowa – czasy powojenne to część czasów przedwojennych. Ta relatywizacja staje się memento i dlatego jego rady są ambiwalentne –Wstań. Albo czekaj. Albo ukryj się. Wie i mówi o tym, że przyszłość i tak nastąpi.
Prócz zaangażowania społecznego, profetycznego, Sławiński pisze o relacjach w związkach damsko-męskich. W utworze – Ten dom nie jest pusty, ukazuje ślady zamieszkania, niby nieistotne, banalne jak włosy na podłodze czy zapach jej perfum a jednak wszystko: stanik i skarpetki, notatki na drzwiach lodówki, służą rekonstrukcji wspólnoty. Być może, któregoś dnia będzie jeszcze więcej rzeczy do znalezienia. Ma to służyć nadziei, że nadejdzie czas zrealizowanych marzeń.
W znikającym pięknie, wierszu zaczynającym się od tego incipitu niby terapeuta a jednak nie terapeuta mówi o możliwościach rozmaitych bytów. Wymienione bohaterki: Victoria, Kleopatra, Boudica i francuska Marianna to pozy. Kiedy jednak stylizujemy się na kogoś, przestajemy być sobą. Wyznanie – a ja kocham Twoje niedoskonałości jest wzruszające.
Tak jak wiersz o uzdrowicielu kotów.
Porusza do trzewi wiersz o zapachu najlepszego nawozu. Z jednej strony chłodny realizm, z drugiej tragedia ostatecznego rozstania. Baudelairowski wzór rodem z Kwiatów Zła tutaj objawia się rozważaniem o korzeniach najdzikszej róży korzeniami obejmującej gnijące zwłoki, karmiącej płatki najczystszą czerwienia ust niegdyś ssanych, dotykanej piersi. Podobnie w wierszu – Stare pola w Brompton. Tutaj jest miejsce na odpoczynek ostateczny. Ciało, cóż to tylko kupka szarego popiołu. Dęby już są głodne soków zawartych w ziemi. Pole w Brompton jest miejscem dla: wiewiórek, lisów i wron. Jest królestwem, przytułkiem i Elizjum.
A w opowieści o jesiennych jeżynach tyle magii. Chociaż i późno, i ciemno, i mokro. Świat uwięziony w kropli deszczu jest bajką. Postrzeganie pająka liczącego deszczowe perły w sieci jest niezwykłą metaforą. Możemy się z nim utożsamić. I mimo że dookoła są owoce: tarniny, głogu, jarzębiny, dojrzewają jabłka – jest już za późno. Za późno na posiłek, za późno na ponowne próbowanie ostatniej jadalnej jagody. Wizja pogodnej jesieni zawiera w sobie mądrość życiowej dojrzałości pomimo ponoszonych porażek.
Counting to Four, (Literary Waves, London 2020), tomik anglojęzyczny Alexa Sławińskiego.