Anna Nasiłowska – O Stowarzyszeniu Pisarzy Polskich – na koniec 2020 roku

1
784

         Prawie wszyscy marzymy, by zamknąć już 2020 rok. Taka piękna data, parzysta, łatwa do zapamiętania a taki niedobry czas! Pandemia, ograniczenie podróży i spotkań, czasem wręcz zamknięcie w domach, choroba, śmierć. Tymczasowe szpitale, brak możliwości normalnego leczenia się, niepewność. Ograniczenia dotknęły całą sferę kultury: odwołane przedstawienia teatralne i koncerty, zamknięte biblioteki, można zapomnieć o spotkaniach autorskich innych niż online. A co z rynkiem książki? Czy przetrwają księgarnie? Nikt nie wie. Wszystkie sprawy do załatwienia przedłużają się, wiele trzeba było przełożyć na bliżej nie określoną przyszłość. Zwykle w obliczu niebezpieczeństw ludzie wzajemnie się wspierają, ale teraz tego się nie czuje.  

         Dla Stowarzyszenia Pisarzy Polskich ten rok był szczególnie trudny. W listopadzie 2019, nieco później, niżby należało, obchodziliśmy trzydziestolecie naszej organizacji. W mojej wypowiedzi na potrzeby filmu dokumentalnego „Niełatwo być pisarzem” (zrealizowany przez Ewę Nawój przy wsparciu Jana Strękowskiego, dostępny na YouToube) mówiłam o idei samoorganizacji różnych środowisk, związanej z Sierpniem 1980 i kultywowanej w ruchu niezależnym w latach 80-tych. Był to pomysł, że pisarze stworzą niezależną organizację, która będzie miała wpływ na wiele spraw dotyczących polityki kulturalnej, zadba więc o nasze interesy, które, najogólniej mówiąc, pokrywają się przecież z interesem ogólnym, bo chodzi nam o rozwój literatury, jej różnorodność, wolność dyskusji i wysoki poziom artystyczny. Takie to wydawało się proste…  Z tych pierwszych lat pamiętam na przykład wypowiedź Marka Nowakowskiego, który na I Zjeździe SPP – choć nie najmłodszy – obwieścił, że „wszyscy  jesteśmy debiutantami”. Wydawało się, że otwiera się jakiś nowy, wspaniały rozdział, znikną wcześniejsze ograniczenia, nie będzie cenzury, systemu ręcznego sterowania kulturą i będzie dobrze. Zniknie też natrętna polityzacja literatury, która doprowadzała do tego, że zamiast istotnych osiągnięć liczyły się gesty i życiorysy.

         Po trzydziestu latach doświadczeń wiedzieliśmy już, że byliśmy na początku transformacji bardzo naiwni i że będzie trudno, ale że tak trudno jak w 2020 roku – nikt się nie spodziewał. Myślę tu nie tylko o głośnym kryzysie, który wybuchł w sierpniu 2020, gdy Instytut Literatury przyznał Stowarzyszeniu Pisarzy Polskich środki na wydrukowanie 10 tomików dzięki środkom z „tarczy antykryzysowej”. Część środowiska, głównie pisarze o znanych nazwiskach, uznała, że tych pieniędzy nie należało brać. W ten sposób wskrzeszone zostały obyczaje z czasów stanu wojennego: chodziło o gest dumnej odmowy, rzucony wobec rządowej instytucji, jaką jest niedawno powołany Instytut Literatury, kolejna agenda Ministerstwa – wtedy Kultury i Dziedzictwa Narodowego, teraz Kultury i Sportu. W latach 80-tych  istotne było jednakże to, CO się pisze, przypomnę tylko, że kilka znakomitych utworów o stanie wojennym ukazało się w państwowych wydawnictwach, jak na przykład „Kabaret Kici Koci” Białoszewskiego i „Wojna nerwów” Artura Międzyrzeckiego. Nie chcę omawiać szczegółowo tego konfliktu, który był po prostu objawem ogromnych napięć politycznych, których efekty widzieliśmy na ulicach w listopadzie i grudniu.

         W tle była inna sprawa, o wiele mniej głośna. Jak wiadomo, siedzibą Zarządu Głównego Stowarzyszenia Pisarzy Polskich jest Dom Literatury w Warszawie, w którym mają swoje biura również Związek Literatów Polskich oraz Polski PEN- Club. Działa tu też biblioteka, obecnie pod opieką Biblioteki Narodowej w Warszawie. Całością administruje utworzona w latach 90-tych Fundacja Domu Literatury i Domów Pracy Twórczej. Dom ten nie jest jednak własnością ani Fundacji, ani stowarzyszeń; ma bardzo skomplikowaną sytuację prawną. Jest całością stworzoną w trakcie odbudowy tego fragmentu Warszawy, gdy jeszcze przed podniesieniem z ruin Starego Miasta postanowiono przebić Trasę W-Z. Kiedyś były tu kamienica Johna i kamienica Prażmowskich, obie, niegdyś odrębne, w trakcie odbudowy połączono. Z zewnątrz widzimy trzy fasady, narożną kamienicę Johna, tę od Placu Zamkowego, a od Krakowskiego Przedmieścia – kamienicę Prażmowskich, z przytuloną do niej mniejszą kamieniczką, która należała do tych samych właścicieli.

         O te nieruchomości wystąpili spadkobiercy w trakcie reprywatyzacji. Sąd  orzekł w sprawie kamienicy Johna, że nie ma możliwości jej zwrotu; zwrot oznaczałby też prywatyzację słynnych schodów ruchomych, którymi wjeżdża się z trasy W-Z na Plac Zamkowy. To też są historyczne schody, tyle że z późnych lat 40-tych XX wieku, ich dekoracja jest kopią moskiewskiego metra. Poza tym wewnątrz Dom Literatury ma wspólną klatkę schodową dla obu nieruchomości, aby dostać się do sali w kamienicy Johna, trzeba przejść po schodach w kamienicy Prażmowskich. W sprawie tej ostatniej – wciąż nie został zakończony proces reprywatyzacyjny, którego nie jesteśmy stroną. Że reprywatyzacja może spowodować groźne skutki – przekonaliśmy się w sprawie Obór, gdzie przez długie lata funkcjonował Dom Pracy Twórczej. Ostatecznie zwrócono pałac rodzinie Potulickich, a spadkobiercy go sprzedali. Zanim jednak to nastąpiło, prawnicy reprezentujący właścicieli usiłowali obciążyć literatów  karami za bezumowne użytkowanie do czasu przejęcia nieruchomości.

         Dla nas, nie będących właścicielami, niepewny status prawny Domu Literatury  oznacza, że co trzy lata powraca sprawa odnowienia dzierżawy z dzielnicą Śródmieście, która też nie jest właścicielem, ale nieruchomość stoi na jej terenie. Trzy lata – to mało. Co trzy lata wraca stan niepewności. Jakie będą warunki? Już kilka kryzysów Fundacja przeszła, tym razem jednak rzecz była dużo trudniejsza. Poprzednia umowa dzierżawy kończyła się w grudniu 2019… początkowe podwyżki były bardzo wysokie…  przeciągające się negocjacje zastopowała pandemia… pisaliśmy listy, nie otrzymując odpowiedzi…. wszelkie terminy zostały przekroczone… niepewność rosła… pojawił się temat kar za bezumowne użytkowanie… Od wiosny 2020 roku, jako Prezeska Zarządu Głównego SPP, zastanawiałam się nie tylko nad sprawą kryzysu wokół pomocy z „tarczy antykryzysowej”, ale także i nad tym, czy moje stowarzyszenie nie stanie się wkrótce bezdomne. Jest samorządne i niezależne, wiemy już, że to oznacza: radźcie sobie sami.

         Dopiero pod koniec listopada 2020, dzięki interwencji Biura Kultury Miasta Stołecznego Warszawy, nowa umowa dzielnicy z Fundacją została podpisana. Kończy się w 2022 (który nadejdzie szybciej, niż się spodziewamy); jej warunki, trudne do spełnienia w normalnym czasie, gdy pełną parą funkcjonowała kawiarnia Literatka, teraz – trafiają na czas w ogóle nieprzewidywalny. Ile potrwa zamknięcie? Czy gastronomia na Krakowskim Przedmieściu się utrzyma? Czy i kiedy turyści wrócą do Warszawy? Nikt nie wie.  

         W tym wszystkim kłopot, że w czerwcu 2020 upłynęła moja trzyletnia kadencja, wydaje się błahy, przedyskutowaliśmy sprawę w gronie Zarządu Głównego, czekamy na możliwość odbycia normalnego zjazdu, z normalną dyskusją.  Da się zrobić wybory online, ale to jedynie substytut. W środowisku pisarzy z SPP narasta żal. Jest wiele powodów, ostatnio – bardzo niskie wypłaty z tytułu wypożyczeń bibliotecznych. Także – niezrozumienie sytuacji autorów książek „niszowych”, niskonakładowych, a takie wydane zostały dzięki dotacjom „z tarczy”. Komentarze są różne, ale wyczuwa się ogromy żal, że nasi koledzy o sławnych nazwiskach nie rozumieją problemów poetów, którzy często muszą dokładać własne  pieniądze do druku tomików. Bardzo jesteśmy też sfrustrowani z powodu niepewnej sytuacji Domu Literatury. W takcie negocjacji w NASZEJ Bibliotece, która jest nasza jedynie ze względu na żywe uczucia, sentyment oraz poczucie przynależności do środowiska, odnalazły się dokumenty, świadczące o zaangażowaniu pisarzy w odbudowę Domu Literatury po wojnie. Zarządzały panie Janina Broniewska i Ewa Szelburg – Zarembina, na odbudowę poszły pieniądze z „funduszu martwej ręki”, resztę – dołożyło Ministerstwo Kultury i Sztuki, w którym też nie brakowało literatów. I w sprawie odbudowy Warszawy nie było ostrego podziału: my – oni, który pochodzi zresztą z późniejszych lat PRL. We wspomnieniach Putramenta jest opisany moment jego pierwszej wizyty w Domu Literatury. Przyjechał z Paryża, miał wcześniejsze oczekiwania według wzorów z Moskwy i Kijowa, uważał więc, że należy się PAŁAC. Ale popatrzył z okna na Plac Zamkowy, na rozciągające ruiny Starego Miasta i machnął ręką, niech będzie. Teraz pisarze mówią: to nie może być tak, że odbudowaliśmy, czy odbudowano dla nas, a teraz możemy stracić NASZE miejsce. To niesprawiedliwe! A pani prawniczka ostrzega: argumenty „słusznościowe” są słabe, liczą się akty notarialne, wpisy do hipoteki, postanowienia sądów.    

         Dla higieny umysłowej, żeby nie stracić w trudnych czasach busoli,  co jakiś czas należy sobie odpowiadać na zasadnicze pytania: czy państwo powinno wspomagać pewne dziedziny twórczości? Tak, nie, w jakim zakresie… Jaką rolę powinny pełnić organizacje twórców? Jakimi środkami powinny zarządzać?

         Oby rok 2021 przyniósł nam więcej spokoju!  

Reklama

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko