Dariusz Grzegorz Pyż
Dariusz Grzegorz Pyż urodził się 30 czerwca 1961 r. w Gdańsku w rodzinie inteligenckiej. Brał udział w konkursie na Blog Roku w kategorii Blog Literacki. Dwukrotnie wchodził do dziesiątki nominowanych 2009 i 2011 r. Jego twórczość była prezentowana w audycjach radiowych w Polsce w Radiu WNET i poza granicami kraju – Polska Tygodniówka, Near 90.3 FM, Dublin.
Wydał cztery tomiki wierszy: W moim ogrodzie, Moja szuflada (drogą elektroniczną). Następnie Między Mną A Tobą Przestrzenie i Czas Kominkowych Wierszy. Publikuje nie tylko wiersze, ale również opowiadania: Miłość odchodzi w sen Wiara trwa, że powróci.
Zaangażowany w rozwój społeczności, w której mieszka. Radny gminy Szemud kadencji 2014-2018 i 2018-2023 r. Przez dziennikarzy nazywany Kapitan Romantyk, gdyż pracuje jako Kapitan Statków Ratowniczych w Morskiej Służbie Poszukiwania i Ratownictwa w Gdyni. Znany w swoim środowisku z prowadzenia licznych tematycznych spotkań o tradycji i poezji z młodzieżą szkolną, jak i z mieszkańcami Gminy Szemud, gdzię prezentuje swoją twórczość. Jest Porucznikiem Związku Piłsudczyków RP Okręg Pomorski w Gdyni.
Wybrane publikacje
• Pyż, Dariusz Grzegorz. Między Mną A Tobą Przestrzenie. Jastrzębie Zdrój: Wydawnictwo Black Unicorn, 2013.
• Pyż, Dariusz Grzegorz. Czas kominkowych wierszy. Jastrzębie Zdrój: Wydawnictwo Black Unicorn, 2013.
• Pyż, Dariusz Grzegorz. Miłość odchodzi w sen Wiara trwa, że powróci. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN (Rozpisani.pl), 2016.
Noc
Sławomirze przystańmy
Ścieżka się zwęża a wzrok już nie ten
Wysłuchajmy nocnej ciszy Puchacza zwierzeń
Tak Grzegorzu noc potrafi śpiewać
My zaś coraz dalej zachodzimy w siebie
Zadając mnóstwo pytań
Może masz rację by przystanąć i poczuć
Fizyczne tętno zbyt strudzonej przestrzeni
Kolczastych bukietów mamiących chwilę
Sławomirze mimo to jest pięknie się różnić
Widzieć odmiennie wiosenną noc
Gdy cienie kładą się na ziemi wydłużają ciekawość
Tak Grzegorzu księżyc maluje nocną historię
Jest ona prawdziwa gdyż żywa w jego blasku
Ożywia martwe drzewa, konary, kamienie
I nasze cienie
Sławomirze to brzmi jakbyśmy byli obrazem
Nie Grzegorzu cząstką historii przyjacielu
Kamień
Na jawie
Hieroglify zdobią ściany
Zabawa w ich znaczenie staje się grą
Odkryć kolejnej komnaty
Gospodarz ucieka ze spojrzeniem
Gość zostaje sam bez odpowiedzi
Gdyby, choć więcej kolorów zmieszano?
Ponury widok ścian zostaje bez zmian
Kolejny pokój ukazuje ciała w skulonym kształcie
Lęku. Oddających pokłon brudnej dłoni
„Kto odgadnie ten skosztuje”
Popłynął przekaz z pawich trzewi
Rozlana zaś breja zmian służalczości
Zawstydza wielu
Szachy ukazały słabość gospodarza
Do jedynego ostatniego
Trzymającego jajo
Dumnie w majestacie ciesząc się odkryciem
Czyż głowa nie ma podobnego kształtu?
I wszystko, co się w niej zrodzi
Będzie prawdą oczywistą
Gość przysiadł a kaleka wyszedł
Za nim orszak
Kamień
Zwątpienie
Och witam ciebie
Dawno nie raczyłeś do mnie zajrzeć
Drogi przyjacielu czas wiary jaszczura się kończy
Tak boli me serce
Nie z wieczności
Boli z zamętu, który nadejdzie
Jaszczurze byłeś na Krymie
Życzyłeś dobrej podróży czajką
Przechadzałeś się po popiołach wszech wojen
Tyle widziałeś. Czemu zatem ma nastąpić koniec?
Rozrywa mnie z żalu braku słuchania
Braku uczenia się ze zdrad
Naiwnego powiedzenia
Będzie jak będzie a życie płynie wraz z czasem
Którego mi nie brakuje?
Ale ludziom?
Beznadzieja szarości na płótnie szaleńca
Ponoć nabiera sensu?
Nie stój w progu mego domu
Zasiądź wygodnie i pomyśl
Ilu zacnych ludzi oczekuje zmian spokoju i radości
A ty?
Co ja?
Sam nie wiem, bo i ja wyczuwam niepokój
Dziękuję za gościnę pod wzgórzem Karmel
Twoje serce zawsze było źródłem życia
Jednak dzisiaj to nie wystarczy
Jak niegdyś opisano Judasza
Tak pisać mogą o Tobie
Zatem nikt nie jest bez winy?
Jaszczur spojrzał na gospodarza
Przyjacielu to jest proces
Jaki?
Kamień
Spotkanie
Zmierzchało
Przechodzień położył dłoń na mym ramieniu
Nie bój się wyzwań
Daj się wyzwolić
A ty to, kto?
Nikt bez domu ani historii
Więc czemu innym radzisz jak żyć?
Ja nie radzę a wskazuję drogę
Droga jest wymijającym zwrotem
A co chcesz usłyszeć?
Czemu mnie dotykasz?
Boś zwrócił moją uwagę
Na tym poprzestańmy
O nie w tej chwili, gdy jestem sam
Tak też myślałem
Nic nie dzieje się bez zaczynu
Może sagan nie starczy na odpowiedź?
Oj fraza stała się niezręcznym słowem
Gdy o powody Twojej udręki zapobiec idzie
Lecz czy poznając wszystkie tajemnice będę szczęśliwy?
Z pewnością nie!
Więc co?
Poznasz swoich wrogów
Kamień
Zagubieni
Horacy stój
Tak Henryku, ale czemu?
Nie widzisz? A co mam widzieć?
Tu przecież stał dom z kolumnami
Po prawej zaś był ogród
Henryku przypomnij mi, kogo był to dom?
Horacy to był dom.. Nie pamiętam
Ale wiem, że wiele znaczył dla ludzi
Tylko zapomniałem
Widzisz Henryku jak łatwo można zapomnieć
Nie zgadzam się
Ja nic łatwo nie zapominam tylko
Czuję, że świat się zmienił a my?
Co my? Idziemy przed siebie by niekiedy przystanąć
Zadając sobie pytanie
Gdzie wschód? Gdzie zachód?
Oj Horacy od dawna już nie ma ani wschodu czy zachodu
Jest tylko półcień rzucający doktrynami
Ha! Dobrze, że nie nami
No wiesz chyba się nie odważy?
Oj nie byłbym tego tak pewny
Dobrze Henryku
Powiedz, zatem czy to pewność czy tylko przeczucie
Wieloznaczność znaczeń interpretacji jednego prawodawstwa
A ty, dokąd zmierzasz tą retoryką?
Do prawdy
Prawdy już nie ma drogi Horacy
Nie ma i nie będzie, bo dla kogo ona miałaby znaczenie?
Widzisz gdzieś tu innych poza nami?
Henryku mówisz i mówisz
Chodź może kogoś znajdziemy?
Z ruin dobiegł dźwięk sapania i syczenia
Poczekaj ktoś tu jest może potrzebuje pomocy?
Jaszczur otrząsnął się z pyłu i spojrzał na dwóch zagubionych ludzi
Pomocy to wy potrzebujecie boście zagubieni między światami
Starzy poszukiwacze, co onegdaj tworzyli historię
A co ty jaszczurze możesz o nas wiedzieć?
O ludziach wiem wystarczająco dużo by się nie wtrącać
Jesteście zmienni dziś budujecie jutro burzycie
Napatrzyłem się i straciłem nadzieję
Na co niby nadzieję?
Jaszczur nie odpowiedział
Skręcił w uliczkę
Horacy i Henryk usłyszeli
Może kiedyś znajdziecie to, czego szukacie a światy się połączą
I ponownie zapłonie ogień w waszych sercach
W oddali postać Jaszczura zniknęła w ogrodzie, którego nie było
Horacy i Henryk spojrzeli po sobie wypowiadając słowa Jaszczura
Światy się połączą
Następnie w milczeniu poszli przed siebie
Kamień
Jolanta Rawska
Jolanta Rawska urodzona w 1959 roku w Warszawie, absolwentka Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 1984-1988 pracownik Departamentu Prawnego Ministerstwa Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. W 1988 r. wyemigrowała z rodziną do Niemiec.
