Piotr Müldner-Nieckowski – Z cyklu „Jednym zdaniem”

0
531

Su come acquistare in grandi negozi

(O sposobach kupowania w dużych sklepach)

Stałem i czekałem, gdyż moja żona taka jest, że albo mam za nią nosić torby, albo kiedy używa wózka, mam czekać, i to by było wszystko, jeśli chodzi o zakupy, bo ja nigdy nie zastanawiam się nad tym, co mam kupić, podchodzę do wieszaka, sprawdzam, czy dane spodnie mają mój rozmiar pośladkowo-płciowy albo czy dana szafa wymiarami pasuje do wnęki w przedpokoju i kształtem do walizek, kupuję jedno, drugie i trzecie i mam, a ona chodzi, chodzi i wychodzi ze sklepu, to znaczy mam na myśli to, że najpierw wychodzi z nerwów, a potem ze sklepu i dalej chodzi, chodzi, aż wraca i kupuje zamiast szafy mydło w proszku, a zamiast butów szklanki do koktajli, z tym że jest to wynik niezwykle skomplikowanych procesów decyzyjnych, których psychologia naukowa do dziś absolutnie nawet nie tknęła, co dopiero mówić o analizie konkretnych przypadków, ponieważ kobiety wcale nie chcą wiedzieć, dlaczego robią to tak a tak i nie inaczej, tak jak z tym codziennym czekaniem, aż powiem, że ją kocham, a pragnę zauważyć, że większość psychologów to, akurat tak się składa, są to psycholożki, i ewentualny postęp w wiedzy o rozwiązywaniu problemów takich jak zakup na przykład krzesła wcale ich nie interesuje, bo moim zdaniem prawdopodobnie musiałyby się wściec na samą myśl, że zainteresowanie czymś takim jest co najmniej podejrzane, tym bardziej że one same tak dziwacznie kupują, wszystkie co do jednej, natomiast faceci, tacy jak ja, a nawet i wielu innych, nie muszą nic robić, ani chodzić w kółko, ani zastanawiać się, czy lepszy jest kolor zielony, czy niebieski, a nawet pamiętam, że w instytucie mojej żony, bo oprócz tego, że mamy sklep, ona robi badania, no i w tej jaskini wiedzy, kiedy jakiś facet postanowił zbadać pewien typ rozstrzygania spraw, to został wyrzucony z roboty przez panią profesor dyrektor na skutek donosów pań adiunktek-doktorek na adiunktów-doktorków, takich jakim ja kiedyś byłem, zanim zmądrzałem i wziąłem się do przyzwoitego handlu, dzięki któremu teraz ludzie mnie szanują, a nie imitowania eksperymentów, tak jakby były ekskrementami, bo handluję tylko czymś świeżym, radosnym i pachnącym, toteż one donosiły, że gość nie umie się oderwać od rzeczywistości i roztrząsa to, co wszyscy wiedzą, wszyscy to znaczy one, i na tym sprawa się zakończyła, a mam poważne podejrzenie, że facet jest geniuszem, tylko one się na jego możliwościach poznały i go załatwiły odmownie, tak że wyjechał do Ameryki i ślad po nim zaginął, w tej Ameryce rzecz jasna, bo my nic już o nim od paru lat nie wiemy, bo może jest wielki od spraw technicznych, w spodniach i bez spodni, lecz dość mikry od zagadnień apetycznych, więc gdy był już grudniowy wieczór, bo cały powyższy wstęp dałem tu po to, aby doprowadzić moją króciutką opowieść do tego czasu właśnie, że stałem oto w rozkroku na parkingu, znajdującego się obok wielkiego sklepu, między moim z żoną samochodem a drugim, znacznie większym od naszego, i patrzyłem w ciemne niebo, zastanawiając się nad tym, jak długo moja żona w tym wielkim sklepie będzie kupowała kostkę masła, a także dlaczego ilekroć ona coś kupuje, ja próbuję rozwiązać zagadkę dziwacznego decydowania się kobiet na zakup tej kostki a nie innej, kiedy można bez szkody dla zdrowia i kieszeni wziąć z półki pierwszą z brzegu, co jest tak wielką oczywistością, że rozważając tę kwestię można wpaść w szał, doznać gwałtownego przyspieszenia bicia serca i co za tym idzie nagłej produkcji nadmiaru dwutlenku węgla na skutek przyspieszonego oddychania, nie mówiąc o gwałtownym, nerwowym produkowaniu moczu i wypełnianiu się pęcherza, ale to nic, stałem sobie między tymi samochodami z rękami w kieszeniach, gdy nagle tuż przed moimi oczami pojawiła się wykrzywiona (ale w głębi owego wykrzywienia nawet ładna, że aż mnie w dole brzucha ukłuło, o wypukłych, delikatnych wargach, wielkich oczach i lśniących bielą ząbkach) twarz kobiety z głową obciągniętą blond włosami i włosianym czubem owiniętym w zieloną gazę ze złotą sprzączką, która wrzasnęła z oburzeniem: „Jakim prawem publicznie oddaje pan mocz na parkingu! Szambo pan tu robi?!”, ale ja wcale nie oddawałem moczu, stałem z rękami w kieszeniach i nawet nie bawiłem się kulkami w bilard, tylko przecież rozmyślałem o meandrach decydowania, gdy ona znowu coś krzyknęła, ale tak niegrzecznie i z tak świętym oburzeniem, że musiałem zrobić krok do przodu i zaskoczony odpowiedziałem: „A co ja według pani oddaję?, ale jak pani chce, to mogę oddać, tylko ile?”, a ona na to: „Co za cham!”, „Niech pani się przyjrzy” – powiedziałem spokojnie i sięgnąłem do sprzączki paska spodni, ale ona, lekko się jednak mimo wszystko ociągając, jednak odeszła, „Co, już nie interesuje pani mój interes?” – dodałem, a ona: „Co mnie interesuje, to moje”, z tym że prawdę mówiąc przytkało mnie to posądzenie o lanie na placu, a zanim się zorientowałem i ułożyłem w głowie adekwatną odpowiedź, ona odeszła, wsiadła do swojego mercedesa i z piskiem opon odjechała, ale nie w stronę ulicy, tylko naokoło pawilonu, tak jakoś zastanawiająco, i kiedy zniknęła za rogiem, wróciłem do swoich rozważań o damskiej technice dokonywania zakupów, gdy nagle zrozumiałem, że tak naprawdę to zaczyna mnie gnieść w pęcherzu i rzeczywiście powinienem się rozejrzeć za jakąś toaletą, a że żadnej w zasięgu mojego wzroku nie było, rozpiąłem spodnie i mocnym strumieniem odlałem się między prawe tylne koło samochodu sąsiadującego a lewe tylne koło mojej toyoty, co ze względu na mrok wieczorny było dla klientów sklepu zupełnie niewidoczne i totalnie obojętne (mieli to w tylnej części ciała, czyli w głębi otworu dupnego), no chyba że znowu podglądała mnie jakaś kolejna podejrzliwa baba, ale przecież zawsze mógłbym jej udowodnić, że do niczego nie doszło, wystarczyło trzymać ręce w kieszeniach, gdyż do wykonania czynności, o której mowa, wcale nie są potrzebne, jeśli tylko odpowiedni narząd jest odpowiednio nastawiony do świata handlu, ale wyobrażam sobie, co by powiedziała ta osóbka, gdybym zapytał ją: „Szuka Pani Toalety?, pytam przez duże P i duże T, nie mówiąc o S, no to jak?, odpowie Pani?” i zacząłbym konwersować, żeby przetrwać czas poświęcany przez żonę na kupowanie masła, a ona by mi odpowiedziała…, nic by mi nie odpowiedziała, bo właśnie podjechał mercedes, wyskoczyła ona i pyta, jakimś takim ściśniętym, niskim głosem: „To gdzie tu, kurwa, jest ta toaleta?”, więc odpowiadam: „Jaka, kurwa, toaleta? Do czego Pani jakaś toaleta?”, a ona na to: „Myślałam, że jak pan tak luzacko stoisz, to żeś się pan już odlał”, no to ja: „Ale ja się nie odlewałem przed, tylko po”, wtedy ona: „Po czym?”, „Po rozmowie”, „Aha”, skwitowała i wskoczyła do auta, po czym tak nim śmignęła, jak to mercedesem, że w jednej chwili znikła w ciemności, bo tam rzeczywiście nie było toalety, tylko trzeba było się po prostu rozejrzeć po terenie i sobie wygodę załatwić, no, ale ja już byłem po, więc sobie stałem i nagle słyszę… co ja słyszę, delikatny pomruk diesla, silnika takiego żywcem od mercedesa, i słucham, słucham, skąd ten dźwięk mnie próbuje zainteresować, i po chwili się orientuję, że to słodkie, dieslowskie ukochane burczenie dochodzi z tyłu, a ja zamiast się obejrzeć, stoję jak ten idiota przodem do drzwi pawilonu, którędy moja żona ma wyjść z zakupami, więc momentalnie się odwracam i co widzę, jakaś kobieta znajduje się dokładnie między prawym tylnym kołem samochodu sąsiadującego, była to renówka, a lewym tylnym kołem, i była to moja toyota, wstaje z kucek, ściąga kolana i się odwraca, żeby odejść do mercedesa, ale ja mam refleks i się rozdarłem: „Na moje koło Pani robi, przez duże P, proszę Pani, jak to tak?”, a ona chrapliwie, niskim głosem jak po francuskiej robocie: „Kobiecie się uwag nie robi, ty chamulcu!”, ja na to: „Ja robię? Co Pani? A Pani to skąd jest, bo u nas to się tak nie robi, Pani gdzie mieszka, że się Pani przez duże P najpierw załatwia na moje koło, a potem jeszcze tak na mnie rozdziera?”, „A ja na Królewskiej jedenaście, proszę pana, pierwsze piętro, drugie drzwi po prawo, ty palancie”, i w ogóle nie poprawiała stroju, bo wszystko miała w porządku, sukienka, błyszczące buciki, zielono we włosach, tak jakby na koło nic absolutnie nie robiła, zastanawiałem się, jak dalej zagadać, gdy ona nagle: „O, mój małżonek idzie, pan go zapozna, miło nam będzie” i dodała: “albo i nie”, i rzeczywiście w naszą stronę zasuwał gościu trochę niski, trochę gruby, ale jak nic facet, jeszcze nie mogłem wiedzieć, czy ma jaja, ale wąsy miał, podchodzi, mówi jak ma na imię, ale tak, żebym nie zrozumiał, no to ja jeszcze bełkotliwiej: „Fajny ten mercedes”, a on do mnie: „Zakupy porobił?”, to znaczy, czy ja porobiłem, „Jeszcze nie”, odpowiedziałem, więc on: „No to niech porobi”, a tymczasem ona: „To on”, i wtedy zrozumiałem, że to są ci ludzie, których niedawno temu nie zakwalifikowałem na darmową wycieczkę do Kenii w nagrodę za zakupy emaliowanych garnków w moim sklepie, bo prawdę mówiąc nie jestem idiotą i nikogo nie zakwalifikowałem, gdyż nikt nie spełniał precyzyjnie przeze mnie wymyślonych warunków regulaminu, i wtedy szczęśliwie moja ukochana żona z trzema kostkami masła w ręku, jak słoneczko zza chmury, wyszła z pawilonu i ruszyła w moją stronę, na co ta kobita: „Idzie ta małpa”, a on, ten z tym bełkotliwym imieniem, nagle jak nie złapie jej za kudły, nie wepchnie do merceda, wskoczy za kierownicę, jak nie da gazu, jak nie zawyje dieslem i nie zniknie w ciemnościach!, o cholera!, w jednej sekundzie, nie wiem, czego się bali, chyba mojej bezczelności, a może pomyśleli, że ten konkurs w moim sklepie z artykułami gospodarstwa domowego, w skrócie AGD, to przykrywka czegoś znacznie mocniejszego, najpewniej tajnego, żeby złapać na nich haka, i ja się tu przed pawilonem dwadzieścia cztery na siedem w tygodniu nie przypadkiem znalazłem, udając, że szukam szaletu, wtedy ja najspokojniej w świecie odebrałem od żony jej zakup i rzekłem: „Tego się nie spodziewałem, nie przyszło mi do głowy, że naprawdę kupisz masło, więc w nagrodę proponuję, abyśmy sylwestra spędzili w Rzymie”, a ona: „Bo co?”, a ja: „Perché ti amo, dolcezza”, no i pocałowała mnie w same usta, po czym odparła: „Ja ciebie też, ale – dodała – ten facet to pies z komendy w Brwinowie, ty na niego uważaj, bo to menda, a ona też stamtąd, policyjna, wiesz: wesz, a niby księgowa, w środę garnki u nas kupywali i nasza Wandzia powiedziała, kto zacz, bo ona przecież mieszka na Królewskiej i to są oni”, no i postali my jeszcze chwilę przed pawilonem, żeby tamci mieli czas się solidnie oddalić, wrzuciłem masło do bagażnika, a co, w rękach miałem trzymać?, i pojechali my do chałupy w dość – jak na dwudziesty pierwszy wiek – ciężkim nastroju, najpierw żeby skoczyć do kompa, założyć nowe konto w innym banku i poprzenosić trochę kasy, tak na wszelki wypadek, per ogni evenienza.

Piotr Müldner-Nieckowski

====================

Piotr Müldner-Nieckowski, ur. 1946 r., poeta. Ponadto prozaik, dramatopisarz, krytyk literacki. Doktor nauk medycznych – internista. Profesor językoznawstwa.

Autor książek poetyckich Namiot ośmiu wierszy (1975), Ludzki wynalazek (1978), Wilgoć (1997), Za kobietą tren (2001, 2003, 2017), Opaska gazowa (2004), Park (2011), Schody (2015), Igła (wyd. polsko-bułgarskie 2018), opowiadań Proszę spać (1978), Raz jeden jedyny, 53 opowiadania z nieustannego stanu w. (2007), powieści Himalaje (1979), Śpiący w mieście (1983), Diabeł na placu Zbawiciela (1990), ponad 70 dramatów radiowych w Polskim Radiu i rozgłośniach zagranicznych (kilkanaście zostało wydanych w tomie Piórko, 2007), rozpraw m.in. Frazeologia poszerzona (2007), Biegański, Kramsztyk i inni (dzieje polskiej etyki lekarskiej, 2016), korespondencji literackich Müldner & Jakób (z Lechem M. Jakóbem, 2010), wreszcie obszernych słowników: Wielkiego słownika frazeologicznego języka polskiego (2003), Nowego szkolnego słownika frazeologicznego (2004), Wielkiego słownika skrótów i skrótowców (2007). Ukazała się o nim książka zbiorowa: O twórczości literackiej Piotra Müldnera-Nieckowskiego (2018).

Otrzymał m.in. nagrodę I stopnia Komitetu ds. Radia i Telewizji za twórczość radiową (1990), liczne nagrody literackie w konkursach, odznakę „Za Wzorową Pracę w Służbie Zdrowia” (1984), Medal im. Janusza Korczaka (1985), Medal Edukacji Narodowej (2003), Nagrodę im. C.K. Norwida (za poezje, 2012), Nagrodę Polskiego Radia i Telewizji Polskiej za twórczość radiową i telewizyjną „Wielki Splendor” (2013), Srebrny Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” (2016). Wiceprezes Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, członek polskiego PEN Clubu.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko