Za tą mgłą jest kosmos
ja śnię sobie zawsze w dużych ilościach
z oceanów w kałużach mam piękne widoki
nieboskłon mi się w szkicowniku rozpościera
a do drapaczy chmur mogę nawet kucać
mały świat mi się ogromem stał tak przypadkiem
jakby zza okna zerkam teraz na przeszłość
w dłoniach mieszczę wszystkie niespodzianki
w innych kierunkach rozbiegam te czasy
drugie dna mnie prześladują do końca
nawet kiedy początki nieznane i obce
myśli niewielkie dziś blizny pozostawiają
i głowa czasem łączy a czasem nie łączy
pamięć się jeszcze przebija przez mglistości
a za tą mgłą jest kosmos cały – przysięgam
i ludzie przechodzeni i rzeczy odrzucone
tylko części zapasowych nie ma na przyszłość
za tą mgłą jest kosmos
jak za istnieniem nieobecność
jak za nieobecnością istnienie
Rozkryształowanie
To już lata minęły w zastanowieniu
Na różne sposoby niepotrzebnym
Zdefiniowanym w kolorze daremnie
Raz mnie niebyt uderza a raz nadzieja
Raz mi zimno a raz bezszelestnie
Tak mocno się trzymam przeszłości
Dziwne rzeczy się dzieją ostatnio
Przyszłość już się różnie maluje
Jak fantomowe wspomnienia w dali
I ogród wymarzony
Dom udawany
Niemoc przezroczysta
Strząsnęłam z siebie ciemność
strząsnęłam z siebie ciemność po latach
wieki mi to zajęło i ludzi
własne osoby i odległe obecności
gwiazdy i rozproszenia
długie słowa i dawne powroty
nie jestem już taka jak zawsze
ze świadomością kiedysiejszą
i załatanym na kolanie sumieniem
z dumą napęczniałą jak u topielca
w otwartym oknie dość nisko
pamiętam jak się millenium zaczęło
z pobłądzeniem najprawdziwszym
drugim i ukradkowym gdzieniegdzie
w niewiedzy nam przyszło się silić
w półmroku otwierać drzwi
światło mi teraz rzadziej się zdarza
kolory uciekają tam gdzie są potrzebne
ludzie obok siadają w nieświadomości
a to tylko mała próba i przedsmak
tylko mrugnienie i na teraz
Gdziekolwiek błękit
nosi mi się w głowie błękit wielki
zbitka taka morze słów
malowany na szybko na nowo
jakikolwiek w kolorze i rozpływa
gdziekolwiek ten błękit i mruży
my niezmienni i nienazwani
w dawnych barwach zamknięci
i znoszonych ciałach mijamy
czasy na bycie zaprzeszłe
za morzem słów błękitu łaknące
niedopasowanie co rozproszyło
pierwiastki głosy i cienie
szalenie jasno w gwiazdach
Słowa mi rdzewieją
przytrafiła mi się pamięć zbiorowa
z wielu małych tożsamości
ciężka i toporna jak samotność
kompletnie nieporęczna jak życie
przyplątała się znikąd
przypadkowa i uparta strasznie
dookoła nikogo do pomocy
a ten ciężar się sprawiedliwości domaga
i chyba znowu tutaj przegram
chyba znowu sobie polegnę
bo za głęboko wszystko sięga
a jesteśmy w tym tylko mniej więcej
Paulina M. Kominiak
– poetka, prozaiczka i dramaturg z zamiłowania. Absolwentka Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu na kierunku Filologia Angielska. Lingwistka pełną gębą od zawsze eksplorująca „giętkość” słowa pisanego. Pisanie do szuflady postanowiła zwalczyć jak zły nawyk w wieku dwudziestu ośmiu lat. Tworzy w języku polskim i angielskim. Od 2016 roku mieszka na stałe w Londynie.