W roku 2010 zostaje wydana jej powieść Saskia (LSW). W roku 2011 w konkursie Mocne postanowienie portalu www.publixo.com pod patronatem wydawnictwa Mybook jej opowiadanie zajmuje pierwsze miejsce i zostaje opublikowane w antologii pokonkursowej I życzę ci, żeby. W tym samym roku opowiadanie Małpeczka otrzymuje wyróżnienie na VII Międzynarodowym Festiwalu Opowiadania we Wrocławiu. W roku 2013 opowiadanie Sen nocy letniej albo wieczory z Lilly zostaje opublikowane w zbiorze opowiadań Lato moralnego niepokoju (Ad Rem). W 2015 r. we współpracy Jolanty Rawskiej z pisarzem Jakubem Winiarskim zostaje wydany podręcznik kreatywnego pisania Po bandzie, czyli jak napisać potencjalny bestseller (Prószyński i S-ka).
Jej wiersze otrzymały wyróżnienia w konkursie Małopolska Nagroda Poetycka „Źródło” (2017 i 2018), w roku 2018 w konkursach „Hymn zachwytu” i w XIV Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. Kazimierza Ratonia, a także II nagrodę w kategorii „Przed debiutem” w 39. Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. Haliny Poświatowskiej. Wyróżnione i nagrodzone wiersze znalazły się w antologiach pokonkursowych oraz we „Frazie”.
Pisze opowiadania i wiersze, pracuje nad następną powieścią.
Wybrane publikacje
• Rawska, Jolanta. Saskia. Powieść obyczajowa. Warszawa: LSW, 2010.
• Winiarski, Jakub, Rawska, Jolanta. Po bandzie, czyli jak napisać potencjalny bestseller. Podręcznik kreatywnego pisania. Warszawa: Prószyński i S-ka, 2015.
• Małopolska Nagroda Poetycka „Źródło”. Tarnów: Centrum Sztuki Mościce, 2017.
• Małopolska Nagroda Poetycka „Źródło”. Tarnów: Centrum Sztuki Mościce, 2018.
• „39. Ogólnopolski Konkurs Poetycki im. Haliny Poświatowskiej. Utwory nagrodzone i wyróżnione”. Częstochowa: Regionalny Ośrodek Kultury, 2018.
• Hymn Zachwytu. Antologia pokonkursowa 2018. Ostrów Wielkopolski: Wydawnictwo Republika Ostrowska, 2018.
• „FRAZA poezja proza esej”. Rzeszów, Stowarzyszenie Literacko-Artystyczne „Fraza”, nr 1-2, 2019.
się nie da
ten trzeci mówi jest obrażona
nie mówi uraziłeś ją obojętnością sprawiłeś jej ból
ten trzeci mówi ona jest wściekła
że nie dzwoniłeś do niej nie pytałeś o zdrowie
a dzisiaj się nie da
świat nie miał jeszcze końca codziennie zaczynał się
od nowa tym samym rytmem posiłków i ruchu na korytarzu
biaława kula księżyca co noc powoli przetaczała się z lewej
na prawą stronę okna świeciła wprost w oczy do piątej nad ranem
kapały płyny z kroplówek wdzięczyły się świeże rany prószył śnieg
kiedy na wielkim H lądował helikopter z następnym pacjentem
na środkowym łóżku Rosa pochrapywała chociaż twierdziła że w ogóle
ale to w ogóle nie może spać przez tę krew na bandażu i ból palca u nogi
Waltraud z małą demencją włączała w nocy latarkę żeby lepiej
zobaczyć pokój blade świetlane kółka chwiały się
na ścianach i podłodze często śpiewała piosenki
gdybym była ptaszkiem i miała skrzydełka
poleciałabym ja do ciebie miłego
ale żem nie ptaszek zamiast śpiewać kwękam
tutaj pozostanę czekać dnia lepszego
nawet można się było śmiać między narkozą bólem i wyjściem
Plama
na granitowym parapecie w łazience plama.
zauważyłam, gdy odjechali. podłużna, trochę skoczna,
może mroczna lub przekorna, obrazek tłusty –
ciemnieje jakiś składnik, lecz go nie znam, bo alchemią
nie bawię się już od lat. nie jest z rodzaju tych
ze średniowiecznych sag, kiedy Olaf odkrył wyrytą w skale
Sigridę, klęczała obok niego, a nad nimi niedźwiedź – kat.
nie umknęli przed wróżbą, a gadano o nich czasem pięknie,
a pisano o nich czasem byle jak. plama nic nie wie
o swych krwawych siostrach – kamiennych śladach
po rytuałach, o znakach ani cmentarnych westchnieniach.
teraz myślę, że zażyła olejek, mirrę i kadzidło,
lecz może to było tylko chichoczące mydło,
pachnące świętami, grudniem i radosnym śmiechem dzieci.
ironiczny zakładnik pożegnań.
zauważyłam, gdy odjechali.
tak to było. tak.
Hilchenbach, grudzień 2018
Sonata b-moll Chopina
I. Grave – Doppio movimento
spójrz Frédéric – przyjechała!
zdążyłaś więc Ludwiko
a mnie tak w piersiach duszno tak mało oddechu
poci się biała pościel i milczy fortepian
doktory nic nie mogą głowami kiwają
śmierć mruży ślepia
Frycku wypij bulionu sił może nabierzesz
odgarnij mroczne myśli wspomnij śmiech i zapał
lato na wsi gdy grałeś z kapelą na jednej
strunie basetli
dźwięki płyną przez ciebie jakby twoje ciało
miało w sobie krajobraz wierzby wiatr słowiki
z serca proste śpiewanie w chatach karczmach dworach
ducha muzyki
teraz słyszę ten galop Ludwiko to ona
jak żona chce być blisko miłość umie dręczyć
z melancholią krew chłeptać i tony brać różne
pamięć też męczy
pamięć jest naszą siłą w melodiach mazurków
polonezów nokturnów w rytmikach i pauzach
dostojny krok historii gromki krzyk powstańczy
potrafisz zamknąć
II. Scherzo
moje życie Ludwiko skończy się akordem
zmęczonym jak kaszel suchotnika
o czasie! wędrujący po nutach i dźwiękach
pierwszy aktorze każdej tragedii
komediowy cieniu człowieczego losu
klawiaturo zdarzeń białych albo czarnych
nieznajoma damo szkielecie przyszłości
naga repetycjo bez śladu mądrości
i nie ma etiudy dla ćwiczenia życia
choć trzeba dorosnąć by objąć oktawę
błękitnego tonu wieczne pożądanie
chwilo – odkąd nie ma – nas pomiędzy nami
jest tylko muzyka
III. Marche funèbre
gdy przebrzmi Requiem
mozartowskie
za trumną pójdą
w smutku tłumy
gdy zbiorą nuty
do wydania
uniosą słowa
o muzyce
jak zbiory fresków
maestoso
żałobny pochód
krzyk o wolność
rytm niesie śpiewność
dur moll con brio
lotność i ciężar
i wariacje
arpeggio w sercach
wieczny taniec
pasaże życia
gwar kawiarni
Warszawa błyszczy
Paryż klaszcze
tak wielu ciebie
tak kochało
forte powstania
w listopadzie
i wielka czułość
dźwięków piano
płynie muzyka
nieśmiertelna
uczucia budzi
nienazwane
czarom podobna
cudom wiary
w umysły trafia
brzmieniem arche
spokój z rozpaczą
ramię w ramię
IV. Finale Presto
mój Fryderyku mój najmilszy bracie
miss Stirling łkała bowiem tak jej było
jak tobie w Nohant po naszym wyjeździe
lecz mnie jest straszniej bo ciebie już nie ma
nie ma i nie ma i nigdy nie będzie
wiozę do Polski pod moim kubraczkiem
słoik z koniakiem a w nim twoje serce
kołysz się kołysz aż będziemy w domu
w niewoli Polska przyjmie choć część ciebie
światu zostanie twa maska pośmiertna
odlew twej ręki garść portretów listy
i twa muzyka szum wiatru w gałęziach
miłość ze śmiercią i po śmierci miłość
Dedykacja: ukochanemu – kim byłabym bez ciebie – bo ciebie już nie ma –
i nigdy nie będzie
Hilchenbach, sierpień 2018
Na skraju krateru
leżę skulona w hamaku między słońcem a ciemnością
nagie ramiona z oddaniem przyjmują liźnięcia wiatru
a namaszczona skóra błyszczy w promieniach udając gładką
tęsknię za słonym morzem daleko za nami – ty wiesz –
nawet biedak umie się cieszyć światłem i ciepłem
nad wybujałymi aksamitkami nachyla się ciemny motyl
(mało ich teraz widać bo w przyrodzie ostatnio źle się dzieje
świat rolniczy nie jest dla owadów życzliwy)
kwiaty jak buddyjscy mnisi pomarańczowe i żółte
rozmawiam z wierszami Elizabeth Bishop w których
przy odpływie przejrzysta woda odsłania skalne grzbiety
a na moim sercu stary zapomniany tatuaż „zaraz wracam – Odys”
i jeśli to miałby być
ostatni dzień życia
o czym myśleć? co robić? co całować?
kogo przepraszać? dokąd lecieć jak na skrzydłach?
siedzimy pod bezdusznym niebem
z nogami dyndającymi na skraju krateru
Hilchenbach, lipiec 2018
wspomnienie zamarznięte
złodzieje słów chwytają by ich przebiegle użyć
w kompanii cudzołożnej w technikach kudłacenia
oblane kłamstwem słowa wracają w dymnej burzy
i kostium drży plamami już nie do wywabienia
złodzieje snów plądrują i znika spokój nocą
sny nowe jak w gorączce pełne niechcianych zwierzeń
natrętnie bębni koszmar więc rany wciąż się jątrzą
w pościeli się zalęgły trujące małe jeże
złodzieje serc zgrywają teatr z kurtyną w czaszki
szantaże dla naiwnych niemądrym mdłe uśmiechy
zysk się wydaje nikły bo perła nie wystarczy
więc z zemsty zniszczyć muszlę a potem czmychnąć w niebyt
złodzieje życia niszczą światy ogromne święte
i zieje wieczna pustka wspomnienie zamarznięte
Krystyna Rodowska
Krystyna Rodowska – poetka, tłumaczka literatury francuskiej i hiszpańskojęzycznej, głównie poezji, eseistka. Opublikowała dotychczas siedem książek poetyckich, z których Na dole płomień, w górze płomień (1996) uzyskała wyróżnienie Fundacji Kultury. W roku 2012 ukazał się jej obszerny wybór wierszy Wiersze przesiane, 1968-2011, w tym nowy tomik Miejsce na feniksa. W tym samym roku francuskie wydawnictwo l’Harmattan opublikowało antologię jej wierszy Vers le Nu (W stronę nagości) w przekładach na język francuski wybitnego poety Bernarda Noêla. W roku 2009 na Kubie ukazał się niewielki wybór jej wierszy Abajo fuego, arriba fuego (Na dole płomień, w górze płomień). W latach 2008 i 2011 opublikowała, nakładem wydawnictwa Biuro Literackie, dwie obszerne antologie osobiste: 14 poetów francuskich Na szali znaków i 15 poetów latynoamerykańskich Umocz wargi w kamieniu (Nagroda Warszawskiej Premiery Literackiej, wrzesień 2011) – obie we własnym wyborze, przekładach i opracowaniu krytycznym. W roku 2015 Minister Kultury Francji przyznała jej Oficerski Order Literatury i Sztuki, za odkrywanie i promocję poezji francuskiej w Polsce. W roku 2018 opublikowała swój nowy przekład pierwszego tomu wielkiego cyklu powieściowego Marcela Prousta W stronę Swanna, za co uzyskała nominację do nagrody translatorskiej Boya-Żeleńskiego. W roku 2019 w wydawnictwie PIW ukazał się wybór jej wierszy z 50 lat (1968-2018) Nic prócz O. Wiersze Krystyny Rodowskiej były tłumaczone na języki: francuski, hiszpański, czeski, angielski, rosyjski, słowacki, łotewski, litewski, arabski i hebrajski. W roku 2016 została odznaczona Srebrnym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.
Wybrane publikacje
• Rodowska, Krystyna. Szelest, półmrok, sens. Wydawnictwo Gdzie Indziej, 1995.
• Rodowska, Krystyna. Na dole płomień. Anta, 1996.
• Rodowska, Krystyna. Bliżej nagości. Nowy Świat, 2002.
• Rodowska, Krystyna. Abajo fuego, arriba fuego (wybór poezji w języku hiszpańskim; tłum. Gerardo Beltran). Kuba 2010.
