Krzysztof Lubczyński – Garść wspomnień

0
759

Doszedłem do wniosku, że moja garść wspomnień nawiązujących do 10-lecia istnienia portalu literacko-artystycznego pisarze.pl byłaby niepełna bez poprzedzenia jej wspomnieniem sięgającym w znacznie odleglejszy czas, a związanym z moim pierwszym zetknięciem się z prasą kulturalno-literacką.

Avant la lettre

O ile mnie pamięć nie myli, a czynię to zastrzeżenie, bo jest ona fenomenem zawodnym i podatnym na deformacje oraz zacieranie się wraz z upływem czasu, stało się to w roku 1971, gdy byłem czternastoletnim uczniem ostatniej klasy szkoły podstawowej, ale i namiętnym czytelnikiem sięgającym już obficie także po literaturę wykraczającą poza zakres obejmujący kategorię prozy „dla młodzieży”. Oczywiście, jak całe pokolenia młodych czytelników, byłem (do dziś mam do niej sentyment) wielkim miłośnikiem m.in. literatury przygodowej, zaczytując się namiętnie i obficie w ukochanych powieściach Juliusza Verne, Karla Maya, Roberta Louisa Stevensona, Jamesa Fenimore Coopera czy naszego rodzimego Walerego Przyborowskiego i wielu, wielu innych, ale coraz częściej zaczynałem też sięgać po prozę o tematyce tzw. poważnej, głównie wielką klasykę polską i obcą, co zaowocowało choćby tym, że na egzaminie pisemnym z języka polskiego do liceum ogólnokształcącego napisałem, ocenioną „na piątkę”, rozprawkę o „Dżumie” Alberta Camus. Dziś zapewne uśmiałbym się z moich ówczesnych „mądrości”, ale w końcu miałem piętnaście lat, a jak wiadomo, wedle stawu grobla… W tamtym okresie, wracam do roku 1971, wpadł mi w ręce pierwszy numer powołanego właśnie do istnienia tygodnika „Literatura”. Oddałem się jego lekturze z wielkim upodobaniem (co nie oznacza, że z równie wielkim zrozumieniem treści w nim pomieszczanych…), ale w takich sytuacjach najważniejsze jest nie literalne, intelektualne pojmowanie treści, lecz efekt  zainteresowania, ulęgnięcia fascynacji jakąś dziedziną kultury czy wiedzy, tzw. „połknięcie bakcyla”. Od tamtej pory regularnie kupowałem i czytałem wspomniany tygodnik, z czasem dodając do tej palety kolejne tytuły z kręgu prasy literackiej i kulturalnej. Nawyku czytania prasy codziennej, a także periodyków spoza tematyki literackiej nabyłem wiele lat później. Przyznam, że tym lekturom przez długie lata nie towarzyszyła mi myśl czy marzenie, by samemu zająć się kiedyś pisaniem, – w takiej czy innej formie – o literaturze, by zostać krytykiem literackim. Świat literatury onieśmielał mnie, wydawał mi się wtedy zbyt odległy, zbyt wysoko usytuowany, zbyt „olimpijski”. Z czasem, aczkolwiek stało się to po upływie wielu lat, zacząłem tu i ówdzie, w różnych tytułach, publikować drobne na ogół teksty o literaturze, ale gdy w końcu stałem się do tego jakoś tam przygotowany …. prasa literacka i kulturalna w Polsce zaczęła się najpierw kurczyć, potem niemal całkowicie zaniknęła, a choć po pewnym czasie zaczęła się nieco odradzać, to jednak nigdy już nie powróciła ani do dawnego bogactwa tytułów, ani do dawnego znaczenia i prestiżu. Rolę periodyków literackich zaczęły zastępować w pewnym momencie niektóre główne pisma społeczno-polityczne, także gazety codzienne, polityczne, od lewa do prawa, ale publikowane w nich kilkustronicowe dodatki literacko-kulturalne nie mogły zastąpić wielostronicowych magazynów tematycznych. W pewnym momencie zaczęło się ukazywać kilka nowych magazynów poświęconych książkom, nadal ukazuje się miesięcznik „Nowe Książki”, czy „Literatura na świecie”, ale chyba większość z nas, odbiorców literatury ma świadomość, że „to już nie te czasy” i że „to se ne vrati”. Jest to efekt ogólnego spadku rangi literatury w przestrzeni kultury jako całości, nie tylko w Polsce, także, na ogół, na świecie. To nie tylko moje przekonanie – tak uważa wielu, jeśli nie wszyscy uczestnicy i komentatorzy życia literackiego. Przyczynił się do tego m.in. regresywny zwrot ku kulturze obrazkowej, jej komercjalizacja i fala antyintelektualizmu, a literatura jest być może najbardziej intelektualną dziedziną kultury. Nieprzypadkowo jedynym gatunkiem literatury, który nie poniósł szwanku z powodu tych przemian, okazała się literatura skierowana do możliwie najszerszego kręgu odbiorców, literatura – z braku lepszego określenia nazwę ją popularną – na ogół pośledniego gatunku, w nielicznych przypadkach dobrze skrojona z profesjonalnego punktu widzenia, ale w końcu zazwyczaj (poza nielicznymi wyjątkami) stroniąca od prawdziwej sztuki literackiej, od językowej, stylistycznej, formalnej pieczołowitości, od eksperymentu w końcu, a nade wszystko od poważnej tematyki egzystencjalnej, filozoficznej, etc. Jednak nawet w tych tytułach, które ocalały lub jako nowe pojawiły się na rynku prasowym, bardzo wyraźnie zaznaczył się postępujący zanik krytyki literackiej z prawdziwego zdarzenia, o analitycznym czy eseistycznym zacięciu. Zastąpiły ją, a co najmniej zdominowały, zdawkowe na ogół recenzje książek, bardzo rzadko pogłębione treściowo, lub – co gorsza – trywialne notki o charakterze promocyjno-reklamowym, a nie krytyczno-analitycznym. Na szereg lat rozstałem się zatem, także z powodu pewnego rodzaju zmęczenia i zniechęcenia, z dawnym nawykiem regularnego śledzenia literackiej agory, choć od czasu do czasu sięgałem, raczej rzadko niż często, po ten czy ów tytuł prasowy z tej dziedziny, jak również po niektóre godne uwagi książki z zakresu krytyki literackiej.

Pisarze.pl

I w takim stanie rzeczy przydarzyło mi się, a było to bodajże w 2011 roku, że prezes ZG Związku Literatów Polskich Marek Wawrzkiewicz zaproponował mi podczas jednego z miłych spotkań, że skontaktuje mnie z Bohdanem Wrocławskim, poetą, który redaguje i wydaje internetową stronę literacko-kulturalną pod nazwą pisarze.pl. Przyznam, że o ile miałem jaką taką orientację co do tytułów prasy literackiej istniejących na tradycyjnym rynku papierowym, o tyle – jako osobnik, niejako z natury, słabo, po dziś dzień, korelujący z takimi mediami elektronicznymi, jak internet – nie wiedziałem ani o istnieniu pisarze.pl ani też o żadnym innym tytule internetowym zajmującym się kulturą, literaturą, etc. Pomimo tego chętnie przystałem na propozycję współpracy. Z Bohdanem porozmawialiśmy, najpierw telefonicznie, i ustaliliśmy, że będę publikował w jego tytule przede wszystkim teksty o prozie literackiej, jako że ten obszar jest moją najsilniejszą stroną. Początkowo moje pojedyńcze teksty, a konkretnie krótkie recenzje, ukazywały się w luźnej formule, bez indywidualnej winiety-stacyjki. Po pewnym czasie Bohdan zaproponował mi, żebym publikował co tydzień pakiety składające się z kilku recenzji, pod stałą winietą. Wymyśliliśmy też tytuł mojej winietki – „Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego”. I tak upłynęło od tamtego czasu już dziewięć lat. Przez jego większość, kolejne edycje pisarze.pl ukazywały się w rytmie tygodniowym, od pewnego czasu ukazują się co dwa tygodnie. To był zdecydowanie dobry pomysł, jeśli nawet podyktowany głównie względami redakcyjno-organizacyjnymi. Zbyt szybki rytm, a już na pewno pośpiech, pisaniu o literaturze dobrze nie służy. Sam się zresztą dziwię, po czasie, że przez tak długi okres zdołałem dostarczać swoje rekomendacje aż cztery razy w miesiącu, co tydzień. Dziś już bym chyba nie dał rady (czas płynie, a sił nie przybywa) dostarczać ich tak często. Poza tym, dzięki zmianie rytmu wydawania „przeszedłem” na teksty o  – na ogół – istotnie większej objętości, bliższe formule szkicu niż zdawkowej recenzji użytkowej. Od czasu do czasu przesyłałem też do publikacji wywiady z twórcami, na ogół aktorami i reżyserami, ale także z pisarzami, od czasu do czasu teksty o charakterze okolicznościowym, eseistycznym, a w drodze szczególnego wyjątku także recenzje teatralne i filmowe. E-dwutygodnik pisarze.pl jest oczywiście z formalnego punktu widzenia redakcją, której skład personalny odzwierciedlony jest w stopce redakcyjnej, ale przecież z uwagi na wyłącznie elektroniczną formułę nie tworzymy tradycyjnej, stacjonarnej redakcji, której członkowie spotykają się w redakcyjnych pokojach, przy biurkach. Ja osobiście zetknąłem się bezpośrednio, osobiście, tylko z niektórymi członkami zespołu redakcyjnego, a stały, ale zazwyczaj także tylko zdalny kontakt mam jedynie z Szanownym Redaktorem Naczelnym i Wydawcą. Nie tworzymy więc personalnej wspólnoty koleżeńskiej, bo taka może uformować się tylko w regularnym, bezpośrednim kontakcie. Ta konstatacja inspiruje mnie, niejako na marginesie niniejszych spostrzeżeń, także do uwagi następującej. Jestem nie tylko jednym z autorów e-dwutygodnika pisarze.pl, ale także jego czytelnikiem. Nie dziś i nie wczoraj zauważyłem, że wśród innych autorów dominuje na ogół duch,  światopogląd, czy nastrój – nazwijmy go tak – konserwatywny, tradycjonalny. Nie mam na myśli poglądów stricte politycznych, których nie dociekam (nadto redaktor Wrocławski skrupulatnie i do tego praktycznie, nie tylko deklaratywnie, trzyma pismo na dystans od bieżącej polityki), ale właśnie nastrój, który można by też nazwać n.p. wrażliwością typu prawicowego, konserwatywnego, tradycyjnie patriotycznego. Tak się składa, że z moimi lewicowymi, progresywnymi poglądami sytuuję się poza tym kręgiem postaw, co sprawia, że siłą rzeczy jestem cokolwiek „obcym ciałem”, nieco antagonistycznym, co raz jeden wyraziło się nawet w wewnątrzredakcyjnej – nazwijmy to tak – kłótni, „awanturce”, której przedmiot pominę. Nie muszę dodawać, że także zdalnej. Zdarzało się, że Redaktor Naczelny mitygował niektóre moje wrzucane w teksty passusy temperamentalno-ideowe i odrzucał niektóre zbyt ostre sformułowania, a zdarzało się, że i całe teksty. Nigdy nie miałem mu tego za złe, bo kształtowanie wizerunku pisma to jego niepodważalne prawo jako szefa redakcji i wydawcy. Pragnę jednak uczciwie podkreślić, że nigdy nie ograniczał mi i nie ogranicza spektrum wydawniczego recenzowanych książek, również tych, które reprezentują dalekie jemu samemu i większości członków zespołu redakcyjnego oraz współpracowników opcje ideowo-światopoglądowe, jak choćby Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Arbitror czy Agora. Za to poszanowanie pluralizmu i otwartość należą mu się słowa uznania.

I w ogóle bardzo dobrze, że istnieje taki periodyk jak pisarze.pl. Z niewątpliwym pożytkiem i zasługami dla polskiej kultury, z literaturą na czele, kultury, która powinna być dobrem ogromnej wagi dla nas wszystkich, niezależnie od dzielących nas przekonań.

Krzysztof Lubczyński – ur. 17 lutego 1957  w Lublinie (od 2002 roku mieszka w Warszawie), publicysta, krytyk, eseista. Debiutował w 1989 roku w bezdebitowym piśmie Organizacji Łódzkiej PPS „Robotnik”. Autor m.in. przewodnika historyczno-literackiego „Paryż”(1997),  czterech zbiorów wywiadów z wybitnymi postaciami polskiej kultury, nauki, polityki i historii (m.in. aktorami, reżyserami, pisarzami, filozofami) – „Rapsodia życia i teatru”(2007), „Mieszanka firmowa” (2011), „Bigos polski” (2013), „Koktajl wyborowy”(2013), licznych szkiców literackich i historycznych, wywiadu rzeki z Adamem Gierkiem „Coś wisi w powietrzu” (2009), współautorem tomów poświęconych polskiej kinematografii i sztuce filmowej („Filmowcy”, 2006,  „Oko szeroko otwarte”, 2009), zbioru rozmów z Jackiem Bocheńskim „Wtedy” (2011). W 1997 roku nagrodzony za opowiadanie przez jury konkursu literackiego im. J.I.Kraszewskiego. Inne jego wyróżnione opowiadanie znalazło się w antologii opowiadań „Z miasta Łodzi” (2008).

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko