DARIUSZ PAWLICKI – MALARZ SŁONECZNEGO ŚWIATŁA

0
639

„Przyjemność oglądania teraźniejszości nie zależy tylko od
piękna, które ją stroi, ale również od jej cechy zasadniczej – 
że jest teraźniejszością”; Malarz życia nowoczesnego,
Charles Baudelaire.

      Przed wielu laty zakupiłem w antykwariacie numer „Literatury na świecie” poświęcony przede wszystkim poetom należącym do Szkoły nowojorskiej. Ale oprócz wierszy, jak też tekstów opisujących życie literackie i artystyczne Nowego Jorku, zaintrygował mnie niewielki zestaw kolorowych i czarno-białych reprodukcji obrazów pewnego malarza. Za życia nazywano go m.in. „lirycznym amerykańskim malarzem”. A o jego twórczości mówiono: „unowocześniony amerykański impresjonizm”. Potem o nim nieco zapomniano. Nie bez powodu w obu przytoczonych cytatach występuje ten sam przymiotnik. Ów twórca był bowiem niezwykle amerykański; przede wszystkim za sprawą tematyki obrazów. Bardzo lubię jego obrazy.

*

      Tym „lirycznym amerykańskim malarzem” jest Fairfield Porter, autor licznych obrazów olejnych i akwarel. Utrwalił na nich sceny z życia swojej rodziny, naturę, wnętrza domów i ich otoczenie. Namalował też wiele portretów: swoich dzieci, żony, przyjaciół, znajomych, także kilka własnych. W jego pracach widać swoistą przytulność. Co wynikało z tego, że cechowała ona jego bezpośrednie otoczenie. A on malował je takim, jakim było. Do tego istotnym składnikiem jego malarskiego programu było utrwalanie tego, co działo się w danym miejscu i w danej chwili. I to bez względu na to, co stanowiło obiekt jego zainteresowania. Prace jakie stworzył cechuje też… niezaangażowanie polityczne. Nie widział bowiem miejsca dla ideologii w sztuce. Uważał, że bez względu na to, jaka będzie ta pierwsza, zawsze będzie trywializować tę drugą. Dlatego sferę sztuki oddzielał zdecydowanie od nie-sztuki (sprawami publicznymi jednak interesował się bardzo).

Pejzaż na Long Island z czerwonym budynkiem

      Wspomniana liryczność jego prac rzuca się w oczy. Dzieje się tak, w znacznej mierze, za sprawą światła słonecznego, które rozświetla utrwalone sceny.

      Malowane w bardzo charakterystycznym stylu obrazy pokazują, że Porter połączył w nich nowoczesność z malarską klasyką. Pozostał wierny rzeczywistości przetworzonej przez własną wrażliwość. Tymczasem współczesne mu malarstwo amerykańskie zdominowały różne odmiany abstrakcji.

 *

      Niewielka Winnetka pod Chicago, to miejsce, gdzie przyszedł na świat 10 czerwca 1907 r. Jego ojciec był uznanym architektem, interesującym się również malarstwem. Fairfield miał czworo rodzeństwa, w tym Eliota, sławnego fotografika.

      Studia na renomowanym Harvard University rozpoczął w wieku lat 17. Studiował wiedzę o sztukach pięknych.

      W latach 20. nawiązał kontakty z niemieckimi komunistami przebywającymi w USA. I choć początkowo jego poglądy były lewicowe, to w późniejszym okresie stały się zdecydowanie prawicowe. Co znamienne – nastąpiło to praktycznie bez fazy przejściowej.

      Korzystając z nadarzającej się okazji, w 1927 r. spędził pięć tygodni w Związku Radzieckim. Pojechał tam z grupą amerykańskich dziennikarzy, ekonomistów i działaczy związkowych. Odwiedził wtedy Moskwę, Leningrad, Krym. To, co tam zobaczył nie wzbudziło jego entuzjazmu. Zachwyciło go jedynie piękno Krymu.

     Następnie przez trzy lata był studentem Art Student’s League w Nowym Jorku. A lata 1931-1932 spędził we Włoszech. Czas ten m. in. wykorzystał na gruntowne poznanie sztuki włoskiej. Po powrocie do ojczyzny ożenił się w 1932 r. z poetką Anne Channing; zamieszkali w Nowym Jorku. Później przenieśli się do Chicago. Na wystawie zorganizowanej w tym mieście, w 1938 r., wielkie wrażenie na Porterze zrobiło malarstwo Edourda Vuillarda (1868-1940) i Pierre’a Bonnarda (1867-1947). Rok później Porterowie powrócili do Nowego Jorku. Podczas II wojny światowej Fairfield Porter pracował w biurze projektowym marynarki wojennej.

Dom z trzema kominami

      Po 1945 r. stał się niezwykle aktywny: więcej malował, zaczął intensywnie współpracować z czasopismami, w których zamieszczał artykuły dotyczące sztuki. Ukazywały się one m. in. w ,,Arise’’, ,,Art News’’, ,,Art and Literature’’, ,,Partisan Review’’, ,,Art in America’’, ,,The Nation’’. W tym ostatnim, dla przykładu, opublikował wiele tekstów dotyczących Willema de Kooninga, którego malarstwo (abstrakcyjne) bardzo cenił. Będąc czynnym malarzem i krytykiem sztuki prowadził równocześnie zajęcia na uczelniach. W niektórych przypadkach były to pojedyncze wykłady, w innych ich cykle poświęcone sztuce, także jej historii. Na przykład tematem jego wykładu na Kent State University w stanie Ohio była ,,Sztuka dziś – objaw chorego społeczeństwa”.

Przystań

      W roku 1949 Porterowie przenieśli się do Southampton, na wschodnim krańcu Long Island (zamieszkałym przez bardzo liczne grono artystów, ludzi pióra). A dwa lata później Fairfield Porter nawiązał kontakt z nowojorską Tibor de Nagy Gallery, w której potem wielokrotnie prezentował swoje prace. Równocześnie właścicielowi tej galerii zarekomendował takich artystów jak: Larry Rivers, Jane Freilicher, Elaine i Willem de Kooningowie.

      Whitney Museum of American Art prezentowało rokrocznie, w latach 1959-1968, jego obrazy na specjalnych pokazach. A na Biennale Sztuki w Wenecji w 1968 r., Porter był jednym z reprezentantów Stanów Zjednoczonych.

      Mimo zamieszkiwania w odległości około 120 km od Nowego Jorku, aktywnie uczestniczył w życiu tamtejszej bohemy. Znał wielu amerykańskich malarzy, literatów, muzyków. Z częścią spośród nich był zaprzyjaźniony. Z kolegami po pędzlu i piórze spotykał się często w Cedar Bar w Greenwich Village. Był także członkiem Artists Club. I w tym to klubie, miejscu wielu dyskusji, uciął kiedyś dysputę dotyczącą tego, czy podpisywanie obrazów przez ich autorów, jest czy nie jest próżnością. Wypowiedział wówczas z przekonaniem następujący pogląd:

„Jeśli ktoś jest próżny, próżnością będzie i podpisywanie obrazów, i ich  niepodpisywanie. Jeśli ktoś nie jest próżny, podpisywanie czy też niepodpisywanie również nie będzie próżnością”.

*

      W jego życiu ważną rolę odgrywała wyspa Great Spruce Head Island, położona blisko Rockland w Maine. Tę bardzo małą wyspę kupił jego ojciec w 1912 r. Po czym wzniósł na niej okazały letni dom, według własnego projektu. I już w roku następnym rodzina Porterów, w tym Fairfield, spędziła w nim wakacje.

     Przyjeżdżał na wyspę bardzo często; i to przez całe swoje życie. Po założeniu rodziny zjawiał się na niej z żoną, dziećmi. Często także w towarzystwie przyjaciół, znajomych. Spędzał tam przede wszystkim miesiące letnie. Natomiast nigdy nie pojawił się na wyspie zimą. W domu na Great Spruce Head Island (w przeciwieństwie do tego na Long Island) nie miał pracowni – ta była na zewnątrz, czyli wszędzie. W razie niesprzyjających warunków atmosferycznych, sztalugi rozstawiał na werandzie.

      Letni dom, mieszkający w nim ludzie, rozmaite zakątki wyspy pojawiają się na bardzo wielu obrazach Portera. Podobnie zresztą jak dom całoroczny w Southhampton. Na jego temat John Ashbery napisał, że był on „czarodziejskim miejscem: ogromny i gościnny, lecz zawsze odrobinę zaniedbany i uroczo chylący się ku upadkowi. Jedna z łazienek była nawet w gorszym stanie, w hallu na piętrze tapety zwisały w festonach – i nikomu specjalnie to nie przeszkadzało. Dzieci Porterów były niezwykle piękne, wielkookie, pogrążone we własnych myślach i rozmawiające jak dorośli. Na ścianach wisiały szczególnie dobrane obrazy de Kooninga, Larry Riversa i Leona Hartla (mało znanego artysty, którego Porter darzył ogromnym podziwem), sztychy Audubona, ukiyo-e i niezwykły rysunek Turnera; po domu snuł się cudowny zapach – połączenie dobrej kuchni, farb olejnych, książek i świeżego morskiego powietrza”.     

      Johnowi Ashbery’emu można wierzyć, gdyż był częstym gościem w southamptonowskim domostwie Porterów. 

*

      Bohater tego szkicu był człowiekiem o skomplikowanej psychice: konfliktowym, porywczym, pełnym kompleksów. Wielokrotnie źródłem kłopotów Portera był też jego nonkonformizm. Uważano go zresztą za dziwaka, na którą to opinię wpływ miało również jego nieodwołalne postanowienie, aby mówić prawdę.

      Życie Portera, i tak już skomplikowane, pogmatwało się jeszcze bardziej za sprawą jego związku z poetą Jamesem Schuylerem. Związek ten trwał przeszło dekadę. I przez ten czas Schuyler mieszkał z Anne i Fairfieldem Porterami oraz ich dziećmi; zarówno w Southampton, jak i na Great Spruce Head Island; wręcz współtworzył tę dziwną, jakby nie było, rodzinę.

 *

      18 września 1975 r. Fairfield Porter zmarł w Southampton. Przyczyną śmierci był atak serca, który nastąpił podczas rannego, samotnego spaceru brzegiem oceanu. 

_______________________________________________

Reklama