Leszek Żuliński – Wspomnienia weterana (40)

0
435

Jak długo jeszcze?

         W Internecie wyczytałem, że pandemia może trwać aż cztery lata. Czy tak się stanie, to dopiero zobaczymy.
         W zasadzie chodzę po mieście tak jak inni ludzie, jakoś działają szkoły , większość populacji ma pracę taką jaką miało. Ale stało się coś „teatralnego”: nosimy maseczki na twarzach, omijamy się na ulicy na dwa metry, w kawiarniach i restauracjach też obowiązuje dystans. A kiedy już się witamy, to najbezpieczniej łokciami.
         Bez wątpienia są to niedogodności.
         Z biegiem miesięcy być może w końcu dostępna będzie szczepionka antywirusowa, a jeśli udana, to zamykająca nasze katusze i pełną piersią odetchniemy od minionych dyskomfortów.
         Oczywiście w wielu rodzinach pozostanie żałoba, bowiem koronawirus jednak zabija. A jaki będzie plon, to dowiemy się dopiero już po wszystkim.
         Jest w tym wszystkim Wielka Łajdaczka, czyli Natura. Nagle zachciało jej się pohulać.
         W tej sytuacji nic się nie liczy. Przez wieki budowaliśmy nowy świat, coraz lepsze domy, sztukę, kulturę, a nawet lataliśmy sobie w kosmos. Zdawało się, że jesteś architekturami coraz to nowej rzeczywistości. Nasza praca zmieniała z pokolenia na pokolenie ów Nowy Świat.
         I oto nagle możemy być zdmuchnięci?
         Myślę jednak, że taka apokalipsa nie zdarzy się ani po latach, ani po stuleciach.
         Obecny czas jednak kiwa palcem, mówiąc nam, że to jednak jest możliwe.
         Wszystko w rękach Natury. Nic nie jest wieczne.
         Jak więc żyć? Ano normalnie, tak jak latami. Katastrofy nikt nie przewidzi. W ogóle polecam wiarę w nasze długie lata i stulecia.
         Jasne, że bywa raz lepiej, raz gorzej. Nasza Arkadia zawsze się waliła, ale też ożywiała się.
         Ja przekroczyłem już 70-tkę. Szczęściaż ze mnie – do tej pory ominęła mnie wojna. Kiedy moi rodzice opowiadali mi ponury czas wojny, odbudowywanie miast, żmudne dochodzenie do nowego, lepszego życia to wiem, że „miałem szczęście”. Potem było lepiej i lepiej – dorabialiśmy się.
         Popatrzcie: ja godzinami siedzę przy komputerze, piszę teksty literackie, recenzje, jeżdżę (choć coraz rzadziej) po świecie. W czepku się urodziłem, bo lubię robić to, co robię.
         No więc po świecie szleje pandemia, a ja takie duperele wypisuję. Myślę, że w każdym lesie trzeba znaleźć ścieżkę dla siebie. Załamywanie rąk jest nonsensem.
         Co ma się stać, niech się stanie. Ale bądźcie dobrej myśli: raz na wozie, raz pod wozem. W sumie: żyje się! I to jest najważniejsze.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko