Sylwia Kanicka – Realizm, czy poezja w rozdwojonej wersji?

0
427

James Joyce powiedział:
„Poezja, nawet pozornie najbardziej fantastyczna, zawsze jest buntem przeciwko sztuczności, buntem, w pewnym sensie, wobec rzeczywistości”.

           Zbiór Iana Kempa to 48 wierszy zatytułowany „That’s all folks”. Zestaw, na początku, wywołał we mnie mnóstwo odczuć strasznie wymieszanych, nieustabilizowanych, a jednocześnie bardzo zobrazowanych. Chciałabym też zaznaczyć, że jest to mój pierwszy kontakt z utworami autora i kilkukrotnie podchodziłam do przeczytania całego tomu. Książka może, jestem tego pewna, bardzo zaskoczyć czytelnika. Nie jest to poezja na wyciągnięcie ręki. Nie są to również wiersze, które, jako „czarno – białe litery na stronie tytułowej / układają się w zdania informujące” /„NORMA MORTENSON”, s.49/. To poezja wymagająca pełnego oddania i zaangażowania, a przede wszystkim zainteresowania. Porusza w swoich wersach bardzo trudne aspekty ludzkiej psychiki. Zamierzony zabieg, bo zapewne taki właśnie był, sprawia, że czytelnik czuje się trochę, jakby był na sesji psychoterapii lub nawet hipnozy, lecz nie jako uczestnik, a obserwator wszystkiego co się dzieje. Sprawnie prowadzone kolejne wiersze powodują chwile, gdy książkę odkłada się na bok, by przemyśleć to, co się właśnie przeczytało. Nie ukrywam, że dla mnie ta chwila była dłuższa.

           Pierwszą myślą, która pojawiła się, po przeczytaniu całego zbioru było właściwie pytanie: co czuje człowiek wchodzący na oddział psychiatrii, nie będący jej pacjentem. Emocji może być wiele. Pierwsze są trudne do ocenienia. Kolejne to zaskoczenie, niepewność, często strach. Im dłużej przebywa w tym miejscu, tym te emocje stają się coraz bardziej wyraziste. Przechodzi korytarzem oddziału, widzi kolejne medyczne przypadki. Na ile jego psychika jest silna, na tyle może sobie pozwolić, by iść dalej. Dla osoby, która pierwszy raz napotyka na taki obraz, może to być szokujące. Tak właśnie jest przechodząc przez kolejne utwory Kempa. Dlaczego tak jest? Bohater wierszy odpowiada sprawnie na to pytanie w pierwszym utworze „Nazywam się Hubert Sofer i nie czuję się najlepiej”, gdy pisze „męczy mnie ten dzień / w którym mnie oszukano (s.5). Jakie oszustwo miał na myśli? Tej odpowiedzi należy szukać w całym zbiorze. Porównanie tomu do oddziału szpitalnego nie jest przypadkowe. Dla mnie wiersze Kempa to swoisty obraz człowieka z zaburzeniami dysocjacyjnymi tożsamości (osobowości). W badaniach na ten temat można przeczytać, że osobowość ta powstaje w wyniku traumatycznych, bolesnych przeżyć, których człowiek doświadcza. Dotyczą one, między innymi okresu dzieciństwa, sfery seksualnej, śmierci bliskich osób, czy doświadczenia wojny. Zastanawiałam się długo, czy powinnam w ten sposób podchodzić do poezji, do utworów, czy autora, jako prowokatora takiego odbioru, jednak analizując wiersze Kempa przestałam się przed tym wzbraniać. Tym bardziej czytając:

„gdybym umiał kłamać
ja – HUBERT SOFER – nie mówiłbym prawdy
całymi dniami.
okłamywałbym nawet stokrotki” /CIEKAWA OSOBOWOŚĆ, s.11/

co potwierdza moją myśl, iż mój zamysł będzie odpowiedni. Wspomniana wcześniej psychoterapia czy hipnoza to sposób dotarcia do wnętrza człowieka. Osoba z zaburzeniami dysocjacyjnymi może nie mieć stałego dostępu do swojej własnej pamięci i nie łączyć faktów. Za to wchodząc w kolejną rolę swojej osobowości będzie je wspaniale opisywała.
           
           Ian Kemp, który staje się terapeutą, przedstawia elementy z życia swojego pacjenta. Hubert Sofer, bohatera tego zbioru, przyznaje, że przyszedł na grupę gdzie „(…) zbierają się osoby mające problem / z wyrzutami sumienia (…)” /GRUPA WSPARCIA, S. 53) W głowie Sofera rozgrywa się wiele rzeczy, które czytelnik ma możliwość śledzić, uczestnicząc w kolejnych etapach jego terapii. Na samym wstępie poeta pokazuje jednak zwątpienie w cały system, przedstawiając wypowiedź Huberta:

„czy ja jestem idiotą? ale, czy na pewno?
przecież w obu przypadkach – jestem / nie jestem – można jednocześnie
mylić się i mieć rację.” /PYTAĆ, NIE USTAWAĆ, s. 8/.

Później następuje wiele wewnętrznych rozgrywek, w które Sofer wplata krótkie, logiczne stwierdzenia, jak choćby: „istnieje szereg wskaźnik ów / pozwalających ustalić przydatność / mężczyzny.” (POZIOM OGARNIĘCIA, s.13) W ten sposób wywołuje w czytelniku napięcie. Mimo wszystko kolejne wiersze Kempa to punkty spotkań odbywających się pomiędzy pacjentem a terapeutą. Pojawiają się sceny z życia, w które Sofer wchodzi. Opowiada spokojnie o śmierci własnego dziadka mówiąc: „palą się drzewa, palą, / w końcu gasną.” /TYLKO NIE MÓWCIE DOBRYM LUDZIOM, s.23/  i opisuje sposób poinformowania go o tym wydarzeniu:

„nie słyszałeś, on nie żyje – powiedziała matka,
przykrywając starego ABRAHAMA, mojego dziadka,
którego jadaczka nie zamykała się nawet po śmierci.
i tyle, nie chciała ze mną gadać o tym, co
mu się stało” /j.w.s.22/

Po tych wydarzeniach przez jego życie przetacza się wiele sytuacji, o których raz mówi w pierwszej osobie, a raz stojąc obok nich. Na ile to bycie obok jest prawdziwe, a na ile jest to forma obronna, trudno ocenić. Przytoczyć tu można traumatyczne sytuacje, gdy mówi:     

„na boisku szkolnym pokazali mi zwęglone ciało psa.
przed podpaleniem skrępowali przednie i tylnie kończyny drutem.
trudno to skomentować.
nawet po latach.
nic do tego nie pasuje.” /CLIN EASTWOOD? NIE ZNAM, s. 24/

czy opowieść o własnej kradzieży lodów:

„dziesięciolatkowie – tacy, jak my wtedy – nie chodzili do pracy.
a szkoda
nikt nas nie złapał. potem już niczego nie ukradłem.” /NAPAD NA SKLEP SPOŻYWCZY, s. 58/

Wspomina również wchodzenie w rolę podglądacza, którą lubi, bo kilkukrotnie do niej wraca. Opisuje towarzyszące mu wówczas doznania mówiąc „podglądam ich od dobrych trzydziestu minut / i proszę wybaczyć, ale nie chcę kopulować. / nie jest to wcale ekscytujące, / przypomina raczej wtrącanie się do kłótni małżeńskiej.” /OBSERWATOR, s. 17).

            Właściwie mogłabym przytoczyć fragmenty z każdego wiersza, odwołując się do różnych sytuacji, jednak nie taki mam zamysł. Z pełną premedytacją wrócę do sylwetki osoby, o której wspomniałam. Osoby, która potrafi rozdzielić swoje własne życie na kilka i nie wiedzieć, że istnieje to obok. Cały ten zbiór taki właśnie jest. W niektórych momentach Hubert Sofer staje obok, w niektórych występuje w pierwszej osobie, o czym wspomniałam. Jednak tak naprawdę, i to chyba najważniejsze stwierdzenie, ta postać w ogóle nie istnieje. Jest jakby obrazującym tworem tytuł całego zbioru. Gdyby się głębiej zastanowić, to nic innego „That’s all folks”. Ian Kemp jest wspaniałym obserwatorem otoczenia. Stworzył zbiór pokazujący różne ludzkie zachowania. Zrobił to w sposób zaskakujący, prowokacyjny i nie bezpośredni. Wierszy takich nie spotyka się na co dzień. Wprawdzie mógł pisać prosto, ale wówczas nie wywołałby w czytelniku emocji zaskoczenia. Ludzie, tak dokładnie ludzie, stworzyli wiersze autora. Nie rysował on w poezji kolejnych obrazów łatwo dostępnych. Zmusił czytelnika do refleksji. Świat wokół nie jest jasny, nie jest, jak już cytowane „czarno – białe litery” /„NORMA MORTENSON”, s.49/, prosty w odbiorze. Jest skomplikowany. Kemp sprowokował w czytelniku zwrócenie uwagi na to, iż wielu rzeczy się nie akceptuje lub nie chce zauważać. W ostatnim wersie ostatniego wiersza pisze: „nic nie poradzę, wujek SOFER nie działa na szkodę swoich klientów” /JOE PESCI DOESN’T FUCK AROUND, s. 70/ więc nie stworzył swoich wierszy, by ośmieszyć ludzi w różnych sytuacjach życiowych, ale zrobił dla nich coś szczególnego. Stworzył linie obrony każdej tej sytuacji, gdyż czytelnik musiał przeanalizować i wywnioskować co jest, co może być, powodem takich postaw. Ian Kemp odważnie podszedł do tego, co można obserwować wokół siebie, ale również w sobie. Jest w tym bardzo dobry. Czy zauważyłam to od razu, po pierwszym przeczytaniu całego zbioru? Uczcie powiem, że nie. Dotarłam do tego stwierdzenia zdecydowanie później. Stąd moje przekonanie, iż cała prowokacja utworów taki właśnie miała cel. Odniosę się jeszcze do cytowanych słów Jamesa Joyce’a. Poezja jest buntem wobec tego, czego nie chcemy dostrzec, buntem przeciw temu co wypieramy z siebie, twierdząc, że nas to nie dotyczy. Wiersze Kempa ambitnie pokazują, że właśnie tacy jesteśmy, dopóki nie zaczniemy analizować samych siebie. Czasami potrafimy bezpośrednio coś ocenić, najczęściej, gdy nic na tym nie tracimy, a czasami wolimy stać biernie z boku, by ktoś z czymś nas nie powiązał. Może więc warto zajrzeć w głąb siebie? Wówczas łatwiej zrozumiemy to co wokół się dzieje.

That’s all folks, Ian Kemp (Fundacja Duży Format, Warszawa 2020)

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko