Roman Śliwonik
***
Zazdrościć należy tym którym ktoś jeden
może przesłonić świat
trwa w kimś Żyje czyimś życiem czyimiś słowami gestami
powtarza jego ruchy
jakby jeszcze w ogóle się nie narodził
zazdrościć mu trzeba że nie słyszy świata
jego płaczu Wybuchów Wojen Jęków
nie słyszy wiatru światła koloru
dla którego horyzont nie jest daleki bo go nie widzi
embrion miłosny
niektórym nawet rzeczy też potrafią przesłonić świat
codziennie mijam takich
pełen litości dla ich ubóstwa
przerażenia
i zazdrości
Pamięć
Niedokończona noc
niedokończony śpiew
drewnieje dotyk
który przeznaczyliśmy dla siebie
nie zdążyliśmy zdjąć
dojrzałego owocu dni
dlatego puste powietrze
a gdzieś na krańcach horyzontu
jesteśmy my
małe cienie
ogromnego żalu
Krzysztof Gąsiorowski
I o to chodzi
Już bez eksplozji nerwów
i oczu;
miękkie światełka
błądzą wśród ciała,
pot splatający się
jak długie włosy.
Nie znaliśmy się wcześniej,
nie spotkamy się więcej.
Obcy sobie,
lecz bliscy bez żadnych warunków,
w tym gwarnym mrowiu,
co nas wszystkich dzieli.
Śmiać się z nas zaczną,
kiedy odpowiemy: to było jednak
ważne
— w swej znikomości,
choć trudny będzie dzień,
który minął.
Niechaj się śmieją,
niech mają swój udział.
I o to chodzi.
Strofa tuż przy nocy
Owinęłaś się w sen
— ciszą kwitniesz
jakby z tobą można o miłości
milczeć
Ale taką katedrę
na taki zmierzch wybrzmieć
przecież ty pod tę nie—muzykę
upadniesz
Zbyt mało wiemy o kochających
— dziewczyna tak śpiewnie
przytuliła się do snu
że on znieruchomiał
i przyjął istnienie
Zbigniew Jerzyna
Sen o umarłej
Już za nią ziemia uniosła swe góry.
Już cień jastrzębia kołem ją otoczył.
Już nad nią niebo zacieśniło chmury.
I w światłach nieba zagasły jej oczy.
Ja wciąż pamiętam kiedy stała naga.
A teraz przeszła poza próg nagości:
jej pocałunków kołysze się waga
od realności do nierealności.
Czujność
Dobroć! — nie! Ale czujność. Tak,
bo — tylko wtedy, gdy nad śpiącym
pochylasz nieruchome oczy. I słuch,
tym go ogarniasz, by trwał
niezbudzony.
Kobieta, którą kochasz, która niesie
ciężar — odejmij jej, by mogła swój cień
w żart obrócić.
Powrót miłości
Jak wielki ogień, co przestrzeń poraża,
tak miłość znowu oczy zapaliła;
bo gdzie nie spojrzę, widzę: trzepot
ptaka — w powietrzu cichym
jak uśpione morze — —
Przez sny przechodzę jak przez białe
wzgórza — są przebudzenia
jak słońca w dolinie —
I twarz obracam prosto w to płonące;
istnieję bardziej niż zawsze — lecz
ginę.
Andrzej K. Waśkiewicz
ukryj się we krwi oddech cię zdradzi
ukryj się we krwi oddech cię zdradzi we krwi się
ukryj nim morze się znowu upomni
o nas
w pot zbiegnij słony pot zmęczenia
jak w sen się zbiega albo w śmierć za nami
tylko sól będzie świadczyć nawet krew Cię wyda
miastu i światłu
i długi szloch krwi
owoc głodu — nim się w sen oddalisz
(sen o nożu) jak w zatopione i podwójne lustra
w zatarty szept całości — ocal
ten sen pośrodku dnia
wewnątrz ciemności nieruchome teraz
Kwiat, jego zdanie
wnętrze oddechu i szept cudzej krwi
zimne światło i niema możliwość ogrodu
z milczenia nagle — słyszysz
jak się wyłania pierwsze zdanie kwiatu
nagie i nagłe
i jak się rozwija
niepewne nawet własnego istnienia
czysta możliwość — wyludniona fuga
w świetlistej wyrwie słyszysz to morze oddechów,
spłoszony galop tętna przez równiny krwi
szept cię dobiega zza przesłony skóry
w świetlistej wyrwie słyszysz: oto rośnie
gwiazda: otwarta rana w szepcie co się waha
być rozlec się w ledwie wymówionym
niepewnym zdaniu kwiatu
trwasz — jakby całość dopadła cię wreszcie
kwiat, jego zdanie: ciemna wieża światła
nikt tu nie mieszka oprócz utopionych
w płomieniu lustra w którym się przegląda
całość — jak łuna
Jan Stanisław Kiczor
Umarłym poetom
Dusze zmarłych poetów przesiadują w wierszach,
Bawiąc się ulotnością dopieszczonej frazy,
Lub czegoś wypatrują w poszczególnych wersach,
Jakby chciały zasadność metafor rozważyć.
Duchy zmarłych poetów są tuż obok ciebie
Tęsknotą, której nijak nie możesz poskromić,
I choć nie oczekują zachwytów i schlebień,
Cieszą się, kiedy sięgasz po kolejny tomik.
Duchy zmarłych poetów nadal tworzą strofy
O zmęczonych wieczorach, przepłakanych świtach
I nadal tkwi w nich ludzki, zwyczajny niedosyt
I nadzieja, że Stwórca zechce choć przeczytać.
Duchy zmarłych poetów znają słowo: przemiń!
Lecz tworzą wciąż diamenty – z popiołu i ziemi.
Na powitanie
Objawiłeś się, Dante, więc z radości płaczę,
Że będzie znów radośnie – na pewno inaczej.
Po wytwornej kolacji trochę „podliż” się żonie,
Choć nie znam, to „przez skórę” – mam sympatię do niej.
Ciebie także rozumiem, bo sam często słyszę:
Zostaw te swoje „bzdety” i „śmigaj” na stryszek;
Przepatrz dach (zima idzie) – czy gdzieś nie przecieka,
Sprawdź u psa (czy w porządku) – strasznie w nocy szczekał,
Ogród trzeba zagrabić, w garażu posprzątać
(Ty na nic nie masz czasu – tylko ja się krzątam),
Pozawieszaj karmniki, trzeba kupić ziarna
(Wszystko na mojej głowie – z ciebie pomoc żadna).
I weź tu, człeku, napisz podniosły poemat,
Gdy wciąż słyszysz gderanie – i na każdy temat.
Myślałem… rzucę żonę. Lecz żal. W żadnych sferach
Nikt tak pięknie i z wdziękiem – nie potrafi gderać.