Istnieją dwie opcje poezjowania. Ta pierwsza jest naturalna, to znaczy przychodzi do nas sama z siebie. Nie wymyślamy tego sobie, bo skądinąd wiemy, że literatura od wszech czasów zajmowała się poezją. No więc ten „wirus” dopada wielu z nas. Podobnie mają malarze, śpiewacy, muzycy, tancerze… To jest po prostu potrzeba kulturowości.
Zew talentu sam się narzuca. Ta grupa ludzi jest artystami. Skąd, dlaczego? Ha, na to nie ma odpowiedzi. To po prostu jest osobliwa inklinacja. Mniej więcej to samo mają architekci, inżynierzy, filozofowie i kto tam jeszcze chcecie. Ktoś chce i jest poetą lub prozaikiem, kto inny malarzem lub śpiewakiem.
Jesteśmy tak zwanymi „twórcami”. W sumie to tylko garstka społeczeństwa. Absolutna garstka z nas do tej gildii należy. A więc co robi reszta? Ano coś oczywistego. Są oni nauczycielami, prawnikami, szefami wielu instytucji, a w końcu rolnikami lub stolarzami.
Bywają także artyści „nieuczeni”, nie zakochani w księgarniach czy muzeach… Ot, taki na przykład Nikifor był artystą, choć zapewne o tym nie wiedział.
Istna gmatwanina ludzkiej, normalnej pracy i egzaltacji!
My – niby artyści – nie podnośmy głowy zbyt wysoko. Konglomerat różnorodności jest niezbędny. Dzięki temu cała ta maszyneria kreci się. Pogadajcie z bibliotekarzami. Wciąż biblioteki mają wzięcie. Moja Mama wiecznie biegała po bibliotekach i czytała książki. Zupełnie nie takie, jakie ja piszę czy czytam. Ale nie to jest ważne, tylko to, że nieustannie czytała, i to niekoniecznie tzw. czytadła. Ona już wtedy brała mnie do biblioteki, abym sobie coś wybierał. Może byłbym kimś innym niż Ona.
Miałem także jako uczeń liceum tzw. „inklinacje” dzięki mojemu Profesorowi języka polskiego. On wszczepił we mnie nie mniej niż Mama. Zaraz po maturze zgadniecie, co wybrałem… Oczywiści polonistykę. No i to już była jazda na całego. Polonistyka przygarniała adeptów literatury. Zupełnie niekoniecznie wszyscy z nas pisali wiersze lub opowiadania. Nie!, po prostu byli adoratorami literatury. I ja z tym wszystkim ruszyłem w świat…