Dziesięć lat… Szmat czasu… Przeleciało…
Dla mnie trochę mniej, równe siedem…
Jak to się zaczęło? Nie jestem pewien, wydaje mi się, że czytałem jakieś teksty w pisarzach.pl., a potem na którejś z Biesiad literackich w Stowarzyszeniu Pisarzy Polskich, Biesiad, które (wraz z kolegami) prowadzę od wielu lat, pojawił się Bohdan Wrocławski. Zaczęliśmy gadać. Od słowa do słowa…
Zacząłem…
Sam siebie pytam, jak to możliwe, tyle czasu, najpierw co tydzień, od dwóch lat, co dwa tygodnie. Kilkaset recenzji. Bez honorariów… To nie zarzut, gdybym nie chciał, przecież bym tego nie robił.
Więc dlaczego, po co, dla kogo?
Pewnie nie ma jednej odpowiedzi. Może najwłaściwszą jest: Bohdan? Bo przecież szybko znaleźliśmy nić porozumienia. Trochę rubaszną, taką, w której jest sporo żartu, przyjaźni, odpowiedzialności, taką, w której obaj wiemy, że literatura, ludzie, którzy ją tworzą, są ważne. Może nie najważniejsze w życiu (jak to zresztą mierzyć?), ale ważne. Że ważne jest kształtowanie gustu czytelników, dostrzeganie cudzej wyobraźni, że przecież literatura, wciąż odsuwana i odsuwana na dalszy plan, przez kilkaset lat kształtowała i wciąż kształtuje elity, że bez niej każdy naród, jak by to nie zabrzmiało patetycznie, karleje, traci swoją tożsamość, odchodzi w niebyt. I nic jej nie zastąpi – gra komputerowa, serial, mecz piłkarski. Nie, nie zastąpią.
Bohdan mówi, że chce łączyć, integrować środowiska, że nie ma dla niego znaczenia kto z jakiego Stowarzyszenia, Związku albo zupełnie niezrzeszony. Tak, często mnie tym denerwował, bo jak to? Bo przecież zaszłości, stan wojenny, bo jedni donosili na innych, bo moje Stowarzyszenie Pisarzy Polskich wyrosło przecież z oporu…
Trochę jak kombatant (a może człowiek z sumą doświadczeń na karku), zaczynam myśleć, że są sprawy ważne, bardzo ważne i te, których ranga, po latach, maleje. I jeszcze się buntując, coraz częściej przychodzi mi do głowy, że to naczelny pisarzy.pl ma, no nie, tak całkiem racji przecież przyznać mu nie mogę, miewa rację. Że robi dobrą robotę dla polskiej literatury, dla środowiska… Że te setki, tysiące osób, które czytają każdy kolejny numer dwutygodnika, znajduje w nim to, czego brakuje innym. Rzetelność, odpowiedzialność za słowo, teksty literackie, które nie schodzą poniżej poziomu wyznaczonego wysoko zawieszoną poprzeczką.
Tak, jest też drugi powód. Moje szaleństwo czytelnicze. Trwające grubo ponad pół wieku. Pisząc do kilku pism, wciąż mam chęć opowiadania o „swoich” książkach. Nie, nie traktujcie Państwo tego dosłownie, o swoich nigdy bym nie napisał. Ale co i rusz trafiam na literackie olśnienia, a jeśli nie olśnienia to na książki z różnych powodów ważne: językowo, intelektualnie, faktograficznie. Powieści, eseje, książki historyczne, biografie. Łapię je, chowam za pazuchę własnej pamięci, albo raczej „Mebluję głowę książkami”. Ale przecież chciałbym się podzielić tymi swoimi radościami, odkryciami, zauroczeniami. Siedząc w środowisku od lat, wiem jak smutną rzeczą jest, gdy wartościowa książka znika nierozpoznana, niezauważona, pominięta, jak ważne jest słowo o niej: dla autora, wydawcy, ale przede wszystkim dla czytelnika.
Bankrutują księgarnie, pisma literackie, te dotowane i te pozbawione wsparcia finansowego państwowego czy samorządowego, mają nakłady ledwie kilkuset egzemplarzy. Część trafi do bibliotek, część do autorów, dwieście, trzysta do czytelników. Możemy się zżymać, ale taka jest rzeczywistość. Można wzruszyć ramionami, podnieść ręce do góry, rozpłakać się. Można też inaczej, mądrzej. Portal. Bezpłatny! Jego rola jest w tej sytuacji naprawdę nie do przecenienia. To tu rzesza odbiorców, nieporównanie większa, czasami idąca w dziesiątki tysięcy, ma szansę zobaczyć, przeczytać, skonfrontować własne odczucia z tym, co napiszą autorzy portalu. Co więcej… Myślę o Polakach rzuconych w różne zakątki świata. Tak, wiem to, dla nich to okno na literaturę, język, ludzi. Oni naprawdę są, czekają, dają znak, że to dla nich ważne.
To inna praca niż w normalnej redakcji. Bez kolegiów redakcyjnych, bez lokalu, bez linii redakcyjnej. To wszystko wziął na swe barki Bohdan Wrocławski. Orka ponad siły, zwłaszcza, że nikt portalu nie chce rozpieszczać jakimkolwiek zastrzykiem gotówki. Czasami mu współczuję, na przykład, gdy jeszcze dodatkowo robi wywiad z Holewińskim, ciągnący się przez kilkanaście numerów (sprawdziłem, to objętość sporej mojej powieści). To, oczywiście żart. Wiem, mimo ciągłego narzekania, skarg, utyskiwania – telefon od Wrocławskiego miewam w każdym tygodniu – trudno byłoby mu bez tej pracy, bez pisarzy.pl, żyć. Bo i co miałby robić w tych Kątach Rybackich? Usiąść nad wodą? Pisać wiersze? Obsobaczać bliskich? To wszystko przecież robi. Ale… Ale przecież za młody na starość!
Więc niech będzie kolejnych dziesięć lat, niech minister kultury, kto by nim nie był, zauważy, że ten ogródek polskiej literatury ma w pisarzach.pl nie tylko wiernego, bezinteresownego kibica, ale że to aktywny uczestnik tych rozgrywek, którego warto wspierać, a przewodzący mu naczelny zasługuje na niski pokłon. Od nas wszystkich! Od zespołu i czytelników!