Poezja Jana Strządały jest antynomiczna. I taki też jest najnowszy tomik poety pt. „Ułamek”. Widać w nim napięcie pomiędzy bytem a nicością i nie do końca wiadomo, gdzie sytuuje się wzrok podmiotu lirycznego; przypuszczam, że pomiędzy, zawieszony na krawędzi bytu. Raz pojawia się w tomiku Strządały milczenie nicości, a kiedy indziej, jak w wierszu pt. „Było tak jasno” widać rozigraną, rozkrzyczaną, wesołą i jasną łąkę pełną życia i szczebiotu ptaków w słońcu.
Miewam odczucie, że jest tom „Ułamek” mini traktatem poetyckim, uwzględniającym takie rekwizyty jak noc, dzień, światło, ciemność, początek, koniec, nieskończoność, trwanie, zagubienie, przeźroczystość, powietrze, które unaoczniają zawieszenie człowieka w kosmicznym uniwersum, które nie wiadomo do końca, czy jest uporządkowane, czy jest chaosem, mogącym w każdej chwili pojedyncze istnienie w siebie wchłonąć oraz unicestwić.
Dlatego tak ważna jest wiara podmiotu lirycznego w sens istnienia pomimo wszystko i w istotne prześwity światła, które z tej wiary wyzierają.
Poezja w tomie „Ułamek” jest głęboko uwewnętrzniona, jest w zasadzie sferą wewnętrznego uniwersum, które stanowi swoisty kosmos, jakby odbijający Wszechświat, w którym człowiek jest zanurzony.
Wiersze w „Ułamku” pomieszczone są plastyczne, ale nie barwne, namalowane dwoma jakby kreskami: białą i czarną. Bo też między bielą a czernią rozgrywa się właściwy dramat tych wierszy, a barwy te, dodam, przenikają się ze sobą, rozmawiają, komunikują sens istnienia, który z tej dialektyki bieli i czerni wyłania się. Poeta zresztą w wierszu „Łowny ptak” pisze o „czarnej bieli” i wyczarowaniu koloru właśnie z niej. Podobnie istotna jest w tych wierszach dialektyka końca i początku. W wierszu „Zbliżanie do początku”, poeta pisze, że „każda podróż jest zbliżaniem się do początku”, a w innym wierszu wyznaje, że śmierci nie ma. Można zatem domniemywać, że egzystencja lirycznego bohatera Strządały zawieszona jest w swoistym bezczasie, gdzie koniec jest początkiem a początek końcem. Inną antynomią jest antynomia między skończonością a nieskończonością, przy czym nieskończoność, jak wyznaje poeta w wierszu pt. „Język pierwotny”, jest skończona. Natomiast centralną figurą dla poetyckich rozważań Strządały jest miłość, która w nas się rozwija „z pierwotnych żródeł”. Słowo „pierwotność” oczywiście należy tutaj rozumieć w znaczeniu odsyłającego do jakiegoś przedustawnego arche, przedwieczne, pierwsze, niejako sprzed czasu, czyli sprzed początku i końca.
Kolejnymi antynomiami są antynomie obecności oraz nieobecności oraz słowa i ciała. Albowiem poezja Strządały jest ze swej istotny antynomiczna oraz dialektyczna, śledzi sprzeczności i próbuje jakoś je ze sobą uzgodnić, nawet w pewnym sensie unieważnić.
Innym, ciekawym zagadnieniem jest samotność podmiotu mówiącego w nieskończonej czasoprzestrzeni Wszechświata, który jest jednocześnie „czarny” i „biały”, który nie ma początku ani końca. W wierszu „Łowny ptak”, pada znamienne wyznanie: „każdy rodzi się i pozostaje do końca bezludny” . Co może zaludnić treścią tę bezludność i jaką treścią? Nasuwa mi się odpowiedź z poprzedniego wiersza o łące, że może to uczynić barwny świat, łąka, ptaki, życie, które budzi się w dniu, przezwyciężając niejako porządek nocny, porządek ciemnej, nieogarnionej, chaotycznej nieskończoności. Na łące, w dniu, panuje bowiem ład i porządek, jak w biblijnym raju, jeszcze sprzed upadku pierwszych rodziców. Być może receptą na przezwyciężenie chaosu ciemności jest to, co poeta nazywa „tajemnicą oczyszczenia”, która jednak, jak mniemam, dokonuje się również właśnie w ciemności, w ciemności ciała, które poniekąd jest święte. Dla wydobycia tej świętości ważna okazuje się modlitwa bez słów; podmiot mówiący w wierszu „Bez słowa”, wyznaje, że jego „zdziwione dłonie modlą się w zimnym potoku bez słowa”. Z ciemności nieskończoności zaczyna wyzierać światło, które mówi (wiersz „Światło mówi”), ale nie wiadomo do końca jednak dokąd prowadzi, jesteśmy bowiem skazani niejako na tajemnicę, wobec której jesteśmy bezradni. Dlatego bardzo często pojawia się w „Ułamku” motyw nieobecności, np. „śmierć, której nie ma”, czy „powietrze, którego nie ma”, Owa nieobecność staje się w związku z tym bardziej namacalna aniżeli obecność, co jest związane z przenikającą kosmiczne uniwersum tajemnicą wskazującą na to, że łatwiej wyrokować i sądzić o tym, czego nie ma, aniżeli o tym, co jest, to czego nie ma, nieobecność jest jakby trwalsza, bardziej dotykalna, bardziej sensualna nawet.
Podsumowując wektor myślenia podmiotu lirycznego w „Ułamku” przechyla się na stronę nieobecnej jakby nieskończoności, która jest ciemna i święta – jak ciało i śmierć, których nie ma. Zatem sensualizm byłby tutaj paradoksalnie związany z nieobecnością i z tym, co święte.
Można zatem powiedzieć, że tom „Ułamek” jest na wskroś sensualny, ale pojmować go trzeba w kategoriach nieobecności, ciemności, świętości, ukrytego pragnienia, pokrytego jak gdyby ciemnym szronem nieskończoności.
(Gliwice 2019, wydawnictwo „Arka”, liczna stron: 74)