Marek Nalepa – „Rubinowy” jubileusz Regionalnego Stowarzyszenia Twórców Kultury w Rzeszowie

0
433

Dedykuję Artystom
Regionalnego Stowarzyszenia Twórców Kultury
w Rzeszowie.

1. pożeglować jeszcze/ po bezmiarze wyobraźni” (Stefan M. Żarów, wolność)

    Od ponad dwóch stuleci naturę przeciwstawia się kulturze, jako szczególnej formie aktywności człowieka polegającej na oswajaniu i zadomawianiu najpierw ziemi, ostatnio też kosmosu. Powracające co jakiś czas epidemie (niektórzy uważają, iż w sposób cykliczny) zadawały kłam tym uzurpacjom, udowadniając, że kultura jest ledwie drobną częścią natury, podporządkowaną jej rytmom i kaprysom. Człowiek więc może marzyć o kolejnym locie na księżyc, o pierwszym na Marsa, o wysyłaniu sond kosmicznych na obrzeża Układu Słonecznego, o zasiedlaniu nieodkrytych planet, wystarczy jednak uaktywnienie się maleńkiego wirusa („jakiegoś feleru”, jak czytamy w wierszu Stanisławy Bylicy) pokrytego osłoną białkową z brunatnymi wypustkami, aby to wyobrażenie o ludzkim dorobku nadwyrężyć i wskazać człowiekowi „sięgającemu gwiazd” jego miejsce, nie tyle we wszechświecie, ile w robaczywiejącym jabłku, jak nazwał „planetę ludzi” Wolter. Jedna z autorek antologii tak owe ograniczenia scharakteryzowała: Nie masz wpływu na kulistość Ziemi i bieg historii. Urszula Czyż-Wysokińska, Masz wpływ. Tym sposobem marzenie o podboju nieba zamienił ów maleńki biologiczny podróżnik w marzenie o przyrodzonym, jak już twierdzili pisarze osiemnastego wieku, prawie wolności, ignorowanym na co dzień, podobnie jak zdrowie: Zamarło miasto, w mieszkaniach ciasno –Marzymy o wolności. Barbara Śnieżek, Panie, ratuj! Niektóre wiersze zgromadzone w Antologii na 40-lecie RSTK uznać można z współczesną formę suplikacji, aczkolwiek zdarzają się tu też głosy frustracji, zamanifestowane expressis verbis, choćby w taki sposób: Areszt domowy tej wiosny?/jedni z różańcem,/ w boleści,/ inni w złości. Stanisława Bylica, Bóg Jedyny wie. Zresztą w ogóle w omawianym zbiorze frekwencja wierszy modlitewnych jest stosunkowo duża, zwłaszcza adresów ekspiacyjnych i błagalnych, kierowanych do Boga, Maryi i aniołów stróżów.

   Przyciąga uwagę swoim tonem scenka Małgorzaty Szepelak, dająca asumpt do przypomnień fragmentów wierszy Poświatowskiej, Szymborskiej, Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej – o trwaniu kobiety w „pięknych przyzwyczajeniach”, mimo dramatycznych okoliczności: Biegnę w maseczce ochronnej/ I w mijanych oknach i witrynach sprawdzam/ Czy mi w niej do twarzy/

W maseczce jej do twarzy. Ukrywanie w sobie wirusa poprzez maseczkowanie ust i nosa wykorzystane zostaje przez niektórych twórców jako synekdocha rzeczywistości (zamaskowanego świata) albo okazja do przypomnienia antropologicznych skojarzeń tego motywu, najbardziej znanych z prac Julii Kristevej. Niektóre maski, jak twierdziła bułgarska badaczka, doskonale przylegają do wybrzuszeń i wgłębień twarzy, inne radykalnie do nich nie pasują, tworząc schizofreniczne przestrzenie obcości między tym, co pokazywane, niekiedy maskowane, a tym, co skrzętnie utajniane. Tak owe związki i wykluczenia scharakteryzowała Urszula Czyż-Wysokińska: Budzisz się i zakładasz maskę/ Płaczu lub (u)śmiechu//Próbujesz zrozumieć powody i przyczyny/ Myśli doprawiasz/ krztyną cynizmu z dwoma uncjami ironii/i kuśtykasz w labiryncie substytutów prawd// Kładziesz się./ Nie zdejmujesz maski –/ przyda się jutro, by zrozumieć życie/ Maska.

   Poeci RSTK dostrzegają wagę zmian nie tylko gospodarczych czy zdrowotnych związanych z „morowym powietrzem” 2020 roku, ale przede wszystkim kulturowych, wzbudzających procesy nieprzewidywalne i nie poddające się jakiejkolwiek kontroli. Tym razem bowiem nie zbrojni „barbarzyńcy” decydują o owych przemianach i przełomach, ale mały krętek w koronie zakładający swoje królestwo w ludzkim ciele, wciskający się podstępnie w płuca, serce, wątrobę, gałki oczne. Rzeszowscy twórcy przewidują więc, że wyjdziemy z pomoru zdziczali, zmęczeni, poranieni, jeszcze bardziej samotni niż przed marcem tego roku, bardziej milczący, nieobliczalni, egoistyczni, niezdolni do korzystania z dobrodziejstw kultury w sposób utrwalony stuleciami, przede wszystkim zaś techno- i biurokratyczni. Jakiż mężczyzna po ustąpieniu pandemii pocałuje dłoń kobiecą? Może w ogóle zmienią się radykalnie gesty przywitań i pożegnań, może wystarczą ludziom kontakty online – sąsiedzkie, zawodowe, „zajęcia online/ wpisy online/ indeksy w chmurze” (Stefan Michał Żarów, śródmiejskie online). Może też przetrwają i nową funkcję otrzymają maseczki zakrywające twarz, z których jednak będą musieli zrezygnować hooligansi, aby zachować swą tożsamość i nadal wyróżniać się wśród zwykłych zjadaczy chleba. Wirus piętrzy stopnie samotności, dotąd raczej „jednoimiennej”, szarej i powszechnej towarzyszce codzienności. Pisze Ewelina Agnieszka Łopuszańska: najbardziej samotna/ jestem we śnie/ sama sędzią w swojej sprawie/ bez słuchacza zwierzeń/ nocą czuwam w muszli miasta/ słuchając odgłosów/ wysp bezludnych. To znów Grażyna Soryl skarży się na samotność czterech ścian, o które jej kobiecość i potrzeba „drugiego” „kaleczy” się co rusz: Chciałam kupić dom z krzywymi oknami/ Ale nie mam z kim w nim zamieszkać/ Więc musi mi wystarczyć/ Ten pusty pokój/ Gdzie samotnością się duszę. Samotność osłabia jednak wolę i duszę. Niedaleko stąd już do skrajnych sytuacji bycia człowiekiem, o których tak pisał Joseph Conrad: „[…] niepodobna dać komuś żywego pojęcia o jakiejkolwiek epoce swego życia – o tym co stanowi jej prawdę, jej znaczenie – jej subtelną i przejmującą treść. To niemożliwe. Żyjemy tak jak śnimy – samotni…”. Pojawia się też w kilku wierszach pragnienie wytchnienia we śnie, odpoczynku od jawy, takiego jakiego u schyłku życia pragnął Norwid („[…] coraz łatwiej przychodzi powiedzieć,/ Ze snu się budząc: «Wróćmyż znów do snu»”). Tymczasem w morowym szumie medialnym jest wszystko: przestroga, złe wróżby, przeklinanie, zastraszanie, pokazywanie palca – języka już nie, bo usta maseczką zasłonięte – apele, modlitwy, pogarda, bunt, wściekłość, cynizm, ironia. Panika epidemiczna zaprawia wszelkie dziennikarskie sprawozdania i relacje treściami naddanymi, nie tylko politycznymi, ale też religijnymi oraz obyczajowymi czy nawet gospodarczymi, mniemaniami o tym, że, cytując klasyka, „Moja jest tylko racja i to święta racja. Bo nawet jak jest twoja, to moja jest mojsza niż twojsza. Że właśnie moja racja jest racja najmojsza!” (Dzień świra). Z kolei potwierdzeniem „mojej racji” stają się tłumy na ulicach, a jeszcze częściej ściany równiutko poukładanych książek, na tle których najchętniej pozują jej apologeci i nosiciele. Ten nadmiar bitów i informacji prowadzi do marzenia o wyłączeniu się z rzeczywistości mediów, na które skazany jest człowiek w czasach morowego powietrza. A uciec można jedynie w Norwidowski sen lub wyobraźnię. W powieści Borysa Pasternaka jej tytułowy bohater opuszcza zrewolucjonizowaną Moskwę i chroni w rodzinnym majątku w Warykinie, gdzie w nieogrzewanej izbie, przy siarczystym mrozie, schylony nad oszronionym biurkiem zapisuje swe najważniejsze, jak się okaże, wiersze, uwalniając wyobraźnię od okowów okrutnego porządku społeczno-politycznego. Podobny sens ma zamieszczone w antologii RSTK opowiadanie Jadwigi Buczak Duży, którego protagonistka Joanna również opuszcza miasto dla „dwóch miesięcy spokoju i ciszy”; „dwóch miesięcy bez makijażu, w ulubionym rozciągniętym swetrze i wytartych dżinsach”. I Duży i Joanna zostają jednak brutalnie wyrwani ze swojego poetyckiego azylu i ponownie wtrąceni w świat, od którego chcieli odetchnąć, gdyż każdy człowiek potrzebuje pauzy intymności, schronienia się we własnym kokonie, szczególnie w czasach narzucających ekstrawertyzm jako najskuteczniejszą społecznie postawę wobec świata zewnętrznego. W 1801 roku Fryderyk Schiller pisał do swojego przyjaciela w wierszu Początek nowego stulecia: Musisz uciec od nacisku zdarzeń/ W cichą serca twojego świątynię:/ Wolność jest jedynie w kraju marzeń,/ Piękno w pieśni zakwita jedynie. (przeł. Mieczysław Jastrun).

2. „Świat jawi mi się jako miejsce pełne obietnic” (Małgorzata Szepelak)

   Czasy morowego powietrza dają okazję do podobnej izolacji, choć nie jest ona ani wyborem ani tym bardziej wyrachowanym eskapizmem. Izolacja ta uaktywnia twórcze poczucie wolności, które w poprzedniej antologii RSTK, zredagowanej przez śp. Józefa Kawałka, nazwane zostało „przestrzeniami wyobraźni”. Jakie są więc owe „przestrzenie” poetów rzeszowskich w ich liryce powstałej wiosną 2020 roku lub w wierszach z wcześniejszych lat, których wybór motywowała zapewne nowo kształtująca się przed kilkoma miesiącami sytuacja egzystencjalna? O procesach oswajania się z ukoronowanym wirusem oraz o modlitwach na czas moru już wspomniano. Wraz z nimi wybija się w zbiorze problematyka regionalna. Już tytuły wierszy: Rzeszów; Bieszczadzki świt; Bieszczadzki koncert; Na bulwarach Wisłoka; Leopold Lis-Kula; Uroki Podkarpacia; śródmiejskie online, Cafe bar Murzynek; Na przyszły lub niedoszły pomnik Szajny; nie pozwalają czytelnikowi mieszkającemu w stolicy Podkarpacia przejść obok niej obojętnie. Najcenniejsze w tej grupie utworów są jednak te, które operują treściami nie dosłownymi, lecz dystynkcjami wyobraźni regionalnej, wskazującej na szczególny związek pisarza z miejscem swego zamieszkania (czy niekiedy także urodzenia). Nie jest więc w nich ważna onomastyka, nazwy geograficzne czy administracyjne czy konkret historyczny, lecz treści z reguły nieuświadomione, implikowane lub czasami w ogóle niewyrażone, pozasłowne albo międzysłowne (zob. wiersz międzysłowie Stefana M. Żarówa). Badacz literatury podkarpackiej Józef Nowakowski pisał przed laty: Regionalizm i prowincjonalizm są immanentnymi zasadami twórczości literackiej. W tym sensie każda twórczość literacka, a szczególnie poezja, może być traktowana jako regionalna, a więc ograniczona pamięcią twórcy zespolonego zakreślonym miejscem i czasem – narzucających się wyobraźni ze szczególną siłą. Przyjęte wzorce kulturowe nie potrafią stłumić owych pierwszych wzruszeń, lecz jedynie służyć mogą za narzędzie wnoszące owo regionalne „napiętnowanie” treści do rangi uniwersalnego znaczenia. Kraj lat dziecięcych, tak żywy w twórczości każdego autentycznego poety, jest ową „wyspą błogosławioną”, „czarodziejską ziemią” pierwotnych, naturalnych, nieskażonych sposobów odczuwania. Region w znaczeniu określonego miejsca na ziemi obrasta historią, tkanką zdarzeń i przedmiotów. Typy ludzkie i wytwory kultury tworzą osobliwy koloryt ziemi. W tym sensie strój, gest, twarz ludzka, rytuał obyczajowy zamknięty w magii słów zasłyszanych, zapamiętanych i dogłębnie przeżytych wchodzi do poezji jako element regionalny. Treści z tego nurtu wydobyte mają często w poezji niecodzienną moc oddziaływania, są podstawą sądów wartościujących, sądów o autentyzmie przeżyć i podstaw twórczych. Oczywiście nie idzie tu tylko o tematyczne i czysto opisowe nawiązanie do pejzażu stron rodzinnych, co jest również wyraźnym dowodem mocy owych pierwszych wzruszeń i „świętego, czystego kochania”, chodzi zaś o te elementy wyobraźni, które niezależnie od tematyki żyją w strukturze poetyckich utworów często jako składnik nieuświadamiany sobie i przez twórcę, i przez odbiorcę poezji. Motywy rzeszowskie we współczesnej poezji.

   W najnowszej antologii RSTK mamy więc wiersze z wyraźnym zaznaczeniem regionalnej, podkarpackiej perspektywy myślenia o przestrzeni własnego w niej udziału i uczestnictwa. Często są one nacechowane postrzeganiem i doświadczaniem wielozmysłowym. Na przykład w wierszu Zaraza Agnieszki Niemiec wrażliwość poetycka autorki wyraźnie zostaje wpisana w holistycznie ujęty „krajobraz serca”: Od jakiegoś czasu wydawało mi się,/ że już od dawna mam spakowaną walizkę/ i jakby co – mogę stąd bez żalu odlecieć,/ bo i tak nie było tu nigdy dla mnie miejsca/ (Dla tej małej, wrażliwej dziewczynki, którą w sobie noszę)./Ale kiedy nagle przyszła zaraza/ i nie wiadomo było/ czy jutro będziemy jeszcze mogli być,/zrobiło mi się żal, że nie zdążę zobaczyć,/ jak seledynowa, wiosenna mgła/ siada na brzozy za domem/. A co z kaczeńcami w olszynie – / przecież tyle czasu czekałam na nie – a one na mnie./ Czy już nigdy nie pójdę boso/ po rozgrzanym piasku na mojej polnej drodze…/ Zrozumiałam wtedy,/ że tak naprawdę, nigdy nie będę gotowa /stąd odejść. Obecny tu motyw spakowanej walizki od dawna mnie fascynuje; zawsze byłem gotowy do podróży dalej lub bliżej, tej z wyboru oczywiście, przekonany, że wyjazd jest najważniejszą formą uporządkowania – jakiegokolwiek: emocjonalnego, gospodarczego, egzystencjalnego i przede wszystkim duchowego. Inna rzecz, że nigdy walizki, nawet na kółkach, nie miałem… W kilku utworach antologii wyobraźnia regionalna organizowana jest na interesującej strategii – wpisywanie muzyki w podkarpacką przestrzeń lub rozpoznawania tam jej obecności. Tak ma się rzecz choćby w Kresowym tangu; Bieszczadzkim koncercie; Dzikiej melodii czy Suicie anioła. Kiedy indziej regionalizm wyraża się poprzez dosłowność zaakcentowaną doraźnością i okolicznościowością (zob. wiersze Stanisława Dworaka). Niewątpliwie najwięcej uroku w omawianym zbiorze mają liryki autorstwa Zdzisława Stokłosy, tchnące magiczną i surrealistyczną wyobraźnią. Muszę ze wstydem wyznać, iż dopiero dzięki antologii poznałem twórczość tego poety, na co dzień zatrudnionego w firmie samochodowej. W swoich wierszach rezygnuje on z estetyki mimetycznej na rzecz kreacyjnej, subiektywizującej opisywaną czasoprzestrzeń; elementy realizmu przeplata z baśniową fantastyką, groteską, humorem i regionalnym folklorem. Stokłosa umie oczarować czytelnika poetyckimi rozbłyskami w postaci oryginalnych skojarzeń i sugerowanych związków znaczeniowych, wykluczających się wzajemnie na poziomie dosłowności. Ta magia i alchemia słowa rzeszowskiego pisarza przypominać może księżycową wyobraźnię Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego (np. „Dopiero gdy księżyc wzejdzie…”; „A kiedy noc otworzy się jak brama…”; Księżyc) czy Andrzeja Bursy (np. „Zgaśnij, księżycu…”). Stokłosa także, jak poeci krakowscy, ma w swoim dorobku cykl księżycowy. Jego bohater jest tu psotnikiem dokuczającym chmurom, to znów włóczęgą niebieskim zaglądającym przez okna do ludzkich domostw, urealnia i ukonkretnia marzenia „zawieszone na rogaliku małym”, zakochuje się „występną miłością” w najjaśniejszej gwieździe itd.). Stokłosa jest jednak przede wszystkim malarzem krajobrazu – dynamicznego, niekiedy rozpędzonego, rozedrganego dźwiękami kakofonicznej muzyki i tańcem. Oto próbka jego niebanalnych umiejętności w tym względzie:

tu wiatr wirtuoz, niewidzialnym smykiem,/ na strunach zbóż wygrywa suity,/ komar sopranem, altami pszczoła/ a trzmiel basami pieśń podchwyci/, tenorem świerszcz etiudę nuci,/ chór żab próbuje go zagłuszyć/. Wróble, wśród krzewów gęstych kiści,/ wtórują w takt szelestu liści/, mistrz słowik, głosem ćwiczy frazy/, by nocą koncert dać bez skazy.// Zaś rankiem, gdy opadnie mgła./ pośród dojrzałej już zieleni,/ na scenie łąki kwiatów barw,/ kiedy ją słońce opromieni,/ wśród traw, co świeżość swą zyskały w nocy,/ wdzięcznie, leciutko, bezszelestnie/

taniec swój rozpoczyna – motyl.

3. „profile twórców/ pęczniejących na podkarpackiej ziemi” (Stefan M. Żarów, dwa wiersze siedzące w mojej głowie)

   W egzystencjalnym poetyckim dezyderacie jego autorka Urszula Czyż-Wysokińska formułuje taki oto postulat: „Nie pisz/ jeśli nie chcesz pieścić liter”. Jak sądzę, zdecydowana większość wierszy zgromadzonych w jubileuszowej antologii RSTW ten wymóg realizuje. Można uznać, że otrzymały one podwójną kuratelę twórczą ich autorów: talentu i rzemiosła. Są ewokacją wyobraźni podkarpackiej, a równocześnie uaktualniają ów regionalizm do ram 2020 roku. Znajduję w antologii wiele interesujących zestawień składniowych i stylistycznych, sygnałów intymnego zamanifestowania obecności podmiotowo-autorskiej. Może w związku z tym zaskoczę Jadwigę Buczak, gdy dodam, iż wbrew jej pesymistycznym przewidywaniom (Analiza wiersza), znajduję też serce wierszy zamieszczonych w tym tomie, a więc także serce ich twórców; marginalnie natomiast „szczytne ideały/ odezwy/ przesłania/ alleluja”. Ryszard Krynicki napisał kiedyś: Bój się Boga/ Którego nie ma/        W twym sercu. Można te słowa na różne sposoby parafrazować, mając na uwadze konkluzję wiersza Jadwigi Buczak, np. „Bój się wiersza/ Którego nie ma/ W twym sercu” albo „Bój się wiersza/ W którym nie ma/ Twego serca”. Wrażliwość – nostalgiczna, wspomnieniowa – często daje o sobie znać u rzeszowskich poetów. Ukierunkowana jest na drugiego człowieka, przyrodę, kulturę, historię albo własną biografię. Pisze Teresa Glazar w wierszu Wciąż tęsknię o intymnych doświadczeniach, a jednocześnie o doświadczeniach typowych dla dojrzałych mieszkańców Podkarpacia, także oczywistych dla mnie, ponieważ ilekroć odwiedzam podrzeszowski Zgłobień i chylącą się ku upadkowi chałupę, przenika mnie ta sama, co poetkę melancholia. Tak charakteryzuje ona rodzinne miejsce po latach nieobecności:

dom pusty nad losem swym/ w ciszy pogrążony/ kiedyś tętnił życiem/ były rozmowy/ beztroski śmiech dzieci/ czasem śpiew przy rodzinnym stole/ sąsiedzi siadali przed swymi domami/ nucąc razem z nami//a dziś… Podobna wyobraźnia tęsknoty za minionym przenika i organizuje piękny liryk Jarosława Iwaszkiewicza Odwiedziny miejsc ulubionych w młodości, który warto przypominać, szczególnie w czasach rozkrzyczanych ulic, mównic i ambon, gwałtownych gestykulacji przywódców, moralistów i mentorów, a dodatkowo zamkniętych drzwi, zasłoniętych okien i ust; czasach odchodzenia w pamięć starego świata, jak to się dzieje przy każdej pandemii, i nadziei na nowy świt. Wilgotne, zimne i grożące deszczem/

Przepływają obłoki – jesienne łabędzie./ Przychodzę tutaj znowu, by zobaczyć jeszcze,/

Czy mnie ten zmarły obraz bardzo wzruszać będzie.// Bez smutku i bez żalu oglądam strumienie,/ Gdzieśmy niegdyś gromadnie roili się nadzy,/ Ściernie runią porosłe, zagaję, kamienie,/ Drzewa w górę wyśmigłe, ścieżki, drogi, miedze.// Dom chyli się do końca, dąb schnie od wierzchołka,// Ogród w las się zamienił, a woda w szuwary,// Gdzie dawniej staw szeroki, dziś wilgotna łąka,/ Każdy kąt teraz cichszy, obcy, bardziej szary.// Woda płynąca rzeczki uniosła widoki/ Dawniejsze, na swej szklistej powłoce odbite,/ Nic nie zostało z tego – tylko te obłoki/ Zawsze w stado pierzaste i pierzchliwe zbite.// Przeminęło. Zamknięte. Skończone. Na wieki!/ Nie wstrzymuję tej wody. Odpływa, odchodzi, Niechże bieży, gdzie giną wszystkie, wszystkie rzeki,/ Stary świat się pochylił, inny dzień się rodzi.// I kiedy, obcy tutaj, przemierzam ugory,/ Patrzę, jak las, świerkowy śpi w zielonym futrze,/ Niżeli dawną miłość, wyblakłe ubiory,/ Wolę ten wiatr dzisiejszy i myśli o jutrze./

prof. dr hab. Marek Nalepa

Antologia na 40-lecie Regionalnego Stowarzyszenia Twórców Kultury w Rzeszowie, red. Barbara Śnieżek, oprac. i projekt okładki Krystyna Wajda, akwarela na okładce Wioletta Cielecka, Rzeszów – Koszalin 2020, ss.228.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko