Przede mną Atlantyckie strofy, wybór wierszy współczesnych poetów z Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Redaktorkami są: Anna Maria Mickiewicz z Londynu i Danuta Błaszak z Orlando na Florydzie, który ukazał się w londyńskim wydawnictwie Literary Waves Publishing.
Realizują one ideę Bohdana Wrocławskiego z portalu Pisarze.pl., który zachęcił je do tego przedsięwzięcia. Ponieważ sukces miewa wielu ojców recenzując tę publikację nie mogę zapomnieć o Leszku Żulińskim, autorze wstępu komentującego twórczość Polonusów i ich przyjaciół. Pisze on o podziwie jaki wzbudza w nim potrzeba literackości, ukochanie kultury. Chwali poziom i dwa razy powtarza frazę „serce mi rośnie”, zachęca do kontynuacji.
Sporą grupę autorów tworzą (w porządku alfabetycznym) ze Zjednoczonego Królestwa: David James Andrew, Anna Błasiak, Danuta Błaszak, Renata Cygan, Richard Downes, Mary T. Duggan, Maria Jastrzębska, Krystyna Kulej, Anna Maria Mickiewicz, Alex Sławiński, Iza Smolarek, Gregory Spis, Joanna Szlagor, Dariusz Adam Zeller, a z USA: Chris Bodor, Aleksander Szaszka Drohobyczer, Michael Iva, Oriana Ivy, Janusz Kliś, John E. O’Hara aka John E. Wordsinger, Marianne Szlyk, Maja Trochimczyk.
Prześledźmy po kolei zaprezentowanych autorów i ich wiersze. Przyznać trzeba, interesujące a nierzadko odnoszące się do trudnego czasu związanego z pandemią koronawirusa covid-19.
David J. Andrew dedykuje swój wiersz, napisany jak to oznaczył w 2007 r. w kawiarni pomiędzy Galerią Sztuki a Biblioteką Główną w Leeds, Zbigniewowi Herbertowi. Pisze „…Przedstaw mi boską formułę wielkości, której nie mógłbym się podjąć…” i tym samym stawia przed sobą herkulesowe wyzwanie. Nastawiony jest pozytywnie i gotowy nawet „…na tajemniczą wycieczkę po piekle…”. Jego rozważania o przyszłości oparte są na doświadczeniach z przeszłości.
Anna Maria Mickiewicz w wierszu Spotkanie Sokratesa z Jungiem dostrzega deszczowym srebrem spowitą kroplę spadającą do sfery ducha i kontrastuje olśnienie jej „Słoneczną jaźnią” z „mglistym kufrem codzienności”. W utworze pt. Sekundą pisane zastanawia się „Czy z tej mąki będą wiersze?…”. Czas przesiewa wiersze, ziemia przyciąga nas.
Dariusz Adam Zeller pisze o róży na grobie Fryderyka Chopina jako o madame George Sand, nadsłuchującej muzyki. Marmurowe uliczki Père-Lachaise mieszają zapachy kwiatów i „klasyki impresjonizmu”. Realnie komentuje „…, gdyby to była ona / [George Sand; przyp. aut.] zaśmiałaby się najpewniej tylko / w oczy…”. Pomimo, że nie zostaje to wyrażone expressis verbis to jednak odczuwamy, że wiersz pt. Grób Chopina dotyczy także nostalgii za ojczyzną.
Maria Jastrzębska w woniach wewnętrznego ogrodu odnajduje ślady aromatycznych przejść czekającej na pociąg na zimnym peronie; zmysłową woń jej wnętrza i skóry, „na palcach”. W wierszu pt. Zegar stojący porusza problem manifestacji na rzecz równouprawnienia homoseksualistów. Zdjęcie znajomej Basi w takiej sytuacji wywołuje zgorszenie jej matki. Ucieczką od tematu jest szybkie wyjście z domu.
Anna Błasiak pod wpływem rewolucji technologicznej pisze „…kochamy się tak / elektronicznie…” i puentuje „zmieniam się / w impuls binarny…”. W kolejnym wierszu bez tytułu czytamy o „…bolesnym spotkaniu z morzem…”, jak u Breughla. Tłumaczy teksty: Marii Jastrzębskiej.
Alex Sławiński stojąc w drzwiach do lasu mierzy się z obcym miastem, pozostawia je poza plecami wstępując w gęstwinę „…Przed okiem – nieznane setki Rubikonów. / Niewidzialna brama do Zapomnianego. / Do prawdziwego, jedynego domu…”. W impresjonistycznym wierszu pt. Na Mooringu ujawnia swoje przywiązania do kwiatów szronu, kota w nogach łóżka, wciąż ciepłego piecyka. Mimo, że „…Kołysanie łodzi powoli usypia…”, on odgania sen. Cumowanie w Uxbridge na mooringu zamiast alongside świadczy o doświadczeniu żeglarza i jego twardym charakterze, vide „…Rumem gardło płuczę…”. Jego liryka jest osobista i opiera się na przemilczeniach.
Iza Smolarek w wierszu pt. Dromadery akcentuje własną obcość w angielskim środowisku. Czytamy „…nawet nie jestem stąd ani z Walii, ani z Liverpool / mam obce biodra / i sama nie wiem, gdzie mogę przyłożyć swój język / żeby nie zamarzł albo nie zakwitł nagle ostrokrzewem…”. W kolejnym utworze pt. Werniks pisze o utrwaleniu temperą lub akrylem: drewnianej ławki, domu, sklepu i przystanku, rogu ulicy i kota na ganku – na bladym prostokącie obrazu. Wszystko to zastyga wraz poetką i malarką jednocześnie. Delikatność posunięta do pewnego rodzaju mimozowatości budzi poczucie empatii do wrażliwej emigrantki.
Dramatycznie brzmi tekst Marianne Szlyk. Jej koleżanka z Gambii „…pracuje w centrum pandemii / w Bronksie, gdzie nakładanie ochronnej odzieży oznacza / ponowne używanie masek i fartuchów…”, a ona, piosenkarka odnajduje „…drogę / do swego pianina…”.
U Richard’a Downes’a Anna Maria Mickiewicz tłumacząca jego tekst Zatańcz Light Fandango z niezwykłą lekkością oddaje słowa „…Wiatr / przez drzewa / inspiruje ruch / Tworzy kształty…”.
Renata Cygan żartuje „…Jestem sobie klepką pasuję do reszty / takich samych równych podłogowych klepek…” ale pomimo pozornej wygody pozwala sobie na fantazję „...jest mi tu jak w niebie – czemu ciągnie za drzwi? / czemu mnie obchodzą księżyce i gwiazdy?…”. Nie pozbyła się strachu i ciekawości jak jest „...dwa kroki za progiem.”. Sama ze sobą się wadzi, ile w niej jest „ładniej”, a stwierdza, że tyle „..., ile w tym, co dobre…”. Niby wszystko jest w porządku, bo „…zimy lekkie, a wiosny zasobne…” ale „worki obietnic”, zmiędlone pacierze i zmarszczki szkicujące portret dowodzą, że poczucie dyskomfortu jej nie opuszcza.
Gregory Spis Piątej porze roku przydaje postać „dzikiej wariatki”, „złodziejki…myśli”, nagiej i gorącej dziewczyny, „…w letniej sukience utkanej z promieni słońca…”.
Janusz Kliś upamiętnia swojego dziadka Pawła, pszczelarza, który „…jak święty Ambroży / przy pasieczniku krząta się / od rana…”. W wierszu Lato w kapeluszu pisze o słowach ulotnych „. jak wróble / szare…”, o odbiciu nieba w słomianym kapeluszu.
Piękny, ale i niepokojący jest wiersz Oriany Ivy. Jej Pszenica to „koraliki zboża”, światło, echo piejącego koguta i bicz furmana wskazujący jej czarną głowę. Sama zamienia się w żniwo. I Janusz Kliś i Oriana Ivy w przytoczonych strofach odnajdują się w nurcie poetyki na poły plebejskiej, na poły nostalgicznej.
Maja Trochimczyk uczy, Jak oswoić kota. Choć „To naprawdę tygrys…”, jest zmęczony i przerażony. Trzeba mu szeptać „…Kto wie, jak długo cię kocham? – / Who knows how long I’ve loved you?…”, hipnotyzować go „…egzotyczną melodią obcego języka…”.
Alexander Szaszka Drohobyczer w swoim wierszu wspomina wojskową służbę w czasie walk na Ramat Ha Golan. Na owym płaskowyżu będącym biblijnym Golan w Baszanie (Pwt 4:43; I Kron. 6:56), tzn. w mieście schronienia dla emigrantów, w czasie wojny 6-dniowej trwały walki. Obszar graniczący z doliną rzeki Jordan, jeziorem Kinneret, strumieniem Ruqqād na wschodzie i masywem Hermon na północy to piękne tereny. W dole szeroka panorama Izraela. Przyroda mocno kontrastuje z ruinami Kunejtry (właściwie syryjskiej miejscowości Al-Kunajtira). Tego dotyczą słowa „…Hej, hamudi, żołnierzu, zatrzymaj się!…”, bo wyludnione i zniszczone miasto (niegdyś 60-tysięczne) budzi zgrozę. Oczami młodego chłopaka patrzymy na „…bezludne ulice…”. Do tego „…wiatr gra akustykę…, ubrania gniją / okna i drzwi wahają się katatonicznie; firanki / poddają się biało, niebieskie ściany kamuflują niebo / tuż przy ziemi. Ludzie, gdzie jesteście? Pies? Nie / to wiatr wyje. Mosiężny klucz gryzie ziemię / czuję jego chłód w kieszeni…”. Dokładny opis poddany został artystycznej transformacji. Wiatr jest aktorem grającym i niosącym dziwne dźwięki. W tej akustyce mieszczą się i „katatoniczne” wahania drzwi i wycie niby bezpańskiego psa. Zaburzenie aktywności ruchowej wiatru jest przeniesieniem napięcia wywołanego u ludzi w sferę gorących porywów. Widok zgubionego klucza „gryzącego ziemię” mrozi krew, jego chłód poprzez kieszeń odczuwany jest na skórze. Emocje potęguje karabin maszynowy, który gdzieś „drze ciszę”. Odwrót z tego miejsca, nocą, szarżującym jipem do Kirjat Szemona (קריית שמונה), także miasta frontowego zawiera fascynującą dynamikę. Nawet we śnie zjawiają się koszmary. Dopiero po przebudzeniu wodospad Banias, siedziba greckiego bożka Pana i jego ukochanej nimfy Echo stwarza nastrój „rzymskiej rozkoszy”. Woda oczyszcza ciała, czaszki i myśli. Pośród szumiących dębów, pachnących wawrzynów rzeczywiście można poczuć się na nowo narodzonym.
W drugim wierszu zatytułowanym Wolność. Każdy chce wolności mamy właściwie długą listę ograniczeń. Błędy gramatyczne i w zakresie słownictwa wzmacniają przekaz poczucia obcości, odrzucenia „z racji innej nacji”! To zamierzony albo naturalny majstersztyk! Bo, kiedy ktoś „ma zabronienia” zamiast zakazów, „żeńskiego rodzaju początkówkę” zamiast przedrostka (prefiksu), „zmuszoną” zamiast wymuszoną rezygnację, to razem z nim możemy odczuwać wszystkie bariery i brak akceptacji: „...Zimno, głód, pragnienie, bezdomność / Powiększenie, przesadę, egzagerację, kłamstwo / Manipulację, spisek, bezprawie, delegalizację…”.
Michael Iva prezentuje Odę do konceptualizacji. To myślenie o myślach, bycie myślami. Ma rację pisząc „…Przeglądanie świata wewnątrz, / pomaga odkryć świat na zewnątrz…”. W rezultacie Abstrakt się urzeczywistnia.
Danuta Błaszak interesująco zarysowuje wspomnienie Pływalni 2019. W 2020 z powodu pandemii zamknięto wiele basenów. Czy „szklanka zimnej wody zamiast” zastąpić może fikołki w miejscu kąpieli? Budzi się wspomnienie warszawskiej pływalni i znanej z imienia pani Wandy. Wtedy Saint-Tropez i Floryda mogły być tylko obiektem marzenia. Teraz wystarczyć musi słoneczny blask jak continuum światów zawierając nas w sobie, obok trzymanego w dłoni naczynia.
John E. O’Hara w Piosence o rozbitym świecie pisze „…Mamy pozytywny wynik testu na Poezję!”.
Chris Bodor w Planach Rowerowych, wierszu przetłumaczonym przez ukrywającą swoje personalia Ulę de B., w przypisie wyjaśnia powody inspiracji towarzyszącej powstaniu swojego tekstu. Rzeczywistych hejterów w poezji zastępuje sztorm. Bóg płacze, bo „…ciemne niebo się otwiera…”. Ulewa staje na przeszkodzie, rozmywa zamiar przejażdżki, przemoczona pieśń jest smutna. W „Moim Ostatnim Wierszu” kończącym całą prezentację anglo-amerykańskich twórców Bodor nie może odnaleźć się wśród „…huraganów, protestów…”, przed atakiem Blitzkriegu odkrywa, że przybliża się do śmierci. Tragizm osaczenia wyrażają słowa „…Całujemy się wzajemnie poprzez maskę…” i deklaracja „…Wykrwawiam się prędko…”.
Anna Maria Mickiewicz przetłumaczyła teksty: David’a J. Andrew, Marianne Szlyk, Richard’a Dawnes’a, Oriany Ivy, Mary Duggan, Nadzieja wie…, o drodze odnajdywanej jak „...krew, która popłynie żyłą / Jak wyschnięte koryto rzeki… / w suszy pustyni, / Wodnisty miraż…”, John’a E. O’Hary „…Musimy być olbrzymami / Ponad tym miniaturowym zabójcą…”. Aktualne motywy brzmią u kilku reprezentowanych w tej antologii autorów.
Zachęcam do jej lektury!
Wiersze Marii Jastrzębskiej pochodzą z książki Cedry z Walpole Park (The Cedras of Walpole Park), Anny Błasiak z zbioru Kawiarnia przy St’James’s Wrena w porze lunchu (Café by Wren’s St’James in the Fields, Lunchtime). Pozycja ukazała się w londyńskim wydawnictwie Literary Waves. Z