Antologia Poetów Polskich 2018 – Władysław Mścichowski, Piotr Müldner-Nieckowski, Anna Maria Musz, Aleksander Nawrocki

0
351

Władysław Mścichowski

Władysław Mścichowski urodził się 4 września 1947 r. Mieszka w Warszawie. Poeta i prozaik, malarz i grafik, kompozytor i muzyk. Studiował w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych w latach 1969-75. Debiutował w 1964 r. arkuszem literacko-plastycznym Drzeworyty. Publikował w antologiach, almanachach, pismach literackich, czasopismach społecznych, prasie, radiu, telewizji, periodykach okolicznościowych, internecie. Pisał też w drugim obiegu, organizował wydawnictwa i drukarnie podziemne – za co był represjonowany. W swojej twórczości przewidział m.in. powstanie ruchu narodowo-wyzwoleńczego i Sierpień ’80. Założył grupę literacką Załomy. Współtworzył Łomżyński Klub Literacki, Stowarzyszenie Polskich Artystów Karykatury i Kameralną Orkiestrę Symfoniczną. Należał do KKMP, ŁTF, SPAK, ZPAMiG. Należy do ZO ZPAP. Otrzymał odznakę „Zasłużony Działacz Kultury”. Laureat konkursów literackich, w których otrzymał również ponad 50 nagród i wyróżnień.


Wybrane publikacje

• Mścichowski, Władysław. Amarant. Warszawa: Warszawska Firma Wydawnicza, 2011.
• Mścichowski, Władysław. Szeryf Łomży. Warszawa: Wydawnictwo Załom, 2012.
• Mścichowski, Władysław. Bestiarium. Warszawa: Wydawnictwo Amarant, 2013.
• Mścichowski, Władysław. Wizjoner. Warszawa: Wydawnictwo Amarant, 2014.
• Mścichowski, Władysław. Pieśni i piosenki. Warszawa: Wydawnictwo Lanca, 2015.
• Mścichowski, Władysław. Pamięć Jedwabnego. Warszawa: Wydawnictwo Lanca, 2016.
• Mścichowski, Władysław. Sedno – Fraszki. Warszawa: Wydawnictwo Lanca, 2017.


Poeta

1
Poeta żyje głównie słowami –
ich tkanką wilgotnego źródła

Odżywia się miąższem słów –
nasyconym światłem języka

Poeta jest sercem mowy –
codziennie bada jej tętno

Czółkami warg płynie
w kierunku najjaśniejszej prawdy

2
Poeta – także bywa malarzem –
transcendentalnych kształtów dusz

Ubarwia swoje białe wiersze –
mowa ich rozmalowywana w widzenia

3
Poeta staje się również kompozytorem –
gdy z miazgi słów – wydobywa dźwięki łez

Słucha – czego inni nie słyszą –
między oddechami wszechświatów 


Korzenie

Patriotom

Stąpam po warstwach ziemi
z próchna i popiołów

Stworzony z żywicy pieni czasu –
od pędów wiary do korony życia

Idę na miarę swojego celu
w próżni z drogowskazów

Doświadczony strumieniami przemijań
trafiam w dźwięki zaklętych skał

W przedsionkach zapatrzeń ojczystych
przenikam ślepą grę w kolce ciszy –
zmieniając powłoki wybielanej otchłani –
rozgrzewam zaułki przestrogi

Kroczę po znakach ocaleń pierwotnych
nastrojony uroczyście w kosmiczny słuch

Wiązki rozbieżnych świateł
wchłaniają powroty w korzenie


Transcendentalne powidoki

Jankowi Niksińskiemu

Zatoki barw wskrzeszane
w przeobrażanych połaciach bezkresu –
ewoluują przestrzeniami – nawarstwiając
rytmiczne stygmaty zjawisk

Wezwana ponadczasowość szeroko przeciera
wielotonowe rozdźwięki natury –
światłocieniami rozsypanymi –
w ogrodach wiecznych symfonii

Ponad fałdami łaskawej czasoprzestrzeni 
przekształcanie źródeł przemiany –
Laserunkowe nuty zakwitają
wyzwolonymi brzmieniami przyrody 

Między gałązkami – wizja zaklinacza
muzyka przemieszcza w prześwity –
w białe krajobrazy przeznaczeń
przesączane artystyczne sny mikrokosmosu

Wędrówki przebarwień na poletkach
rozsypanych bryzą zarysów –
Magiczne blizny rozciętych cisz
lśnią pod skokami znaków

Nadzmysłowe żagle poświaty
napięte wielowarstwowymi klimatami –
Rozpamiętywanie zanikających form
nie pozwala domknąć – panoramy powiek


Protest

Armia ślimacza przestała się przesuwać
z gorzkich liści na coraz kwaśniejsze –
zaczynając wreszcie samodzielnie myśleć –
to znaczy – zwyczajnie protestować

Od dawna zanosiło się na taki ruch
gdyż zachowywały się dziwnie –
w zmniejszającej się nieustannie
farbowanej zieleni

Pragnąc tutaj znośniej żyć
postanowiły odtąd walczyć wspólnie
z natrętnymi zagrożeniami
barbarzyńskiego otoczenia

Zbuntowane na swój sposób
zalepiły naraz miliony oczu
nadzwyczaj szczelnie – po ślimaczemu –
mazidłem swojej produkcji –
na tą chorą przewlekle rzeczywistość

Na piersiach swych złożyły śliskie głowy
i razem wytrwale codziennie demonstrują
postanowienia zapatrzeń w głąb korzeni –
na Tej ziemi

Nad nimi spoczywają symboliczne skorupy –
ich dzieła doskonałe i niezmienne –
niewygodne dla sztucznej bylejakości –
niepoddające się lichym modyfikacjom

A dookoła tych skorup wspaniałych
pędzi zabrudzony świat – jeszcze szybciej –
przez resztę jego małostkową –
podtruwając już wszędzie
wyłącznie dla zysku lub blichtru –
wszystko według niedorzecznych prawideł
w centrum rozkręconego chaosu –
z manifestacją jeszcze ziemskich ślimaków


Kropla jedności

W kropli jedności
trwamy przezroczystą chwilę –
migotaniem tkanek
zanikającego źródła

Krystalizujemy się zmiennym światłem –
kropla z kropli –
ziemskich wartości
z objawionego zaistnienia

Kształty łączą się jak rozbite atomy
wilgotnymi wznoszeniami krwi –
dusze przenikają
przez powłoki przeznaczeń
laserunkowymi odcieniami wiary

Czas medytuje nad każdą ich formą
tratowaną wiatrem życia –
trudem poznania
rozmiękczając w niewinności

Gra rolę ze skałą –
aż otworzą się ptasie nieba –
w których narodzi się pisklę
i przemówi do nas
człowieczym głosem

Aby dzisiaj kropla naszego czasu
nie była tańsza od benzyny –
a nawet wiadra czystej wody


Piotr Müldner-Nieckowski

Piotr Müldner-Nieckowski urodził się 29 marca 1946 r. w Zielonej Górze. Debiutował wierszem w 1967 r. Doktor n. med., internista, i profesor dr hab. językoznawstwa na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. 
Ogłosił ok. 700 publikacji literackich i naukowych, m.in. poezje: Namiot ośmiu wierszy (1975), Ludzki wynalazek (1978), Wilgoć (1997), Za kobietą tren (2001), Opaska gazowa. Poemat dyżurny (2004), Park (2011), Schody (2015), a także powieści, m.in. Himalaje (1979), Czapki i niewidki (1980), Śpiący w mieście (1983), Diabeł na placu Zbawiciela (1990), opowiadania, m.in. Proszę spać (1978), Raz jeden jedyny, 53 opowiadania z nieustannego stanu w. (2007), ok. 80 dramatów radiowych, np. Piórko, listy Müldner & Jakób. Korespondencja literacka Lecha Jakóba i Piotra Müldnera-Nieckowskiego (2010), felietony, przekłady, książki i artykuły naukowe, w tym Wielki słownik frazeologiczny języka polskiego (2003, 2019), Nowy szkolny słownik frazeologiczny (2004), Wielki słownik skrótów i skrótowców (2007). 
Przy Stowarzyszeniu Pisarzy Polskich prowadzi warsztaty dla początkujących autorów pn. „Stajnia Literacka”. Pod adresem http://lpj.pl od 1998 r. istnieje jego internetowy poradnik językowy. Od 20 lat na UKSW prowadzi Podyplomowe Studium Edytorstwa (redagowania tekstów).
Otrzymał nagrody za twórczość, m.in.: im. T. Borowskiego (1976), im. J. Korczaka (1982), Nagrodę Radiokomitetu I stopnia (1992), Medal Komisji Edukacji Narodowej (2003), Za Zasługi dla Kultury w Wojsku Polskim (2008), Nagrodę poetycką im. Cypriana Kamila Norwida (2012), nagrodę Polskiego Radia i Telewizji Polskiej „Wielki Splendor” (2013), Srebrny Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” (2016). 
Do 1983 r. należał do Związku Literatów Polskich. Jest wiceprezesem Oddziału Warszawskiego i wiceprezesem Zarządu Głównego Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, którego był w 1989 r. współzałożycielem. Członek Polskiego PEN Clubu.


Wybrane publikacje

• Müldner-Nieckowski, Piotr. Za kobietą tren. Podkowa Leśna: Aula, 2001.
• Müldner-Nieckowski, Piotr. Opaska gazowa. Poemat dyżurny. Podkowa Leśna: Aula, 2004.
• Müldner-Nieckowski, Piotr. Piórko. Dramaty radiowe. Toruń: Wydawnictwo Adam Marszałek,  2007.
• Müldner-Nieckowski, Piotr. Raz jeden jedyny, 53 opowiadania z nieustannego stanu w. Warszawa: Oficyna Wydawnicza Volumen, 2007.
• Müldner & Jakób. Korespondencja literacka Piotra Müldnera-Nieckowskiego i Lecha M. Jakóba. Toruń: Wydawnictwo Adam Marszałek, 2010.
• Müldner-Nieckowski, Piotr. Park. Warszawa: Aula, 2011.
• Müldner-Nieckowski, Piotr. Schody. Warszawa: Oficyna Wydawnicza Volumen, 2015.


Oczy zachodzą mgłą

Oczy zachodzą mgłą
i widzą to co każe dziennikarz w gazecie
uszy zachodzą szumem księżyca i słyszą
tylko to co mówią głośniki o groźnym zamiarze
wrogów którzy nie chcą abyśmy słyszeli
co innego bo ktoś mógłby przestać się bać

Wrogów też nie ma mówi papier gazety
ty jesteś tylko przypadkowo ale i ciebie
nie będzie a wtedy my będziemy wszędzie
w fotelach bogów
mówią czarne obrazki liter


Polacy

Polacy na danym terenie zawsze się zagoją.
Wytniesz ich, zakrwawią, lecz ten teren zabliźnią.
To jest naród nie do wytępienia.
Skrzepnie obelga, skrzepnie instrukcja wyniszczenia,
a ich krew wciąż płynie i nie znajduje oporu.
Co za diabelska natura, bo oni się powołują
na swojego Chrystusa i na Matkę swoją.
Mówią, że to Ojczyzna.
Zapamiętaj, jeśli nie pojmujesz.
Nie wszystko jest do zrozumienia.


Jestem zdziwiony

Jestem bardzo zdziwiony
tym że niektórzy nie czytają
napisów na rogach ulic
i idą tam dokąd dawniej nigdy by nawet
nie ruszyli stopą a jednak walą
całymi gromadami nie czytają
numerów domów i nie liczą ich
a dziwią się że w jednym
jak wiemy wciąż mieszka gość
na nich nadający ongiś władzy 
że ci idący jej nienawidzą
i zamiast iść powinni siedzieć


Sprzątaczka

W moim domu sprzątaczka 
strąciła stertę książek
spomiędzy których wypadła kartka
z zapiskami po tamtej nocy po tej
która zakończyła jeden świat 
kosztem drugiego
do dzisiaj nie wiadomo który lepszy
który jest który
który którego byłby zwycięzcą
który z którego pobiera odciski palców
by je bezwzględnie uznać za swoje

Spojrzała i odłożyła 
ale wiedziona tajemną siłą poezji 
której ja też nie pojmuję
podniosła i przeczytała 
nie wiedząc jak ważne słowa 
jak ważne znaczenia
przechodzą przez jej umysł 
i wypadają z drugiej strony
przez uszy oczy pory w skórze
nietknięte żadną refleksją


Umarł pan profesor

Umarł pan profesor T.D.
o którym prawie nic nie wiem
z wyjątkiem brzmienia nazwiska

To bardzo wielka strata bardzo był to wielki
badacz literacki znawca który mówił nam
co jest prozą dobrą a co nieczystą
i jak to się mieści w epokowych liściach
i między okresami stylu aż do pojmowania 
tego dnia co dla jednych dopiero się rodził
innych zaś dawno wystraszył smrodem miast
lub prymitywem zeschłych traw na głowach sław

I nic z tego do mnie jakoś nie szło
zupełnie nie wiem dlaczego te cudne
utwory o kolorach wciągających i trującym czadzie
w jego pismach były podejrzanie słabe 
te okropne zaś przezeń wynoszone 
na Parnas na którym nigdy wzdychałem
i jakoś żyłem w dole wśród nóg i spomiędzy
w zupełnie innym tyglu niż miał ten uczony
z tej samej naszej książkowni tak pomyślanej
że jednym łaskawa dla innych przeciwnicza

(Posługiwałem się też paradoksalnym 
językiem groteski i pojęciem strach 
miałem biologię mocniejszą lirycznie
niż ta przez Noblistę nadzwyczajnie
robiona Mickiewiczem)

A więc to nawet ja kilka linii 
naskrobałem scyzorykiem Victorinox
kiedyś na szkolnej ławie dla Ewy (tej zwinnej) 
Szkliste słówka umiałem mówić uroczyście
żeby mieć coś i z Agą i Gosi dać czego artysta
wiedziony alfabetyzmem nieświadomym 
istnienia profesorów sam by nie wymyślił
gdyby z wyobraźni swojej nie wycisnął
że będzie ktoś wysoko kto pożyje 
z twoich utworów – nieźle na nich zarobi 
i się nimi pożywi wraz z rodziną

Tylko nie wiem dlaczego 
tak późno się przebudziłem 
że pan profesor nie żyje
a ja tu jeszcze kwitnę
na brzegu szklanki z piwem
Poszedłbym na cmentarz
Z radością bym się pomodlił
na pogrzebie jego historii pisma
tej pijawki która wysysa całą krew z liter
zostawiając suchy ślad szarości


Anna Maria Musz

Anna Maria Musz urodziła się w 1988 r., debiutowała w 1999 r. na łamach młodzieżowego czasopisma „Nowe Twarze”, teksty poetyckie publikowała m.in. w „Autografie”, „Babińcu literackim”, Dolnośląskim Roczniku Literackim „Pomosty”, „Gazecie Kulturalnej”, „Latarni Morskiej”, „Metaforze”, „Migotaniach”, „POEZJI dzisiaj”, czasopiśmie „Shyhta”, „Świętokrzyskim Kwartalniku Literackim”, „Szafie”, Kwartalniku Kulturalnym „Tygiel”. Pisze także recenzje i eseje. Należy do redakcji e-Dwutygodnika Literacko-Artystycznego „Pisarze.pl”. Laureatka Złotej Róży – Nagrody Literackiej im. Jarosława Zielińskiego za tom Lot nad miastem (2017) oraz III nagrody w X Turnieju Jednego Wiersza „Wiosna poetów” organizowanym przez wrocławski oddział SPP. Jej wiersze tłumaczone były na języki: angielski, ukraiński, rosyjski i bułgarski.


Wybrane publikacje

• Musz, Anna Maria. Errata do trzech wymiarów. Warszawa: Nowy Świat, 2010.
• Musz, Anna Maria. Odrastamy z kamienia. Warszawa: Wydawnictwo Pisarze.pl, 2011.
• Musz, Anna Maria. Inkantacje (wybór wierszy pol.-bułg., przeł. Łyczezar Seliaszki). Sofia: Simolini’94, 2015.
• Musz, Anna Maria. Lot nad miastem. Szczecin: Zaułek Wydawniczy „Pomyłka”, 2016.
• Musz, Anna Maria. Poeta i przestrzeń. Portret literacki Stefana Jurkowskiego. Kielce: Oficyna Wydawnicza Ston 2, 2016.
• Musz, Anna Maria. Świetlny gąszcz. Warszawa: IBiS, 2018.