• Rodowska, Krystyna. Vers le Nu (wybór poezji w języku francuskim; tłum. Bernard Noël). Editions L’Harmattan, 2012. Seria: Poètes de cinq continents.
• Rodowska, Krystyna. Wiersze przesiane 1968-2011 (wybór dotychczas wydanych wierszy wraz z nowym tomem pt. Miejsce na feniksa). Podkarpacki Instytut Książki i Marketingu, 2012.
• Rodowska, Krystyna. Jest się czymś więcej. Wydawnictwo VIDI, 2017.
• Rodowska, Krystyna. Nic prócz O. PIW, 2019.
Środki czyszczące
dni i noce
umywają od nas swoje długie ręce
i w końcu nas wywabią
jak plamę z ubrania
które ma jeszcze posłużyć
już nie nam
Rozmyślania przy myciu zębów
Co najmniej trzy razy na dobę
obmywam zęby z nalotu śmierci
Ona jest żółta albo czarna
Czuć ją świeżością i rozkładem
Dlaczego wymyślamy jej rodzaj żeński?
Dlaczego mnie urodziła a teraz zjada,
mnie – bakterię myślącą wśród zębów wszechświata ?
Ciągłość
Pocieszamy się że jest miłosierny
Nazywamy go Panem
z (doprawioną) siwą brodą patriarchy
i ręką karzącą dla swoich stworzeń
Jego eksmisja z wysokości
nie dochodzi do skutku bo ciągle
nie umiemy oswoić się z pustostanem
To
„Nie czuj się opuszczona”, powiedział ten, którego śniłam. „Więź uderza mocno. To musi zaboleć”.
Siedzieliśmy w ciemności, w jednym rzędzie, jak w kinie. To działo się naprawdę, nie pierzchło, gdy otworzyłam oczy.
Przyjęłam to w siebie, jak miłosne nasienie. Zaczęłam dzień z czymś, co rosło w środku.
Z nieznanym mi wirusem pożądań, na który najwidoczniej nie mam odporności.
Ciało poety
Jarkowi Markiewiczowi, w dniu pogrzebu
Umiera poeta – dogasa hieroglif
ciała z którego iskry wciąż lecą i prószą
prosto w oczy niewiernych – wiernych umieraniu
tych wszystkich którzy nagle zmęczyli się ciałem
Skupiony w garstce prochu
masz przed sobą przestrzeń
Zakopany w po-byciu
przebierasz się w ciało
czytelne dla czasu
(już nie do czasu)
wyzute z do
tykalności
doskonałe TY
Weronika Romańska
Weronika Romańska urodzona 9 października 1987 r. Wychowała się i mieszka w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą. Zainteresowanie poezją zakorzeniło się w niej w latach licealnych i stało pasją na całe dotychczasowe życie. Rok 2015 stał się jej debiutem poprzez dodatek literacki do gazety „Powiat Słupski” oraz publikacje w kazimierskim periodyku o nazwie „Pismonos”.
Wybrane publikacje
• Antologia Poetów Polskich 2017. Warszawa: Wydawnictwo Pisarze.pl, 2017.
trzy krzyże
Pierwszy to kobieta, jedna z najpiękniejszych,
jakie znam. Wcześniej brzydka i kwaśna, jak przejrzała wiśnia.
W końcu zdradził mąż. To była pestka i zakiełkowała. Teraz jej spojrzenie
wciąga bardziej niż przejrzysta noc. Ciałem są gąłązki lipcowych gruszek. Wargi
to zimą, wspomnienie świeżych truskawek, „cierpienie uszlachetnia”. Kiedyś
poza życiem i od niej dostanę w mordę, bo powiem to głośno, mijając się
na chodniku. Bóg też tak sądzi, dlatego pod górę, zamiast biletów, ktoś powinien
sprzedawać chusty Świętej Weroniki. Przy studziennym stoliku
nie wolno mówić o tym, że letnieją niedawno ciepłe miejsca, bo to banał.
O zmarłych
nie wolno mówić żle, więc milczymy, albo się śmiejemy, ale wolimy ciszę,
kiedy myślimy, o tym, że śmierć, jest tak samo nierealna, jak życie. Patrzę
na dachy
kamienic i nie wiem, czy jestem obłąkana przychodząc tu i pewnego dnia
z któregoś polecę, czy raczej szaleni są wszyscy, przychodzą i skaczą
codziennie.
Mam jeszcze wiślany wał. Może być mój, może być każdego. Tam
szum przelewa pewność, że tak naprawdę nic się nie wydarzy. Pytają
czemu chodzę boso. Po co obuwie w Kazimierzu. Wiem,
że kiedy idę siku szepczą, że jestem nienormalna myśląc, że to tajemnica,
albo, że nie słyszę. Przecież to tylko buty.
Dzisiaj nie napiszę. Rysuję
nowy kolor źrenic wbijając kredki
w oko. Czarny za bardzo wyszczupla. Psychiatra
powiedziałby, że to wyparcie, więc jednak
próbuję pisać, o tym czego nie da się nazwać,
a z oczu na kartki kapie, nie krew, tylko białko. Biały
jest brzydki i lepki. Przywiera do papieru, biorę go
na palce i robię koło. Wyszedł mi księżyc, który zniknął,
bo zawsze odchodzi. Widziałam jego promienie, jak rozbijają się
o glebę szukając ujścia w szczelinach. Łapałam,
ale za mało. Teraz piszę z łatwością, dlatego, że oślepłam.
***
Szereg ułatwień
Będąc ze mną upadasz,
więc przemeblowałam dom, usuwając
kanty, o które możesz się poobijać. Któryś raz
maluję tynk, zmieniam kolor (bo jest za zimny),
ale to wciąż nie ta
ściana. Odwracam głowę, a ty się przewracasz,
dlatego muszę patrzeć. Leżysz,
to trzęsie się ziemia. Za chwilę
cisza. Najgorsza z możliwych,
gdzie od nowa uczymy się mówić.
***
pożegnanie z królową śniegu
Zakopcie go szybciej, ja od kwietnia nie spałam*
i jeszcze nie wiem, że długo nie usnę. W domu
pustka, zimna i mokra, a światło mętnieje
przez gałęzie od podwórza. Czasem jabłka
obijają się o dach i turlają po rynnie, w to co żyje
wpuszczając złe myśli. Nieruchoma, ale drżę,
jak wyrzucona na mróz kotka. Jestem w futrze,
bo tylko sieroty chodzą bez ubrań
na każdą ewentualność. Pewne historie
zaczną się i kończą od drzewa. Rozkochać kobietę
potrafi jedynie śmierć, mężczyznę rozgrzeszenie.
*zasłyszana na cmentarzu prośba kobiety na pogrzebie jej męża.
to wszystko o miłości
Na poprzecinanych słomkach wyrastają głowy. Bezimienne,
których nazw (Niebo broń), nikomu nie wolno wypowiadać
nawet szeptem, chyba, że przez zaparowane tafle
wody do których przylgnęły usta, gdzie widać, całe szczęście,
mniej niż widzieć można. Odbicia są gładsze, niewyraźne
jak ziemia
po której stąpam. Kochanie bywa mydlaną bańką,
na połowie śpi człowiek, na drugiej powstaje świat i ani słowa,
o tym czego nie można mówić, żeby nie wdychać, tego
co mogło wyparować. W rękach nie trzymamy
nigdy innych dłoni, chociaż czasem majaczy się,
nie znajdujesz w nich nic poza pianą, kiedy je otworzysz.
dwubiegunowość
Śmierć kota ze starości to koniec pewnej epoki
dla właściciela. Zaczyna myśleć, jak wygląda trawa
po drugiej stronie ziemi i coraz trudniej mu zmyć pazury
z lustra. Potrzeba coraz więcej chemii. Czasem jest
taki bałagan, że nie można znaleźć wszystkich swoich
dzieci, a później w dzień podobny do tego, bachory
próbują wyciągnąć cię spod szafy. Śmierć kota
w wierszu to banał, ale nie ze starości.
Aneks
Kobieta w kuchni zaciska pięści, próbuje
zawiązać sznurówki i nie płakać. Tylko wróć
przed północą, z ust niekochanego męża
to jak uderzenia dłonią w pękniętą szybę. Ucieczka
w dół po schodach i wzdłuż jednakowych ulic, szarych
kamienic, ludzi. On, nie kocha, patrzy na parter z wysokości trzeciego
piętra i czeka. Wybrała go z tłumu i tak postanowił się wyróżniać. Zdradę
zaczyna to co grzęźnie w gardle i dotyka, tam gdzie potrafi najpiękniej, a potem
wypływa kolejny świt zastygając na poręczach. Pod nogami
układa się monstrancja. Światło i nadzieja
muska studzienki, w szczeliny
wtapiając modlitwę.