PIĘĆ GNOM STAROINDYJSKICH
Tadeusza Bocheńskiego
POZNAKI
Co bywa głośne?
Otóż lichota.
Miedź lubi huczeć,
nie drogie złota.
SŁUŻBA WŁADCOM
Służyć władcom – to ostrze
lizać miecza.
Służyć władcom – to lwicę
obejmować.
Służyć władcom – to węża
w pysk całować.
OSIOŁ W SKÓRZE TYGRYSIEJ
Był raz osioł. Przywdział ku ochronie
skórę pstrą tygrysa. Drżano wokół.
Ale ryknął nagle i, poznawszy,
zbili go kijami na śmierć. Otóż
oślich lepiej nie wydawać głosów.
SAM NA SAM
„Z cnoty przecież pożytek płynie i przyjemność.
Czemu od cnoty stronisz?” – w nieba toń bezdenną
uniósłszy rąk, naokół wołam. Lecz daremno.
Nie chce, nie słucha nikt. I tylko wiedza ze mną.
BROCZ
Tam słowo mów, gdzie, powiedziane,
wkorzeni się, owoce wyda
i gdzie na długi czas zostanie,
jak brocz w tkaninach.
***
ALLELUJA
Tu „Gnomom staroindyjskim” należy się miejsce i hołd od syna. Ale co mam zrobić? Powstać i uczcić minutą ciszy? Tak czci się zmarłych. A ojciec zmartwychwstał, gdy zmartwychwstały „Gnomy”. Oni żyją. Aczkolwiek minuta lub może i pięć minut ciszy przydałoby się gnomom, dla których będzie miejsce. Tak wymyśliłem.
W Trylogii Internetowej znajdowało się zawsze miejsce na jeden tekst poetycki. W „Blogu” znalazł się mój wiersz oryginalny, ostatni w życiu, pod tytułem „Liście łopianu”. W „Justynie – Blogu drugim” końcem romansu i książki była oda Horacego I,33, przełożona spontanicznie z oryginału przeze mnie. W „Ujściu – Blogu trzecim” będzie wiązanka pięciu krótkich gnom. Przecież nie moich! Ojca. Czy tak może być? Aha, i pora przy okazji powiedzieć, że Blog Trzeci ma już ostateczny tytuł. „Ujście”. Też nie mój. Wymyśliła go internautka. Ale o tym kiedy indziej. Teraz o „Gnomach”.
Ściśle biorąc, nie są one nawet utworami ojca, mimo wrażenia, że pod wieloma względami nie różnią się od jego późnych wierszy z okresu zakopiańskiego. „Pochodzą od różnych autorów i z epok rozmaitych” – napisał ojciec we Wstępie do „Gnom staroindyjskich”. Świadomie nie podawał poza dwoma wyjątkami nazwisk autorów i nie dbał o porządek chronologiczny. Książka „nie zmierza bowiem do zilustrowania dziejów staroindyjskiej literatury ani nawet dziejów staroindyjskiej poezji gnomicznej”. Przyznał, a raczej umyślnie podkreślił, że ukazane zostały „upodobania (…) poety dzisiejszego, który z ogromnej ilości oryginałów teksty swobodnie wybierał” i przede wszystkim, wtrącę od siebie, nadał im swoją charakterystyczną postać językową.
W „Objaśnieniach” dołączonych do przekładu podał znaczenia pewnych słów. Nie poświęcił żadnej uwagi „poznakom”. Zacytuję wobec tego Słownik Języka Polskiego PWN z czasów ojca. „Poznaka: dawniej znak, objaw, oznaka”. Dodam od siebie: cecha, po której można coś poznać, na przykład wartość jakiejś rzeczy.
Objaśnił ojciec inne słowo. „ Brocz: wdzięczna, słowiańska nazwa purpury. Por. czasowniki „broczyć”, „ubroczyć” /np. krwią/”.
Jacek Bocheński blog III