Testament

oczom twoim zapisuję elektryczną ciemność
– wysyłaj spojrzenia
na zwidy na zwiady

stopom twoim przeznaczam klazurowy klasztor
– święte cztery ściany naszego pokoju – 
reguła każe codziennie składać się w ofierze

zapisuję
dłoniom twoim – wielką mapę skóry
plecy jak rozległe równiny strome ściany
                                                                      szyi
powiekom twoim – bardzo miękki sen

*

codziennie piszę ci
                                siebie

potem się w tobie spalam
potem mnie składasz przy sobie
czekamy zmartwychwstania


***

ulice gładkie od zamkniętych drzwi – raczej nie dawały im szans
miasta ogromne że łatwo się minąć – raczej nie dawały im szans
mowa ta sama ale co dzień inna – raczej nie dawała im szans
chłodna i ślepa logika kosmosu – raczej nie dawała im szans
historia grająca bez umiaru w kości – raczej nie dawała im szans

oni powolutku
trzymając się za ręce

przeszli sobie ulicą
przeszli sobie historią


Raki

kiedyś tu były czyste wody
pełno raków – mówił nam w sobotę
stary rybak – szkoda
że się ich wtedy więcej
nie nałowiło

*

w niedzielę
pospiesznie wyłapywaliśmy słowa
z niewinnych myśli

byliśmy już przecież
coraz bardziej

w sobie


Owoc

niesiesz mi dłonie
– w dłoniach niesiesz owoc
– przeczytam owoc

twardy – do ciężkiej układany ręki
kamień go rani ale nie otwiera

lustro odbija każde z jego pytań
zamknięty sam się mocuje ze słowem –

słodki
uległe wąskie usta wiąże
w nim jest rozpusta a w nich jest oddanie


***

czułość jest z naruszania twoich najbliższych granic
czułość jest z oddawania bez walki
czułość jest z takiego uwikłania dwojga
że zabić jedno to pochować drugie
(które jeszcze czuje chociaż coraz mniej)

czułość jest wtedy gdy znajduję słowa
nieosiągalne – nawet nie ruszam
tej mowy żeby od niej nie oszaleć
nie ogłuchnąć nie oślepnąć – 
nawet nie ruszam tej mowy
ale w niej jestem


Aleksander Nawrocki

Aleksander Nawrocki – absolwent filologii polskiej, węgierskiej i etnografii na Uniwersytecie Warszawskim. Studia pogłębiał za granicą. Jako pierwszy na świecie w roku 1967 obronił pracę magisterską o poezji Czesława Miłosza, późniejszego noblisty. Właściciel wydawnictwa książkowego IBiS, redaktor naczelny i wydawca pisma „POEZJA dzisiaj”, organizator dwu międzynarodowych festiwali: od roku 2001 Światowych Dni Poezji UNESCO – na których wręczana jest nagroda literacka dla polskich poetów niestandardowych, a od roku 2008 Festiwali Poezji Słowiańskiej – na których tłumacze literatury polskiej otrzymują nagrody pieniężne. Funduje stypendia dla utalentowanej młodzieży.

Debiutował wierszami w 1965 r. w tygodniku „Kultura”. Autor 19 książek poetyckich, 6 tomów prozy, książek popularnonaukowych: o szamanizmie syberyjskim oraz Jakucja i ja, reportażowej Jak zamordowano Imre Nagya, redaktor i wydawca 3-tomowej antologii Poezja Polska – Antologia Tysiąclecia (1800 stron, 275 autorów), tłumacz i wydawca 12 antologii poezji zagranicznej. Dwadzieścia jego książek przetłumaczono i wydano za granicą: m.in. Wielka Brytania, USA, Azerbejdżan, Tatarstan, Łotwa, Rosja, Białoruś, Ukraina, Bułgaria, Rumunia, Węgry, Grecja, Macedonia, Serbia, Chorwacja, Italia, Niemcy, Republika Sacha (Jakucja). Laureat 25 międzynarodowych nagród literackich, takich jak: Szekspira (Cambridge), Głos Polskiej Kultury (Birmingham), Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie (Londyn), Słowiańskiej Akademii Literatury i Sztuki (dwukrotnie), Kryształowe Pióro (Rosja), Złota Płytka z dedykacją „Ambasadorowi Poezji” (Międzynarodowy Festiwal Literacki w Jassy, Rumunia), Poeta roku 2008 (USA), srebrny medal Greckiego Związku Literatów, srebrna płytka od poetyckiego środowiska Italii, Gold Star – International Akademia Literary end Art – nagroda 8 państw muzułmańskich, nagroda Europejskiej Akademii Nauki, Kultury i Sztuki z siedzibą w Paryżu, Złoty Medal Giovanniego Bertacchi – Italia, etc.

Uhonorowany wysokimi odznaczeniami czterech prezydentów: Polski – Złoty Krzyż Zasługi, Czech – European Award the TREBBIA – pod patronatem Vaclava Havla, Węgier – Krzyż Rycerski, Jakucji dwukrotnie – medale z brylantami. Uczestnik międzynarodowych festiwali poetyckich: Egipt, Turcja, Azerbejdżan, Rosja, Gruzja, Republika Sacha (Jakucja), Litwa, Łotwa, Białoruś, Ukraina, Bułgaria, Rumunia, Serbia, Struga, Niemcy, Wielka Brytania, etc.


Rilkego rozmowa ostatnia z poezją

Nie było w nim już nic poza cierpieniem.
Oglądał życie – gwiezdny ogród – oddalony
bardziej niż przypuszczał. Jeszcze tylko
śmierć przebyć. Obcy, nawet sobie,
nie umiał wymienić żadnego z imion…
Za oknem kos śpiewał wśród kwitnących drzew.
Wyciągnął do niego ręce: – O, niech nie umiera
wraz ze mną. Czemu myśl,
nieposłuszna materii, jest bezradna
wobec ostatniego spojrzenia na ogród!
W półmroku biała sukienka dziewczyny.
– Proszę śmiać się – poprosił: – wbrew sobie i mnie.
To, co zużywamy – to zaledwie jedna z propozycji
zachowania równowagi wobec danego nam czasu.

– Pani, twoja uroda, w antycznym krajobrazie
rozbitych amfor, jedynie prawdziwa,
jak sprzeczności, które dopełniają harmonię.
Wobec trywialnego końca egzystencji, Pani,
na wieczne piękno skazane są wszelkie poczynania,
lecz dziś poza Tobą i mną trwa 
od początku nazywanie rzeczy
w innym języku.


Odprawa z Hamletem

Chłopcze, tu nic się nie kończy
i nic nie zaczyna.
Morderstwa trwają, te same,
ta sama literatura i wiara – 
oręż słabszych.
My wiemy co robić.
Między ferowaniem idei
przekonujemy: siebie – 
namaszczoną drwiną,
poddanych – rozsądną tolerancją
i zmianą podatków.
W razie wyrzutów sumienia
można jeszcze raz zinterpretować
historię demokracji greckiej
lub rzymskie prawo.
Szpadą dziś – chłopcze – nikt
nie ocala honoru. Od tego
są dyplomaci, zdolni
przekonać rozsądnych.
Dlatego słusznie
umieszczono cię w piekle.
Nowoczesne niebo nie przyjmie
szalonych metafizyków, 
szukających ponadczasowej etyki.

Okoliczności zmieniają nawet świętych:
– Trzeba być z ludźmi – mówią
Piotr i Paweł.

Lubimy cię, jak starą bajkę
z dawno podartej książki,
wtedy i my strugaliśmy miecze,
żeby pomścić.
Groby i słowa?!
Danina krwi stała się patosem
w złym teatrze. Nie gramy już tragedii.
Z twojego dramatu możemy
zrobić i wystawić
udaną farsę.
Idź więc
tam, skąd królestwo swoje
widzieć będziesz znów
jak piękną gwiazdę.


Wielkanoc 

Chrystus zasiadł do stołu, kraszankę obiera.
– Wycierpiałeś się, Jezu – popłakuje gospodyni.
Kiwa głową i śmieje się teraz, jak gdy w kwietniu
sypią się dzwonki słońca na przegniły śnieg.

Pochwalił dobre wino, wódki też spróbował,
dziewczynę w okrągły policzek uszczypnął z podziwem,
potem na swoich rękach obejrzał stygmaty
i wpakował ogórek z kiełbasą do ust.

– Dobrze wam tu, na ziemi – zaczął pogawędkę.
– A Bóg Ojciec rozkazał, bym uczył o niebie.
– Na Golgocie trzy krzyże odtąd puste zawsze
i grób mój, teraz w kwiatach… A tu tak ciepło.

Spróbował grzybka w occie, zapalił papierosa,
nastroszył brodę w metafizycznym dymie i okiem mężczyzny
barwny strój gospodyni ocenił przyjaźnie,
gdy otwarły się drzwi i apostołowie przypadli do niego…

– Dobrze już, chłopcy / ledwie wyswobodził się
z ich oddanych uścisków /, przynieście harmonię,
Paweł, najmądrzejszy, umie grać na pianinie,
Jan niech skrzypce weźmie. A… i przyprowadźcie

tego tam lucyfera. Wnet wpadł łasząc się i ocierając
o boskie stopy. Chrystus zdjął mu łańcuch.
– Zmarzłeś, bracie Boruto, tyle lat po lasach.
Patrz, dziewczęta jak bazie… Pachną miłością…

I gruchnął śpiew po sadach w wiosennej zadymce;
hosanna, alleluja. Słońce trzy razy zaszło,
Chrystus wyszedł w pole, by wieczorne gwiazdy
przestrzec przed włócznią wymierzoną z Ziemi,

a Paweł z tłustą Magdą od pospólstwa w sianie
zbawiał siebie od grzechu zbyt długiej czystości.


Credo

Urodziłem się nad Morawką,
gdzie rogi rokitnych diabłów
stukały nocą o szyby,
a rzeka płynęła jak strumyk potu,
sączący się w bruzdach twarzy ojca,
gdy upał wisiał nabożeństwem cykad
nad wmodlonymi w ziemię rękami.
Niebo kwitło lnem, w makach
czerwieniła się broda polnego Boga,
który na chwilę wyrwał się z Biblii
i z kazań księdza, żeby zobaczyć
swoje prawdziwe królestwo,
zachłysnąć się trawą po deszczu i upić
zapachem świeżo zerwanego tataraku.
Spotkałem go, gdy podbierał
jaja z gniazd dzikim ptakom.
–  Pokażę je moim anemicznym aniołom – rzekł –
–  niech wreszcie zejdą w wiosenne łęgi  
posłuchać fisharmonii czajek
i skowronka, jak śpiewem
wydziobuje zło z ludzi.
Potem zaszywaliśmy się w szuwary
i oparci o pień olchy ciskaliśmy słońcem
w wieczorniejące gwiazdy, aż zza lasu
wyskakiwała zorza, cała w pąsach.
–  To Ty jeszcze nie w niebie, Panie –
mówiła z wyrzutem. Na jej rzęsach
była wilgotność łąk, w głosie
pobrzękiwanie skrzydeł bekasa…
Przyłapany na swojej ziemskiej słabości Bóg
kurczył się i z wolna
przeistaczał w niezapominajkową mgłę.
–  Może jutro znów mi się uda
wymknąć tutaj, gdy słońce w zenicie
uśpi niebo – szeptał mi jeszcze w ucho
wspinając się po szczeblach księżycowej drabiny.

–  Zostawiam ci moje wiersze,
Połóż je pod gałęziami akacji,
niech się pokaleczą, żeby rany
mogły opić się tym niepowtarzalnym zapachem
i oduczyć się boskości
na czas, gdy kwitną akacje.
–  Dobrze – mówiłem idąc już miedzą
w stronę domu. Musiałem bowiem jeszcze
rozpalić w piecu brzozowy ogień,
wypić mleko, nakarmić krasnoludki,
pomachać Twardowskiemu w pyzatej pełni,
odmówić zadany przez matkę pacierz…

Urodziłem się nad rzeczką Morawką.
Nie ma jej na żadnej mapie kraju,
płynie tylko w moim sercu,
cicha jak wstążka anioła,
gdy wracał po zwiastowaniu i zabłądził
w zielonoświątkowym zbożu.
Zające i sarny uczyły mnie nazywać świat,
wiatr wysmuklał ze zbędnych słów
linijki wierszy,
a gwiazdy, piaskowe babki, stawiały
przecinki i kropki…
Na stole, obok chleba, leżał Pan Tadeusz,
Nie-BoskaOjciec zadżumionych,
w opowieściach ojca srebrzyła się Opinogóra.
–  To niedaleko stąd – mówił – tylko 20 kilometrów,
nasz romantyczny sen w bekieszy
i siermiędze Północnego Mazowsza,
nasze trwanie – przetrwanie,
pielgrzymka do Polski.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko