Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
522

będzie mi towarzyszyło męczące przekonanie, że nie powiedziałem wszystkiego…

„Wiem  mianowicie, że w tym co piszę, pisałem i co napiszę, do końca, do ostatniego zdania, będzie mi towarzyszyło męczące przekonanie, że nie powiedziałem wszystkiego, co o sobie i świecie chciałem powiedzieć. Że pozostanie jakaś niepokojąca reszta, o której nie potrafiłem ani nie będę umiał nigdy nic powiedzieć (…) Czasami wydaje mi się, że ta reszta, o której nic nie napisałem, jest ważniejsza od wszystkiego, co napisałem.”

Długi cytat z „Opowieści niedokończonej” Kornela Filipowicza. Mam wrażenie, że każdy z nas, ludzi pióra, niesie w sobie tę prawdę, że mamy poczucie nieskończoności, że to, co pozostawimy… nijak się ma do tego, co ważne, co powinniśmy, co jest w nas…

Filipowicz był ważnym pisarzem. Kluczowe w tym zdaniu było słowo „był”. Był dla pokolenia moich rodziców, dla mojego pokolenia. Czy jest ważny dla współczesnych czytelników? Boję się, że to pytanie retoryczne. Więcej, boję się, że dla tych, którzy interesują się literaturą, to raczej towarzysz Szymborskiej niż pisarz, pisarz wybitny.

Justyna Sobolewska skreśliła ten portret delikatną kreską. Z miłością? To chyba za dużo. Czule, odpowiedzialnie, bez niepotrzebnego przekraczania granic – o co wbrew pozorom było łatwo. Ma ta książką swój charakterystyczny ryt. Splecenia życia z twórczością. Ktoś powie, że to naturalne, oczywiste, że z pisarzem się inaczej nie da? Nie da? Da się, naprawdę da się. I najczęściej, to zła praktyka, ale przecież sukces czytelniczy gwarantowany, biografowie koncentrują się wokół większych i mniejszych skandali, dziur w życiorysach, porażek, fobii, chorób, dziś także preferencji seksualnych.

Przeżył 77 lat (1913-1990), kilka epok, zaborów, wojen, Niemców, Rosjan, kamieniołomy, obozy…

Przeżył 77 lat (1913-1990), kilka epok, sporo romansów, przynajmniej dwie kobiety, które pokochał…

Przeżył 77 lat (1913-1990), kilka epok, studia biologiczne, wyprawy wędkarskie, bez których żyć nie mógł, biwaki.

Przeżył 77 lat (1913-1990), kilka epok, przyjaźni literackich, co tu kryć fantastycznych: z Przybosiem, z Różewiczem, Szymborską, Szczepańskim, setką innych, ważnych i tych o których nie ma nawet wzmianki w słownikach.

Był ojcem. Złym, sam to przyznawał.

Był opoką dla całego pokolenia pisarzy.

Pamiętam go z lat siedemdziesiątych, osiemdziesiątych ubiegłego wieku. To wtedy czytałem jego książki, ale też zaczął funkcjonować w drugim obiegu, z którym byłem związany.

Kim był? Świadkiem epoki? Socjalistą? Cieszył się, gdy Jan Józef Lipski, chwilę przed śmiercią, przyniósł mu legitymację z niskim numerem odrodzonego PPS-u. Ale przecież znalazł się wśród 53 krakowskich literatów, którzy podpisali haniebną rezolucję potępiającą księży kurii krakowskiej w 1953 roku… No podpisał…

Tak, wyciągano mu to, pamiętano. Coraz mniej we mnie chęci przypominania. Może z wiekiem dostrzegam więcej odcieni, więcej we mnie chęci rozumienia intencji, postaw. Tolerancji?

Więc może obóz koncentracyjny? Każdy kto go przeżył był innym, musiał być innym, człowiekiem niż wcześniej.

A może to związek z Jaremianką był najważniejszy?  Jej eksperymenty, lewicowość, wstrząs, jaki przeżyła po referacie Chruszczowa? Miłość, fascynacja – nieustanna, do śmierci. I jej odchodzenie… Była najważniejsza?

Pukam się w głowę. Przeciez to wszystko gdzieś wokół.

Nie, nie, nie! Był pisarzem! Troszkę też scenarzystą (przezabawne Studio „Miczura” i listy z Różewiczami). Miłośnikiem przyrody. Pisał o niej, jak nikt… No może Igor Newerly. Miał z nim zresztą jeszcze jedno wspólne zamiłowanie: do majsterkowania (warsztacik w kuchni mieszkania na krakowskiej ulicy Lea).

Palił namiętnie (kto wtedy nie palił), kot przechadzał się po mieszkaniu, w pokoju dożywała swoich lat matka (jej mundur armii Andersa w szafie), w pracowni Jaremianki sztalugi.. Patrzę na zdjęcia, namiot, ryby, nikt już tak nie spędza czasu.

Był przewodnikiem kilku pokoleń pisarzy (tak pięknie mówi o nim Tadzio Nyczek)… Wojskowa amerykańska kurtka, której mu zazdroszczono. Dyskretne uczucie z noblistką.

 Zaczynam pisać jak starzec. Boże, w Warszawie znałem wszystkich, Kraków był wtedy za daleko. Żałuję… Niech wróci do czytelników. Strach, że o takich pisarzach, jak Filipowicz, można zapomnieć.

„będzie mi towarzyszyło męczące przekonanie, że nie powiedziałem wszystkiego, co o sobie i świecie chciałem powiedzieć…”

Justyna Sobolewska – Miron, Ilia, Kornel. Opowieść biograficzna o Kornelu Filipowiczu, Iskry, Warszawa 2020, str. 392.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko