Przed nocą
Brzegi rzeki zbliżają się do siebie
cichnie gwar ulic stygną milczące pochody
w aortach
jesteś na jednej z tych wysp
które zbyt szybko oddalają się od siebie
i nadal nieważne stają się pory roku
śmierć zwierząt najniższe loty jaskółek
powoli wszystko pozbawia się sensu
Być może gest jakiś czyiś grymas
rozmazana farba zasychająca na płótnie
nazbyt dokładnie wyreżyserowany spektakl
Hamlet śmieszniejszy od Papkina
jeszcze odnajduję czasem ciebie
odleglejszego niż przemarsz rzymskich legionów
wzdłuż Dunaju
A jednak możesz tam być między wiosennymi mleczami
twoja modlitwa już dawno
ominęła najdalsze kręgi wody
w myślach pogubiłeś
wczorajsze kontynent cień pajęczyn
a nawet żal z kryształkami mrozu zastygającymi
zmęczeniem
twoje wzruszenie
coraz częściej podnosi rękę od klatki piersiowej
słyszysz jak trzepoce w niej ledwie uchwytny
głos wystraszonego zwierzęcia
jego ból towarzyszy ci równomiernie
między przystankami wśród zarośniętych trawą torów
na zupełnie wymarłych stacyjkach
Być może jeszcze raz zakwitną kasztany
odurzony staniesz w zupełnym milczeniu latarń
ulicą przemkną cienie zakochanych
o rysach zupełnie zapomnianej rzeczywistości