Mikołaj Melanowicz – Język polski bez Jarosława Iwaszkiewicza

0
608

  Repetytorium. Szkoła podstawowa JĘZYK POLSKI klasy 7-8 (stron492) to bardzo interesująca książka. Po prostu to świetne kompendium dla pragnących powtórzyć podstawy analizy i interpretacji dziel literackich, wybranych przykładów liryki, epiki i dramatu polskiego, jak również umiejętności „tworzenia wypowiedzi”, kształcenia językowego i gramatyki języka polskiego. W sam raz dla licealistów, albo nawet studentów rozpoczynających studia na kierunkach filologicznych. Pamiętajmy jednak, że to Repetytorium przeznaczone jest dla ostatnich klas szkoły podstawowej – „zgodnie z  najnowszą podstawą programową” – jak informuje krakowski wydawca GREG.

    Lektury obowiązkowe z liryki obejmują fraszki, pieśni i treny Jana Kochanowskiego, Sonety krymskie  i Śmierć Pułkownika  Adama Mickiewicza. Ponadto są również wyliczone tytuły omówionych w tej książce utworów poetyckich ponad trzydziestu autorów. Niektórych z nich wyróżniono kilku tytułami (np. Sztaudynger ma pięć tytułów). 

   Szukając podstaw i koncepcji doboru nazwisk poetów, godnych zalecenia młodzieży, z zaciekawieniem przyglądam się im w kolejności podanej w Repetytorium. Są to następujące nazwiska, które z przyjemnością wymieniam jako że w Szkole Podstawowej w Piszczacu ani w Liceum Pedagogicznym w Lubomierzu nie miałem okazji ich usłyszeć. No, może poza Kochanowskim, Mickiewiczem, Słowackim, a także Puszkinem i Lermontowem. To zrozumiałe. Były to inne, odlegle już czasy. A więc proszę wybaczyć tę wyliczankę, dla mnie ważną,  bo stanowi ona nową propozycję dla najmłodszych uczniów, zasługującą na uwagę i szacunek.  A więc posłuchajmy brzmienia tych magicznych nazwisk, które powinny przetrwać w pamięci uczniów, przyszłych twórców nowej Polski, jej  nauki i kultury.

„Omówienie utworów poetyckich” (strony 58-59)

Krzysztof Kamil Baczyński, Stanisław Barańczak, Miron Białoszewski,  Roman Brandstaetter, Andrzej Bursa, Konstanty Ildefons Gałczyński, Marian Hemar, Jacek Kaczmarski, Anna Kamieńska, Jonasz Kofta, Ignacy Krasicki, Lao Che [pod tym hasłem kryje się  Hubert „Spięty” Dobaczewski” z płyty zespołu Lao Che], Joanna Kulmowa, Stanisław Jerzy Lec, Jan Lechoń, Bolesław Leśmian, Paweł Lekszycki, Piotr Macierzyński, Czesław Miłosz, Wojciech Młynarski, Cyprian Kamil Norwid, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Tadeusz Różewicz, Tomasz Różycki, Jarosław Marek Rymkiewicz, Juliusz Słowacki, Stanisław Sojka, Edward Stachura, Leopold Staff, Jan Sztaudynger, Włodzimierz Szymanowicz, Wisława Szymborska, Jan Twardowski, Kazimierz Wierzyński. Na tej obszernej liście nie znalazłem jednego z najwybitniejszych poetów, a mianowicie Jarosława Iwaszkiewicza. Chyba o nim po prostu zapomniano.  

  Co prawda, ja również z poezją Iwaszkiewicza mogłem spotkać się dosyć późno, bo w 1954 roku, po skończeniu Liceum Pedagogicznego w Lubomierzu i przyjeździe do Warszawy na studia sinologiczne i japonistyczne. Nie pamiętam, jak to się stało, ale uczestniczyłem w wieczorze autorskim poświęconym publikacji Warkocza jesieni (1954). I odtąd pamiętam strofę z wiersza pt. Plejady, rozpoczynającą się słowami „Plejady to gwiazdozbiór już październikowy / Błyszczą  jak winne grono wśród  innych gwiazd roju, / W ich świetle las pożółkły niby rumak płowy, / Co polem do srebrnego biegnie wodospadu…” . A dalej uczniowie mogliby usłyszeć recytacji nauczycieli:  „Patrzeć w siebie! […] To wszystko. To jest życie, ni mniej, ni więcej..,

 Przypominając sobie ten piękny wiersz, pomyślałem, że również dzisiejsi uczniowie siódmej czy ósmej klasy chętnie by posłuchali i zapamiętali choć jedną strofę na wiele lat. Podobnie jak ja.

Ale lista omawianych wierszy musiałaby być znacznie krótsza… A mogłoby to nastąpić tylko wraz z fundamentalną zmianą strategii edukacyjnej, w której uczenie kompetencji zaczęłoby odgrywać większą rolę w nauczaniu niż wtłaczanie nadmiernej wiedzy.

„Epika. Lektury obowiązkowe” (s.99-227)

    Lista lektur obowiązkowych (z ostrzeżeniem „obowiązkowe na egzaminie”) rozpoczyna się od „utworów mieszanych”, tzn. Żony modnej Ignacego Krasickiego, Reduty Ordona i Świtezianki Adama Mickiewicza. A niżej  wymieniono utwory „epickie obowiązkowe na egzaminie”, tzn. m.in. Pana Tadeusza, Quo vadis, Syzyfowe prace, Kamienie na szaniec, Ziele na kraterze Melchiora Wańkowicza i Artystę Sławomira Mrożka. Do tej imponującej listy dodano jeszcze „utwory dziennikarskie również  „obowiązkowe na egzaminie”, a mianowicie Tędy i owędy (wybór reportaży)  Wańkowicza. Z literatury obcej zalecono Opowieść wigilijną Charlesa Dickensa i Małego Księcia  Antoine de Saint-Exupery’ego. Zastanawiam się, czy ktoś pomyślał o tym, by policzyć, ile stron z literatury musiałby uczeń przeczytać dziennie, żeby dobrze przygotować się do egzaminu (Jakiego? Pewnie chodzi  głownie o tzw. egzamin ośmioklasisty).

Dramat

 W rozdziale pt. „Dramat” do obowiązków ucznia dodano Dziady cz. II  Mickiewicza, Balladynę Słowackiego i Zemstę Fredry. Oczywiście, w tej sytuacji nadmiaru lektur możemy usprawiedliwić twórców tej listy lektur, że już nie było miejsca choćby na fragment Lata w Nohant (o Chopinie) lub Maskarady (o Puszkinie) Jarosława Iwaszkiewicza.

 Trudno nawet przypuszczać, że twórcy „podstawy programowej” przedmiotu języka polskiego dla dwu ostatnich klas szkoły podstawowej nigdy nie czytali Jarosława Iwaszkiewicza. Ale jako eksperci musieliby wiedzieć, co napisali krytycy o ponad sześćdziesięciu latach obecności Jarosława Iwaszkiewicza w polskim życiu literackim. Musieli też wiedzieć, że była to twórczość nieobojętna nie tylko dla polskich czytelników. Powstało bowiem wiele artykułów i książek na temat życia i twórczości autora Oktostychów (1919) i Mapy pogody (1980, Panien z Wilka (1932) ), Brzeziny (1933) i Matki Joanny od Aniołów (1942/1946), czy Sławy i chwały (1956-1962). Pamiętamy również o tym, że kilka pereł nowelistyki polskiej  (zob. np. Włodzimierza Maciąga esej na temat Panien z Wilka w książce pt. Arcydzieła literatury polskiej. Interpretacje, 1987) zainspirowało Andrzeja Wajdę (Brzezina, Panny z Wilka) i Jerzego Kawalerowicza  (Matka Joanna od Aniołów) do stworzenia równie genialnych filmów. Wierzę, że tych faktów nie da się ukryć – jeśli rzeczywiście celem autorów programu przedmiotu „Język polski” dla szkoły podstawowej było celowe przemilczenie imienia i nazwiska genialnego pisarza. Jestem jednak przekonany, że  twórczość autora Czwartej symfonii, wcześniej czy później – w dojrzalszych latach dzisiejsi  uczniowie odkryją samodzielnie.

Zwłaszcza że o życiu i twórczości pisarza powstało wiele prac krytycznoliterackich, których  wnikliwy czytelnik nie może przeoczyć. A należą do nich monumentalne dzieła Radosława Romaniuka i Marka Radziwona. Ważne  są również prace krytyczne m.in. Andrzeja Gronczewskiego, Stefana Melkowskiego, Jerzego Kwiatkowskiego, Ryszarda Przybylskiego, Germana Ritza, Andrzeja Zawady, Heleny Zaworskiej… Poza tym Iwaszkiewicz istnieje w podręcznikach literatury polskiej i światowej jako wybitny poeta, nowelista, powieściopisarz, dramaturg, eseista i tłumacz Szkoda, że o tym nie pamiętali twórcy „podstaw programowych” przedmiotu „język polski” dla szkoły podstawowej. I w rezultacie zaproponowali uczniom przedmiot języka polskiego bez jednego z najwybitniejszych polskich twórców – bez Jarosława Iwaszkiewicza.

 Kiedy szukałem książek poetyckich Iwaszkiewicza w pobliskim MPIK-u, usłyszałem w informacji, że jest tylko Droga. Nie znałem utworu Iwaszkiewicza pod tym tytułem, więc kiedy przyniesiono Drogę, okazało się, że jest to ponad tysiącstronicowa antologia prozy i wierszy Iwaszkiewicza, opracowana i opatrzona świetnym wstępem przez Radosława Romaniuka (Wydawnictwo Iskry, 2020). Dzieło to jest więc  wyborem najwybitniejszych krótszych form autora Sławy i chwały, przedstawiającym literacką podróż (dlatego tytuł „Droga”) pisarza przez gatunki od Nazwy miłości po wiersz Urania, skomponowany  2 lutego 1980 roku  w Sailly na miesiąc przed śmiercią poety. Poszukiwanego tomiku Warkocz jesieni nie było również w pobliskim antykwariacie, ponieważ książki Iwaszkiewicza „szybko się sprzedają” – powiedział antykwariusz.  I na pewno autor Sławy i chwały pozostanie współtwórcą wielkości literatury polskiej. Nawet jeśli uczniowie odkryją go później, podczas studiów…               

  Mikołaj Melanowicz


  Postscriptum

Na zakończenie pragnę wyjaśnić, dlaczego japonista wypowiada się na temat literatury polskiej. Może dlatego, że miał w swoim życiu epizod studiów polonistycznych na Uniwersytecie Warszawskim. A może również z kilku innych powodów. Tak czy inaczej przed skończeniem  studiów japonistycznych w Instytucie Orientalistycznym rozpocząłem studia na polonistyce tego samego Wydziału Filologicznego (dziekanem wówczas był profesor Zdzisław Libera). Daleko nie musiałem  chodzić, ponieważ orientalistyka sąsiadowała (i na razie sąsiaduje) z budynkiem  polonistyki. Chociaż studiów tych nie skończyłem, to jednak ze wzruszeniem wspominam wykładowców, ponieważ od nich zyskałem wiele inspirujących sugestii, pożytecznych również podczas pracy tłumacza literatury japońskiej.

 Do dziś pamiętam fascynujące wykłady profesora Stefana Żółkiewskiego, który z Paryża przywoził nowe publikacje na tematy metodologiczne i je studentom referował w ramach przedmiotu „Wybrane zagadnienia z piśmiennictwa XX wieku”. Wspominam strukturalistkę, profesor Marię Renatę Mayenową, z której podręcznika uczyłem się poetyki opisowej. I to chyba dzięki niej uczestniczyłem w pierwszej międzynarodowej konferencji nt. poetyki w Instytucie Badań Literackich (IBL). Należy przypomnieć, że wówczas stał się modny strukturalizm, a znakiem rozpoznawczym studentek-intelektualistek (i nie tylko) było noszenie ze sobą i wykładanie na stoliku w kawiarni Smutku tropików (pol. wyd.1960) antropologa Claude’a Levi-Straussa lub Drugiej płci (pol. wyd. 1949) feministki Simone de Beauvoir, a nawet rzadziej Dróg wolności   egzystencjalisty Jean Paul Sartre’a.

   Podczas wspomnianej  konferencji słuchałem wystąpień wielu sławnych językoznawców i literaturoznawców, przybyłych również ze Stanów Zjednoczonych, m.in. Romana Jakobsona, językoznawcy i literaturoznawcy. Często rozmawiałem z Robertem Austerlitzem, badaczem języków uralo-ałtajskich.

 Z zajęć polonistycznych  pamiętam epizod sporu z Michałem Głowińskim, prowadzącym ćwiczenia z poetyki, wówczas asystentem, gdy interpretowaliśmy wiersz Juliusza Słowackiego na temat matki, wiersz, który  – według Michała Głowińskiego – mógł być interpretowany jako erotyk.

Uczestniczyłem również w bardzo popularnym seminarium dla doktorantów, prowadzonym w Instytucie Badań Literackich przez profesora Żółkiewskiego, którego Zagadnienia stylu. Szkice o kulturze (1965) wtedy czytaliśmy. Wśród uczestników było wielu ciekawych i obiecujących młodych ludzi, m.in. Anna Wierzbicka, która wygłaszała referaty z zakresu filozofii języka , np. na temat dzieła pt. Tractatus Logico-Philosophicus Ludwiga Wittgensteina, a po latach zasłynęła w światowych kręgach językoznawców m.in. jako twórczyni naturalnego metajęzyka. Dzięki profesorowi Żółkiewskiemu miałem dostęp do biblioteki IBL-u, z której pożyczałem książki anglojęzyczne, przydatne podczas pisania pracy doktorskiej. W tej bibliotece miałem również dostęp do zakazanego owocu, jakim było czasopismo „Kultura” (zwane „paryską”), a w jednym z jej numerów znalazłem pierwszy przekład (pośredni) na język polski opowiadania Dazaia Osamu pt. Żona Villona (późniejszy przekład z oryginału japońskiego nosi tytuł Mój mąż, Villon). Może właśnie dlatego po latach przetłumaczyłem powieść Zmierzch, a w 2019 roku przygotowałem wybór jego opowiadań i napisałem posłowie do tego wyboru opowiadań pt. Owoce wiśni (Czytelnik,2020). A wszystko zaczęło się wtedy, już w odległych latach sześćdziesiątych XX wieku. A  może nawet trochę wcześniej…    (mm)

(25.08.2020)

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko