Swoją rozprawkę o Osipie Mandelsztamie napisał Zbigniew Jerzyna w 1994 roku, jako wstęp do książki, zbioru wierszy Mandelsztama wydanym w Wydawnictwie Bohdana Wrocławskiego, które zmieniło nazwę na Wydawnictwo Pisarze.pl. Książka była zatytułowana Czarnym słońcem oślepiony, taki tytuł dał jej Zbyszek Jerzyna, który dokonał także wyboru wierszy – redakcja
W swojej przejmującej książce Nadzieja w beznadziejności Nadieżda Mandelsztam pisze o mężu Osipie Mandelsztamie jako o człowieku niezwykle ruchliwym, ogromnie przywiązanym do życia, życzliwym ludziom. Był bowiem głęboko osadzony w potoczności – mimo rozległej, wszechstronnej wiedzy, genialnej intuicji wyobraźni (zdolność skojarzeń) nigdy nie tracił kontaktu z materią świata. Z natury Osip Mandelsztam nie był naznaczony fatalizmem, miał jasną osobowość – rozświetloną Śródziemnomorzem
Przyznawał się do tej formacji duchowej, która ukształtowała kulturę i cywilizację europejską. Za swoją „Ziemię świętą” uważał kraje Śródziemnomorskie: Grecję a przede wszystkim Rzym. Pisał: „Rzym jest miejscem człowieka we Wszechświecie, i kroki dźwięczą tam jak czyny…” Z czasem włączył do tej strefy Krym i Zakaukazie (stąd poemat Armenia). Często zwykł mówić: „Pracuję wówczas kiedy w piersiach czuję kołysanie Kolchidy”. Czuł natomiast wstręt do Asyrii i Egiptu, formacji państw nieludzkich. Z dużym dystansem czytał stary testament, jakby się odwracał od groźnego Jehowy. Pewnego razu powiedział Chardżijewowi że uważa się za ostatniego chrześcijańsko-helleńskiego poetę Europy
Osip Mandelsztam bardzo starannie dobierał sobie lektury. Centralne miejsce jako ostateczne odwołanie i źródło stanowił Dante. Było o jak sam pisał „miarą poetyckiej pewności”. Poza tym łacińskich – Owidiusz, Horacy, Tibullus, Catullus; z Włochów: Ariosto, Petrarca, Vasari, Boccaccio; z Niemców: Goethe, Burger, Lenau, Eichendorf, Herder, Kleist, później Morike i Holderlin; z Francuzów: Chenier, Barbier, Villon, Verlaine, Baudelaire, Rimbaud. Przez całe życie fascynowała poetę literatura staroruska. Wszystko to stanowiło jego najważniejszy pokarm poetycki.
Osip Mandelsztam wraz z M. Gumilowem i A. Achmatową tworzyli nieformalną grupę poetycką zwaną Akmeisami. Nurt ten wyrastał z symbolizmu, ale przetworzył go i wzbogacił o nowe znaczenia. Istotą poezji dla Akmeistów stał się obraz. W nim odbijał się świat. W obrazowości odkrywała się prawda i sens; krzyżowały się w niej drogi Ziemi i Wszechświata. Była miarą Czasu i przeznaczenia. (Coś z tej formuły, jak pisał kiedyś Rilke, że w słowa wchodzi przeznaczenie). Obraz buł przeczuciem losu. Wizualność w poezji Mandelsztama jest doprawdy rewelacyjna. Dajmy małą próbkę z wiersza „Ten co znalazł podkowę”:
Dźwięk jeszcze przydzwania, choć jego
Przyczyna ustała,
Koń leży w kurzu i pochrapuje spieniony,
Lecz ostry skręt szyi
Przechowuje wspomnienie biegu
Z rozrzuconymi nogami –
Kiedy ich było nie cztery,
Lecz tyle ile kamieni na drodze
Nóg odnawianych na cztery zmiany,
Podług odbić od ziemi dyszącego żarem
Stępaka.
Tak
Ten co znalazł podkowę,
Strzepuje z niej kurz
I pociera ją wełną aż do połysku (…)
„Poezja to władza” – Powiedział w Woroneżu Mandelsztam do Achmatowej. Z tego przekonania wywodziła się wielka siła duchowa poety, poczucie wewnętrznej wolności, wreszcie godności, której nie można było podeptać. Mówiąc o światopoglądzie poetyckim, Mandelsztam często przywoływał dwa sformułowania: iż poeta jest „nosicielem harmonii” oraz „jesteśmy sensowcami” – czyli przyznawał poezji funkcje poznawcze. Głęboko wierzył iż poezja pomaga w zrozumieniu człowieka i otaczającego go świata
Początkowo rewolucja jawiła się Osipowi Mandelsztamowi jako fascynujący fenomen. Był w tym zachwyt: oto jest świadkiem niepowtarzalnych wydarzeń. A zawsze chciał być w środku historii. I zaangażował się w pierwsze poczynania władzy radzieckiej. Przez krótki czas pracował nawet w Komisariacie oświaty. Przyszły lata trzydzieste i, jak pisze żona poety, był to „początek groźnych spraw”. Nastąpił okres terroru. „Bezpieka” mówiła cynicznie: „Dajcie nam tylko człowieka, a sprawa się znajdzie”. Zaistniały okrutne epitety: „wroga ludu”, „szkodnika”, „obcego elementu”. Donosy, szpiclowanie… Nastała psychoza strachu, niepewności i zagrożenia. Wpajano obywatelom imperium poczucie winy – już od narodzin. Ludzie stali się ostrożni, czujni, nieustannie nasłuchujący, mieli płytkie, niespokojne sny. Oto fragment wiersza Mandelsztama „Leningrad”
Przy kuchennych drzwiach czuwam i wali mnie
W skroń
Dzwonek z mięsem wyrwany i nagły jak grom,
Czekam gości noc w noc, gryząc wargi do krwi
I kołysząc kajdany łańcuszków u drzwi.
Osip Mandelsztam za wszelką cenę chciał być wśród ludzi, w społeczeństwie. Chciał żyć, pisać, drukować. Dlatego bardzo boleśnie odczuł izolację i odrzucenie. Wyrok zapadł, wydano decyzję: „Izolować, ale zachować przy życiu:. Dla poety i jego żony zaczął się okres poniewierki, nędzy i upokorzenia; ciągłej zmiany mieszkań, rewizji, zakazu druku i prześladowań. Tak ten okres opisuje Nadieżda Mandelsztam: „(…) ludzie przestali się ze sobą spotykać. W ten sposób władze bezpieczeństwa realizowały swoje dalekosiężne cele. Prócz systematycznego napływu informacji osiągnęły jeszcze osłabienie międzyludzkich więzi, rozbicie społeczeństwa, Udało im się też wciągnąć w swoją orbitę masę ludzi co jakiś czas wzywanych, niepokojonych, zmuszanych do składania zobowiązań do zachowania tajemnicy. Cała ta masa wzywanych żyła w atmosferze ustawicznego lęku przed zdemaskowaniem i podobnie jak etatowi pracownicy organów bezpieczeństwa, była zainteresowana w trwałości porządku i nienaruszalności archiwów, gdzie znalazły się jej nazwiska”. Wspomina jeszcze: „Czasami odnosiło się wrażenie, że cały kraj zachorował na manię prześladowczą”
W swoim dążeniu do prawdy Mandelsztam był zawsze bezkompromisowy i „wewnętrznie nieprzekupny”. W roku 1933 zobaczył zbrodnie kolektywizacji, okropieństwa głodu na Ukrainie i Kubaniu. I powstał wtedy słynny wiersz o Stalinie, którym podpisał poeta na siebie wyrok. Wiersz jest mało znany, więc warto go w całości zacytować:
Żyjemy tu, nie czując pod stopami ziemi,
Nie słychać i na dziesięć kroków co szepczemy,
A w półsłówkach, półrozmówkach naszych
Cień górala kremlowskiego straszy
Palce tłuste jak czerwie, w grubą pięść układa,
Słowo mu z ust pudowym ciężarem upada
Śmieją się karalusze wąsiska
I cholewa jak słońce rozbłyska
Wokół niego hałastra cienkoszyich wodzów
Bawi go tych usłużnych półludzików mozół.
Jeden łka, drugi czka, trzeci skrzeczy
A on sam szturcha ich i złorzeczy
I ukaz za ukazem kuje jak podkowę
Temu w pysk, temu w kark, temu w brzuch, temu w głowę.
Miodem kapie każda nowa śmierć
Na szeroką osetyńską pierś
Leningrad 1933
(Żyjemy tu nie czując pod stopami ziemi)
Sytuacja stała się beznadziejna. Nieustanne policyjne prześladowania, wezwania na Łubiankę. Za Podróż do Armenii (w „Prawdzie”) zaczęła się brutalna nagonka na poetę. „Zguba zbliżała się nieuchronnie” – pisała Nadieżda Mandelsztam. A poeta „wcześniej” replikował: „Nie narzekaj, przecież poezję szanuje się tylko u nas, skoro się za nią zabija. Nigdzie indziej nie zabija się za wiersze”
Następuje aresztowanie i zesłanie do Woroneża. Powstają „Zeszyty Woroneskie”. Nie ma w nich nuty beznadziejności. Mimo okresów halucynacji poeta zachował hart ducha, godność i talent. Pomimo tylu strasznych doświadczeń, poniżenia, pogardy i poniewierki potrafił napisać zdumiewający dwuwiersz:
Nic mi nie odbierają ci, którzy mnie karzą:
Jest wielodenne życie spod prawa wyjęte
Nie wiadomo dokładnie jak umarł Osip Mandelsztam, podobno na tyfus. Wiemy natomiast że zamordowano poetę, że zniszczono jego życie i zatruto egzystencję jego najbliższych. Władzy sowieckiej zawadzał, obrażał ją, ostatecznie zaś – zagrażał jej wielki i niezależny duch Mandelsztama.
Żona poety, która poświęciła całe życie, by ocalić pamięć o nim i jego rozproszone rękopisy napisała przerażająco proste słowa: „Trudno uwierzyć, że człowieka można po prostu zabrać z domu i zabić”